Komentarz do artykułu Nowoczesne kobiety - coraz mniej ruchu, coraz więcej kalorii?
- kfadam
- Zaprawiony W Bojach
- Posty: 1270
- Rejestracja: 20 mar 2013, 15:32
- Życiówka na 10k: 1.05
- Życiówka w maratonie: brak
- Lokalizacja: Warszawa
mjałem 37 lat, na imprezce temat zszedł na wagę, w niewiadomy sposób nagle pojawiła się waga, kumpel który sporo jadł i ucinał sobie drzemki 69 kg ja przy podobnym wzroście 173 86kg. Wkurzyłem się 10 kg było zbędne, poszedłem na siłkę, początkowo waga nieznacznie spadła a potem stała jak zaczarowana. Rozkręciłem się ( wcześniej sporo ćwiczyłem jako dzieciak judo, biegi średniodystansowe w Szkole a potem piłkę nożną a że jako 17latek nogi miałem nieco potężne a góre szczuplutką postanowiłem to zmienic, od tego czasu siłownia z krótszymi czy dłuższymi przerwami przeplatana ze sportami walki) te kilka lat przerwy dowaliło 10 kg tłuszczu ale wcześniejsze treningi pozwoliło szybko wejść na wysoki obroty. Praktycznie każdą wolną chwile spędzałem a siłowni 2-2,30 godzin ciężkiej harówy przynajmniej raz w tygodniu sauna. Efekt wizualny tak, wagowy NIE 83kg i nic 2 lata sprawiły że zniknoł niewielki brzuszek ja nabrałem gabarytów ale wszystko nadal zasłonięte tłuszczem nagle w ciągu półtora miesiąca zleciałem na wadze 10kg. Doszedłem chyba do punktu gdzie masa mięśniowa swoim zapotrzebowaniem na energie przewyższyła to co pakowałem w siebie - diety nie trzymałem a przy takim obciążeniu apetyt mi dopisywał. W każdym bądź razie w wieku lat 40 ważyłem 73kg i byłem zadowolony ze swojego wyglądu. Niestety niedługo ta waga się utrzymała, stwierdziłem że czas rzucić palenie i pół roku później przywitałem 83kg Nie powiem w wyglądzie tragedii nie było jako że starałem się walczyć i z siłki wychodziłem jako ostatni
Później doszedł rower, szybko stał się podstawowym środkiem lokomocji i pomysłem na spędzanie wolnego czasu (wycieczki po 60-150 km) 83 kg pozostało mi wierne. Z czasem roweru było więcej a siłowni mniej z czasem zastąpiły ją piesze wędrówki po lesie i GÒRY. 83kg niezmiennie. Różne zawirowania wyparły rower i przywitałem 86kg. Praca pochłaniająca większość dnia i już tylko weekendowe spacery potem problemy z kręgosłupem i pojawiło się nawet 92 kg. Od połowy stycznia powoli wracam do życia, była nawet super zdrowa dieta i sporo ruchu w sierpniu około 250 km po Tatrach, waga 85 - 86kg a triglicerydy kosmos, apatia problemy ze snem, problemy gastryczne i generalnie wszystko do d.... Od miesiąca jestem na LCHF i kilka dni wystarczyło by wyniki były w normie i znikneły problemy gastryczne. Systematycznie wszystko się poprawia, waga staneła na 83-84kg ale ostatnio zbyt wiele ruchu nie było a w święta troszkę więcej się jadło i węgli też troszkę ponad normę.
Później doszedł rower, szybko stał się podstawowym środkiem lokomocji i pomysłem na spędzanie wolnego czasu (wycieczki po 60-150 km) 83 kg pozostało mi wierne. Z czasem roweru było więcej a siłowni mniej z czasem zastąpiły ją piesze wędrówki po lesie i GÒRY. 83kg niezmiennie. Różne zawirowania wyparły rower i przywitałem 86kg. Praca pochłaniająca większość dnia i już tylko weekendowe spacery potem problemy z kręgosłupem i pojawiło się nawet 92 kg. Od połowy stycznia powoli wracam do życia, była nawet super zdrowa dieta i sporo ruchu w sierpniu około 250 km po Tatrach, waga 85 - 86kg a triglicerydy kosmos, apatia problemy ze snem, problemy gastryczne i generalnie wszystko do d.... Od miesiąca jestem na LCHF i kilka dni wystarczyło by wyniki były w normie i znikneły problemy gastryczne. Systematycznie wszystko się poprawia, waga staneła na 83-84kg ale ostatnio zbyt wiele ruchu nie było a w święta troszkę więcej się jadło i węgli też troszkę ponad normę.
- klosiu
- Zaprawiony W Bojach
- Posty: 3196
- Rejestracja: 05 lis 2006, 18:03
- Życiówka na 10k: 43:40
- Życiówka w maratonie: brak
- Lokalizacja: Poznan
Cava, my tobie usiłujemy wyperswadować, że na diecie tłuszczowej nie ma podjadania, bo nie ma głodu, i nie ma ochoty na dodatkowe jedzenie. Nie trzeba żadnej edukacji i prania mózgu, żeby nie podjadać, wystarczy nie jeść jedzenia nienaturalnie stymulującego apetyt. Z tego co wnioskuje uważasz głód za coś co siedzi wyłącznie w głowie. No więc tak nie jest. Głód, czy "zachcianki" to sygnał od organizmu że czegoś brakuje, najczęściej kalorii. Ktoś jedzący za dużo węglowodanów może mieć za mało dostępnych kalorii, bo większość od razu idzie w tłuszcz i nie ma jak się do tego dostać przy wysokiej insulinie. Dlatego jest głodny, a głodu na dłuższą metę znieść się nie da.Chodzi mi o to, że człowiek nie powinien jeść tylko dlatego, że coś do jedzenia jest dostępne w zasięgu gęby.
Z nudów, z braku innego zajęcia, nawykowo przy jakichś czynnościach, poza posiłkami.
A to teraz nagminne. Jedzenie jest teraz dostępne łatwo, tanio, wszędzie i o każdej porze.
To jest jedna z największych zmian jakie się na przestrzeni ostatnich 30 lat w Polsce dokonały.
Na diecie z dużą zawartością tłuszczu problem nie istnieje, insulina jest niska i jak brakuje kalorii, to sobie organizm czerpie z własnego tłuszczu. Nie ma głodu, nie ma ochoty na przekąski, u mnie cukierki i czekolada leżą na stole tygodniami.
Nie dlatego że mam silną wolę, tylko dlatego że nie mam na nie ochoty. A np w święta, gdy jadłem po 6 tysięcy kalorii i sporo węgli (bo to działa tak samo jak odchudzanie głodówką - tak jak głodówka nie odchudza przy ogólnie tuczącej diecie, tak krótkie obżarstwo nie tuczy, jeśli ogólnie dieta nie sprzyja gromadzeniu tłuszczu) bywałem mimo to bardziej głodny (!!!) niż jedząc normalnie 2500-3000kcal, ale w większości z tłuszczu. I miałem ochotę na przekąski.
9-10% tłuszczu to wartość niska, ale nieszkodliwa u mężczyzny. Nie wiem co budzi twoje wątpliwości. To dotyczy faceta, oczywiste jest chyba dla każdego że nie dotyczy kobiet.
The faster you are, the slower life goes by.
-
- Wyga
- Posty: 86
- Rejestracja: 13 paź 2013, 21:58
- Życiówka na 10k: brak
- Życiówka w maratonie: brak
Moim zdaniem, Cava masz rację - jedzmy tyle ile potrzebuje organizm a nie więcej i ruszajmy się po to, żeby zachować sprawne ciało i świeży umysł do późnej starości ... cała reszta to dorabianie ideologi i udziwnianie bo nic nie przeskoczy prostej matematyki - dodatni bilans kaloryczny - tycie, ujemny - chudnięcie. (zaburzenia hormonalneto już temat dla endokrynologa )
No właśnie, ja o jednym Wy o drugim.
na początek nawiąże do mojego , może faktycznie niefortunnego zwrotu" jeść mniej"
Nie chodzi mi o ograniczanie kalorii, bo w ogóle jestem przeciwniczką liczenia kalorii.
Nie chodzi mi o to, że człowiek ma jeść mało, mikre porcje, czy jak już te kalorie liczy, to nie powinien przekraczać iluś tam na dobę bo jakaś wartość to "za dużo".
Chodzi mi o to, że człowiek nie powinien jeść tylko dlatego, że coś do jedzenia jest dostępne w zasięgu gęby.
Z nudów, z braku innego zajęcia, nawykowo przy jakichś czynnościach, poza posiłkami.
A to teraz nagminne. Jedzenie jest teraz dostępne łatwo, tanio, wszędzie i o każdej porze.
To jest jedna z największych zmian jakie się na przestrzeni ostatnich 30 lat w Polsce dokonały.
Wy cały czas piszecie o odchudzaniu ludzi już mających problem z nadmiernymi kilogramami.
A mnie chodzi o to, że zmiany jakie zaszły z w całym stylu życia a nie tylko odżywiania się, właśnie ten problem powodują i należałoby wdrożyć prewencję. Czyli taki system edukacji społeczeństwa, a zwłaszcza przyszłych rodziców, żeby nadwaga jak kiedyś, była problemem marginalnym.
Dieta bez ruchu?
Prosiłam Kisia żeby mi odpowiedział na proste pytania, nie odpowiedział tylko kazał mi się przyglądać sportowcom na mecie.
Czyli mam łyknąć tezę, że do zdrowego życia i szczupłej sylwetki jest potrzebna tylko dieta a patrzeć na wąską grupę osób uprawiających sport wręcz w nadmiarze?
Z lekka nie ogarniam logiki.
odchudzając się tylko dietą, bez zwiększenia ilości ruchu (zwiększania w stosunku do ilości "przęcietnego Kowalskiego") powodujemy dramatyczne spustoszenia w organizmie.
Owszem, jest to skuteczna metoda zmniejszania masy ciała. Tylko jak to ciało potem wygląda i jak funkcjonuje?
To recepta na przysłowiowe "skóra i kości" (obwisła skóra, brak masy mięśniowej i odwapnione kości)
Nie uważam też za słuszne, żeby promować nadmierne odchudzanie.
jednocyfrowy % tłuszczu dla zwykłego człowieka, to PONIŻEJ normy. Dążenie do tego to już z lekka odchylenie wywołane zboczonym przekazem medialnym promującym nienormalność. I też warto sobie z tego zdawać sprawę.
To tez nie jest zdrowe i o ile mężczyźnie jeszcze jako-tako ujdzie płazem, to dla kobiety to jest już rujnacja całego sytemu hormonalnego.
U młodych kobiet może wywoływać bezpłodność u starszych przedwczesną menopauzę i osteoporozę.
Więc też proponuję z lekka przybastować, wystawiając na przykład osobnika który zleciał do 9% tkanki tłuszczowej a nie jest zawodowym sportowcem który wpisuje sobie takie siupki w ryzyko zawodowe i dąży do podium za cenę własnego zdrowia.[/quote]
No właśnie, ja o jednym Wy o drugim.
na początek nawiąże do mojego , może faktycznie niefortunnego zwrotu" jeść mniej"
Nie chodzi mi o ograniczanie kalorii, bo w ogóle jestem przeciwniczką liczenia kalorii.
Nie chodzi mi o to, że człowiek ma jeść mało, mikre porcje, czy jak już te kalorie liczy, to nie powinien przekraczać iluś tam na dobę bo jakaś wartość to "za dużo".
Chodzi mi o to, że człowiek nie powinien jeść tylko dlatego, że coś do jedzenia jest dostępne w zasięgu gęby.
Z nudów, z braku innego zajęcia, nawykowo przy jakichś czynnościach, poza posiłkami.
A to teraz nagminne. Jedzenie jest teraz dostępne łatwo, tanio, wszędzie i o każdej porze.
To jest jedna z największych zmian jakie się na przestrzeni ostatnich 30 lat w Polsce dokonały.
Wy cały czas piszecie o odchudzaniu ludzi już mających problem z nadmiernymi kilogramami.
A mnie chodzi o to, że zmiany jakie zaszły z w całym stylu życia a nie tylko odżywiania się, właśnie ten problem powodują i należałoby wdrożyć prewencję. Czyli taki system edukacji społeczeństwa, a zwłaszcza przyszłych rodziców, żeby nadwaga jak kiedyś, była problemem marginalnym.
Dieta bez ruchu?
Prosiłam Kisia żeby mi odpowiedział na proste pytania, nie odpowiedział tylko kazał mi się przyglądać sportowcom na mecie.
Czyli mam łyknąć tezę, że do zdrowego życia i szczupłej sylwetki jest potrzebna tylko dieta a patrzeć na wąską grupę osób uprawiających sport wręcz w nadmiarze?
Z lekka nie ogarniam logiki.
odchudzając się tylko dietą, bez zwiększenia ilości ruchu (zwiększania w stosunku do ilości "przęcietnego Kowalskiego") powodujemy dramatyczne spustoszenia w organizmie.
Owszem, jest to skuteczna metoda zmniejszania masy ciała. Tylko jak to ciało potem wygląda i jak funkcjonuje?
To recepta na przysłowiowe "skóra i kości" (obwisła skóra, brak masy mięśniowej i odwapnione kości)
Nie uważam też za słuszne, żeby promować nadmierne odchudzanie.
jednocyfrowy % tłuszczu dla zwykłego człowieka, to PONIŻEJ normy. Dążenie do tego to już z lekka odchylenie wywołane zboczonym przekazem medialnym promującym nienormalność. I też warto sobie z tego zdawać sprawę.
To tez nie jest zdrowe i o ile mężczyźnie jeszcze jako-tako ujdzie płazem, to dla kobiety to jest już rujnacja całego sytemu hormonalnego.
U młodych kobiet może wywoływać bezpłodność u starszych przedwczesną menopauzę i osteoporozę.
Więc też proponuję z lekka przybastować, wystawiając na przykład osobnika który zleciał do 9% tkanki tłuszczowej a nie jest zawodowym sportowcem który wpisuje sobie takie siupki w ryzyko zawodowe i dąży do podium za cenę własnego zdrowia.[/quote]
- cava
- Zaprawiony W Bojach
- Posty: 1701
- Rejestracja: 10 gru 2012, 12:13
- Życiówka na 10k: brak
- Życiówka w maratonie: brak
klosiu pisze:Cava, my tobie usiłujemy wyperswadować, że na diecie tłuszczowej nie ma podjadania, bo nie ma głodu, i nie ma ochoty na dodatkowe jedzenie. Nie trzeba żadnej edukacji i prania mózgu, żeby nie podjadać, wystarczy nie jeść jedzenia nienaturalnie stymulującego apetyt. Z tego co wnioskuje uważasz głód za coś co siedzi wyłącznie w głowie. No więc tak nie jest. Głód, czy "zachcianki" to sygnał od organizmu że czegoś brakuje, najczęściej kalorii. Ktoś jedzący za dużo węglowodanów może mieć za mało dostępnych kalorii, bo większość od razu idzie w tłuszcz i nie ma jak się do tego dostać przy wysokiej insulinie. Dlatego jest głodny, a głodu na dłuższą metę znieść się nie da.Chodzi mi o to, że człowiek nie powinien jeść tylko dlatego, że coś do jedzenia jest dostępne w zasięgu gęby.
Z nudów, z braku innego zajęcia, nawykowo przy jakichś czynnościach, poza posiłkami.
A to teraz nagminne. Jedzenie jest teraz dostępne łatwo, tanio, wszędzie i o każdej porze.
To jest jedna z największych zmian jakie się na przestrzeni ostatnich 30 lat w Polsce dokonały.
Na diecie z dużą zawartością tłuszczu problem nie istnieje, insulina jest niska i jak brakuje kalorii, to sobie organizm czerpie z własnego tłuszczu. Nie ma głodu, nie ma ochoty na przekąski, u mnie cukierki i czekolada leżą na stole tygodniami.
Nie dlatego że mam silną wolę, tylko dlatego że nie mam na nie ochoty. A np w święta, gdy jadłem po 6 tysięcy kalorii i sporo węgli (bo to działa tak samo jak odchudzanie głodówką - tak jak głodówka nie odchudza przy ogólnie tuczącej diecie, tak krótkie obżarstwo nie tuczy, jeśli ogólnie dieta nie sprzyja gromadzeniu tłuszczu) bywałem mimo to bardziej głodny (!!!) niż jedząc normalnie 2500-3000kcal, ale w większości z tłuszczu. I miałem ochotę na przekąski.
9-10% tłuszczu to wartość niska, ale nieszkodliwa u mężczyzny. Nie wiem co budzi twoje wątpliwości. To dotyczy faceta, oczywiste jest chyba dla każdego że nie dotyczy kobiet.
I nie, moim zdaniem głód siedzi nie tylko "w głowie" (choć czasami tylko w głowie, ale to faktycznie wtedy nie kwestia jakiejkolwiek diety i trybu życia, jakości jedzenia, tylko potrzebna terapia u psychologa a czasami wręcz psychiatra i leki) ale o tym już kiedyś pisałam. O głodzie i apetycie, o świadomości własnego ciała i sygnałów jakie nam daje. Umiejętności szanowania ich i reagowania na nie.
Zobrazuję: te 40-30 a nawet 20 lat temu, jak byłam dzieciakiem, to ogólny system odżywiania był jaki był: dużo mącznych, dużo ziemniaków, placków, kluchów. Ciągle były jakieś naleśniki, pierogi, kluski, makaron z rosołkiem, placki, kopytka, pyzy.
Sobota, niedziela - ciasto musiało być.
I jakoś na tej naprawdę nie rewelacyjnej diecie nie szalała plaga otyłości, jakoś nie miało społeczeństwo całym stadem problemów z hormonami, nierównowagą, lekami powodującymi zaburzenia łaknienia i resztą.
Owszem, nie wszyscy byli szczupli, wiadomo.
Tak samo zdarzały się osoby mające nadwagę z powodów zdrowotnych. ALE np. u mnie w średniej szkole były 2 (słownie DWIE) osoby z otyłością , i to tak ze 3 stopnia wynikająca faktycznie z choroby.
Wiadomo ze były osoby chudsze, grubsze, ale nie było fali otyłości i nie było tak wielu ludzi którzy kwalifikowaliby się do ostrego odchudzania.
Ciężko mi uwierzyć, że nie mają na to wpływu zmiany życia poruszane w artykule.
Nie negowałam nigdy, że ma wpływ jakość jedzenia. Im bardziej przetworzone, tym gorzej. Ale tu właśnie widzę duże pole do prewencji połączonej z edukacją.
Bo tez bez przesady, jak tego jedzenia nawet wysoko przetworzonego jest w diecie _trochę_, to krzywdy nie zrobi. W paranoję nie ma co popadać.
KISIO,
a ja Tobie próbuję wytłumaczyć, że niska waga nie oznacza braku otyłości. Nie ruszając się a tylko trzymając wagę na niskim poziomie, można być chudym a otłuszczonym wewnętrznie.
Albo zwyczajnie zabiedzonym typem "skóra i kości". Jak myślisz, jak byś wyglądał jakbyś nie mógł uprawiać sportu, ruszał się tylko z samochodu/do samochodu, od drzwi do burka i od kanapy do lodówki, a tylko trzymał dietę nie miesiąc a rok? Dwa? 10?
Naprawdę uważasz, że dobrze bo chudo?
Ja też nie mam problemu z trzymaniem wagi bez względu na tryb życia.
Ale różnica jest _dramatyczna_ w jakości ciała i w ogólnym samopoczuciu w zależności czy jest to waga tylko z jedzenia, czy waga z ruchu więc jest i jakaś wydolność i jakieś mięśnie. I nie chodzi mi o żadną rzeźbę.
2. Nie pisałam "ćwicz więcej" tylko, że ludzie mają mniej ruchu ogólnie z powodu zmiany trybu życia i w wyniku tego _nabywają_ nadwagi. A nie, że jak już mają nadwagę, to maja ćwiczyć więcej a "mniej jeść".
(choć w wielu przypadkach ta metoda jak najbardziej działa, więcej ruchu, trochę myślenia co i po co się zjada i nagle zaczyna samo działać)
Bo moje faktycznie niefortunne wyrażenie "jeść mniej" juz wytłumaczyłam.
Iseul.Profilaktyka ma dawać efekty w przyszłości. Jak będziemy myśleć w sposób, że "ludziom na wsi i starszym i tak nie pomoże, no to po co?" to będzie coraz gorzej. najszybciej tyją nam dzieci.
Może nie pomogłoby to moim rodzicom, ale może pomogłoby moim wnukom.
Co do chorób, faktycznie. Nie chodzę i nie pytam co kto bierze, ale jak już jesteśmy przy takich przykładach, to wnioskując po mojej sporej, bliższej i dalszej rodzinie, która prezentuje naprawdę okazały wachlarz schorzeń cywilizacyjnych, to jednak w większości występują choroby które są niejako powodowane otyłością i brakiem ruchu i to na nie dopiero ludzie podostawali leki które mogą dodatkowo komplikować, niż odwrotnie. Najpierw było dużo za dużo jedzenia i brak ruchu, a potem dopiero zaczęły się choroby i leki na nie. Tu wiem na 100% bo wiem jak żyją (ile się ruszają, czy uprawiają jakiś sport), ile i dlaczego jedzą (nie z głodu, ludzie jedzą często bo lubią jeść po prostu, bo im smakuje, bo inni akurat jedzą).
Procent ludzi którzy sa otyli bo sa chorzy, jest jednak wciąż mniejszy.
Liściasty masz rację , wcale nie jest tak, że jedzenie niskoprzetworzone jest droższe od wysokoprzetworzonego.
Wysokoprzetworzone "śmieciochy" są pakowane w małe porcje i jak tak zsumować, to wychodzą drogo.
-
- Dyskutant
- Posty: 29
- Rejestracja: 26 wrz 2008, 14:48
- Życiówka na 10k: 33:24
- Życiówka w maratonie: 2:37:46
- Kontakt:
Możesz rozwinąć temat?klosiu pisze:najlepiej nasycone, bo roślinne w dużych ilościach wcale nie muszą być zdrowe.
- klosiu
- Zaprawiony W Bojach
- Posty: 3196
- Rejestracja: 05 lis 2006, 18:03
- Życiówka na 10k: 43:40
- Życiówka w maratonie: brak
- Lokalizacja: Poznan
Oleje roślinne mają przeważnie niekorzystny stosunek omega 3 do omega 6, olej rzepakowy ma sporo szkodliwego kwasu erukowego, niektóre oleje (w tej chwili nie pamiętam dokładnie które, ale raczej z tych mniej popularnych) uszkadzają mięsień sercowy.
Już nie mówiąc o niższej temperaturze dymienia, przy której wytwarzają się toksyczne związki, no i do smażenia i duszenia nadają się tylko oleje rafinowane, które są wartościowe mniej więcej tak samo jak cukier. A zdrowsze tłoczone na zimno można co najwyżej dodawać do sałatek, więc wiele się tego nie zje.
Już nie mówiąc o niższej temperaturze dymienia, przy której wytwarzają się toksyczne związki, no i do smażenia i duszenia nadają się tylko oleje rafinowane, które są wartościowe mniej więcej tak samo jak cukier. A zdrowsze tłoczone na zimno można co najwyżej dodawać do sałatek, więc wiele się tego nie zje.
The faster you are, the slower life goes by.
-
- Dyskutant
- Posty: 29
- Rejestracja: 26 wrz 2008, 14:48
- Życiówka na 10k: 33:24
- Życiówka w maratonie: 2:37:46
- Kontakt:
Czyli dotyczyło to jedynie tłuszczy zawartych w olejach?
Można sporo tłuszczu roślinnego dostarczyć z nieprzetworzonych produktów, np. ze słonecznika, orzechów, sezamu itp. Czy takie produkty w dużej ilości również mogą być szkodliwe?
Można sporo tłuszczu roślinnego dostarczyć z nieprzetworzonych produktów, np. ze słonecznika, orzechów, sezamu itp. Czy takie produkty w dużej ilości również mogą być szkodliwe?
- klosiu
- Zaprawiony W Bojach
- Posty: 3196
- Rejestracja: 05 lis 2006, 18:03
- Życiówka na 10k: 43:40
- Życiówka w maratonie: brak
- Lokalizacja: Poznan
Raczej nie. Chodziło mi głównie o rafinowane oleje roślinne. Orzechy, słonecznik, len czy sezam sam lubię i jem. Mówiąc o dużych ilościach myślałem o 150-200g dziennie, bo tyle z reguły tłuszczu jem, a w tych ilościach np olej rzepakowy może być już szkodliwy. Nie mówiąc o tym, że rafinowany olej rzepakowy oczywiście nie zawiera żadnych kwasów omega 3, mimo że producenci z upodobaniem twierdzą coś przeciwnego. Kwasy omega 3 są tylko w oleju tłoczonym na zimno, którego jednak nigdy w sklepie nie widziałem .
The faster you are, the slower life goes by.