Kredk@: co to ja miałam? Aha pójść pobiegać!

Moderator: infernal

Awatar użytkownika
Kredk@
Zaprawiony W Bojach
Zaprawiony W Bojach
Posty: 345
Rejestracja: 28 lut 2011, 13:33
Życiówka na 10k: brak
Życiówka w maratonie: brak

Nieprzeczytany post

Witajcie,

Wczoraj był dzień dłuższego wybiegania, na szczęście te dłuższe są jeszcze krótkie. Łydy porażka. Normalnie jak kamienie i bolesne. Pierwsze okrążenie 3-4km 1:0 dla nich. Dopiero później odzyskałam nad nimi kontrolę. Poza tym na mojej trasie, albo lód, albo ubity, śliski śnieg, albo chodniki z rozdeptaną, zmrożoną breją, coś jak piasek na plaży. No nie na moje styrane nogi te warunki były. W związku z tym wybieganie rzeczywiście było długie, ale niekoniecznie kilometrowo, ale czasowo. Pierwsze okrążenie się wlokłam, nawet się spocić nie zdążyłam, powoli mi się zimno robiło. Bałam się z tymi łydkami kombinować. Wolałam zrobić trening wolno, niż go w ogóle nie robić. Chyba się starzeję, bo co chwilka miałam wizję jak mi się malowniczo nogi rozjeżdżają na tym śliskim i łamię sobie po kolei nogi, biodra, ręce i rozwalam głowę. :szok: :tonieja: :lalala:
Nie mniej udało się zrobić zaplanowane kilometry. Cały czas mam jakieś ograniczenia. Powyżej 10km strasznie mi trudno biegnąć. Nie wiem czy to w głowie siedzi, czy w nogach. :hahaha: Tempo pomimo przeciwieństw wolne, ale w miarę równe.

Poniedziałek, 16 styczeń 2012


11,35 km
6'55"
01:18:27


Kurczę kiepsko widzę ten mój Półmaraton... Mogę się w limicie czasu nei zmieścić. :hahaha: :hahaha: Bo pewnie w okolicach 6'50" - 7'00" przyjdzie mi to truchcić... Mimo że kalkulator optymistycznie założył 6'39"...
New Balance but biegowy
Awatar użytkownika
Kredk@
Zaprawiony W Bojach
Zaprawiony W Bojach
Posty: 345
Rejestracja: 28 lut 2011, 13:33
Życiówka na 10k: brak
Życiówka w maratonie: brak

Nieprzeczytany post

Witam,

Chyba jestem chora... :orany: :ojnie: :niewiem: Także nie wiem co z dzisiejszym treningiem począć...

Niby tylko 6,5km, późniejsze ćwiczenia ogólne mogłabym sobie darować...

Nic, mam czas do wieczora żeby myśleć.

Katar mam, ogólną słabość, i oczko mi pękło :hahaha: Znaczy spuchło, zaropiało, zaczerwieniło się i boli. :ojoj:
Awatar użytkownika
Kredk@
Zaprawiony W Bojach
Zaprawiony W Bojach
Posty: 345
Rejestracja: 28 lut 2011, 13:33
Życiówka na 10k: brak
Życiówka w maratonie: brak

Nieprzeczytany post

Rozsądek zwyciężył, choć nie było łatwo. Zalegam dzisiaj w łóżku pod kołdrą i szprycuję się jakimiś theraffluami. :taktak: Oby szybko przepędzić dziadowstwo...
Awatar użytkownika
Kredk@
Zaprawiony W Bojach
Zaprawiony W Bojach
Posty: 345
Rejestracja: 28 lut 2011, 13:33
Życiówka na 10k: brak
Życiówka w maratonie: brak

Nieprzeczytany post

Niestety dwa kolejne treningi wypadły, a i dzisiejszy z całą pewnością wyleci. Rozłożyło mnie totalnie. Jakaś masakryczna zaraza. :ech: :orany: :wrr: Jestem słaba, wściekła i bezsilna. Jeden antybiotyk nie działa, dzisiaj jadę do doktora, żeby zmienił na coś bardziej skutecznego. Angina, ucho, kaszel, katar, i oko. To tak w wielkim skrócie nie wdając się w szczegóły. :ojoj: :smutek: Płakać mi się chce... No ale może jeszcze jakoś zdążę się przygotować do tej Połówki... Tylko nie wiem co wywalać z tego planu a co realizować. :ojnie:
Awatar użytkownika
Kredk@
Zaprawiony W Bojach
Zaprawiony W Bojach
Posty: 345
Rejestracja: 28 lut 2011, 13:33
Życiówka na 10k: brak
Życiówka w maratonie: brak

Nieprzeczytany post

Ważna informacja: idzie ku lepszemu. Kolejny antybiotyk daje radę.

Wyleciało jak na razie treningów 3, czyli pełny tydzień.

Zastanawiam się czy jutro zrobić planowe 6,5km? Pomyślę, jeszcze. Siłowo dałabym radę na pewno powolutku potruchtać... Nie mniej odstrasza mnie nieco pogoda. Boję się żeby się jeszcze nie załatwić bardziej... No nic zobaczymy co będzie jutro... ;-)

Ach i cudowna wiadomość. Ten tydzień przerwy dał mi trochę czasu na przemyślenia mojego obżarstwa niezdrowego i tycia. Obecnie obrałam, mam nadzieję, mądrą i skuteczną strategię.
Mam nadzieję ubytek wagi będzie satysfakcjonujący, a i nawyki żywieniowe sobie jakieś zdrowsze wyrobię.
Awatar użytkownika
Kredk@
Zaprawiony W Bojach
Zaprawiony W Bojach
Posty: 345
Rejestracja: 28 lut 2011, 13:33
Życiówka na 10k: brak
Życiówka w maratonie: brak

Nieprzeczytany post

Taaaaa antybiotyk na gardło pomógł a i jakże. Jeszcze 3 dni terapii.
Nie mniej siadły mi zatoki. :grr: Ból niewyobrażalny, jakby mi miała twarz eksplodować, a oczy na szypułkach zwisnąć. Masakra! Do tego mega wielki katar, kaszel. Dno, dno, dno. Rów Mariański. Jestem załamana. O bieganiu nie ma mowy. W zeszłym tygodniu pochodziłam na zajęcia w klubie. Może i to mnie dobiło. Nie wiem. Nie chcę wiedzieć.
Jest mi źle bardzo. I nawet światełka w tunelu nie widać... :echech: :wrrwrr: :smutek:
Awatar użytkownika
Kredk@
Zaprawiony W Bojach
Zaprawiony W Bojach
Posty: 345
Rejestracja: 28 lut 2011, 13:33
Życiówka na 10k: brak
Życiówka w maratonie: brak

Nieprzeczytany post

Cóż ja mogę tu napisać?
Powinnam się chyba przenieść na jakieś forum dla zdechlaków.
Generalnie nie choruję. Na prawdę. Jestem zahartowana, nie imają mnie się grypy, katarki, kaszelki...
Ze dwa razy do roku grypa żołądkowa sprzedana przez dzieci i w sumie tyle...
Nie mniej mam jeden słaby punkt. Taka pięta Achillesowa w modę! Gardło - angina.

Jak wspomniałam miałam już jedną. Obecnie jestem posiadaczką drugiej i 3 serii antybiotyków. Mój rekord to 5 z rzędu. Mam nadzieję, że nie będę pobijać, bo wtedy do Połówki to nawet nie wyzdrowieję.

Łudzę się jeszcze na start, choć przygotować się solidnie nie dam rady, nie oszukujmy się.
Nie da się zrobić w 4 tygodnie tego co miałam w zamiarze przez 12!

Czy mi zawsze musi gófffnem rzucać w oczy i wiać, i żwirem, piachem, wrzątkiem... Buuuuuuuu chlip, chlip. Spadam, bo marudzę, a nie cierpię tego!!!

Plany:
10 dni antybiotyku - zero biegania - zero aktywności fizycznej.

Plany na później:
sprawić jakimś cudem, żeby się zdzira angina nie nawróciła, tylko jak???
Awatar użytkownika
Kredk@
Zaprawiony W Bojach
Zaprawiony W Bojach
Posty: 345
Rejestracja: 28 lut 2011, 13:33
Życiówka na 10k: brak
Życiówka w maratonie: brak

Nieprzeczytany post

Za tydzień Półmaraton!
Nie wiem co mam zrobić... Wiem co powinnam. ZREZYGNOWAĆ.
Ale to takie trudne!
Weźcie nakopcie mi do tyłka, pocieszcie, albo nie wiem co.

Kusi mnie żeby stanąć na starcie i chociaż spróbować zmierzyć się z dystansem, na zasadzie przebycia trasy.

Z drugiej strony od ostatniego posta nie przebiegłam nawet 1 km. Jestem totalnie nie przygotowana. Zrobiłabym co najwyżej mały rozruch w tym tygodniu. Ale czy to wystarczy???

Czy powinnam sobie darować?

AAAAAAAAA Pomocy!!!
Awatar użytkownika
Kredk@
Zaprawiony W Bojach
Zaprawiony W Bojach
Posty: 345
Rejestracja: 28 lut 2011, 13:33
Życiówka na 10k: brak
Życiówka w maratonie: brak

Nieprzeczytany post

Ok, nie jestem rozsądna, rozważna, zawsze zaliczałam się do tych romantycznych marzycielek.
Dlatego nei zrezygnuję z marzeń. Pojawię się na starcie Półmaratonu Warszawskiego, jakkolwiek szalone to by nie było.
Jestem świadoma, że nie ukończę, a jak uda się ukończyć to odchoruję, ale nie chcę się poddawać bez walki, bo to rozsądne.
FAK IT.
Rozsądni ludzie mają nudne życie.

Dzisiaj w ramach "przygotowań" do mojego plany zagłady, postanowiłam się nieco rozbiegać. Oj łatwo nie było.

Statystyki też mogę podać jedynie orientacyjne, i to baaardzo. Gdyż sprzęt pomiarowy zakurzony w szufladzie odmówił posłuszeństwa i domagał się prądu. Zatem się ładuje nadal a ja swoje już truchtnęłam.

Słoniowo może nie jest, ale lekko też nie. Naciąga się ciągle prawa łyda i nieco pobolewa stopa. To TA trefna stopa. Więc nie ciągnęłam za wiele.


Poniedziałek, 19 marzec 2012


Około 6,5 km (na oko)
6'50" -------> to też wyliczone z tego na oko
00:44:29 ------> to jedyne nie na oko, bo stoper miałam. ;-)


Na koniec zaliczyłam wiadukt w tą i spowrotem, więc dwa wbiegi i dwa zbiegi.
Taki prawie trening... heheheeheh

Nie no zabawnie jest! :hahaha: :hej: :taktak: :taktak:
Awatar użytkownika
Kredk@
Zaprawiony W Bojach
Zaprawiony W Bojach
Posty: 345
Rejestracja: 28 lut 2011, 13:33
Życiówka na 10k: brak
Życiówka w maratonie: brak

Nieprzeczytany post

Po pierwsze okazuje się, że mam całkiem niezłe oko. ;-)

Dzisiaj zaliczyłam bieg w intencji mocy przybywaj!!!

Zrobiłam dokładnie to samo co ostatnio. Tym razem zmierzyłam.

Nosz równiuteńko idę. Heheheheh

Piątek, 23 marzec 2012


6,61 km
6'48"
00:45:00


Nie mniej nie jest dobrze. Przez pierwsze 4 km marzyłam, żeby wyrzucić treść żołądkową gdzieś w krzaki, a jelitowej pozbyć się w domu za pomocą jakiś tajfun tabletek tudzież czopów.
Czuję się ciężka, ociężała, ospała, zmęczona, śpiąca, przeżarta (mimo, że jakoś nie jem ani dużo ani ciężko), wzdęta, rozdęta, bleeeeeeeeeee
Nogi ledwie mnie niosły. Końcóweczka dopiero jakoś żwawiej i tak bardziej lekko.

Oj sama jestem ciekawa co wydarzy się w niedzielę.
Musi nastąpić kumulacja szczęśliwych zbiegów okoliczności, abym zameldowała się na mecie. Ależ to podniecające. Nie czy jakiś tam wynik wykręcę, ale czy dobiegnę!? Napięcie rośnie. :hejhej:
Na razie to miałam dziś jechać po pakiet i zapomniałam... Co to dwójka dzieci robi z kobity! Nosz jak można zapomnieć odebrac pakiet???

Jutro się melduję zatem w Centrum Olimpijskim.
Awatar użytkownika
Kredk@
Zaprawiony W Bojach
Zaprawiony W Bojach
Posty: 345
Rejestracja: 28 lut 2011, 13:33
Życiówka na 10k: brak
Życiówka w maratonie: brak

Nieprzeczytany post

AAAAAAAAAAAAAAA!!! DOBIEGŁAM: 2:27:57.
Nie lazłam truchtałam. ;-)
:taktak: :hahaha: :hej: :taktak: YYYEEEEAAAAHHH!!!! Jestem mistrzem! :hej:
Awatar użytkownika
Kredk@
Zaprawiony W Bojach
Zaprawiony W Bojach
Posty: 345
Rejestracja: 28 lut 2011, 13:33
Życiówka na 10k: brak
Życiówka w maratonie: brak

Nieprzeczytany post

To jak emocje już nieco opadły, spróbujmy to usystematyzować... ;-)

Obrazek
7. Półmaraton Warszawski

Pomimo tego, iż zaspałam, wbrew pozorom nie wiązało się to ze zmianą czasu, udało się dotrzeć na miejsce odpowiednio wcześniej. Warszawa w niedzielę rano puściutka. Pogoda piękna, słonko, rzeźko. Miód, malina. Dzieci u dziadków, mąż obok. Sielanka. W okolicach startu z zaparkowaniem już nie tak łatwo, ale udało się. I to bliziutko mety co nie było bez znaczenia hehehehe, jak się później okaże. ;-) Zdążyliśmy dojść na start, zaliczyłam tojkę, rozgrzałam się, porozciągałam, mąż porobił mi zdjęć kilka. ;-) Nie powiem stres miałam ogromny. Jak jechaliśmy autem, to mówię do Wszechmogącego, żeby do mnie gadał bo się denerwuję. Ścisk miałam w żołądzie ostry. Nie wiem czemu? Przecież niby bez napinki miało być i jak się uda to fajnie, a jak nie też fajnie. Nie mniej zżerało mnie coś od środka. Adrenalinka na starcie też była, ale zanim ruszył nasz ogon to już emocje opadły. Start chyba przebiegłam coś koło 30 minut po starcie czołówki... Jeszcze jak na złość słońce zaszło i zaczął wiać tak przenikliwy zimny wiatr, że zdążyłam skostnieć i zgrabieć i zesztywnieć. Dobrze, że mąż stał obok, to mogłam mieć bluzę i mu ją oddać w ostatniej chwili. ;-) Aj, w ogóle fajnie, że był i wspierał mentalnie i duchowo.
Zziębnięta i sztywna przekroczyłam start. Atmosfera wzniosła, fajny doping, ciasno, tłumnie, ale radośnie. Ruszyłam wolniutko. Bardzo się pilnowałam, bo ziąb podpowiadał, żeby wydłużyć krok. Nie mniej wiedziałam, że nie mogę popełnić na tym dystansie mojego koronnego błędu, czyli ruszyć za mocno. W rezultacie początek na prawdę w miarę nieźle. Do cytadeli pełen luzik. Na Cytadeli poczułam w bucie coś. To coś pewnie było jakimś paprochem, albo kuleczką jakąś bawełnianą, albo czymś równie gównianym, co upierdliwym. Czułam przy każdym nastąpieniu na tą stopę coraz bardziej kłujący ból i tworzący się odcisk. Po wyjściu na na Wisłostradę zaliczyłam jakąś ławeczkę, buta siup, skarpetkę siup, wytrzebapałam co trzeba, ubrałam i dalej jazda. Nie mniej stopa nadal mnie kuła. Wkurzyło mnie to i wyprowadziło z równowagi. Nie mniej przede mną trzypasmówka, "jadę" sobie środkiem, słońce w twarz mi świeci, to stwierdziłam, że spróbuję zignorować to odczucie z buta. Na 8km pierwszy kryzysik. Taki pod tytułem: ojoj jak jeszcze daleko. Nie mniej udawało mi się utrzymać równe, komfortowe tempo. A że to tempo żółwicy, no cóż.
Tunel fajny. Jakoś nie podziałał na mnie w żaden sposób. Fajnie chórek śpiewał, ale akurat jak podbiegałam do nich to zmieniali piosenkę i nie śpiewali... Po wybiegnięciu z tunelu kryzys meeega. Ja to 11 km, a z naprzeciwka lecą i kończą!!! Jak ja chciałam być na ich miejscu, jak korciło, żeby przeskoczyć przez taśmę i zawinąć. No ale nic, trza napierać swoje. Do Agrykoli jeszcze dobrze się biegło. Na Agrykolę weszłam, popijając drinki. W jednej łapce woda, w drugiej powerade. ;-) Nogi bolały już konkretnie. W sensie mięśnie. Ale myślę sobie 14 km już dałam radę. Poza tym uskrzdliła mnie myśl, że z Aleji Ujazdowskich będziemy zbiegać a nie podbiegać, jak mi się wcześniej ubzdurało. Widać jak dokładnie się z trasą zapoznałam. :hahaha: Po wejściu na górę, spowrotem truchcik. Koło Łazienek grupka dzieciaków, około 5-6 lat podbiegła do nas i wystawiła łapki do przybijania piątek. Ale mieli radochę. Wokół mnie pustawo już było, coraz więcej osób spcerkiem, marszem, mało kto biegnie. Z Ujazdowskich się puściłam. Wyprzedziłam wszystkich. Super uczucie!!! Mogłabym je polubić! Na dole już powrót do trchciku. Natomiast Gagarina i Podchorążych... Łoooo, tutaj zaczęła się moja walka. Na 16km. Czułam już mięśnie baaardzo. Biodra, kolana. W sumie nigdy więcej niż 12,5km nie przebiegłam...
Po wytoczeniu się na Wisłostradę, marsz przy wodopoju. Znowu podrinkowałam maszerując i próbując zebrać siły na ten finisz. No bo przeciez poddać się, jak już tak blisko... Stopa kontuzjowana spoko, samopoczucie ogólne spoko, poza zmęczeniem. Ruszenie do truchtu po tym marszu bolało. Auua. Potem jak już się bujnęłam troszkę lepiej. Nie mniej wiatr akurat wtedy musiał silnie dmuchać w twarz! Człowiek resztką silnej woli człapie, to mu w mordęwind zapiwania. Most! Most! Jejaaa już most, jakoś dam radę. Na moście mąż. Jak mi się gięba do niego roześmiała. Mój człowiek! Mój człowiek tam stoi! Nic mi już nie grozi. :hahaha: :uuusmiech: Wtruchtałam na wiadukt, ale ból mięśni... auuua. Na moście resztką, na rezerwie sił. Gdzie ta meta??? Zawrotka, zbieg, jeeeest! Widzę ją! Dobiegłam!!!! Aaaaaaaaaaaa sama nie wierzę jeszcze, że się udało. Z wrażenia zapominam wyłączyć sportbanda, czuję się nieco zagubiona, kręcę się, wiem, że mam oddać gdzieś czip, ale nie wiem gdzie. Nogi i biodra tak bolą, że ledwo łażę, najchętniej bym przysiadła, ale nie ma gdzie. W końcu wolontariusze pogonili mnie w tunel i kazali leźć w kółko. Maaatko, jak ja mam gdzieś jeszcze iść???? Ale jakoś doszłam do wyjścia, a tam czekał Wszechmogący. Uściskał mnie, wyraził swoją dumę z kury. Ach!
Pamiątkowe zdjęcie.
No i całe szczęście, że to auto blisko było, bo bym nie doszła. Musiałby mnie nieść chyba... :hahaha:

Ciekawe czy jutro mojej przesłodkiej dwójeczce podołam... Mam pewne obawy. :lalala:

Obrazek

edit: Zapomniałam wspomnieć chyba o tym, że atmosfera cudowna, doping cudowny. Często ludzie dopingowali mnie po imieniu (widocznym pod numerem). Bardzo mi to pomagało! Dziękuję!!!

A rozwaliła mnie Pani na starcie z rowerem. Stała po jednej stronie mostu i bardzo dopingowała żebyśmy szybciej biegli, bo ona nie ma czasu i jej się spieszy! Bueheheh Rozbawiła mnie!

Ach co chwilka pewnie będzie mi się coś przypominać! ;-)
Awatar użytkownika
Kredk@
Zaprawiony W Bojach
Zaprawiony W Bojach
Posty: 345
Rejestracja: 28 lut 2011, 13:33
Życiówka na 10k: brak
Życiówka w maratonie: brak

Nieprzeczytany post

Odpoczywam wciąż.

wolf1971 dał mi cynka (dzięki!!!) do mojego pierwszego "biegowego" zdjęcia. Akurat przy wodopoju, więc uchachanam po pachy, a biegu to tam nie widać. Ale szczęście ważne. Tuż przed tunelem to chyba było. ;-)

https://picasaweb.google.com/1179374450 ... 5502217602

Zakwasiory już dzisiaj znośne. Najgorzej było po biegu, no i w poniedziałek jeszcze ciężko mi się chodziło. Dzisiaj już znośnie. Poszłabym nawet na hidance, ale mi kręgosłup odmówił posłuszeństwa po dźwiganiu dzieci przy remizie strażackiej, więc odpuściłam, zwalając to na karb regenracji. ;-)

Ruszę się może w czwartek, a może dopiero tbc i zumba w niedzielę.... Jutro na pewno obowiązkowo zdrowy kręgosłup. Bo łupieee.
Awatar użytkownika
Kredk@
Zaprawiony W Bojach
Zaprawiony W Bojach
Posty: 345
Rejestracja: 28 lut 2011, 13:33
Życiówka na 10k: brak
Życiówka w maratonie: brak

Nieprzeczytany post

Jejaaaaaaaa są, są, są! Zdjęcia, filmiki, aaaaaaaa.

JARAM SIĘ!

To chyba moje najulubieńsze, nie dość, że ze stadionem, to jeszcze widać, że biegnę. Na pozostałych nie bardzo widać. ;-P

Obrazek

Ogólnie wniosek: samotnie mi się pokonywało dystans. ;-)

Dzisiaj miałam rozruch zrobić około 5 km. Ale jakkolwiek by to perwersyjnie nie zabrzmiało ćwiczyłam mięśnie głębokie z sąsiadem. Gdy wszedł mąż z zakupów sąsiad leżał na podłodze. :hahaha: :hahaha: Generalnie weoło mi od niedzieli!!!

:hej:

Kiedyś jeszcze na pewno pobiegam, tym bardziej że

21 kwietnia Bieg Dookoła ZOO
Awatar użytkownika
Kredk@
Zaprawiony W Bojach
Zaprawiony W Bojach
Posty: 345
Rejestracja: 28 lut 2011, 13:33
Życiówka na 10k: brak
Życiówka w maratonie: brak

Nieprzeczytany post

Ponieważ jestem kobietą niezwyke spontaniczną, to niewiele myśląc, poszłam na test Coopera. A co!
Usłyszałam, że BBL organizuje, trochę poczytałam, czemu on miałby służyć i stwierdziłam, że w sumie czemu szuracz miałby nie pójść.
Tym bardziej, że w piątek miałam kryzys kryzysów moich możliwości macierzyńsko-wychowawczych. Uspokoiłam się dopiero po 2 ciężkich, baaardzo ciężkich godzinach w fitness klubie. Najpierw dałam się skatować mięsniowo, później aerobowo. Nie mniej do domu wróciłam już w miarę spokojna. ;-)

Ale zakwasiki mi dzisiaj na teście dokuczały.

Obrazek
2150m w 12 minut.

Przemyślenia:

- Nie umiem biegać szybciej niż 6'30" ze stałym tempem.
- Nie umiem biegać
- Co ja robię tu?

Ruszyłam jak zwykle za szybko, zasapana próbowałam ustabilizować jakoś tempo i oddech, jak się w miarę udało, to miałam wrażenie, że się strasznie wlokę. Później okazało się że minuta finiszu, to dla mnie o jakiś 45 sekund za dużo beuheuueheu. Szarpałam, targałam się tam, wiatr mną poniewierał. Ach! No ale mam nad czym myśleć! Wiem, że muszę popracować nad utrzymywaniem stałego tempa, biegając nieco szybciej niż konwersacyjnie. Powinnam rozpocząć jakiś sensowny, przemyślany trening... Tylko czy z moim szalonym życiem i brakiem możliwości planowania czegokolwiek to się uda? Spróbuję.
ODPOWIEDZ