rubin - SOG-U 2019 < 24h
Moderator: infernal
- rubin
- Zaprawiony W Bojach
- Posty: 4232
- Rejestracja: 24 sie 2012, 12:01
- Życiówka na 10k: brak
- Życiówka w maratonie: brak
wtorek, 2 lipca
wieczorno-nocne bieganie z czołówką: 20 km (2h6') wałem wzdłuż Warty, trochę torowiskiem, lasem, polami, rzeką ....
...... chłopaki zapowiadali wcześniej, że będzie przeprawa przez rzekę, ale potraktowaliśmy to z przymrużeniem oka; jak się okazało - zupełnie niesłusznie ; mniej więcej w połowie drogi okazało się że przeprawa jak najbardziej realna; miało być płytko - i było, zaledwie po pas więc pływać nie trzeba było; woda nawet ciepła ale dno muliste;
tak więc następne 10 km na mokro, z ociekającymi gaciami; zaleta taka, że jak powiedziała koleżanka Ania - tyłka już dziś myć nie trzeba ; ledwo woda się wychlupała z butów - przeprawa nr 2 - tym razem rzeka tylko do połowy łydek
woda to jedno, a łąki to drugie - nad rzeką komary w liczbie koszmarnej; trawy dla chłopaków po pachy, dla nas powyżej głów; wąziutkie ścieżki na szerokość stopy; piękne plenery; płasko, bo w sumie raptem jakieś 60 m up
bieg był bardzo spokojny, nie wiem, czy nie za długi jak na regenerację po zawodach; w sumie nie zmęczyłam się, ale pod koniec jakieś 3-4 kilometry trochę mi się już nie chciało, może dlatego, że weszliśmy w straszne chaszcze ... jeśli ktokolwiek nie wierzy - mogę zapewnić, że w cz-wie jest prawdziwa dżungla; przedzieraliśmy się przez nią w tempie 10'/km albo i lepiej - stąd średnie tempo sporo ponad 6 wyszło
wieczorno-nocne bieganie z czołówką: 20 km (2h6') wałem wzdłuż Warty, trochę torowiskiem, lasem, polami, rzeką ....
...... chłopaki zapowiadali wcześniej, że będzie przeprawa przez rzekę, ale potraktowaliśmy to z przymrużeniem oka; jak się okazało - zupełnie niesłusznie ; mniej więcej w połowie drogi okazało się że przeprawa jak najbardziej realna; miało być płytko - i było, zaledwie po pas więc pływać nie trzeba było; woda nawet ciepła ale dno muliste;
tak więc następne 10 km na mokro, z ociekającymi gaciami; zaleta taka, że jak powiedziała koleżanka Ania - tyłka już dziś myć nie trzeba ; ledwo woda się wychlupała z butów - przeprawa nr 2 - tym razem rzeka tylko do połowy łydek
woda to jedno, a łąki to drugie - nad rzeką komary w liczbie koszmarnej; trawy dla chłopaków po pachy, dla nas powyżej głów; wąziutkie ścieżki na szerokość stopy; piękne plenery; płasko, bo w sumie raptem jakieś 60 m up
bieg był bardzo spokojny, nie wiem, czy nie za długi jak na regenerację po zawodach; w sumie nie zmęczyłam się, ale pod koniec jakieś 3-4 kilometry trochę mi się już nie chciało, może dlatego, że weszliśmy w straszne chaszcze ... jeśli ktokolwiek nie wierzy - mogę zapewnić, że w cz-wie jest prawdziwa dżungla; przedzieraliśmy się przez nią w tempie 10'/km albo i lepiej - stąd średnie tempo sporo ponad 6 wyszło
- rubin
- Zaprawiony W Bojach
- Posty: 4232
- Rejestracja: 24 sie 2012, 12:01
- Życiówka na 10k: brak
- Życiówka w maratonie: brak
czwartek, 4 lipca
7,5 km krosu po lesie aniołowskim i łąkach, śr. 5:43
późnym wieczorem by trochę chłodniej, a i tak ciężko
jak wychodziłam - wydawało mi się, że po ostatnich górkach dzisiejszy krosik jak kaszka z mleczkiem będzie - a tu nic bardziej mylnego; nogi ciężkie, tętno wysoko i dłużyło się okrutnie;
tak więc świeżości raczej jeszcze nie złapałam po zawodach, w sumie nic dziwnego ;
dlatego jutro z biegowych spraw do załatwienia: tylko udać się na start TransJury by pomachać dzielnym kolegom
7,5 km krosu po lesie aniołowskim i łąkach, śr. 5:43
późnym wieczorem by trochę chłodniej, a i tak ciężko
jak wychodziłam - wydawało mi się, że po ostatnich górkach dzisiejszy krosik jak kaszka z mleczkiem będzie - a tu nic bardziej mylnego; nogi ciężkie, tętno wysoko i dłużyło się okrutnie;
tak więc świeżości raczej jeszcze nie złapałam po zawodach, w sumie nic dziwnego ;
dlatego jutro z biegowych spraw do załatwienia: tylko udać się na start TransJury by pomachać dzielnym kolegom
- rubin
- Zaprawiony W Bojach
- Posty: 4232
- Rejestracja: 24 sie 2012, 12:01
- Życiówka na 10k: brak
- Życiówka w maratonie: brak
sobota, 6 lipca
15' rozgrz. (6:19) + ZB 6x1'/1' (5:01/5:46/5:29/6:31/5:00/6:46/5:13/5:42/4:56/6:21/5:05/6:12/+ dotrucht do domu po 5:40
razem wyszło jakieś 6,7 km
...
ledwo młoda wróciła wczoraj z wakacji - dziś przed 4 rano odstawiałam ją na kolejną wycieczkę; a skoro ... a taki przyjemny rześki ranek - żal nie sprawdzić jak to jest
... całkiem przyjemna pora, zważywszy że po niespełna 3 godzinach snu potknęłam się o własne nogi tylko kilka razy
lasek aniołowski, łąki; 4:00 rano; w lesie spotkałam już jednego biegacza, sam był zdziwiony moją obecnością; poza tym zające i lis;
aaa, rano komary żrą tak samo jak wieczorem; miałam chwilunię postoju - natychmiast nalot dywanowy; do tej pory mnie wzdryga, brr
15' rozgrz. (6:19) + ZB 6x1'/1' (5:01/5:46/5:29/6:31/5:00/6:46/5:13/5:42/4:56/6:21/5:05/6:12/+ dotrucht do domu po 5:40
razem wyszło jakieś 6,7 km
...
ledwo młoda wróciła wczoraj z wakacji - dziś przed 4 rano odstawiałam ją na kolejną wycieczkę; a skoro ... a taki przyjemny rześki ranek - żal nie sprawdzić jak to jest
... całkiem przyjemna pora, zważywszy że po niespełna 3 godzinach snu potknęłam się o własne nogi tylko kilka razy
lasek aniołowski, łąki; 4:00 rano; w lesie spotkałam już jednego biegacza, sam był zdziwiony moją obecnością; poza tym zające i lis;
aaa, rano komary żrą tak samo jak wieczorem; miałam chwilunię postoju - natychmiast nalot dywanowy; do tej pory mnie wzdryga, brr
- rubin
- Zaprawiony W Bojach
- Posty: 4232
- Rejestracja: 24 sie 2012, 12:01
- Życiówka na 10k: brak
- Życiówka w maratonie: brak
niedziela, 7 lipca
odpoczynku ciąg dalszy, czyli 14,7 km śr. 6:17 (chyba, bo w lesie gps fiksował)
późny wieczór, trochę lasem, łąkami, prawie płasko bo jedynie +110/-124 , ale ile głębokiego piachu po drodze było to głowa mała; mam wrażenie, że ktoś ten piach regularnie na tę polną drogę dosypuje; niby ładnie to wygląda, bo taki żółciutki, ale łydy się umęczyły ;
ogólnie bieg bardzo na luzie, spokojniutko, z rekordowo niskim hr 165 , a wykres cały na zielono, czyli że jak należy
w polu wysyp mysz ) kilka razy przed nogami przebiegły mi takie maleństwa ale to było urocze )
a taki dziś miałam spowalniacz w słuchawkach
odpoczynku ciąg dalszy, czyli 14,7 km śr. 6:17 (chyba, bo w lesie gps fiksował)
późny wieczór, trochę lasem, łąkami, prawie płasko bo jedynie +110/-124 , ale ile głębokiego piachu po drodze było to głowa mała; mam wrażenie, że ktoś ten piach regularnie na tę polną drogę dosypuje; niby ładnie to wygląda, bo taki żółciutki, ale łydy się umęczyły ;
ogólnie bieg bardzo na luzie, spokojniutko, z rekordowo niskim hr 165 , a wykres cały na zielono, czyli że jak należy
w polu wysyp mysz ) kilka razy przed nogami przebiegły mi takie maleństwa ale to było urocze )
a taki dziś miałam spowalniacz w słuchawkach
- rubin
- Zaprawiony W Bojach
- Posty: 4232
- Rejestracja: 24 sie 2012, 12:01
- Życiówka na 10k: brak
- Życiówka w maratonie: brak
wtorek, 9 lipca
mam w domu co robić przed wyjazdem na wakacje, to i czasu znacznie mniej; do tego popołudnia strasznie gorące więc znowu trening rankiem ... nawet za cenę rezygnacji z nocnego trailu (((
5:50 - rześko, tak, że nawet para z ust ) a buty mokrusie od rosy, chlupało w środku zupełnie tak samo jak po ostatniej przeprawie przez rzekę ... oczywiście krosik ...
w planie DZB ale najpierw:
15' rozgrzewki śr. 6:06,
zaraz potem na zmianę 5x3'/3' - 4:52/5:58/4:31/6:28/4:50/6:04/4:46/6:03/4:55/5:18
tempa różniste bo i teren różnisty, co chwila zakręty i nawrotki
schłodzenie 11' śr 5:40 ;
wracam do pracy, patrzę a telefon (ten co go wczoraj zapomniałam zabrać ze sobą do domu) pokazuje naście nieodebranych połączeń i 1 SMS "rubin, prowadzisz jutro trail-czołówkę"
no i ten, nie wiem, czy nie wpadnie dziś nocna zmiana - jak mus to mus, chyba ...
mam w domu co robić przed wyjazdem na wakacje, to i czasu znacznie mniej; do tego popołudnia strasznie gorące więc znowu trening rankiem ... nawet za cenę rezygnacji z nocnego trailu (((
5:50 - rześko, tak, że nawet para z ust ) a buty mokrusie od rosy, chlupało w środku zupełnie tak samo jak po ostatniej przeprawie przez rzekę ... oczywiście krosik ...
w planie DZB ale najpierw:
15' rozgrzewki śr. 6:06,
zaraz potem na zmianę 5x3'/3' - 4:52/5:58/4:31/6:28/4:50/6:04/4:46/6:03/4:55/5:18
tempa różniste bo i teren różnisty, co chwila zakręty i nawrotki
schłodzenie 11' śr 5:40 ;
wracam do pracy, patrzę a telefon (ten co go wczoraj zapomniałam zabrać ze sobą do domu) pokazuje naście nieodebranych połączeń i 1 SMS "rubin, prowadzisz jutro trail-czołówkę"
no i ten, nie wiem, czy nie wpadnie dziś nocna zmiana - jak mus to mus, chyba ...
- rubin
- Zaprawiony W Bojach
- Posty: 4232
- Rejestracja: 24 sie 2012, 12:01
- Życiówka na 10k: brak
- Życiówka w maratonie: brak
środa, 10 lipca
rano, trochę przed 6-stą; zaledwie pół godziny różnicy w stosunku do wczorajszego dnia - a już - może nie gorąco, ale na pewno nie rześko
najpierw 8 km śr. 5:43, na spokojnie, hr 169 ; nisko, zwłaszcza, że przed wypiłam mocccne espresso
chwila przerwy i parę rytmów, dokładnie to 4x100 m. (choć miało być 5x60m - powiedzmy, że rano mam kłopoty z liczeniem) w przerwie trucht + 2km do domu, razem 3,2 km śr. 5:42
... wszystko - kros oczywiście; fajnie - za każdym razem poranne wstawanie na trening wydaje się być coraz łatwiejsze; mam nadzieję, że jutro też rano, ale postaram się wyjść najpóźniej o 5-tej
...
znowu mijałam zaparowany samochód ; że wieczorami często je spotykam na polnych drogach - nie dziwi, ale tak już przed szóstą rano ... to się nazywa siła namiętności
rano, trochę przed 6-stą; zaledwie pół godziny różnicy w stosunku do wczorajszego dnia - a już - może nie gorąco, ale na pewno nie rześko
najpierw 8 km śr. 5:43, na spokojnie, hr 169 ; nisko, zwłaszcza, że przed wypiłam mocccne espresso
chwila przerwy i parę rytmów, dokładnie to 4x100 m. (choć miało być 5x60m - powiedzmy, że rano mam kłopoty z liczeniem) w przerwie trucht + 2km do domu, razem 3,2 km śr. 5:42
... wszystko - kros oczywiście; fajnie - za każdym razem poranne wstawanie na trening wydaje się być coraz łatwiejsze; mam nadzieję, że jutro też rano, ale postaram się wyjść najpóźniej o 5-tej
...
znowu mijałam zaparowany samochód ; że wieczorami często je spotykam na polnych drogach - nie dziwi, ale tak już przed szóstą rano ... to się nazywa siła namiętności
- rubin
- Zaprawiony W Bojach
- Posty: 4232
- Rejestracja: 24 sie 2012, 12:01
- Życiówka na 10k: brak
- Życiówka w maratonie: brak
czwartek, 11 lipca
BS 12 km śr. 5:57; kros (+83/-84)
budzik na 4:40; 5:40 mąż wreszcie wykopał mnie z łóżka grożąc, że jeszcze raz nastawię z powtarzaniem co 5 minut i spróbuję nie wstać od razu - następnym razem śpię u młodej na podłodze ...
przyspałam, trochę mało czasu się zrobiło i zamiast planowanych 14 było 12 km; jak mi dzisiaj ciężko wszystko wchodziło; zdawało się, że gnam jak ta łania, a tu ciągle na ekranie kole 6' widniało; już se tłumaczyłam nawet - że to gps głupieje, ale hr mówiło, że chyba jednak nie łania i gps chyba dziś nie kłamie;) ; nie pomogło nawet kilkukrotne puknięcie w pasek od pulsometru; tętno jak niskie było tak było (śr. 162)
BS 12 km śr. 5:57; kros (+83/-84)
budzik na 4:40; 5:40 mąż wreszcie wykopał mnie z łóżka grożąc, że jeszcze raz nastawię z powtarzaniem co 5 minut i spróbuję nie wstać od razu - następnym razem śpię u młodej na podłodze ...
przyspałam, trochę mało czasu się zrobiło i zamiast planowanych 14 było 12 km; jak mi dzisiaj ciężko wszystko wchodziło; zdawało się, że gnam jak ta łania, a tu ciągle na ekranie kole 6' widniało; już se tłumaczyłam nawet - że to gps głupieje, ale hr mówiło, że chyba jednak nie łania i gps chyba dziś nie kłamie;) ; nie pomogło nawet kilkukrotne puknięcie w pasek od pulsometru; tętno jak niskie było tak było (śr. 162)
- rubin
- Zaprawiony W Bojach
- Posty: 4232
- Rejestracja: 24 sie 2012, 12:01
- Życiówka na 10k: brak
- Życiówka w maratonie: brak
sobota, 13 lipca
odrywając się od walizek miałam okazję sprawdzić i potwierdzić, że mistrzem precyzji to ja nie jestem, niestety ...
rozgrzewka 15' śr. 5:59
set: 5x200m/200m 4:08/4:31/4:29/4:32/4:30 (miało być po 4:20)
2x1km/3' 4:53/4:51 - zgodnie z planem
2x400m/400m 4:33/4:32 - znów za wolno ...
przerwy w truchcie, no prawie, bo po kilometrówkach ok. 1' w marszu
wszystkiego razem z rozgrzewką, przerwami pomiędzy tempami i schłodzeniem 9,7 km po 5:38
czy na ostatnich nogach wracałam - chyba nie ale ciężko było mi wykrzesać dziś z nóg więcej szybkości; nawet pogoda mnie nie usprawiedliwia bo chłodno, tak jakby chciała mi powiedzieć ty ślimaku, upałem się już nie zasłonisz
no i tak, jak nie lubię stadionu - tak następnym razem tam pójdę; nawrotki i zakręty nie służą trzymaniu odpowiedniego tempa
odrywając się od walizek miałam okazję sprawdzić i potwierdzić, że mistrzem precyzji to ja nie jestem, niestety ...
rozgrzewka 15' śr. 5:59
set: 5x200m/200m 4:08/4:31/4:29/4:32/4:30 (miało być po 4:20)
2x1km/3' 4:53/4:51 - zgodnie z planem
2x400m/400m 4:33/4:32 - znów za wolno ...
przerwy w truchcie, no prawie, bo po kilometrówkach ok. 1' w marszu
wszystkiego razem z rozgrzewką, przerwami pomiędzy tempami i schłodzeniem 9,7 km po 5:38
czy na ostatnich nogach wracałam - chyba nie ale ciężko było mi wykrzesać dziś z nóg więcej szybkości; nawet pogoda mnie nie usprawiedliwia bo chłodno, tak jakby chciała mi powiedzieć ty ślimaku, upałem się już nie zasłonisz
no i tak, jak nie lubię stadionu - tak następnym razem tam pójdę; nawrotki i zakręty nie służą trzymaniu odpowiedniego tempa
- rubin
- Zaprawiony W Bojach
- Posty: 4232
- Rejestracja: 24 sie 2012, 12:01
- Życiówka na 10k: brak
- Życiówka w maratonie: brak
poniedziałek 15 lipca
12 km śr. 5:43
upalny wieczór, gdzieś w Szwarcwaldze, okolice Freiburga; familia zrobiła sobie wycieczkę rowerową nad jezioro by w kąpieli zmyć resztki zmęczenia po ponad 1200 km w aucie; ale że rowerów było tylko 3 sztuki, mądry Pan Małż wpadł na pomysł jak wykorzystać moje nowe hobby - czyli że pobiegłam za nimi nogami, nie rowerem
w czasie gdy ci lepsi kąpali się w gliniance - zdążyłam zbiornik obiec prawie że dookoła - no bo takie krzaczory stanęły mi na drodze, że dałam se spokój z trawersem i wróciłam tą sama drogą; fajnie było tym bardziej, że nad wodą całe mnóstwo nagusów całkiem nagich i nie krępujących
http://www.movescount.com/moves/move16054551
dziś - czyli chyba czwartek 18 lipca
wczoraj baaardzo dużo wina, przedtem dwie szklany pastis, a jeszcze przedtem piwo w ilościach sporych (znajomi mają piwniczkę a w niej bardzo fajne beczki )
tak więc rano ciężko się wstawało
wycieczka w Pireneje - dokładnie w rejon cyrku lodowcowego Gavarnie,
dolina wpisana na listę światowego dziedzictwa UNESCO, coś pięknego , serio
tam miałam nadzieję na dłuższe pobieganie, ale do końca doliny było raptem 4 km, co prawda trochę pod górę, ale też bez przesady bo raptem ok. 200 up, czyli jakieś 5% średniego nachylenia; ostatnie 1,5 km dość ciężkie, nie tylko dlatego, że bardziej stromo, ale też podłoże trudne; powyżej schroniska - rumowisko luźno leżących kamieni, kamyczków kamoli i głazów, przesuwających się pod nogami; do tego sporo strumieni, przez niektóre ciężko było przejść suchą nogą, na trzecim już machnęłam ręką i przez wodę po kostki
chwila relaksu w schronisku, espresso, po 40 minutach dotelepał się Pan B. z dziewczynami; zmarudziłam na górze z nimi kolejne 20 minut zanim znowu w drogę tym razem w dół, ale że pięknie było i do tego mam wakacje - nie robię sobie z tego powodu wyrzutów, wręcz przeciwnie ;
czyli razem 8 km, w górę - nie przyznam się za nic, że po 7:30, powiedzmy, że siła była trenowana w dół po 5:32
....
a tak było, pięknie, prawda?
12 km śr. 5:43
upalny wieczór, gdzieś w Szwarcwaldze, okolice Freiburga; familia zrobiła sobie wycieczkę rowerową nad jezioro by w kąpieli zmyć resztki zmęczenia po ponad 1200 km w aucie; ale że rowerów było tylko 3 sztuki, mądry Pan Małż wpadł na pomysł jak wykorzystać moje nowe hobby - czyli że pobiegłam za nimi nogami, nie rowerem
w czasie gdy ci lepsi kąpali się w gliniance - zdążyłam zbiornik obiec prawie że dookoła - no bo takie krzaczory stanęły mi na drodze, że dałam se spokój z trawersem i wróciłam tą sama drogą; fajnie było tym bardziej, że nad wodą całe mnóstwo nagusów całkiem nagich i nie krępujących
http://www.movescount.com/moves/move16054551
dziś - czyli chyba czwartek 18 lipca
wczoraj baaardzo dużo wina, przedtem dwie szklany pastis, a jeszcze przedtem piwo w ilościach sporych (znajomi mają piwniczkę a w niej bardzo fajne beczki )
tak więc rano ciężko się wstawało
wycieczka w Pireneje - dokładnie w rejon cyrku lodowcowego Gavarnie,
dolina wpisana na listę światowego dziedzictwa UNESCO, coś pięknego , serio
tam miałam nadzieję na dłuższe pobieganie, ale do końca doliny było raptem 4 km, co prawda trochę pod górę, ale też bez przesady bo raptem ok. 200 up, czyli jakieś 5% średniego nachylenia; ostatnie 1,5 km dość ciężkie, nie tylko dlatego, że bardziej stromo, ale też podłoże trudne; powyżej schroniska - rumowisko luźno leżących kamieni, kamyczków kamoli i głazów, przesuwających się pod nogami; do tego sporo strumieni, przez niektóre ciężko było przejść suchą nogą, na trzecim już machnęłam ręką i przez wodę po kostki
chwila relaksu w schronisku, espresso, po 40 minutach dotelepał się Pan B. z dziewczynami; zmarudziłam na górze z nimi kolejne 20 minut zanim znowu w drogę tym razem w dół, ale że pięknie było i do tego mam wakacje - nie robię sobie z tego powodu wyrzutów, wręcz przeciwnie ;
czyli razem 8 km, w górę - nie przyznam się za nic, że po 7:30, powiedzmy, że siła była trenowana w dół po 5:32
....
a tak było, pięknie, prawda?
Ostatnio zmieniony 17 wrz 2013, 09:53 przez rubin, łącznie zmieniany 3 razy.
- rubin
- Zaprawiony W Bojach
- Posty: 4232
- Rejestracja: 24 sie 2012, 12:01
- Życiówka na 10k: brak
- Życiówka w maratonie: brak
kto to tam wie która godzina i jaka data w kalendarzu ???
coś tam biegałam, a w zasadzie próbowałam bo nijak nie było warunków (za dużo słońca, żarcia, wina, żmij i skorpionów) ale pięknie było : )))
... wakacyjny plan przewidywał krótsze ale szybsze treningi, tyle, że ścieżki wyglądały tak:
na drugi dzień wyglebiłam się na skałach tuż nad przepaścią i z tym momentem skończyła się moja odwaga , tak więc raczej spacery przeplatane truchtem;
mam nadzieję, że jutro a może pojutrze strasb przeciora mnie po swoich ścieżkach bo jeszcze trochę i zapomnę jak się biega
coś tam biegałam, a w zasadzie próbowałam bo nijak nie było warunków (za dużo słońca, żarcia, wina, żmij i skorpionów) ale pięknie było : )))
... wakacyjny plan przewidywał krótsze ale szybsze treningi, tyle, że ścieżki wyglądały tak:
na drugi dzień wyglebiłam się na skałach tuż nad przepaścią i z tym momentem skończyła się moja odwaga , tak więc raczej spacery przeplatane truchtem;
mam nadzieję, że jutro a może pojutrze strasb przeciora mnie po swoich ścieżkach bo jeszcze trochę i zapomnę jak się biega
Ostatnio zmieniony 17 wrz 2013, 09:54 przez rubin, łącznie zmieniany 4 razy.
- rubin
- Zaprawiony W Bojach
- Posty: 4232
- Rejestracja: 24 sie 2012, 12:01
- Życiówka na 10k: brak
- Życiówka w maratonie: brak
dość szybko się ogarnęłam po wypadku-upadku to i udało się nad morzem potruchtać jeszcze ze 2 razy:
23 lipiec
ok. 15 km, tym razem krętą górską szosą (+350/-350) - wczesnym rankiem, czyli ok. 6 rano; wstałam wprawdzie już o 5:00, ale okazuje się, że o tej porze - panuje tu jeszcze ciemna noc;
szosa prowadzi dokładnie wzdłuż wybrzeża - widoki niezwykłe - z jednej strony skaliste wybrzeże i morze, z drugiej - strome zbocza Pirenejów na których piękne tarasy winnic
ledwo słońce wyjrzało zza horyzontu - ukrop i patelnia ... dobiegłam do Hiszpanii; na małej kamienistej plaży w miejscowości, której nazwy nie pamiętam - zrobiłam sobie prysznic (takie plażowe natryski z powiedzmy ... zimną wodą) - w mokrym ubraniu z mokrymi włosami powrót na camping ... taaa, było tak gorąco, że wyschłam w 5 minut
dodam jeszcze, że wiał wiatr o wdzięcznej nazwie transmontana - gorący, suchy i silny
25 lipiec
jakieś 10 km, najpierw wybrzeżem w stronę zachodnią, ale potem przeniosłam się na szosę ze względu na żmije (które spotykałam) i skorpiony (o których na szczęście tylko słyszałam)
jak zwykle gorąc, patelnia, do tego transmontana jeszcze silniejszy
ale pięknie było !!!
30 lipiec
dziś donoszę z Lozanny - 15 uroczych kilometrów pokonanych w towarzystwie Strasb ) - tu pozdrawiam - ciągle góra-dół, kolana i łydki bolą więc znieczulamy się obecnie piwem/winem
Lozanna to na prawdę górzyste miasto, byłam na jego szczycie; jakieś 500 up i tyleż w dół było na całym dystansie - ale spacerowo
tyle relacji, wracam do stołu bo nowe wino otwierają
23 lipiec
ok. 15 km, tym razem krętą górską szosą (+350/-350) - wczesnym rankiem, czyli ok. 6 rano; wstałam wprawdzie już o 5:00, ale okazuje się, że o tej porze - panuje tu jeszcze ciemna noc;
szosa prowadzi dokładnie wzdłuż wybrzeża - widoki niezwykłe - z jednej strony skaliste wybrzeże i morze, z drugiej - strome zbocza Pirenejów na których piękne tarasy winnic
ledwo słońce wyjrzało zza horyzontu - ukrop i patelnia ... dobiegłam do Hiszpanii; na małej kamienistej plaży w miejscowości, której nazwy nie pamiętam - zrobiłam sobie prysznic (takie plażowe natryski z powiedzmy ... zimną wodą) - w mokrym ubraniu z mokrymi włosami powrót na camping ... taaa, było tak gorąco, że wyschłam w 5 minut
dodam jeszcze, że wiał wiatr o wdzięcznej nazwie transmontana - gorący, suchy i silny
25 lipiec
jakieś 10 km, najpierw wybrzeżem w stronę zachodnią, ale potem przeniosłam się na szosę ze względu na żmije (które spotykałam) i skorpiony (o których na szczęście tylko słyszałam)
jak zwykle gorąc, patelnia, do tego transmontana jeszcze silniejszy
ale pięknie było !!!
30 lipiec
dziś donoszę z Lozanny - 15 uroczych kilometrów pokonanych w towarzystwie Strasb ) - tu pozdrawiam - ciągle góra-dół, kolana i łydki bolą więc znieczulamy się obecnie piwem/winem
Lozanna to na prawdę górzyste miasto, byłam na jego szczycie; jakieś 500 up i tyleż w dół było na całym dystansie - ale spacerowo
tyle relacji, wracam do stołu bo nowe wino otwierają
- rubin
- Zaprawiony W Bojach
- Posty: 4232
- Rejestracja: 24 sie 2012, 12:01
- Życiówka na 10k: brak
- Życiówka w maratonie: brak
1 sierpnia
święto narodowe w Szwajcarii - uczciliśmy wycieczką; Martial i Veronique zabrali nas w Alpy Berneńskie, nad jezioro Lac de Tseuzier;
w planie - spacer ścieżką wzdłuż brzegu i piknik; obwód zbiornika to ok. 5,5 km; piknik planowany w połowie drogi - wpadłam więc na pomysł, że zanim krewni i znajomi dotrą na miejsce - ja sobie trochę pobiegam (czy tylko przez przypadek zabrałam ciuchy/buty biegowe?)
było tak pięknie - że jedno okrążenie - to było stanowczo za mało, więc dwa kółka tędy drogą:
11 km, powoli po 6:49, ale gdzie tu się spieszyć ??
..................
jeszcze zaginiony trening z 19 lipca
ok. 10 minut rozgrzewki, w sumie nawet nie wiem po co, bo zgrzana byłam już na starcie, potem szybciej, na koniec schłodzenie ... z jęzorem po kostki; tak gorąco było; całość trochę ponad 6 km średnio po 5:30/5:09/6:01
...
asfaltowe ścieżki we wsi Lafitte Vigordanne; tu było płasko
święto narodowe w Szwajcarii - uczciliśmy wycieczką; Martial i Veronique zabrali nas w Alpy Berneńskie, nad jezioro Lac de Tseuzier;
w planie - spacer ścieżką wzdłuż brzegu i piknik; obwód zbiornika to ok. 5,5 km; piknik planowany w połowie drogi - wpadłam więc na pomysł, że zanim krewni i znajomi dotrą na miejsce - ja sobie trochę pobiegam (czy tylko przez przypadek zabrałam ciuchy/buty biegowe?)
było tak pięknie - że jedno okrążenie - to było stanowczo za mało, więc dwa kółka tędy drogą:
11 km, powoli po 6:49, ale gdzie tu się spieszyć ??
..................
jeszcze zaginiony trening z 19 lipca
ok. 10 minut rozgrzewki, w sumie nawet nie wiem po co, bo zgrzana byłam już na starcie, potem szybciej, na koniec schłodzenie ... z jęzorem po kostki; tak gorąco było; całość trochę ponad 6 km średnio po 5:30/5:09/6:01
...
asfaltowe ścieżki we wsi Lafitte Vigordanne; tu było płasko
Ostatnio zmieniony 06 sie 2013, 14:27 przez rubin, łącznie zmieniany 2 razy.
- rubin
- Zaprawiony W Bojach
- Posty: 4232
- Rejestracja: 24 sie 2012, 12:01
- Życiówka na 10k: brak
- Życiówka w maratonie: brak
4 sierpnia
szara rzeczywistość, czyli na własnych śmieciach
niedziela - normalnym trybie dzień przeznaczony na spokojne, dłuższe biegi; jako że ostatnie tygodnie były biegowo nieco dziwne i kilometrażowo słabe - postanowiłam nie szaleć i skrócić normalny dystans:
BS 12,6 km średnio 5:52, na koniec kilka przebieżek po 30";
dawno nie miałam tak równo i płasko pod nogami; asfalt, lekki wiatr, późny wieczór; samopoczucie wyjątkowo dobre - więc dziwi wysokie HR
szara rzeczywistość, czyli na własnych śmieciach
niedziela - normalnym trybie dzień przeznaczony na spokojne, dłuższe biegi; jako że ostatnie tygodnie były biegowo nieco dziwne i kilometrażowo słabe - postanowiłam nie szaleć i skrócić normalny dystans:
BS 12,6 km średnio 5:52, na koniec kilka przebieżek po 30";
dawno nie miałam tak równo i płasko pod nogami; asfalt, lekki wiatr, późny wieczór; samopoczucie wyjątkowo dobre - więc dziwi wysokie HR
- rubin
- Zaprawiony W Bojach
- Posty: 4232
- Rejestracja: 24 sie 2012, 12:01
- Życiówka na 10k: brak
- Życiówka w maratonie: brak
wtorek, 6 sierpnia
po 3 tygodniach treningowego rozgardiaszu powrót do normalności; czyli zawody same się nie pobiegną, cza trochę popracować
6km rozgrzewki po 5:58; w sumie by wystarczyło bo w taką saunę prawie jak akcent; no ale że w planie stały podbiegi to jeszcze 11x100metrów na powrocie w marszu;
miało być na 75%, czyli nie wiadomo jak, bo skąd mam wiedzieć gdzie to 75 się zaczyna a gdzie kończy a do tego wiadomo, trochę zimno dzisiaj było a ja zimna nie lubię i w ogóle ... w każdym razie po ok. 4:20 wychodziły
podbieg taki se, ok. 6%; chyba będę musiała poszukać czegoś mocniejszego, bo jak na razie nogi mają do dzisiejszego treningu stosunek beznamiętny; jak do jutra nic nie będę czuć to smutno mi będzie;
co nie znaczy że lajcik i te rzeczy ... gotowałam się od środka ; gdyby nie to, że lało się ze mnie i cała mokra byłam - jak nic nastąpiłby samozapłon
...
jutro w planie paręnaście na spokojnie; jak wstanę - to rano, tym bardziej, że z powodu upałów mamy okrojony czas pracy i mogę iść dopiero na 12:30
po 3 tygodniach treningowego rozgardiaszu powrót do normalności; czyli zawody same się nie pobiegną, cza trochę popracować
6km rozgrzewki po 5:58; w sumie by wystarczyło bo w taką saunę prawie jak akcent; no ale że w planie stały podbiegi to jeszcze 11x100metrów na powrocie w marszu;
miało być na 75%, czyli nie wiadomo jak, bo skąd mam wiedzieć gdzie to 75 się zaczyna a gdzie kończy a do tego wiadomo, trochę zimno dzisiaj było a ja zimna nie lubię i w ogóle ... w każdym razie po ok. 4:20 wychodziły
podbieg taki se, ok. 6%; chyba będę musiała poszukać czegoś mocniejszego, bo jak na razie nogi mają do dzisiejszego treningu stosunek beznamiętny; jak do jutra nic nie będę czuć to smutno mi będzie;
co nie znaczy że lajcik i te rzeczy ... gotowałam się od środka ; gdyby nie to, że lało się ze mnie i cała mokra byłam - jak nic nastąpiłby samozapłon
...
jutro w planie paręnaście na spokojnie; jak wstanę - to rano, tym bardziej, że z powodu upałów mamy okrojony czas pracy i mogę iść dopiero na 12:30