rocha - 75' w tri-sprincie
Moderator: infernal
- rocha
- Zaprawiony W Bojach
- Posty: 1142
- Rejestracja: 06 maja 2002, 11:44
- Życiówka na 10k: brak
- Życiówka w maratonie: brak
- Lokalizacja: Świecie/Jelenia Góra/Wrocław
5.11
4km, 5'59"/km, 70m asc/desc
W tym
2,17km 5'06"/km
Tak, nie trzymałem właściwego tempa, leciałem na odczuciu nie patrząc na zegarek. To trening, a nie sprawdzian, ważne, że tempo było stałe, cztery nawroty i zwalczona ochota na finisz.
Jestem już po gimnastyce siłowej z priorytetem klatki i po zztowej (jeszcze szyją kręcę).
Grzecznie wracam do codziennych treningów, bo już mnie dziś łupnęło i ciężko było wytrwać do Godziny Procha.
Na dobranoc odcinek "Jak załapać się na fajną chorobę autoimmunologiczną - v1.0".
Najpierw trzeba nałykać się jakiejś trucizny. Potem nasz układ odpornościowy błyskawicznie się z nią upora, a nawet nauczy się, jak sobie z nią w przyszłości jeszcze lepiej radzić. Toksyna ta ma jedną zabawną cechę, a mianowicie jej cząsteczka zawiera osobliwą grupę funkcyjną, która wygląda toczka w toczkę jak jeden z rodników pewnego białka, produkowanego przez nasz organizm na potrzeby chrząstki stawowej. Niby nic wielkiego, ale lont się zapalił i już się tli. Układ immunologiczny rozpoznaje znajomą toksynę w tym białku i produkuje odpowiednie przeciwciała. Dużo. Coraz więcej. Zaczyna się dziać.
Ciąg dalszy nastąpi.
Niewątpliwie.
4km, 5'59"/km, 70m asc/desc
W tym
2,17km 5'06"/km
Tak, nie trzymałem właściwego tempa, leciałem na odczuciu nie patrząc na zegarek. To trening, a nie sprawdzian, ważne, że tempo było stałe, cztery nawroty i zwalczona ochota na finisz.
Jestem już po gimnastyce siłowej z priorytetem klatki i po zztowej (jeszcze szyją kręcę).
Grzecznie wracam do codziennych treningów, bo już mnie dziś łupnęło i ciężko było wytrwać do Godziny Procha.
Na dobranoc odcinek "Jak załapać się na fajną chorobę autoimmunologiczną - v1.0".
Najpierw trzeba nałykać się jakiejś trucizny. Potem nasz układ odpornościowy błyskawicznie się z nią upora, a nawet nauczy się, jak sobie z nią w przyszłości jeszcze lepiej radzić. Toksyna ta ma jedną zabawną cechę, a mianowicie jej cząsteczka zawiera osobliwą grupę funkcyjną, która wygląda toczka w toczkę jak jeden z rodników pewnego białka, produkowanego przez nasz organizm na potrzeby chrząstki stawowej. Niby nic wielkiego, ale lont się zapalił i już się tli. Układ immunologiczny rozpoznaje znajomą toksynę w tym białku i produkuje odpowiednie przeciwciała. Dużo. Coraz więcej. Zaczyna się dziać.
Ciąg dalszy nastąpi.
Niewątpliwie.
- rocha
- Zaprawiony W Bojach
- Posty: 1142
- Rejestracja: 06 maja 2002, 11:44
- Życiówka na 10k: brak
- Życiówka w maratonie: brak
- Lokalizacja: Świecie/Jelenia Góra/Wrocław
6.11
2,3km trucht i gimnastyka siłowa z priorytetem ramion, zztowa z szyją.
O co tyle krzyku? Uważam, że obie piżamki założyłem celująco. Tylko dzieci mi się pomyliły.
2,3km trucht i gimnastyka siłowa z priorytetem ramion, zztowa z szyją.
O co tyle krzyku? Uważam, że obie piżamki założyłem celująco. Tylko dzieci mi się pomyliły.
- rocha
- Zaprawiony W Bojach
- Posty: 1142
- Rejestracja: 06 maja 2002, 11:44
- Życiówka na 10k: brak
- Życiówka w maratonie: brak
- Lokalizacja: Świecie/Jelenia Góra/Wrocław
Nie chce mi się pisać -> znaczy więcej trenuję, niż siedzę przed komputerem -> znaczy jestem zadowolony i zmotywowany -> Znaczy nie muszę się dowartościowywać swoją pisaniną.
Ale uchylę rąbka tajemnicy o mojej potężnej formie.
Biegałem trzy razy, raz 7km mocno po górkach, dwa razy truchty po 2,5km. Rozbudowuję też gimnastykę siłową, powoli zaczyna przypominać crossfit. W dalszym ciągu robię gimnastykę zztową w pełny wymiarze (z szyją). Wczoraj zrobiłem sobie filmik, bo mam zamiar ją ograniczyć, a pamięć jest zawodna i gdy będę chciał wrócić to mogę zapomnieć ćwiczenia. Film ma 25' i to jest wariant szybki, prawie aerobowy (tylko szyja powoli). Muszę coś ograniczyć, bo mi cały trening ponad 1,5h wychodzi, a chcę się trochę na mtb przesiąść, porozciągać się, trochę zdezorientować ćwiczenia. Udeptałem sobie ścieżki nerwowo-mięśniowe i organizm się przystosował, trzeba zmienić bodźce.
A co poza tym? Byłem w ZUSie. Nie dało się inaczej...
Ale uchylę rąbka tajemnicy o mojej potężnej formie.
Biegałem trzy razy, raz 7km mocno po górkach, dwa razy truchty po 2,5km. Rozbudowuję też gimnastykę siłową, powoli zaczyna przypominać crossfit. W dalszym ciągu robię gimnastykę zztową w pełny wymiarze (z szyją). Wczoraj zrobiłem sobie filmik, bo mam zamiar ją ograniczyć, a pamięć jest zawodna i gdy będę chciał wrócić to mogę zapomnieć ćwiczenia. Film ma 25' i to jest wariant szybki, prawie aerobowy (tylko szyja powoli). Muszę coś ograniczyć, bo mi cały trening ponad 1,5h wychodzi, a chcę się trochę na mtb przesiąść, porozciągać się, trochę zdezorientować ćwiczenia. Udeptałem sobie ścieżki nerwowo-mięśniowe i organizm się przystosował, trzeba zmienić bodźce.
A co poza tym? Byłem w ZUSie. Nie dało się inaczej...
- rocha
- Zaprawiony W Bojach
- Posty: 1142
- Rejestracja: 06 maja 2002, 11:44
- Życiówka na 10k: brak
- Życiówka w maratonie: brak
- Lokalizacja: Świecie/Jelenia Góra/Wrocław
11.11
Wywróciłem trening do góry nogami.
aerobowo tylko MTB - trzy kwadranse we mgle, tętno mi powyżej 140 nie wyszło, a średnia 117. Muszę dokupić lepsze światełko, buty nieprzewiewne i taką czerwoną lampkę mrugającą z tyłu.
Trzeba też założyć Miry i znaleźć kompas, musi gdzieś leżeć...
Dziś bardzo okroiłem gimnastykę zz i tak już planuję do sprawdzianu. Zrobiłem porządne rozciąganie.
A teraz najlepsze, podszedłem do drążka i... jest naprawdę fajnie bez problemu kopnąłem w niego parę razy ze zwisu obunóż. To cud! Myślę, że podmyk to bym już dziś zrobił, tylko nie wiem jak by to moje barki zniosły, nie ryzykowałem. Szanse na wymyk realne jak cholera.
Naprawdę się podjarałem.
Już układam sobie w głowie plan na najbliższe dwa tygodnie, a potem tydzień prawdy, czyli sprawdzian z realizacji planu.
Ale to nic! Oczyma wyobraźni widzę już siebie robiącego, wejście odmachem i kopertę... Ehhh.
Wywróciłem trening do góry nogami.
aerobowo tylko MTB - trzy kwadranse we mgle, tętno mi powyżej 140 nie wyszło, a średnia 117. Muszę dokupić lepsze światełko, buty nieprzewiewne i taką czerwoną lampkę mrugającą z tyłu.
Trzeba też założyć Miry i znaleźć kompas, musi gdzieś leżeć...
Dziś bardzo okroiłem gimnastykę zz i tak już planuję do sprawdzianu. Zrobiłem porządne rozciąganie.
A teraz najlepsze, podszedłem do drążka i... jest naprawdę fajnie bez problemu kopnąłem w niego parę razy ze zwisu obunóż. To cud! Myślę, że podmyk to bym już dziś zrobił, tylko nie wiem jak by to moje barki zniosły, nie ryzykowałem. Szanse na wymyk realne jak cholera.
Naprawdę się podjarałem.
Już układam sobie w głowie plan na najbliższe dwa tygodnie, a potem tydzień prawdy, czyli sprawdzian z realizacji planu.
Ale to nic! Oczyma wyobraźni widzę już siebie robiącego, wejście odmachem i kopertę... Ehhh.
Ostatnio zmieniony 13 lis 2014, 01:14 przez rocha, łącznie zmieniany 1 raz.
- rocha
- Zaprawiony W Bojach
- Posty: 1142
- Rejestracja: 06 maja 2002, 11:44
- Życiówka na 10k: brak
- Życiówka w maratonie: brak
- Lokalizacja: Świecie/Jelenia Góra/Wrocław
12.11
Miało być mtb, ale dzieci...
2km z kijami
Siłowo z priorytetem najszerszego
Krótka wersja zz
Rozciąganie... mam dylemat, dziś zrobiłem klasyczne rozciąganie na obręcz biodrową i kręgosłup, a na koniec jeszcze poizometryczną relaksację, czyli po bożemu, ale kusi mnie, by odwrócić kolejność. Eeee, lepiej nie eksperymentować.
Szyję to w ciągu dnia katowałem, coś drgnęło, a właściwie zaczęło chrupać. I oko zakrapiam bez podpierania głowy... Niby biadolę i marudzę, ale jednak są postępy.
Jest mi... dobrze. Wogóle nie zmęczony. Dziwne uczucie...
Miało być mtb, ale dzieci...
2km z kijami
Siłowo z priorytetem najszerszego
Krótka wersja zz
Rozciąganie... mam dylemat, dziś zrobiłem klasyczne rozciąganie na obręcz biodrową i kręgosłup, a na koniec jeszcze poizometryczną relaksację, czyli po bożemu, ale kusi mnie, by odwrócić kolejność. Eeee, lepiej nie eksperymentować.
Szyję to w ciągu dnia katowałem, coś drgnęło, a właściwie zaczęło chrupać. I oko zakrapiam bez podpierania głowy... Niby biadolę i marudzę, ale jednak są postępy.
Jest mi... dobrze. Wogóle nie zmęczony. Dziwne uczucie...
- rocha
- Zaprawiony W Bojach
- Posty: 1142
- Rejestracja: 06 maja 2002, 11:44
- Życiówka na 10k: brak
- Życiówka w maratonie: brak
- Lokalizacja: Świecie/Jelenia Góra/Wrocław
Czas na trening gdzieś mi się podział. Kilka dni robienia co się da kiedy się da. Gimnastyka siłowa z rana, bieganie po południu, rozciąganie wieczorem jakieś truchty bez zegarka... nieważne
Zapisane i - myślę - ważne, to:
14.11
bieganie - 4,5km w tym 2,6km w tempie śr 4'50" (!) - ale było lekko z górki
16.11
mtb - 34', Hr śr = 122, Hr max = 150 -średnia ilość ołowiu w udach, nie przejmuję się, to druga jazda.
Pochrzaniły mi się siłowe priorytety, nie pamiętam, co kiedy robiłem.
Rower nie jest w stanie na razie rozpędzić mi serducha, a właściwie moje "czwórki" są na to za słabe. Dziś chciałbym jeszcze przebiec mocno 4km, a potem pobujam się już dłużej rowerkiem po izerskich błotach. Kompas znalazłem w piaskownicy, a miry leżał pod zwłokami dmuchanego basenika w garażu. Światełko czerwone odkręciłem z szosówki. Jeszcze konkretne białe światełko i jestem gotów na wycieczki.
Sąsiad zaproponował, że mi sprzeda pług. Od razu powiedział, że ma ofertę na 300, ale mi spuści za stówę, bo mnie lubi. No nie wiem, Hucułka patrzyła na mnie jakoś podejrzliwie dzisiaj...
Zapisane i - myślę - ważne, to:
14.11
bieganie - 4,5km w tym 2,6km w tempie śr 4'50" (!) - ale było lekko z górki
16.11
mtb - 34', Hr śr = 122, Hr max = 150 -średnia ilość ołowiu w udach, nie przejmuję się, to druga jazda.
Pochrzaniły mi się siłowe priorytety, nie pamiętam, co kiedy robiłem.
Rower nie jest w stanie na razie rozpędzić mi serducha, a właściwie moje "czwórki" są na to za słabe. Dziś chciałbym jeszcze przebiec mocno 4km, a potem pobujam się już dłużej rowerkiem po izerskich błotach. Kompas znalazłem w piaskownicy, a miry leżał pod zwłokami dmuchanego basenika w garażu. Światełko czerwone odkręciłem z szosówki. Jeszcze konkretne białe światełko i jestem gotów na wycieczki.
Sąsiad zaproponował, że mi sprzeda pług. Od razu powiedział, że ma ofertę na 300, ale mi spuści za stówę, bo mnie lubi. No nie wiem, Hucułka patrzyła na mnie jakoś podejrzliwie dzisiaj...
- rocha
- Zaprawiony W Bojach
- Posty: 1142
- Rejestracja: 06 maja 2002, 11:44
- Życiówka na 10k: brak
- Życiówka w maratonie: brak
- Lokalizacja: Świecie/Jelenia Góra/Wrocław
Informacja dnia - zrobiłem wymyk! Dziś! Przed chwilą! Drążek jest przy stajni i gdy wracałem z bieganka (kogo to obchodzi, ile i jak szybko?!) wstąpiłem na chwilę, zdjąłem czołówkę, wyjąłem komórkę, odpiąłem Garmina... I hop. I siup.
Ha! Jestem dobrej myśli.
Ha! Jestem dobrej myśli.
- rocha
- Zaprawiony W Bojach
- Posty: 1142
- Rejestracja: 06 maja 2002, 11:44
- Życiówka na 10k: brak
- Życiówka w maratonie: brak
- Lokalizacja: Świecie/Jelenia Góra/Wrocław
Garść informacji:
18.11 (przed wymykiem )
3,23 km, asc=desc=75m, 5'58"/km
19.11
2,27 km, asc=desc=40m, 7'32"/km
20.11
1,92 km, asc=desc=40m, 6'01"/km
21.11
6,83 km, asc=341m, desc=215m, 7'10"/km
w tym podbieg 3,78km, asc=282m, 7'30"
faktycznie najsłabsze mam czworogłowe...
Zagrzewam się do boju przed przyszłotygodniowym sprawdzianem, weryfikacją skuteczności przygotowań. Nie ma numerów startowych, nie ma kibiców, nie ma oficjalnych wyników, nawet bieżni lekkoatletycznej nie ma w okolicy.
Lipy też nie będzie, może się nie udać, ale sprawdzian musi się odbyć.
Kuźnia charakteru...
Chyba, że mi się nie będzie chciało
18.11 (przed wymykiem )
3,23 km, asc=desc=75m, 5'58"/km
19.11
2,27 km, asc=desc=40m, 7'32"/km
20.11
1,92 km, asc=desc=40m, 6'01"/km
21.11
6,83 km, asc=341m, desc=215m, 7'10"/km
w tym podbieg 3,78km, asc=282m, 7'30"
faktycznie najsłabsze mam czworogłowe...
Zagrzewam się do boju przed przyszłotygodniowym sprawdzianem, weryfikacją skuteczności przygotowań. Nie ma numerów startowych, nie ma kibiców, nie ma oficjalnych wyników, nawet bieżni lekkoatletycznej nie ma w okolicy.
Lipy też nie będzie, może się nie udać, ale sprawdzian musi się odbyć.
Kuźnia charakteru...
Chyba, że mi się nie będzie chciało
- rocha
- Zaprawiony W Bojach
- Posty: 1142
- Rejestracja: 06 maja 2002, 11:44
- Życiówka na 10k: brak
- Życiówka w maratonie: brak
- Lokalizacja: Świecie/Jelenia Góra/Wrocław
22.11
Same indoory, gimnastyka siłowa z priorytetem barki.
To była intensywna gimnastyka (jak na mnie), ale wciąż za słaba, żeby zastąpić zztową. Tę ostatnią muszę jednak robić nadal.
23.11
MTB 0,5h lekko (ale z prowadzeniem przez bagna) i gimnastyki.
Czas start. Zacząłem tydzień weryfikacji, opiszę go w następnym poście gdy się skończy (dziś ostatni dzień).
Niezły mam zapieprz. To był dobry pomysł z tą powtarzalnością osiąganych wyników.
Ale już mogę zdradzić, że nie udało się osiągnąć planowanego wyniku, co nie znaczy, że nie jest ciekawie.
Same indoory, gimnastyka siłowa z priorytetem barki.
To była intensywna gimnastyka (jak na mnie), ale wciąż za słaba, żeby zastąpić zztową. Tę ostatnią muszę jednak robić nadal.
23.11
MTB 0,5h lekko (ale z prowadzeniem przez bagna) i gimnastyki.
Czas start. Zacząłem tydzień weryfikacji, opiszę go w następnym poście gdy się skończy (dziś ostatni dzień).
Niezły mam zapieprz. To był dobry pomysł z tą powtarzalnością osiąganych wyników.
Ale już mogę zdradzić, że nie udało się osiągnąć planowanego wyniku, co nie znaczy, że nie jest ciekawie.
- rocha
- Zaprawiony W Bojach
- Posty: 1142
- Rejestracja: 06 maja 2002, 11:44
- Życiówka na 10k: brak
- Życiówka w maratonie: brak
- Lokalizacja: Świecie/Jelenia Góra/Wrocław
No, mam trochę czasu, to zrobię podsumowanie tygodniowego sprawdzianu.
Cel był taki:
1. Przebiec 5 km w czasie poniżej 25' - trzy razy w tygodniu
2. Wykonać wymyk na drążku - siedem razy w tygodniu
3. Utrzymać przez 3" poziomkę w pozycji siadu płaskiego z podporem na dłoniach - pięć razy w tygodniu
Chodzi oczywiście o ten sam tydzień.
Udało się w tym tygodniu:
1. Przebiec 5 km trzy razy w podobnym tempie (27'04", 26'52", 27'30")
2. Wykonać wymyk 5 razy
3. Nie dam razy zrobić poziomki.
Tej poziomki najbardziej mi szkoda, jeszcze trochę pracy mnie czeka. Ostro ćwiczyłem siłę obręczy barkowej, pleców i nóg, a cały czas boję się trochę tego brzucha, za silne mięśnie przyginają do przodu, robię to, ale za mało.
Wymyk udało mi się zrobić w każdy dzień "niebiegowy" i jeszcze raz przed bieganiem. W pozostałe dni aerobowo uprawiałem kolarstwo szuwarowo-błotne z międzylądowaniami w zabagnionych leśnych rowach.
Naaaatomiast biegane piątki to były epickie przygody. Nie znalazłem nigdzie w okolicy bieżni, nie udało się wyskoczyć za dnia. Dwa pierwsze podejścia zrobiłem na trawersie dna naszej przełęczy, gdzie jest stosunkowo płaskie 1,25 km (wyszło 77m up/down na 5km). Ostania piątkę zrobiłem na ca 420-metrowym wahadle z 12 nawrotami (może z 20m deniwelacji na całym dystansie). Pierwszy raz biegłem starając się nie stracić tempa 5'/km, a gdy się skończyło z górki, starałem się nie stracić przytomności. Efekt? 5'25"/km. Drugim razem już nie byłem taki głupi i od początku jechałem na odczuciu... 5'23". Trzecim razem wiał taki blizzard, że mnie skurcze pokręciły już na rozgrzewce. Dumny jestem z tego 5'30"/km.
To trochę dziwne, ale mam straszną frajdę z tego niezrealizowanego celu. Dużo się nauczyłem i widzę, że jeszcze sporo przede mną. Wczoraj już nie łyknąłem diklofenaku, skończył się, a nowej recepty nie wykupiłem. Pociągnę trochę na apapie, a potem i jego chcę odstawić. Chyba, że Pani Dochtór na mejla odpisze. Wysłałem jej swoje OB i CRP. Nic nie spadło, a nawet wzrosło w czasie brania tych jej proszków. Na razie żyję. Chodzę. Oddycham.
Cel był taki:
1. Przebiec 5 km w czasie poniżej 25' - trzy razy w tygodniu
2. Wykonać wymyk na drążku - siedem razy w tygodniu
3. Utrzymać przez 3" poziomkę w pozycji siadu płaskiego z podporem na dłoniach - pięć razy w tygodniu
Chodzi oczywiście o ten sam tydzień.
Udało się w tym tygodniu:
1. Przebiec 5 km trzy razy w podobnym tempie (27'04", 26'52", 27'30")
2. Wykonać wymyk 5 razy
3. Nie dam razy zrobić poziomki.
Tej poziomki najbardziej mi szkoda, jeszcze trochę pracy mnie czeka. Ostro ćwiczyłem siłę obręczy barkowej, pleców i nóg, a cały czas boję się trochę tego brzucha, za silne mięśnie przyginają do przodu, robię to, ale za mało.
Wymyk udało mi się zrobić w każdy dzień "niebiegowy" i jeszcze raz przed bieganiem. W pozostałe dni aerobowo uprawiałem kolarstwo szuwarowo-błotne z międzylądowaniami w zabagnionych leśnych rowach.
Naaaatomiast biegane piątki to były epickie przygody. Nie znalazłem nigdzie w okolicy bieżni, nie udało się wyskoczyć za dnia. Dwa pierwsze podejścia zrobiłem na trawersie dna naszej przełęczy, gdzie jest stosunkowo płaskie 1,25 km (wyszło 77m up/down na 5km). Ostania piątkę zrobiłem na ca 420-metrowym wahadle z 12 nawrotami (może z 20m deniwelacji na całym dystansie). Pierwszy raz biegłem starając się nie stracić tempa 5'/km, a gdy się skończyło z górki, starałem się nie stracić przytomności. Efekt? 5'25"/km. Drugim razem już nie byłem taki głupi i od początku jechałem na odczuciu... 5'23". Trzecim razem wiał taki blizzard, że mnie skurcze pokręciły już na rozgrzewce. Dumny jestem z tego 5'30"/km.
To trochę dziwne, ale mam straszną frajdę z tego niezrealizowanego celu. Dużo się nauczyłem i widzę, że jeszcze sporo przede mną. Wczoraj już nie łyknąłem diklofenaku, skończył się, a nowej recepty nie wykupiłem. Pociągnę trochę na apapie, a potem i jego chcę odstawić. Chyba, że Pani Dochtór na mejla odpisze. Wysłałem jej swoje OB i CRP. Nic nie spadło, a nawet wzrosło w czasie brania tych jej proszków. Na razie żyję. Chodzę. Oddycham.
- rocha
- Zaprawiony W Bojach
- Posty: 1142
- Rejestracja: 06 maja 2002, 11:44
- Życiówka na 10k: brak
- Życiówka w maratonie: brak
- Lokalizacja: Świecie/Jelenia Góra/Wrocław
Wygląda na to, że to koniec mojego blogowania.
Nie chcę tak po prostu przestać pisać, zniknąć w bez zakończenia pewnej historii. Jest to historia oswajania się z diagnozą o ZZSK. To żadna tragedia, nawet umrzeć się na tę chorobę nie da. Normalnie można robić swoje, opiekować się rodziną, zarabiać, oddawać się przyjemnościom, zajmować hobby.
Pisanie tego bloga (blożka ), pomogło mi ogarnąć sytuację, śledzić postępy treningowe, narzuciło pewną obowiązkowość na etapie, gdy wszystko się niemiłosiernie wlokło, gdy chciało się już teraz mieć postęp, a wychodził krok w tył. To forum pełne jest takich depresyjnych wpisów o kontuzjach, przetrenowaniach, błędach treningowych, zepsutych akcentach itd... Czułem się z tymi "krokami wstecz" jak w domu . No i zrozumiałem wreszcie, że sport nie zmienia w niczym mojego życia, on je tylko uzupełnia.
Będę nadal trenował, a w zawodach pewnie zacznę też częściej startować.
Do zobaczenia.
Nie chcę tak po prostu przestać pisać, zniknąć w bez zakończenia pewnej historii. Jest to historia oswajania się z diagnozą o ZZSK. To żadna tragedia, nawet umrzeć się na tę chorobę nie da. Normalnie można robić swoje, opiekować się rodziną, zarabiać, oddawać się przyjemnościom, zajmować hobby.
Pisanie tego bloga (blożka ), pomogło mi ogarnąć sytuację, śledzić postępy treningowe, narzuciło pewną obowiązkowość na etapie, gdy wszystko się niemiłosiernie wlokło, gdy chciało się już teraz mieć postęp, a wychodził krok w tył. To forum pełne jest takich depresyjnych wpisów o kontuzjach, przetrenowaniach, błędach treningowych, zepsutych akcentach itd... Czułem się z tymi "krokami wstecz" jak w domu . No i zrozumiałem wreszcie, że sport nie zmienia w niczym mojego życia, on je tylko uzupełnia.
Będę nadal trenował, a w zawodach pewnie zacznę też częściej startować.
Do zobaczenia.
- rocha
- Zaprawiony W Bojach
- Posty: 1142
- Rejestracja: 06 maja 2002, 11:44
- Życiówka na 10k: brak
- Życiówka w maratonie: brak
- Lokalizacja: Świecie/Jelenia Góra/Wrocław
27.01.2017
Postanowiłem wskrzesić wątek.
Mam cel biegowy, którego nigdy nie miałem. Chcę pobiegać szybciej.
A dokładnie 4'/km.
Przygodę z bieganiem zacząłem od dystansów ultra i tak naprawdę nigdy nie pracowałem nad poprawą szybkości.
Teraz to zrobię, kiedyś w końcu trzeba jakąś kontuzję złapać. Wszystkich bolą kolana, kostki, podudzia... a mnie nic, tylko kręgosłup .
Cel sprzed dwóch lat tj. 25' na 5km robię teraz treningowo po zaśnieżonej leśnej drodze z pagórkami.
Nie mam też problemu z utrzymaniem tempa 5'/km przez 8-12km w urozmaiconym terenie (ale po twardym).
Pozostałe cele z zakresu sprawności ogólnej też się przez te dwa lata zrealizowały i jestem w miarę sprawnym czterdziestoparolatkiem.
Ale nigdy nie biegałem szybciej niż 4'30"/km. Chyba, że na krótko, przebieżki lub na zbiegu. Cały mój aparat ruchu jest przystosowany do dreptania truchcikiem, najlepiej po błocie, śniegu lub kamieniach. Powoli i ostrożnie, żeby sobie krzywdy nie zrobić.
Jeszcze winien jestem słowo o walce z zzsk. Przez 9 miesięcy leczony byłem enbrelem i poczułem się znacznie lepiej więc NFZ odstawił mi lek i poczułem się znaczne gorzej, więc trochę poleżałem w szpitalu i po paru miesiącach znów dali mi enbrel - do września tego roku. Do wiosny chcę zrobić szybkość, a potem się zobaczy.
Jestem już po okresie przygotowawczym, który opiszę w następnym poście.
Zrobiłem też pierwszy akcent szybkościowy - wczoraj - i jestem lekko przestraszony.
Postanowiłem wskrzesić wątek.
Mam cel biegowy, którego nigdy nie miałem. Chcę pobiegać szybciej.
A dokładnie 4'/km.
Przygodę z bieganiem zacząłem od dystansów ultra i tak naprawdę nigdy nie pracowałem nad poprawą szybkości.
Teraz to zrobię, kiedyś w końcu trzeba jakąś kontuzję złapać. Wszystkich bolą kolana, kostki, podudzia... a mnie nic, tylko kręgosłup .
Cel sprzed dwóch lat tj. 25' na 5km robię teraz treningowo po zaśnieżonej leśnej drodze z pagórkami.
Nie mam też problemu z utrzymaniem tempa 5'/km przez 8-12km w urozmaiconym terenie (ale po twardym).
Pozostałe cele z zakresu sprawności ogólnej też się przez te dwa lata zrealizowały i jestem w miarę sprawnym czterdziestoparolatkiem.
Ale nigdy nie biegałem szybciej niż 4'30"/km. Chyba, że na krótko, przebieżki lub na zbiegu. Cały mój aparat ruchu jest przystosowany do dreptania truchcikiem, najlepiej po błocie, śniegu lub kamieniach. Powoli i ostrożnie, żeby sobie krzywdy nie zrobić.
Jeszcze winien jestem słowo o walce z zzsk. Przez 9 miesięcy leczony byłem enbrelem i poczułem się znacznie lepiej więc NFZ odstawił mi lek i poczułem się znaczne gorzej, więc trochę poleżałem w szpitalu i po paru miesiącach znów dali mi enbrel - do września tego roku. Do wiosny chcę zrobić szybkość, a potem się zobaczy.
Jestem już po okresie przygotowawczym, który opiszę w następnym poście.
Zrobiłem też pierwszy akcent szybkościowy - wczoraj - i jestem lekko przestraszony.
- rocha
- Zaprawiony W Bojach
- Posty: 1142
- Rejestracja: 06 maja 2002, 11:44
- Życiówka na 10k: brak
- Życiówka w maratonie: brak
- Lokalizacja: Świecie/Jelenia Góra/Wrocław
Jeszcze szybko opiszę okres przygotowawczy, który mam za sobą.
Okres trwał dwa miesiące w tym czasie zajmowałem się głownie doborem odpowiednich ćwiczeń rehabilitacyjnych. Testowałem różne zestawy, niektóre sam wymyślałem . Robię teraz rehabilitacyjnie gimnastykę poranną, crossfit nastawiony na obręcz barkową i izolowane ćwiczenia na prostowanie grzbietu (jeśli kogoś to zainteresuje, to coś podlinkuję).
Ponadto czekałem, aż moja masa wzrośnie powyżej 80kg, żeby zabezpieczyć się przed anemią (pod koniec zaostrzenia ważyłem 77kg pomimo suplementacji białkowej własnego pomysłu). Wskaźniki czerwonokrwinkowe były w normie, choć na dolnej granicy.
Jeśli chodzi o bieganie, to dominowały rozbiegania okolo 5km, raz na dwa tygodnie coś dłuższego, większość po górkach. Jeszcze przed śniegami pobiegłem 9km ca 5'/km, a ostatnio już po śniegu i lodzie tak samo szybko 5km (było trudniej). To były właściwie jedyne "akcenty" w okresie przygotowawczym.
No i od dawna chodziło mi po głowie, żeby przyśpieszyć.
Okres trwał dwa miesiące w tym czasie zajmowałem się głownie doborem odpowiednich ćwiczeń rehabilitacyjnych. Testowałem różne zestawy, niektóre sam wymyślałem . Robię teraz rehabilitacyjnie gimnastykę poranną, crossfit nastawiony na obręcz barkową i izolowane ćwiczenia na prostowanie grzbietu (jeśli kogoś to zainteresuje, to coś podlinkuję).
Ponadto czekałem, aż moja masa wzrośnie powyżej 80kg, żeby zabezpieczyć się przed anemią (pod koniec zaostrzenia ważyłem 77kg pomimo suplementacji białkowej własnego pomysłu). Wskaźniki czerwonokrwinkowe były w normie, choć na dolnej granicy.
Jeśli chodzi o bieganie, to dominowały rozbiegania okolo 5km, raz na dwa tygodnie coś dłuższego, większość po górkach. Jeszcze przed śniegami pobiegłem 9km ca 5'/km, a ostatnio już po śniegu i lodzie tak samo szybko 5km (było trudniej). To były właściwie jedyne "akcenty" w okresie przygotowawczym.
No i od dawna chodziło mi po głowie, żeby przyśpieszyć.
- rocha
- Zaprawiony W Bojach
- Posty: 1142
- Rejestracja: 06 maja 2002, 11:44
- Życiówka na 10k: brak
- Życiówka w maratonie: brak
- Lokalizacja: Świecie/Jelenia Góra/Wrocław
26.01
Pobiegłem 3x500m w tempie docelowym z niepełnym odpoczynkiem (trasa niestety śliska i zaśnieżona, ale płaska)
Wyszło tak:
8'/1200m rozgrzewka w truchcie
2'09"/518m
2'/200m odpoczynek w marszu
2'11"/509m
2'30"/200m odpoczynek w marszu
2'29"/515m
5'/500m odpoczynek w marszu.
Na każdym szybkim odcinku miałem rzyga na wylocie. Przez cały następny dzień strasznie mnie głowa bolała (określenie "potwornie" byłoby wlaściwsze). Jak widać ostatnie przyśpieszenie to właściwie nie było przyśpieszenie .
Za tydzień/dwa pobiegnę to samo, teraz muszę się pozbierać .
27.01
20' truchtu około 3km.
Rano gimnastyka, wieczorem grzbiet.
Pobiegłem 3x500m w tempie docelowym z niepełnym odpoczynkiem (trasa niestety śliska i zaśnieżona, ale płaska)
Wyszło tak:
8'/1200m rozgrzewka w truchcie
2'09"/518m
2'/200m odpoczynek w marszu
2'11"/509m
2'30"/200m odpoczynek w marszu
2'29"/515m
5'/500m odpoczynek w marszu.
Na każdym szybkim odcinku miałem rzyga na wylocie. Przez cały następny dzień strasznie mnie głowa bolała (określenie "potwornie" byłoby wlaściwsze). Jak widać ostatnie przyśpieszenie to właściwie nie było przyśpieszenie .
Za tydzień/dwa pobiegnę to samo, teraz muszę się pozbierać .
27.01
20' truchtu około 3km.
Rano gimnastyka, wieczorem grzbiet.