Aniad1312 Run 4 fun - not 4 records ;)
Moderator: infernal
-
- Zaprawiony W Bojach
- Posty: 4291
- Rejestracja: 18 kwie 2010, 21:03
19 marca 2012
10km po 5:41.
Rano.
Bez przebieżek. Zważywszy na to, że chyba z 70% czasu biegłam pod silny wiatr, uznam, że przy okazji poćwiczyłam siłę biegową.
Dwa treningi pod rząd - czuję nogi. Jutro przerwa.
Następnym razem napiszę o czymś bardzo ciekawym - jak dla mnie - bo dzisiaj nie mam czasu. No i o ile nie zapomnę
10km po 5:41.
Rano.
Bez przebieżek. Zważywszy na to, że chyba z 70% czasu biegłam pod silny wiatr, uznam, że przy okazji poćwiczyłam siłę biegową.
Dwa treningi pod rząd - czuję nogi. Jutro przerwa.
Następnym razem napiszę o czymś bardzo ciekawym - jak dla mnie - bo dzisiaj nie mam czasu. No i o ile nie zapomnę
-
- Zaprawiony W Bojach
- Posty: 4291
- Rejestracja: 18 kwie 2010, 21:03
21 marca 2012
W planach był trening. Potem było tak: stwierdziłam, że jednak odpuszczę, bo się okrutnie nie wyspałam dzisiaj. Rano trzy magnezy poszły w ruch, a i tak po południu letko głowa mi się grawitowała w każdym bądź razie, wieczorem stwierdziłam, że jednak pobiegam. Pobiegałam 10km po 5:41. Potem zaczęłam robić przebieżki, w sumie to wyszło mi ich 350m, przed ostatnimi 50m zrobiłam 100m marszu. Tak dziwnie wyszło, bo zaraz był sklep, a chciałam kupić sobie wodę. A że mi się pochrzaniło, że już g. 22 i zaraz zamkną, to w połowie tej ostatniej przebieżki musiałam się zatrzymać. Bo te 300m to zrobiłam bez przerwy. No a w gruncie rzeczy było parę minut po 21.30 ale z 1,5l butlą przebieżki ciężko się robi, to poszłam do domu.
A tych czasów przebieżek to nie chce mi się pisać I wybaczcie składnię tego wpisu...pora późna...
Napiszę o czym innym. Późno już, ale potem znów zapomnę...
Otóż czasem przeglądam sobie listy startowe, żeby zobaczyć, czy ktoś znajomy biegnie. No i można się dowiedzieć baaardzo ciekawych rzeczy z takiej listy. Mianowicie - inwencja twórcza, jeśli chodzi o nazwy klubów/ drużyn jest genialna Mam nadzieję, że jeśli przeczyta to ktoś, kto znajdzie tutaj swoją drużynę nie poczuje się urażony - liczę na poczucie humoru tworzącego nazwę
Kolejność jest przypadkowa, w sensie, że nie mam hierarchii.
1. SZAŁU NIE MA
2. SFORA OJCA DYREKTORA
3. PĘDZĄCE IMADŁA
4. Z PIEKŁA RODEM
5. DALEKO JESZCZE?
6. ARCYBRACTWO UCIECH WSZELAKICH
7. KB SPOCENI
8. DZIKIE PYRY
9. GIRA SIĘ KRĘCI
10. BEZIMIENNI
11. UCIEKAJĄCE DZIEWICE
Ale jest wyjątek od reguły...
Zdecydowany number one, jedyny na podium....
Ladies and gentleman...
Klub o wielce mówiącej i wcale nietajemniczej nazwie...
PORANNE BĄKI PREZESA
I tym optymistycznym akcentem zakończę biegowo-lingwistyczne refleksje
W planach był trening. Potem było tak: stwierdziłam, że jednak odpuszczę, bo się okrutnie nie wyspałam dzisiaj. Rano trzy magnezy poszły w ruch, a i tak po południu letko głowa mi się grawitowała w każdym bądź razie, wieczorem stwierdziłam, że jednak pobiegam. Pobiegałam 10km po 5:41. Potem zaczęłam robić przebieżki, w sumie to wyszło mi ich 350m, przed ostatnimi 50m zrobiłam 100m marszu. Tak dziwnie wyszło, bo zaraz był sklep, a chciałam kupić sobie wodę. A że mi się pochrzaniło, że już g. 22 i zaraz zamkną, to w połowie tej ostatniej przebieżki musiałam się zatrzymać. Bo te 300m to zrobiłam bez przerwy. No a w gruncie rzeczy było parę minut po 21.30 ale z 1,5l butlą przebieżki ciężko się robi, to poszłam do domu.
A tych czasów przebieżek to nie chce mi się pisać I wybaczcie składnię tego wpisu...pora późna...
Napiszę o czym innym. Późno już, ale potem znów zapomnę...
Otóż czasem przeglądam sobie listy startowe, żeby zobaczyć, czy ktoś znajomy biegnie. No i można się dowiedzieć baaardzo ciekawych rzeczy z takiej listy. Mianowicie - inwencja twórcza, jeśli chodzi o nazwy klubów/ drużyn jest genialna Mam nadzieję, że jeśli przeczyta to ktoś, kto znajdzie tutaj swoją drużynę nie poczuje się urażony - liczę na poczucie humoru tworzącego nazwę
Kolejność jest przypadkowa, w sensie, że nie mam hierarchii.
1. SZAŁU NIE MA
2. SFORA OJCA DYREKTORA
3. PĘDZĄCE IMADŁA
4. Z PIEKŁA RODEM
5. DALEKO JESZCZE?
6. ARCYBRACTWO UCIECH WSZELAKICH
7. KB SPOCENI
8. DZIKIE PYRY
9. GIRA SIĘ KRĘCI
10. BEZIMIENNI
11. UCIEKAJĄCE DZIEWICE
Ale jest wyjątek od reguły...
Zdecydowany number one, jedyny na podium....
Ladies and gentleman...
Klub o wielce mówiącej i wcale nietajemniczej nazwie...
PORANNE BĄKI PREZESA
I tym optymistycznym akcentem zakończę biegowo-lingwistyczne refleksje
-
- Zaprawiony W Bojach
- Posty: 4291
- Rejestracja: 18 kwie 2010, 21:03
24 marca 2012
Od rana mycie okien, zakupy, sprzątanie, wizyta na auto-myjni. A na koniec dnia 10km po 5:34. Aż się zdziwiłam, jak to przed chwilą zobaczyłam. Dobry trening, zwłaszcza że kilka razy udało mi się zejść poniżej 5/km. Na krótko, ale zawsze
Jutro długie wybieganie. Zadecyduje, czy biegnę Poznań, czy nie. Ale lepiej, żebym biegła Bo jakoś tak mi się zachciało, potem przestało, a teraz znów wróciło chcenie na start. Nie nadążam...
Wiecie co najbardziej lubię po biegu? Jak już się porozciągam, napoję, umyję, nabalsamuję i te inne takie ...to w poczuciu dobrze spełnionego obowiązku mogę się najeść
Jutro zmiana czasu. Tym razem chyba będę pamiętać, a nie jak ostatnio gdy gnałam przez puste ulice, a wszyscy smacznie spali o godzinę dłużej
Od rana mycie okien, zakupy, sprzątanie, wizyta na auto-myjni. A na koniec dnia 10km po 5:34. Aż się zdziwiłam, jak to przed chwilą zobaczyłam. Dobry trening, zwłaszcza że kilka razy udało mi się zejść poniżej 5/km. Na krótko, ale zawsze
Jutro długie wybieganie. Zadecyduje, czy biegnę Poznań, czy nie. Ale lepiej, żebym biegła Bo jakoś tak mi się zachciało, potem przestało, a teraz znów wróciło chcenie na start. Nie nadążam...
Wiecie co najbardziej lubię po biegu? Jak już się porozciągam, napoję, umyję, nabalsamuję i te inne takie ...to w poczuciu dobrze spełnionego obowiązku mogę się najeść
Jutro zmiana czasu. Tym razem chyba będę pamiętać, a nie jak ostatnio gdy gnałam przez puste ulice, a wszyscy smacznie spali o godzinę dłużej
-
- Zaprawiony W Bojach
- Posty: 4291
- Rejestracja: 18 kwie 2010, 21:03
25 marca 2012
No to pobiegałam sobie dzisiaj.
Najpierw: 19km po 5:55
Póżniej: 5x przebieżki po 100m+ marsz w przerwach, czyli:
1-4:45
2-4:55
3-3:54
4-4:12
5-3:54
Powrót do domu: 0.54km po 5:16
W trakcie tych 19km "zaliczone" 3 wiadukty, a ten paskudny ostatni to myślałam, że padnę na nim, bo nie dość, że pod górę, to jeszcze taki wiatr na maksa, że dobrze że nikt moich min nie widział w stylu: Ja ci pokażę!!! Wiatrowi znaczy się
Bieg dość długi dzisiaj, bo chciałam zobaczyć czy dam radę w Poznaniu. No więc wychodzi na to, że dam.
I tak myślę, że czas już chyba zabierać ze sobą wodę na długie wybiegania...
No to pobiegałam sobie dzisiaj.
Najpierw: 19km po 5:55
Póżniej: 5x przebieżki po 100m+ marsz w przerwach, czyli:
1-4:45
2-4:55
3-3:54
4-4:12
5-3:54
Powrót do domu: 0.54km po 5:16
W trakcie tych 19km "zaliczone" 3 wiadukty, a ten paskudny ostatni to myślałam, że padnę na nim, bo nie dość, że pod górę, to jeszcze taki wiatr na maksa, że dobrze że nikt moich min nie widział w stylu: Ja ci pokażę!!! Wiatrowi znaczy się
Bieg dość długi dzisiaj, bo chciałam zobaczyć czy dam radę w Poznaniu. No więc wychodzi na to, że dam.
I tak myślę, że czas już chyba zabierać ze sobą wodę na długie wybiegania...
-
- Zaprawiony W Bojach
- Posty: 4291
- Rejestracja: 18 kwie 2010, 21:03
27 marca 2012
Baaardzo intensywny dzień dzisiaj. Zaczął się dość wcześnie, niestety nie z powodu biegania.
Btw, tęskno mi za rześkimi porankami...może niedługo już się uda choć raz w tygodniu pobiegać o świcie...
Anyway, humor poprawił mi pewien malec. Wychodziłam rano ze sklepu i nagle podbiega do mnie taki mały chyba 7 latek goniąc szczeniaczka, którego nawet nie zauważyłam. I pytam się młodego, czy gonił go, bo bał się że na ulicę wbiegnie. A on: "Nie, on tylko biega za dużymi i starszymi". Czyt. za mną nie ma to jak za jednym zamachem mieć wyjechany wiek i gabaryty Tak mnie to rozbawiło, że się brechtałam całą resztę drogi co mi do pracy została.
Wieczorem 11km po 5:46.
Po dłuższym zastanowieniu wróciłam do poprzedniej playlisty dla odmiany. No i wiem, że się powtórzę, ale kocham to. Mega spokój i uśmiech na twarzy, jak tylko to słyszę
Akcent humorystyczny nr 2.
Wybaczcie Engliszową wersję...
A classroom.
Teacher to a student: Are you good at multi-tasking? 'Cause there are some opinions men can't do two things at the same time, first they finish one thing and then they start another one.
Student: No, it's not true.
Teacher: So what and how many things can you do at the same time?
Another student (from behind): Walk and talk.
Baaardzo intensywny dzień dzisiaj. Zaczął się dość wcześnie, niestety nie z powodu biegania.
Btw, tęskno mi za rześkimi porankami...może niedługo już się uda choć raz w tygodniu pobiegać o świcie...
Anyway, humor poprawił mi pewien malec. Wychodziłam rano ze sklepu i nagle podbiega do mnie taki mały chyba 7 latek goniąc szczeniaczka, którego nawet nie zauważyłam. I pytam się młodego, czy gonił go, bo bał się że na ulicę wbiegnie. A on: "Nie, on tylko biega za dużymi i starszymi". Czyt. za mną nie ma to jak za jednym zamachem mieć wyjechany wiek i gabaryty Tak mnie to rozbawiło, że się brechtałam całą resztę drogi co mi do pracy została.
Wieczorem 11km po 5:46.
Po dłuższym zastanowieniu wróciłam do poprzedniej playlisty dla odmiany. No i wiem, że się powtórzę, ale kocham to. Mega spokój i uśmiech na twarzy, jak tylko to słyszę
Akcent humorystyczny nr 2.
Wybaczcie Engliszową wersję...
A classroom.
Teacher to a student: Are you good at multi-tasking? 'Cause there are some opinions men can't do two things at the same time, first they finish one thing and then they start another one.
Student: No, it's not true.
Teacher: So what and how many things can you do at the same time?
Another student (from behind): Walk and talk.
-
- Zaprawiony W Bojach
- Posty: 4291
- Rejestracja: 18 kwie 2010, 21:03
29 marca 2012
Kilometraż marcowy: 137km
Jak na to, że zaczęłam pokontuzyjnie biegać od 7 marca, to może być.
Dzisiaj ostatni trening przed Poznaniem. Prawie bym go ominęła, bo byłam tak zmęczona ostatnimi dniami, że przysypiałam po obiedzie. No... ale od wtorku to trochę za długo by było bez biegania przed zawodami, więc się spięłam i poszłam.
Dobieg do stadionu:5.76km po 5:46
Stadion: przebieżki 8x100m, w przerwach marsz. Nie chce mi się pisać szczegółów, tempo od 3:59 do 3:35.
Powrót: 3.9km po 5:29.
Na stadionie fajna rozmowa z trenującym tam biegaczem, jak się okazało później - znajomy znajomego
A teraz...
Dedicated to Kanas - klimaty ryjkowo-prosiaczkowe...
Wchodzę do szkoły przy stadionie, szukając kogoś, kto by mnie na niego wpuścił.
Pani sprzątająca: "Tak pada???"
Ja: "Nie, ja taka spocona..."
Kilometraż marcowy: 137km
Jak na to, że zaczęłam pokontuzyjnie biegać od 7 marca, to może być.
Dzisiaj ostatni trening przed Poznaniem. Prawie bym go ominęła, bo byłam tak zmęczona ostatnimi dniami, że przysypiałam po obiedzie. No... ale od wtorku to trochę za długo by było bez biegania przed zawodami, więc się spięłam i poszłam.
Dobieg do stadionu:5.76km po 5:46
Stadion: przebieżki 8x100m, w przerwach marsz. Nie chce mi się pisać szczegółów, tempo od 3:59 do 3:35.
Powrót: 3.9km po 5:29.
Na stadionie fajna rozmowa z trenującym tam biegaczem, jak się okazało później - znajomy znajomego
A teraz...
Dedicated to Kanas - klimaty ryjkowo-prosiaczkowe...
Wchodzę do szkoły przy stadionie, szukając kogoś, kto by mnie na niego wpuścił.
Pani sprzątająca: "Tak pada???"
Ja: "Nie, ja taka spocona..."
-
- Zaprawiony W Bojach
- Posty: 4291
- Rejestracja: 18 kwie 2010, 21:03
31 marca 2012
Wyspałam się dzisiaj, spałam chyba z 9h. Choć i tak zaległości z tygodnia nie nadrobię...
Węglowodany przyjęte. Nawadniam się. Teraz już tylko relaks. Może włączę sobie jakiś film...Albo poczytam...albo poleżę po prostu...
Pogoda szałowa, czyli można szału dostać
Zobaczymy, kto kogo zwycięży jutro. Tzn. w sumie ja zamierzam się dobrze bawić, a walkę zostawiam zawodowcom...
No chyba, że nabiorę chęci bycia jak Chuck Norris i półmaraton jak cyklopa walnę między oczy
Wyspałam się dzisiaj, spałam chyba z 9h. Choć i tak zaległości z tygodnia nie nadrobię...
Węglowodany przyjęte. Nawadniam się. Teraz już tylko relaks. Może włączę sobie jakiś film...Albo poczytam...albo poleżę po prostu...
Pogoda szałowa, czyli można szału dostać
Zobaczymy, kto kogo zwycięży jutro. Tzn. w sumie ja zamierzam się dobrze bawić, a walkę zostawiam zawodowcom...
No chyba, że nabiorę chęci bycia jak Chuck Norris i półmaraton jak cyklopa walnę między oczy
-
- Zaprawiony W Bojach
- Posty: 4291
- Rejestracja: 18 kwie 2010, 21:03
1 kwietnia 2012
Półmaraton Poznań
Brutto - 1:58:56
Netto - 1:57:23 (Garmina wyłączyłam dopiero po chwili, czyli mam 7 sek różnicy)
Jak dojeżdżałam do Pozka, lekko zaczął śnieg prószyć. Wiatr był, Qba, był
W szatni -niespodzianka- Birdie! I to jaka! Podchodzi i z uśmiechem pyta: A Ty wiesz, kto ja jestem...? No, po chwili to już wiedziałam...
Umówiliśmy się z Gregiem i Adim, no i z Ziomalką przy pace na 2h. Oczywiście, tak mi miło i ciepło w szatni było, że dotarłam na start w ostatniej chwili... Ziomalki nie było, dogoniła nas na 4km chyba. Ledwo się przywitałam, to już trzeba było biec, więc nawet nie miałam czasu się Chel, za Tobą rozejrzeć
No ale do rzeczy. Biegłam sobie ze spokojem, na początku chciałam trzymać tempo 5:40, a potem przyspieszać, ale ciut nie wyszło - przyspieszałam wcześniej. Trochę się to zemściło, bo później mi sił brakowało.
Biegliśmy przed balonikami, które w pewnym momencie nas wyprzedziły. Jak dla mnie biegli za szybko, nie dałabym rady utrzymać tego tempa. Adi z Gregiem pobiegli za nimi, ja z Ziomalką pobiegłyśmy razem.
Między 10 a 15km jakoś tak zaczęłam być letko głodna. Myślałam, że będą banany, ale nie było. A z czekoladą nie eksperymentowałam nigdy i wolałam uniknąć niespodzianek, które kiedyś kolega Gife opisywał na swoim blogu
No i tak jakoś zaczęło mi się ciężej biec. Ziomalkę chwyciła kolka, więc biegłam już sama.
Myślę sobie, że jak będę tak dawać, to mogę spuchnąć na koniec. I po co mi to? To zwolniłam na trochę. Na Drodze Dębińskiej już biegło się lepiej, przy Franciszkanach znów siły mi wróciły (i tak samo było na maratonie. Magia miejsca chyba;)
A potem przy Politechnice jakoś tak się stało, że dogoniłam baloniki Patrzę-jest Adi, pytam o Grega - poleciał do przodu. Wyminęłam baloniki i już wiedziałam, że 2h złamię, nie wiedziałam tylko czy to będzie bliżej 2h czy 1:55. Gdyby do 20km była prosta, nie podbieg, to pewnie w grę wchodziłaby druga opcja. Ale nic to. I tak biegło mi się w miarę dobrze, choć przy wbiegu na Maltę, to nie powiem, miałam wrażenie, że już nie dam rady. No, ale moi drodzy...Już prawie przy tabliczce 21km, przy ostatnim (małym) podbiegu co w uszach zabrzmiało? nie wiem, co takiego jest w tej piosence, ale dodaje mi sił od pierwszych rytmów, choćbym nie wiem jak była zmęczona...
I tak oto udało mi się dobiec między 1:55 a 2:00
Cieszę się z dzisiejszego dnia. Rok temu miałam czas 2:07 - ale fakt, pogoda była jeszcze gorsza, bo to było uderzenie ciepła. Ludki jak muchy padały, karetki miały gdzie jeździć.
Jak na pierwszy start w tym roku, a na dodatek 21km - wynik całkiem całkiem, jak na moje słabe trenowanie pod zawody. Może więc w Kościanie uda mi się zejść w końcu poniżej 1:50, wtedy jestem najbardziej rozbiegana i robię najlepsze wyniki.
A w ogóle, to bardzo się cieszę, bo okazuje się, że mnóstwo moich znajomych wykręciło niezłe wyniki- taka Birdie np. 1:50 Greg miał 1:56.
Kilka osób po 1:40-1:43
A mój kolega klubowy 1:35:coś tam
EDIT
Zapomniałam napisać, że od ok 7km czułam, że coś mi dysk zaczyna świrować, ale na szczęście się nie rozwinął w tym świrowaniu. Choć przyczajony był do końca
Półmaraton Poznań
Brutto - 1:58:56
Netto - 1:57:23 (Garmina wyłączyłam dopiero po chwili, czyli mam 7 sek różnicy)
Jak dojeżdżałam do Pozka, lekko zaczął śnieg prószyć. Wiatr był, Qba, był
W szatni -niespodzianka- Birdie! I to jaka! Podchodzi i z uśmiechem pyta: A Ty wiesz, kto ja jestem...? No, po chwili to już wiedziałam...
Umówiliśmy się z Gregiem i Adim, no i z Ziomalką przy pace na 2h. Oczywiście, tak mi miło i ciepło w szatni było, że dotarłam na start w ostatniej chwili... Ziomalki nie było, dogoniła nas na 4km chyba. Ledwo się przywitałam, to już trzeba było biec, więc nawet nie miałam czasu się Chel, za Tobą rozejrzeć
No ale do rzeczy. Biegłam sobie ze spokojem, na początku chciałam trzymać tempo 5:40, a potem przyspieszać, ale ciut nie wyszło - przyspieszałam wcześniej. Trochę się to zemściło, bo później mi sił brakowało.
Biegliśmy przed balonikami, które w pewnym momencie nas wyprzedziły. Jak dla mnie biegli za szybko, nie dałabym rady utrzymać tego tempa. Adi z Gregiem pobiegli za nimi, ja z Ziomalką pobiegłyśmy razem.
Między 10 a 15km jakoś tak zaczęłam być letko głodna. Myślałam, że będą banany, ale nie było. A z czekoladą nie eksperymentowałam nigdy i wolałam uniknąć niespodzianek, które kiedyś kolega Gife opisywał na swoim blogu
No i tak jakoś zaczęło mi się ciężej biec. Ziomalkę chwyciła kolka, więc biegłam już sama.
Myślę sobie, że jak będę tak dawać, to mogę spuchnąć na koniec. I po co mi to? To zwolniłam na trochę. Na Drodze Dębińskiej już biegło się lepiej, przy Franciszkanach znów siły mi wróciły (i tak samo było na maratonie. Magia miejsca chyba;)
A potem przy Politechnice jakoś tak się stało, że dogoniłam baloniki Patrzę-jest Adi, pytam o Grega - poleciał do przodu. Wyminęłam baloniki i już wiedziałam, że 2h złamię, nie wiedziałam tylko czy to będzie bliżej 2h czy 1:55. Gdyby do 20km była prosta, nie podbieg, to pewnie w grę wchodziłaby druga opcja. Ale nic to. I tak biegło mi się w miarę dobrze, choć przy wbiegu na Maltę, to nie powiem, miałam wrażenie, że już nie dam rady. No, ale moi drodzy...Już prawie przy tabliczce 21km, przy ostatnim (małym) podbiegu co w uszach zabrzmiało? nie wiem, co takiego jest w tej piosence, ale dodaje mi sił od pierwszych rytmów, choćbym nie wiem jak była zmęczona...
I tak oto udało mi się dobiec między 1:55 a 2:00
Cieszę się z dzisiejszego dnia. Rok temu miałam czas 2:07 - ale fakt, pogoda była jeszcze gorsza, bo to było uderzenie ciepła. Ludki jak muchy padały, karetki miały gdzie jeździć.
Jak na pierwszy start w tym roku, a na dodatek 21km - wynik całkiem całkiem, jak na moje słabe trenowanie pod zawody. Może więc w Kościanie uda mi się zejść w końcu poniżej 1:50, wtedy jestem najbardziej rozbiegana i robię najlepsze wyniki.
A w ogóle, to bardzo się cieszę, bo okazuje się, że mnóstwo moich znajomych wykręciło niezłe wyniki- taka Birdie np. 1:50 Greg miał 1:56.
Kilka osób po 1:40-1:43
A mój kolega klubowy 1:35:coś tam
EDIT
Zapomniałam napisać, że od ok 7km czułam, że coś mi dysk zaczyna świrować, ale na szczęście się nie rozwinął w tym świrowaniu. Choć przyczajony był do końca
-
- Zaprawiony W Bojach
- Posty: 4291
- Rejestracja: 18 kwie 2010, 21:03
4 kwietnia 2012
Niestety, trochę się gramoliłam z wyjściem z łóżka i w efekcie nie wystartowałam o 6, tylko o 6:40
Ale i tak było git. Dawno już nie biegałam tak wcześnie, zdążyłam zatęsknić.
10.4km po 5:34.
Czyli w tempie podobnym do niedzielnego półmaratońskiego.
Na koniec chciałam zrobić przebieżki, ale później mi się odechciało jakoś. Zresztą, ostatnie 2 km zawierały podbiegi dość solidną prędkością pokonane (zwłaszcza ostatni), więc jestem usprawiedliwiona
A wczoraj miałam Biegowe Urodziny Minęły 2 lata!
Co prawda wcześniej też miałam podejścia do biegania, ale trwały najdłużej 2 miechy, więc się nie liczą
I z tej okazji urodzinowej-radosnej-jakże wchłonęłam solidną porcję węglowodanów czyli spaghetti A później poćwiczyłam skipo-siłę, pt. Podłoga-krzesło-szafka-krzesło-podłoga, czyli kuchenne porządkowe rewolucje. Dzisiaj cd, bom późno zaczęła...
Niestety, trochę się gramoliłam z wyjściem z łóżka i w efekcie nie wystartowałam o 6, tylko o 6:40
Ale i tak było git. Dawno już nie biegałam tak wcześnie, zdążyłam zatęsknić.
10.4km po 5:34.
Czyli w tempie podobnym do niedzielnego półmaratońskiego.
Na koniec chciałam zrobić przebieżki, ale później mi się odechciało jakoś. Zresztą, ostatnie 2 km zawierały podbiegi dość solidną prędkością pokonane (zwłaszcza ostatni), więc jestem usprawiedliwiona
A wczoraj miałam Biegowe Urodziny Minęły 2 lata!
Co prawda wcześniej też miałam podejścia do biegania, ale trwały najdłużej 2 miechy, więc się nie liczą
I z tej okazji urodzinowej-radosnej-jakże wchłonęłam solidną porcję węglowodanów czyli spaghetti A później poćwiczyłam skipo-siłę, pt. Podłoga-krzesło-szafka-krzesło-podłoga, czyli kuchenne porządkowe rewolucje. Dzisiaj cd, bom późno zaczęła...
-
- Zaprawiony W Bojach
- Posty: 4291
- Rejestracja: 18 kwie 2010, 21:03
5 kwietnia 2012
Rano, przed 6:30.
Najpierw: 7km po 5:42
Przebieżki + marsz: 10x 100m. Tempo od 3:51 do 4:44/km. Teren różny, parkowy, więc część po płaskim, a część podbiegów.
Powrót: 3.1km po 5:41.
Trochę wariacji na temat dzisiejszego stroju i nie tylko**:
Na nogach Adidaski, do góry też trzy paski
Gdybym była facetem, leciałyby na mnie laski
A tak, biegałam sobie ze spokojem
Pokonując biegowe trudy i znoje
Nikt moimi śladami nie podążał
Cóż - może po prostu nie nadążał?
**Sorry for any poetry disgust caused
Rano, przed 6:30.
Najpierw: 7km po 5:42
Przebieżki + marsz: 10x 100m. Tempo od 3:51 do 4:44/km. Teren różny, parkowy, więc część po płaskim, a część podbiegów.
Powrót: 3.1km po 5:41.
Trochę wariacji na temat dzisiejszego stroju i nie tylko**:
Na nogach Adidaski, do góry też trzy paski
Gdybym była facetem, leciałyby na mnie laski
A tak, biegałam sobie ze spokojem
Pokonując biegowe trudy i znoje
Nikt moimi śladami nie podążał
Cóż - może po prostu nie nadążał?
**Sorry for any poetry disgust caused
-
- Zaprawiony W Bojach
- Posty: 4291
- Rejestracja: 18 kwie 2010, 21:03
7 kwietnia 2012
Tiaaa
Miał być bieg długi (20km) i radosny z kumplami Zawadiakami.
Nastawiłam alarm na 6, coby jeszcze zdążyć kilka spraw załatwić przed treningiem. Ale...
W Wielki Czwartek wracawszy z kościoła wieczorem zmarzłam niemożebnie i cały piątek walczyłam z jakimiś dziwnymi nastrojami zdrowotnymi. Na noc wzięłam 5 cerutinów, coby dobić-wybić zarazki. Jak kładłam się spać, to już mi czaha naparzala niemożebnie i miałam trudności z zaśnięciem, pomimo zmęczenia.
Mieliśmy wystartować o 8:30, wyjechać jeszcze wcześniej, i to ja byłam prowodyrem tej pory, ze względu na wyjazd do Taty na cmentarz.
No i nastawiłam budzik na tę 6. Pamiętam, że dzwoniło. Pamiętam, że bez zastanowienia wyłączyłam telefon i obudziłam się 2h później, widząc na wyświetlaczu 2 nieodebrane połączenia. Panika zmieszała się z jakimś napięciem w głowie, zatkanym lekko nosem i drapaniem w gardle. I gadam z kumplem i przepraszam, że tak ich namawiałam, ale raczej nie pojadę...Na szczęście me, nie krzyczał Stwierdziłam, że zobaczę jak się będę czuć po południu i może wtedy pójdę pobiegać.
Czułam się do południa "niewyraźnie", jak mawia pewna reklama.
Poszłam ze Święconym najpierw - btw, co roku śmiać mi się chce w kościele, bo przypomina mi się jak będąc dzieciakiem chodziło się innymi dzieciakami z koszykami i pierwsze pytanie brzmiało: "Ej, co masz?" A do historii rodzinnych przeszedł jeden rok, kiedy to mała Ania wracając z kościoła wrąbała całą kiełbasę, którą ksiądz dopiero co poświęcił był
Potem na cmentarz, zmarzłam przeokrutnie. No i walka myślowa - biegać nie biegać? Na jakieś zaczątki przeziębienia bieganie pomagało, bo je wypędzało. Na dodatek ta myśl o bezruchu stołowym....No więc poszłam.
Najpierw: 7.3km po 5:34.
Środek: Podbiegi po 100m + marsz (x8) od 3:52 do 5-tak jakoś.
Powrót: 5.5km po 5:23
Podbiegi wyszły, bo pobiegłam w sumie inną trasą niż zamierzałam początkowo.
Po powrocie kąpiel, dosypałam całe kilo soli, coby wypocić resztki zarazków.
Jak na razie jest lepiej, niż było rano. Zobaczymy, jak będzie później.
Jutro przerwa, może w poniedziałek coś pobiegam.
A tymczasem życzę Wam wszystkim prawdziwego Zmartwychwstania, albo powitania tego co Nowe (jak kto woli )
Tiaaa
Miał być bieg długi (20km) i radosny z kumplami Zawadiakami.
Nastawiłam alarm na 6, coby jeszcze zdążyć kilka spraw załatwić przed treningiem. Ale...
W Wielki Czwartek wracawszy z kościoła wieczorem zmarzłam niemożebnie i cały piątek walczyłam z jakimiś dziwnymi nastrojami zdrowotnymi. Na noc wzięłam 5 cerutinów, coby dobić-wybić zarazki. Jak kładłam się spać, to już mi czaha naparzala niemożebnie i miałam trudności z zaśnięciem, pomimo zmęczenia.
Mieliśmy wystartować o 8:30, wyjechać jeszcze wcześniej, i to ja byłam prowodyrem tej pory, ze względu na wyjazd do Taty na cmentarz.
No i nastawiłam budzik na tę 6. Pamiętam, że dzwoniło. Pamiętam, że bez zastanowienia wyłączyłam telefon i obudziłam się 2h później, widząc na wyświetlaczu 2 nieodebrane połączenia. Panika zmieszała się z jakimś napięciem w głowie, zatkanym lekko nosem i drapaniem w gardle. I gadam z kumplem i przepraszam, że tak ich namawiałam, ale raczej nie pojadę...Na szczęście me, nie krzyczał Stwierdziłam, że zobaczę jak się będę czuć po południu i może wtedy pójdę pobiegać.
Czułam się do południa "niewyraźnie", jak mawia pewna reklama.
Poszłam ze Święconym najpierw - btw, co roku śmiać mi się chce w kościele, bo przypomina mi się jak będąc dzieciakiem chodziło się innymi dzieciakami z koszykami i pierwsze pytanie brzmiało: "Ej, co masz?" A do historii rodzinnych przeszedł jeden rok, kiedy to mała Ania wracając z kościoła wrąbała całą kiełbasę, którą ksiądz dopiero co poświęcił był
Potem na cmentarz, zmarzłam przeokrutnie. No i walka myślowa - biegać nie biegać? Na jakieś zaczątki przeziębienia bieganie pomagało, bo je wypędzało. Na dodatek ta myśl o bezruchu stołowym....No więc poszłam.
Najpierw: 7.3km po 5:34.
Środek: Podbiegi po 100m + marsz (x8) od 3:52 do 5-tak jakoś.
Powrót: 5.5km po 5:23
Podbiegi wyszły, bo pobiegłam w sumie inną trasą niż zamierzałam początkowo.
Po powrocie kąpiel, dosypałam całe kilo soli, coby wypocić resztki zarazków.
Jak na razie jest lepiej, niż było rano. Zobaczymy, jak będzie później.
Jutro przerwa, może w poniedziałek coś pobiegam.
A tymczasem życzę Wam wszystkim prawdziwego Zmartwychwstania, albo powitania tego co Nowe (jak kto woli )
-
- Zaprawiony W Bojach
- Posty: 4291
- Rejestracja: 18 kwie 2010, 21:03
9 kwietnia 2012
Biegowe wyrzynanie zarazków...
13.5km po 5:49
Przebieżki sztuk 5x100m +marsz w przerwach
Powrót 0.6km po 5:43.
Ło matko, z mojego organizmu wyszły chyba wszystkie płyny drogą nosową.
Ale chyba jest lepiej niż wczoraj. Taka piękna pogoda, no aż żal było nie skorzystać i zostać w domu. I taka ma być na najbliższe dni, więc pewnie ruszę w teren znów.
Już pod koniec minęłam się z biegaczem, który nie wahał się pozdrowić mnie jako pierwszy (a może i wahał? Anyway, pozdrowił). Nie, żebym czekała jak królewna na pozdrowienie od mijających biegaczy, ale jak ktoś mnie mija i olewa wzrokowo, to przeca nie będę mu się wpas kłaniać Tak więc miło było a że wyglądałam, jakby padalo, to pewnie i zabawnie
Dzisiaj w uszach 2Tm 2,3.
Birdie, słyszałam jak w Trójce reklamowali TGD, to koncert, który mam na płycie Ale dzięki za pamięć
Biegowe wyrzynanie zarazków...
13.5km po 5:49
Przebieżki sztuk 5x100m +marsz w przerwach
Powrót 0.6km po 5:43.
Ło matko, z mojego organizmu wyszły chyba wszystkie płyny drogą nosową.
Ale chyba jest lepiej niż wczoraj. Taka piękna pogoda, no aż żal było nie skorzystać i zostać w domu. I taka ma być na najbliższe dni, więc pewnie ruszę w teren znów.
Już pod koniec minęłam się z biegaczem, który nie wahał się pozdrowić mnie jako pierwszy (a może i wahał? Anyway, pozdrowił). Nie, żebym czekała jak królewna na pozdrowienie od mijających biegaczy, ale jak ktoś mnie mija i olewa wzrokowo, to przeca nie będę mu się wpas kłaniać Tak więc miło było a że wyglądałam, jakby padalo, to pewnie i zabawnie
Dzisiaj w uszach 2Tm 2,3.
Birdie, słyszałam jak w Trójce reklamowali TGD, to koncert, który mam na płycie Ale dzięki za pamięć
-
- Zaprawiony W Bojach
- Posty: 4291
- Rejestracja: 18 kwie 2010, 21:03
10 kwietnia 2012
No. Wyrzynanie cd. Już są sukcesy
Najpierw: 5.7km po 5:44
Podbiegi: standardowo po 100m + marsz x 8, tempo od 4:20 do 3:40.
Powrót: 3.98 po 5:47.
Plus 2x wiadukt. Wiadukty zresztą praktycznie za każdym razem są, ale jakoś zapominałam o tym napisać.
Święta spożywczo z umiarem. Bez dietowania, ale brzucha na taczce dźwigać nie musiałam. Czułam się lekko i to mi pasuje Ndz i pn to dodatkowo 60min spaceru łącznie, więc jest git.
A dzisiaj waga pokazała mniej niż przed świętami, więc radość jest. Co prawda, coś mi się nie wydaje, że długo się tak utrzyma, ale chociaż jeden dzień się nią zachwycę bo już nie pamiętam, kiedy ostatni raz widziałam taki wynik
No i generalnie mam kłopot, bo przyszła mi faza biegania na haju, tzn. najchętniej biegałabym każdego dnia. I teraz nie wiem co mam zrobić Bo w piątek na pewno biegać nie będę, czwartek tak, a myślałam że jeszcze jutro coś bym może pokombinowała...jakaś godzinka wolno z przebieżkami na koniec...Tylko czy to mądre?
No. Wyrzynanie cd. Już są sukcesy
Najpierw: 5.7km po 5:44
Podbiegi: standardowo po 100m + marsz x 8, tempo od 4:20 do 3:40.
Powrót: 3.98 po 5:47.
Plus 2x wiadukt. Wiadukty zresztą praktycznie za każdym razem są, ale jakoś zapominałam o tym napisać.
Święta spożywczo z umiarem. Bez dietowania, ale brzucha na taczce dźwigać nie musiałam. Czułam się lekko i to mi pasuje Ndz i pn to dodatkowo 60min spaceru łącznie, więc jest git.
A dzisiaj waga pokazała mniej niż przed świętami, więc radość jest. Co prawda, coś mi się nie wydaje, że długo się tak utrzyma, ale chociaż jeden dzień się nią zachwycę bo już nie pamiętam, kiedy ostatni raz widziałam taki wynik
No i generalnie mam kłopot, bo przyszła mi faza biegania na haju, tzn. najchętniej biegałabym każdego dnia. I teraz nie wiem co mam zrobić Bo w piątek na pewno biegać nie będę, czwartek tak, a myślałam że jeszcze jutro coś bym może pokombinowała...jakaś godzinka wolno z przebieżkami na koniec...Tylko czy to mądre?