Beata ma rację, w sumie dobrze się stało ze trafiłaś do szpitala, przebadają Cię od góry do dołu , przynajmniej będzie wiadomo czy jest się czym martwić.
ASK, prawie się popłakałam z zazdrości.

Nam się nie udało w tym roku nawet na 3 dni wyjechać w Bieszczady czy gdzieś i aż mnie ścisnęło jak zobaczyłam Twoje zdjęcia i opis biegania. Zazdraszczam, mam nadzieję ze w przyszłym roku sobie jakoś to odbijemy.
Bo w tym roku nie wypaliły nam żadne plany na wyjazdy, wojaże, cokolwiek.
Ale wiecie, jest jednak coś takiego, żeby umieć wyłapać _zdrowy_ balans pomiędzy robieniem sobie sportem dobrze, a niszczeniem się w imię wyników, formy, startów, nadmiernych ambicji, rywalizacji, dążenia do "sukcesu" czy jak u mnie- pierdolca zwykłego, bo inaczej tego nazwać nie umiem.
Ja się za bardzo nie ujawniam z moimi schizami, ale ciągle muszę walczyć z takimi głupotami jak. np. przerwa w treningach. 3 dni bez i mi się wydaje, że mi "wieki nie byłam, mięśnie mi zanikają, tłuszcz mnie zalewa"
Tydzień przerwy, a u mnie schiza jakbym rok na kanapie leżała i pączki tylko jadła na wyścigi.
W sumie to jak patrzę w tył, to nic lepszego niż kontuzja z tamtego roku i brak szybkości w bieganiu tak po prostu, nie mogło mnie spotkać, bo bym chyba sama siebie zajechała na śmierć.
A widzę tu więcej takich "mądrych inaczej" (bez urazy, o sobie także piszę) .
Ujmę to tak: ja przynajmniej już zdaje sobie sprawę z faktu, ze mam ponad 40 lat a cięgle regularnego pierdolca.
Boli mnie to, ale umiem siąść na tyłku i sobie powiedzieć: nie mam 20tu lat, jestem zmęczona, chrzanię, nie idę, nie robię, odpoczywam, jem więcej, bo na Olimpiadę i tak nie kandyduję.
Jest lepiej, ale dobrze, to raczej nie będzie nigdy i podejrzewam, że nie tylko ze mną niestety.
Ale trzeba to kontrolować, nie dawać się niszczyć samemu sobie.