arovane pisze:Witam,
Parę słów o pasie Kalenji. (buteleczki dopinane do pasa na rzepy). Początkowo byłem bardzo zadowolony, ale niestety... Po kilkudziesięciu kilometrach już trzeci raz odpada mi jedna z butelek pod wpływem wstrząsów. Poza tym wesołe trzeszczenie rzepów i ciągłe sprawdzanie czy już odpada jest dość irytujące. Dodatkowo można zniszczyć sobie koszulkę (od rzepów). Jeszcze jest kieszonka w której nic się nie mieści... Generalnie kicha.
Mam taki pas Kalenji z czterema buteleczkami.
Odpowiada mi wersja kilku mniejszych pojemników - najczęściej biorę 1, góra 2 sztuki.
Ja wpinam buteleczki... hm... pod pas... z zasadzie między warstwę pasa przylegającą do mojego ciała, a końcowy fragment którym się "zapinam". Buteleczki są stabilnie przymocowane, a wyjęcie nie jest aż takie kłopotliwe.
Inna rzecz, że mało kiedy ich używam w tym momencie. I jeszcze nie mam wrażenia wyrobienia rzepów.
Aha! Z tych mini buteleczek pije się jak z kiepskich wielkanocnych jajek-psikawek... strumień wody jest słaby, często zasysa mi się zatyczka. Bywało, ze w biegu po prostu odkręcałam buteleczkę i piłam nie korzystając z ustnika.
Pas jest fajnie elastyczny (plus)... ale dość gruby... nie wiem jak będzie sprawdzać się latem... ale domyślam się, że podobnie będzie mi się grzało ciało pod 'kamelbekiem'
Częściej używam samego pasa, ponieważ ja też muszę mieć przy sobie telefon/klucze/chusteczki/itp - dwie kieszonki są dostatecznie duże by to pomieścić, choć nie ukrywam, że wydobywanie w trakcie biegu dzwoniącego telefonu wymaga sprawnych paluszków;-)))
Rozwiązaniem idealnym jest pewnie ktoś poruszający się obok nas, podający nam w odpowiednim momencie napitek-telefon-chusteczkę... i jeszcze zabawiający rozmową
