Hamulce tarczowe, wymiana, jakie klocki?
- mihumor
- Zaprawiony W Bojach
- Posty: 6204
- Rejestracja: 24 kwie 2012, 14:14
- Życiówka na 10k: 36:47
- Życiówka w maratonie: 2:48:13
- Lokalizacja: Kraków
W dzisiejszych szosach daje się tarcze 160 jako standard, tylko niektóre firmy dają czasem 140 na przód w niektórych modelach co jest krytykowane i od tego się już odchodzi. Zresztą dlaczego tak jest to piszecie w tym wątku.
Najszybsza kupa złomu w galaktyce
Blog: viewtopic.php?f=27&t=29814&start=345
Koment: viewtopic.php?f=28&t=29813&start=2880
Blog: viewtopic.php?f=27&t=29814&start=345
Koment: viewtopic.php?f=28&t=29813&start=2880
- klosiu
- Zaprawiony W Bojach
- Posty: 3196
- Rejestracja: 05 lis 2006, 18:03
- Życiówka na 10k: 43:40
- Życiówka w maratonie: brak
- Lokalizacja: Poznan
Pełna racja. Zasada jest taka, że hamuje się wtedy, gdy jest powód do hamowania. A jak nie ma powodu to się nie hamuje. Przy czym ważna uwaga, że to, że nam się wydaje że jedziemy za szybko, powodem do hamowania nie jest .Sikor pisze: Nie chodzi o sprzet. Na dlugich zjazdach nie hamuj caly czas, daj hamulcom odpoczac.
Przyhamuj mocniej, ale potem odpusc. A jak sie da uzywaj hamulcow na zmiane.
Ciaglym hamowaniem mozna zabic kazde hamulce.
Z reguły tylko wydaje nam się, że jedziemy za szybko, a spowodowane jest to zwykle tym, że rowerzysta patrzy zbyt blisko przed przednie koło. Jak się patrzy na ziemię pięć metrów przed koło, to już przy 30 km/h każda przeszkoda pojawi nam się w polu widzenia za późno, więc subiektywna prędkość jest za wielka i mamy potrzebę hamowania. A gwarantuję, że jak na zjeździe będzie przeszkoda czy zakręt wymagające hamowania, to zauważymy ją równie dobrze z 30m, a patrząc 30m przed rower subiektywna prędkość będzie znacznie niższa i nie będziemy musieli tyle hamować.
The faster you are, the slower life goes by.
- Sikor
- Zaprawiony W Bojach
- Posty: 4978
- Rejestracja: 31 lip 2015, 15:36
- Życiówka na 10k: 40:35
- Życiówka w maratonie: 3:13:29
- Kontakt:
He, he, w punktklosiu pisze:Pełna racja. Zasada jest taka, że hamuje się wtedy, gdy jest powód do hamowania. A jak nie ma powodu to się nie hamuje. Przy czym ważna uwaga, że to, że nam się wydaje że jedziemy za szybko, powodem do hamowania nie jest .
No i dobrze jest tez zauwazyc zakret wczesniej niz dopiero 5m przed przednim kolemZ reguły tylko wydaje nam się, że jedziemy za szybko, a spowodowane jest to zwykle tym, że rowerzysta patrzy zbyt blisko przed przednie koło. Jak się patrzy na ziemię pięć metrów przed koło, to już przy 30 km/h każda przeszkoda pojawi nam się w polu widzenia za późno, więc subiektywna prędkość jest za wielka i mamy potrzebę hamowania. A gwarantuję, że jak na zjeździe będzie przeszkoda czy zakręt wymagające hamowania, to zauważymy ją równie dobrze z 30m, a patrząc 30m przed rower subiektywna prędkość będzie znacznie niższa i nie będziemy musieli tyle hamować.
A zakret to czesto jest bardzo dobry powod do hamowania
- LoveBeer
- Zaprawiony W Bojach
- Posty: 954
- Rejestracja: 03 gru 2012, 19:45
- Życiówka na 10k: 34.00
- Życiówka w maratonie: brak
- Lokalizacja: Nowy Targ
- Kontakt:
to wlasnie zakrety na szosie oddzielaja mężczyzn od chłopcówSikor pisze:A zakret to czesto jest bardzo dobry powod do hamowania
i tak apropos hamowania lub nie - z punktu widzenia terenu plaskiego czy nawet pofaldowanego uzywanie hamulcow na zjazdach jest rzeczywiscie pozbawione sensu. nachylenie max kilka %, prosta droga lub z lekkim lukiem. tu z reguły sie dokreca a nie hamuje natomiast w gorach zjazdy charakteryzuja sie tym ze... mają zakrety. oczywiscie tu jest dosc prosta zasada - czym bardziej glowna droga tym mniejsze zakrety, ew. zakrety ulozone w sensowne szykany (np zjazd do Wisly od strony poludniowej, Krowiarki do Zawoi, caly zjazd grzbietem od Gubałówki, z Zęby etc). przy czym jest dosc oczywiste ze kolarz raczej unika glownych drog - a te boczne, szczegolnie te bardzo boczne, dojazdowki do malych osiedli itd - krotko mowiac sa takie, ze bywa ze zakrety sa zrobione na wąziutkiej drodze bez ladu i skladu, nachylenie 10% i na takiej drodze puszczenie hampli na 5 sekund to 60kmh a deniwelacji np. 200-300m. wtedy nie zgrzac hamulcow jest w zasadzie niemozliwoscia. nie wazne czy bedzie sie ryzykowac, czy jechac bardzo zachowawczo. wtedy owszem, pulsacyjna metoda przod-tyl jest dobrym rozwiazaniem, ale mowiac wprost - trzeba miec solidnie wyczuty rower i cos juz miec pozjezdzane (szczegolnie ze modulacja w tarczach w szosie jest jednak slabsza niz canti, dla mnie to nie jest zaden minus, ale trzeba miec swiadomosc ze jest)
ps: lubie ten segment
https://www.strava.com/segments/20614791
w sensie ze go lubie i lubie sie jednak nim pochwalic tutaj sam zjazd nie jest megatrudny - trudnosc sprawia, ze wszystkie zakrety sa "zakmniete", droga jest wąska a ruch - w przeciwienstwie do tdp - otwarty. ale jak ktos lubi zobaczyc na co moze sobie pozwolic, to bardzo zapraszam!!!
- cichy70
- Zaprawiony W Bojach
- Posty: 4205
- Rejestracja: 20 cze 2001, 10:59
- Życiówka na 10k: brak
- Życiówka w maratonie: brak
- Lokalizacja: zewszont.
chylę czoła Piotrek, piękny KOM.
komenty : viewtopic.php?f=28&t=64974
-
- Zaprawiony W Bojach
- Posty: 4947
- Rejestracja: 18 kwie 2009, 16:57
- Życiówka na 10k: brak
- Życiówka w maratonie: brak
Ja mówiłem o zjeżdżaniu po szlaku pieszym, na rowerze nie MTB i bez ochraniaczy. Hamulce mogłem sobie puścić, pod warunkiem że zszedłbym z roweru i sprowadził go na dół Szybko zjeżdżać nie jest moim celem bo kolarstwa nie trenuję więc nie ma sensu zwiększać ryzyka.
Nie wiem jak było na Podhalu, ale dzień wcześniej w okolicach BB ludzie śmigali na rowerach z przełęczy po zamkniętej drodze w czasie tej prawie godziny, zanim peleton zdążył objechać pętlę.
LoveBeer pisze:ps: lubie ten segment
https://www.strava.com/segments/20614791
w sensie ze go lubie i lubie sie jednak nim pochwalic tutaj sam zjazd nie jest megatrudny - trudnosc sprawia, ze wszystkie zakrety sa "zakmniete", droga jest wąska a ruch - w przeciwienstwie do tdp - otwarty. ale jak ktos lubi zobaczyc na co moze sobie pozwolic, to bardzo zapraszam!!!
Nie wiem jak było na Podhalu, ale dzień wcześniej w okolicach BB ludzie śmigali na rowerach z przełęczy po zamkniętej drodze w czasie tej prawie godziny, zanim peleton zdążył objechać pętlę.
- LoveBeer
- Zaprawiony W Bojach
- Posty: 954
- Rejestracja: 03 gru 2012, 19:45
- Życiówka na 10k: 34.00
- Życiówka w maratonie: brak
- Lokalizacja: Nowy Targ
- Kontakt:
to bylo robione w normalny dzien przy normalnym ruchu (na szczescie jeszcze bywa ze jest niewielki tam). gdyby mi to zamkneli to urwalbym jeszcze ze 2 sekundy :D w kazdym razie to taki przyklad jakie sie srednie osiaga w gorach, a jak mowilem - ten zjazd jest wredny, to nie jest Kocierz, Kubalonka czy Salmopol - to bardziej Kamesznica - wąsko, zle wyprofilowane zakrety, ktorych nie widac bo sa drzewa i najwieksze ryzyko - jak cos wyjedzie na samym zakrecie to jest mala szansa w ogole sie minac...Kangoor5 pisze:Nie wiem jak było na Podhalu, ale dzień wcześniej w okolicach BB ludzie śmigali na rowerach z przełęczy po zamkniętej drodze w czasie tej prawie godziny, zanim peleton zdążył objechać pętlę.
i wez tu nie uzywaj hamulcow
- mihumor
- Zaprawiony W Bojach
- Posty: 6204
- Rejestracja: 24 kwie 2012, 14:14
- Życiówka na 10k: 36:47
- Życiówka w maratonie: 2:48:13
- Lokalizacja: Kraków
Zjazdy na szosie w otwartym ruchu to nie moje hobby. Jednak zaliczam się tu do chłopców. Imponująca średnia na tym segmencie - gratki, jak dla mnie na stromych zjazdach powyżej 60km/h zaczynam się czuć mocno niepewnie. Tymczasem na takich łatwiejszych gdzie się jeszcze dokręca gdy mam pod 60km/h to jakby zupełnie nie ma tego wrażenia. To chyba kwestia wrażenia odczuwania panowania nad sytuacją i przyzwyczajenia (tu objeżdżenia) oraz przesuwania granic. To chyba tyczy każdej aktywności obarczonej ryzykiem. Kiedyś sporo skakałem do wody bo nad wodą się wychowałem i sie po prostu dużo skakało ze wszystkiego. Wtedy potrafiłem skoczyć z naprawdę dużej wysokości, z wież, skał i rożnych takich. Kiedyś skoczyłem na bańkę z najwyższego urwiska na krakowskim Zakrzówku a tam jest pewnie z naście metrów, z mostu we Francji skoczyłem też swego czasu i tam było mega wysoko. Ale od lat skaczę mało i tydzień temu stanąwszy na wieżyczce 3-4 metry czyli bardzo niskiej poczułem się dosyć dziwnie. Oczywiście, że skoczyłem ale coś co było kiedyś gdy to robiłem na co dzień czymś zwyczajnym nagle stało się w odczuciu trudniejsze co mnie zdziwiło. Niby to zostaje na całe życie ale tak nie jest do końca. Chyba Cezary Zamana w wywiadzie o temacie dużej ilości wypadków w wyścigach teraz wspomniał o obniżeniu się umiejętności eksperckich u prosów wskutek przerwy w ściganiu i jeździe w grupie.
Najszybsza kupa złomu w galaktyce
Blog: viewtopic.php?f=27&t=29814&start=345
Koment: viewtopic.php?f=28&t=29813&start=2880
Blog: viewtopic.php?f=27&t=29814&start=345
Koment: viewtopic.php?f=28&t=29813&start=2880
-
- Zaprawiony W Bojach
- Posty: 689
- Rejestracja: 14 lis 2013, 22:23
- Życiówka na 10k: 44:49
- Życiówka w maratonie: 04:09:02
- Lokalizacja: Oleśnica
Widzę, że temat podryfował w stronę czy warto w ogóle hamować a nie jak najlepiej zabrać się za poprawę hamulców
Stwierdzam jednak, że lepiej hamulce mieć
Bałem się grzebać przy swoich bo rower potrzebowałem na niedawny wyjazd (a mam jakąś złą passę ostatnio - co zabieram się za jakieś naprawy/demontaże to napotykam trudności i wszystko jak się nie zepsuje to trwa długo) więc faktycznie stanęło na wyczyszczeniu tarcz break cleanerami. Wielkiej poprawy nie odnotowałem ale uznałem, że wystarczy. No i niestety nie wystarczyło.
Zrobiliśmy w 2 dni 200 km po Jurze Krakowsko Częstochowskiej i ostatnie 40 km to 0 (słownie zero ) hamowania. Ani przodu, ani tyłu. Traumatyczne przeżycie Podeszwę w butach starłem, a z co większych górek musiałem lecieć na nogach by się nie zabić.
Po tym wyczynie niezwłocznie dałem rower do serwisu. Okazuje się, że zawodnik coś tam w aktualnych klockach podpiłował, wyregulował i znów są jak żyleta. Ciekawe tylko na jak długo...
W każdym razie zniesmaczony jestem hamulcami tarczowymi (przynajmniej tym co mam). Serwisant postraszył mnie trochę, że ciężko do nich dobrać klocki, jakieś zamienniki same są i nie wie czy będą dobrze pasować. Polecał zainwestować w hydrauliczne już normalniejszej firmy (Shimano). Nie wiem, temat pewnie na przyszła wiosnę teraz już wielkich wyzwań rowerowych nie planuję więc pewnie moje wystarczą.
Stwierdzam jednak, że lepiej hamulce mieć
Bałem się grzebać przy swoich bo rower potrzebowałem na niedawny wyjazd (a mam jakąś złą passę ostatnio - co zabieram się za jakieś naprawy/demontaże to napotykam trudności i wszystko jak się nie zepsuje to trwa długo) więc faktycznie stanęło na wyczyszczeniu tarcz break cleanerami. Wielkiej poprawy nie odnotowałem ale uznałem, że wystarczy. No i niestety nie wystarczyło.
Zrobiliśmy w 2 dni 200 km po Jurze Krakowsko Częstochowskiej i ostatnie 40 km to 0 (słownie zero ) hamowania. Ani przodu, ani tyłu. Traumatyczne przeżycie Podeszwę w butach starłem, a z co większych górek musiałem lecieć na nogach by się nie zabić.
Po tym wyczynie niezwłocznie dałem rower do serwisu. Okazuje się, że zawodnik coś tam w aktualnych klockach podpiłował, wyregulował i znów są jak żyleta. Ciekawe tylko na jak długo...
W każdym razie zniesmaczony jestem hamulcami tarczowymi (przynajmniej tym co mam). Serwisant postraszył mnie trochę, że ciężko do nich dobrać klocki, jakieś zamienniki same są i nie wie czy będą dobrze pasować. Polecał zainwestować w hydrauliczne już normalniejszej firmy (Shimano). Nie wiem, temat pewnie na przyszła wiosnę teraz już wielkich wyzwań rowerowych nie planuję więc pewnie moje wystarczą.
Komentarze do bloga biegowego: [url]http://www.bieganie.pl/forum/viewtopic.php?f=28&t=38345[/url]
Strona WWW: [url]http://www.pstryk-pstryk.com[/url]
Blog Biegowy: [url]https://rmc-biega.pl[/url]
Strona WWW: [url]http://www.pstryk-pstryk.com[/url]
Blog Biegowy: [url]https://rmc-biega.pl[/url]