Trener - czy jest potrzebny?

Biegowe "citius, altius, fortius": miejsce dla tych którzy chca biegac dalej i szybciej.
tomasz

Nieprzeczytany post

Negor -
Nie mogłeś od razu odpisać w tak miły sposób? Jasno i konkretnie i rzeczowo - wprost na moje pytania? Jednak potrafisz wykrzesać z siebie nie tylko iskrę, ale i ogień pedagoga.

Doskonale rozumiem Twoje stanowisko w tej kwestii.

Otóż język wyraża tylko to, co wyraża - nic poza tym. Znaki nie istnieją poza swoim znaczeniem. Nie ma znaków samych w sobie ponad tym, co oznaczają.

Można powiedzieć, że fizjologia znaczy tylko to co znaczy bio-chemia. Nic więcej. Czyli również -nie trening-.

Można też jeszcze ciekawiej argumentować moc Twojego stanowiska. Otóż czym się zajmuje dendrolog? Prosta odpowidź - drzewami i krzewami. No ale gdzyby przyjżeć się bliżej... to przecież on zajmuje się biochemią, matematyką, fizyką. Ale co ma wspólnego wzór chemiczny pewnych reakcji, języki formalne nauk ścisłych... z drzewem jako inspiracja w głowie malarza, czy też jego dzieło na płótnie? Co mają wspólnego z drzewem abstrakty usiłujące opisać z góry założoną materialną rzeczywsistość? Według mnie nic.

Idźmy głębiej. To drzewo składa się z atomów, częstek elementarnych. Ale czy widział kiedyś ktoś elektron, który krąży dookoła jądra? Czy w ogóle jest coś takiego jak materialne cząstki elementarne? Otóż nie. Fizyka na poziomie kwantowym mówi tylko o zachowaniu się narzędzi pomiarowych. Nie "dotykamy" samego źródła, nie mamy dostępu do tego o czym mówimy. Dosłownie wszystko jest z takiego "materiału" jak siła czy energia. Ontycznie to nie istnieje, możliwe do uchwycenia są tylko skutki (efekty uboczne) relacji pewnych zjawisk fizycznych. Istnieją tylko konstrukty znaków, które umożliwiają formułownie zasad, regół zachowania się aparatów pomiarowych relacji nieontycznych zjawisk. To są tylko konwencje komunikacyjne. Model Bohra o kuleczkach jako obraz rzeczywistości elementarnej to tylko model, wyimaginowana matryca, za która nikt nie wie co się kryje, jak się kryje, i jak to wyrazić. No i nigdy nie pozna.

Tak więc fizyka na poziomie mechaniki kwantowej za wiele o drzewach powiedzieć nie może.

Jeśli zarzut był taki, to rozumiem go :hej:


P.S - fizjologia właśnie powie, że te interwały są tlenowe bardziej :hejhej: :hejhej:
PKO
Awatar użytkownika
wojtek
Zaprawiony W Bojach
Zaprawiony W Bojach
Posty: 10535
Rejestracja: 19 cze 2001, 04:38
Życiówka na 10k: 30:59
Życiówka w maratonie: 2:18
Lokalizacja: lokalna
Kontakt:

Nieprzeczytany post

Konkurs z inicjatywy Entre sie zakonczyl z zalosnym nie dotrzymaniem dwoch terminow ogloszenia wynikow .

Poniewaz tekst , ktory nadeslalem nie zostal wyrozniony , spokojnie moge teraz pokazac go "na brudno"

WYROBNIK CZY ARTYSTA ?

Do mety bylo nie wiecej niz 250 metrow i wlasciwie w tym momencie konczylo sie sciganie a zaczynala agonia .
Miesnie rak i nog zaczynaly ciazyc jak po nowokainie. Pluca eksplodowaly pod cisnieniem wtlaczanego powietrza . Brzuch zaczynal byc nieznosnie goracy . Gardlo dlawilo sie lapczywymi haustami powietrza , nie mogac do konca uporac sie z wydechem .
Na domiar zlego wyobraznia podstawiala noge , przedstawiajacc to co mialo nastapic juz po przekroczeniu mety - utrate swiadomosci , wymioty i drgawki wycienczonego ciala , rzuconego bezwladnie na bieznie jak szmaciana lalka .

W tym biegu bylo wszystko za wyjatkiem poezji ruchow , radosci z pokonywanego dystansu i spelnienia .
Ten bieg byl jak egzekucja poprzedzona wymyslnymi torturami , podczas ktorych skazany marzy juz tylko o smierci .
Zar z rozgrzanych , betonowych trybun , wprawial powietrze w drganie a wyschniety na wior jezyk , przyklejal sie do podniebienia .

Tak zazwyczaj sie czulem kiedy pokonywalem znienawidzony dystans 800 metrow .
Ostatnie 250 - 200 metrow bylo glownie walka z wlasna psychika , ktora usluznie pokazywala soczystosc zielonej trawy , zapraszajaca do zejscia z rozgrzanej biezni .
Wizja agonalnych reakcji za linia mety zmuszala do spowolnienia tempa by ogrom cierpienia , oplatajacy juz swoja ofiare , byl chociaz troszke znosniejszy .

W takich momentach jedynie bardzo mocni zawodnicy mysla jeszcze o walce bo przeciez o walke do konca tu chodzi .

Przekraczajac linie 200 metrow do mety , zaczynalem podswiadomie odliczac metry , pozostajace mi do konca .
Nastepna stacja "drogi krzyzowej " byl row z woda ,gdzie bylo juz tylko 150 metrow . Pozniej ostatnia prosta , na koncu ktorej widniala linia mety , odlegla i nieosiagalna jak fatamorgana .
Wpadajac na kraty , odczuwalem uginajece sie kolana , by zaraz potem wpasc w otchlan czarnej dziury , gdzie dzwiek wlasnego oddechu dochodzil jak zza sciany .

Tym razem scenariusz byl inny .
Geste rogrzane powietrza przecial ostry krzyk , ktory smagnal mnie ostro jak bicz dzokeja .
Momentalnie otrzezwialem a wzrok odzyskal ostrosc widzenia . Katem oka zauwazylem sylwetke trenera , ktory wlasnie zajal miejsce na trybunach ,naprzeciw poczatku "strefy slabosci" - linii startu na 200 metrow .
Nieartykulowany dziki okrzyk dotarl do niedostepnej strefy moich rezerw , powodujac wylaczenie wszelkich zlych emocji .
Nagle bylem na tyle silny by wzmoc rytm pracy rak , popedzajacy bezwladne przed chwila nogi .
Droga krzyzowa przestala istniec , zastapil ja dystans do nastepnego zawodnika . Musialem go wziac i tak tez sie stalo , tuz przed wyjsciem na ostatnia prosta !

Popedzajacy mnie okrzyk nie ustawal a jego atawistyczne zrodlo przywolywalo jakies wizje wojen sprzed tysiecy lat , zachowane gdzies gleboko w genach .

Ostatnia prosta i cien leku - czy nie zabraknie mi dystansu bym wzial nastepnego goscia ?
Cyknalem go juz na kratach ...

Linie mety minalem powaznie rozjuszony , jak byk ktory w amoku szuka kolejnej ofiary i choc wyczerpanie ani na jote nie bylo mniejsze jak zwykle , czulem ze panuje nad swoimi reakcjamii ,a szczegolnie nad wlasna slaboscia .
Dosc szybkim truchtem przecialem plyte boiska by na goraco zapoznac sie ze zdaniem trenera . Choc na rozbiegu do oszczepu ktos wlasnie gotowal sie do oddania rzutu , nie zwolnilem , bezceremonialnie dajac do zrozumienia gdzie mam caly ten konkurs rzucania dzida .

Trener Edward Lipski wyrazal wlasne emocje jak malo kto .
Rasowy sprinter ( slowo "rasowy" pochodzi z jego bogatego slownika wyrazen i pozostanie ze mna do konca ) byl ekstrawertykiem i posiadal wyjatkowy dar przestawiania rozmowcy na wlasne fale .
Podniesionym tonem wykrzyczal mi nad glowa :
- no widzisz jakiej predkosci dostales ?!
I co , nie wiedziales ze potrafisz skutecznie finiszowac , nie wiedziales ?!
Widziales jak latwo tych gosci "lyknales" ?
I tak masz biegac bo inaczej jajca z plucami powyrywam !!!

Te ostatnie zdanie podkreslalo jednoczesnie autorytet i luzackie podejscie do sportu i zycia w ogole . Taki ktos byl mi niezbedny w osiagnieciu kolejnych etapow zawodniczego dojrzewania .
Tego dnia jego dziki okrzyk sprawil , ze zamiast biegac w ogonie cierpietnikow , zobaczylem sie w gronie pretendentow na pudlo i nie bylo juz odwrotu .
Miejsce uczestnika zajal fighter .
Articles in English:
http://www.examiner.com/atlanta-sports-gear-in-atlanta/wojtek-wysocki

Looking back:
http://bieganie.pl/?cat=37

Jutup: http://www.youtube.com/user/wojtek1425/videos?view=0
New Balance but biegowy
ODPOWIEDZ