Cordain w książkach o paleodiecie twierdził to samo już naście lat temu. Tylko interpretacją się różnił, uważał że na diecie wysokobiałkowej nie traci się mięśni, ponieważ najzwyczajniej dostarcza się wystarczającą ilość białka, a ewentualny nadmiar jest bardzo trudny do przekształcenia w tłuszcz. Z kolei na diecie wysokowęglowodanowej tyje się (w znaczeniu zwiększania procentu tłuszczu w organiźmie kosztem mięśni, bo utrata wagi na diecie redukcyjnej jakaś jest, przynajmniej czasowa... tyle że człowiek jednocześnie robi się lżejszy i tłustszy, taki paradoks), bo insulina wydzielana przy trawieniu węglowodanów powoduje przekierowywanie kalorii do tkanki tłuszczowej nawet gdy jest ich za mało, bo jednocześnie blokuje wykorzystywanie tłuszczu z własnych zasobów. Organizm ratuje się przed głodem paląc własne mięśnie. Jakoś bardziej mi pasuje to wyjaśnienie, po prostu jest prostsze niż bajanie o korzystnym wpływie leucyny i insuliny. Za chwilę udowodnią, że jedzenie dużych ilości węglowodanów jest jednak korzystne, byle z białkiem, i że naleśniki z białym serem i dżemikiem wcale jednak nie tuczą .
( tak słyszałam, choć wiem, że jak się zaczyna od kupowania akcesoriów..... to ciężko z tym bieganiem może być. Bo mam znajomych, którzy pokupowali super buty, ubrania, itd..... i biegali.....3 razy 
Ja zaczynałam z planem 10tygodniowym, po niecałej połowie przeszłam na 6 tygodniowy i nawet ten skończyłam przed czasem. Śmigaj jak Ci wygodnie i spróbuj jakąs koleżankę namówić, w dwójkę raźniej. Ja zaczynałam z mężem.
Ale przy moich 'big cycach' w zupełności wystarczy 
Powodzenia! 
