1 kwietnia 2012
Półmaraton Poznań
Brutto - 1:58:56
Netto - 1:57:23 (Garmina wyłączyłam dopiero po chwili, czyli mam 7 sek różnicy)
Jak dojeżdżałam do Pozka, lekko zaczął śnieg prószyć. Wiatr był, Qba, był

W szatni -niespodzianka- Birdie! I to jaka! Podchodzi i z uśmiechem pyta: A Ty wiesz, kto ja jestem...? No, po chwili to już wiedziałam...

Umówiliśmy się z Gregiem i Adim, no i z Ziomalką przy pace na 2h. Oczywiście, tak mi miło i ciepło w szatni było, że dotarłam na start w ostatniej chwili... Ziomalki nie było, dogoniła nas na 4km chyba. Ledwo się przywitałam, to już trzeba było biec, więc nawet nie miałam czasu się Chel, za Tobą rozejrzeć
No ale do rzeczy. Biegłam sobie ze spokojem, na początku chciałam trzymać tempo 5:40, a potem przyspieszać, ale ciut nie wyszło - przyspieszałam wcześniej. Trochę się to zemściło, bo później mi sił brakowało.
Biegliśmy przed balonikami, które w pewnym momencie nas wyprzedziły. Jak dla mnie biegli za szybko, nie dałabym rady utrzymać tego tempa. Adi z Gregiem pobiegli za nimi, ja z Ziomalką pobiegłyśmy razem.
Między 10 a 15km jakoś tak zaczęłam być letko głodna. Myślałam, że będą banany, ale nie było. A z czekoladą nie eksperymentowałam nigdy i wolałam uniknąć niespodzianek, które kiedyś kolega Gife opisywał na swoim blogu

No i tak jakoś zaczęło mi się ciężej biec. Ziomalkę chwyciła kolka, więc biegłam już sama.
Myślę sobie, że jak będę tak dawać, to mogę spuchnąć na koniec. I po co mi to? To zwolniłam na trochę. Na Drodze Dębińskiej już biegło się lepiej, przy Franciszkanach znów siły mi wróciły (i tak samo było na maratonie. Magia miejsca chyba;)
A potem przy Politechnice jakoś tak się stało, że dogoniłam baloniki

Patrzę-jest Adi, pytam o Grega - poleciał do przodu. Wyminęłam baloniki i już wiedziałam, że 2h złamię, nie wiedziałam tylko czy to będzie bliżej 2h czy 1:55. Gdyby do 20km była prosta, nie podbieg, to pewnie w grę wchodziłaby druga opcja. Ale nic to. I tak biegło mi się w miarę dobrze, choć przy wbiegu na Maltę, to nie powiem, miałam wrażenie, że już nie dam rady. No, ale moi drodzy...Już prawie przy tabliczce 21km, przy ostatnim (małym) podbiegu
co w uszach zabrzmiało?

nie wiem, co takiego jest w tej piosence, ale dodaje mi sił od pierwszych rytmów, choćbym nie wiem jak była zmęczona...
I tak oto udało mi się dobiec między 1:55 a 2:00
Cieszę się z dzisiejszego dnia. Rok temu miałam czas 2:07 - ale fakt, pogoda była jeszcze gorsza, bo to było uderzenie ciepła. Ludki jak muchy padały, karetki miały gdzie jeździć.
Jak na pierwszy start w tym roku, a na dodatek 21km - wynik całkiem całkiem, jak na moje słabe trenowanie pod zawody. Może więc w Kościanie uda mi się zejść w końcu poniżej 1:50, wtedy jestem najbardziej rozbiegana i robię najlepsze wyniki.
A w ogóle, to bardzo się cieszę, bo okazuje się, że mnóstwo moich znajomych wykręciło niezłe wyniki- taka Birdie np. 1:50

Greg miał 1:56.
Kilka osób po 1:40-1:43
A mój kolega klubowy 1:35:coś tam
EDIT
Zapomniałam napisać, że od ok 7km czułam, że coś mi dysk zaczyna świrować, ale na szczęście się nie rozwinął w tym świrowaniu. Choć przyczajony był do końca
