Nazwałabym to
bieganiem z bardzo elastycznym planem.
Modyfikowałam go prawie codziennie, bo z Mały był jeszcze za mały, bym mogła realizować choćby w 70% wyznaczony schemat treningu.
Mam nadzieję, że teraz to się zmieni, bo jednak Bartuś już jest troszkę większym chłopczykiem, a ja coraz mniej karmię piersią i nie ma już takiego problemu z zostawianiem go u babci. Z drugiej strony, mam coraz więcej zajęć...
Mój plan stosowany wobec własnej osoby to pomieszanie różnych szkół, dostosowane do moich preferencji. Niestety. Niestety, bo zazwyczaj wybieram te środki treningowe, które lubię.
Chyba jednak powoli
dobiegam do momentu, w którym przydałby się trener. I nie chodzi tu nawet o samo rozpisanie treningu, ale taki mały "bacik" nad głową. W końcu trenerzy też mają swoich trenerów. Trenowanie samego siebie jest... nudne.
O, może zrobię sobie napis na koszulkę-
szukam trenera 
albo rozpiszę konkurs
Ale na razie muszę wyzdrowieć. Moje plecy muszą dojść do siebie...
Tymczasem głód biegania rośnie. Oj rośnie!!!!!!!!