Krzychooo - sezon 2016
Moderator: infernal
- krzychooo
- Zaprawiony W Bojach
- Posty: 757
- Rejestracja: 22 mar 2014, 07:22
- Życiówka na 10k: brak
- Życiówka w maratonie: brak
Zdecydowałem się jednak spróbować z planem Pfitzingera z książki "Maraton zaawansowany". Kilometraż oczywiście do 88km, nic więcej. Wybrałem plan 18-to tygodniowy, aczkolwiek wahałem się czy nie biegać dalej "po swojemu", a potem zacząć plan 12-tygodniowy. Powodem tych dylematów jest m.in. kwestia dostępnego czasu popołudniami w tygodniu, oraz pogoda, która od kilku dni utrudnia z pewnością niektóre treningi. Nie wiem po prostu czy np. w taki wtorek czy czwartek uskrobię czas na 16-18km biegu albo czy pogoda umożliwi mi bieganie np. temp progowych czy robienie przebieżek na moich wiejskich osnieżonych uliczkach. Stwierdziłem jednak, że zaczynam 18-tygodniowy ale z nastawieniem, że nic na siłę. Najwyżej w razie przeszkód pewne akcenty odpuszczę, zmodyfikuję albo zamienię ich kolejność w tygodniu i wyjdzie w sumie takie "bieganie po swojemu".
Tak więc ustaliłem zakresy temp dla poszczególnych typów biegów wg nazewnictwa Pfitzingera wychodząc z tempa maratońskiego. Tempo TM ustaliłem na 4:30-4:35 a więc dość optymistycznie jak na obecny poziom. Jest to jednak tylko pod obliczenie temp pozostałych biegów, same biegi TM będę biegał troszkę wolniej na początku i starając się łapać odpowiedni balans komfort/zmęczenie. Myślę, że w okolicy 4:40 zacznę pierwszy trening TM.
Z obliczeń wychodzi zatem:
BA - Bieg ogólnoareobowy (do 16km) - 5:10 - 5:35
BŚr -Bieg średni (16-24km) - 5:00 - 5:25
BD - Bieg długi (>26km) - 5:00 - 5:25
BR - Bieg regeneracyjny (6-10km) - na wyczucie ale raczej wolniej niż 5:35
HM/P - Bieg tempem półmaratonu do progowego - 4:09 - 4:15
05.01.2016 wtorek
BA 5km + HM/P 5km + 2,22km BR
Tempa HM/P wyszły od 4:17 do 4:12. Trochę się obawiałem tego treningu bo dawno już nie biegłem "dłużej" zdecydowanie powyżej strefy komfortu 1 zakresu. Okazało się jednak, że nie jest tak źle, biegło się to równo a tętno na końcu ledwo "dotknęło" wartości zbliżonych do uznawanych w sezonie jako progowe. To utwierdziło mnie w raczej dobrych doborach temp dla pozostałych typów biegów.
07.01.2016 czwartek
BA 12,13km średnio po 5:26min/km
Zaczynając trening już wiedziałem, że będę musiał go minimalnie skrócić z planowanych 16km z uwagi na pewne domowe sprawy.
09.01.2016 sobota
BŚr 20,19km średnio po 5:19min/km
Dzień wcześniej okazało się, ze w weekend będzie kocioł i muszę zamienić treningi. Więcej czasu będzie w sobotę zatem dłuższy trening zrobię właśnie wtedy, a w niedzielę jakoś wcisnę spokojne 8-10km biegu regeneracyjnego. Tak właśnie obawiam się mogą wygladać niektóre tygodnie, przekładki w planie, które nie wiem jak rzutują na całość, staram się je zamieniać z głową. Bieg średni wyszedł troszkę wolniej niż planowane tempo takiego biegu ale warunki na trasie (świeży kopny śnieg) i tak wystarczająco podbiły intensywność treningu.
10.01.2016 niedziela
BR 10,26km średnio po 5:37min/km
Spokojny bieg regeneracyjny.
Tydzień z kilometrażem 54,80km, do tego w poniedziałek, środę i piątek standartowe 20-30min ćwiczeń w domu. Ogólnie jest OK. Czuję, ze biega się już lżej, tempa wchodzą szybsze mniejszym kosztem, tętna pospadały. Oby tak dalej.
Tak więc ustaliłem zakresy temp dla poszczególnych typów biegów wg nazewnictwa Pfitzingera wychodząc z tempa maratońskiego. Tempo TM ustaliłem na 4:30-4:35 a więc dość optymistycznie jak na obecny poziom. Jest to jednak tylko pod obliczenie temp pozostałych biegów, same biegi TM będę biegał troszkę wolniej na początku i starając się łapać odpowiedni balans komfort/zmęczenie. Myślę, że w okolicy 4:40 zacznę pierwszy trening TM.
Z obliczeń wychodzi zatem:
BA - Bieg ogólnoareobowy (do 16km) - 5:10 - 5:35
BŚr -Bieg średni (16-24km) - 5:00 - 5:25
BD - Bieg długi (>26km) - 5:00 - 5:25
BR - Bieg regeneracyjny (6-10km) - na wyczucie ale raczej wolniej niż 5:35
HM/P - Bieg tempem półmaratonu do progowego - 4:09 - 4:15
05.01.2016 wtorek
BA 5km + HM/P 5km + 2,22km BR
Tempa HM/P wyszły od 4:17 do 4:12. Trochę się obawiałem tego treningu bo dawno już nie biegłem "dłużej" zdecydowanie powyżej strefy komfortu 1 zakresu. Okazało się jednak, że nie jest tak źle, biegło się to równo a tętno na końcu ledwo "dotknęło" wartości zbliżonych do uznawanych w sezonie jako progowe. To utwierdziło mnie w raczej dobrych doborach temp dla pozostałych typów biegów.
07.01.2016 czwartek
BA 12,13km średnio po 5:26min/km
Zaczynając trening już wiedziałem, że będę musiał go minimalnie skrócić z planowanych 16km z uwagi na pewne domowe sprawy.
09.01.2016 sobota
BŚr 20,19km średnio po 5:19min/km
Dzień wcześniej okazało się, ze w weekend będzie kocioł i muszę zamienić treningi. Więcej czasu będzie w sobotę zatem dłuższy trening zrobię właśnie wtedy, a w niedzielę jakoś wcisnę spokojne 8-10km biegu regeneracyjnego. Tak właśnie obawiam się mogą wygladać niektóre tygodnie, przekładki w planie, które nie wiem jak rzutują na całość, staram się je zamieniać z głową. Bieg średni wyszedł troszkę wolniej niż planowane tempo takiego biegu ale warunki na trasie (świeży kopny śnieg) i tak wystarczająco podbiły intensywność treningu.
10.01.2016 niedziela
BR 10,26km średnio po 5:37min/km
Spokojny bieg regeneracyjny.
Tydzień z kilometrażem 54,80km, do tego w poniedziałek, środę i piątek standartowe 20-30min ćwiczeń w domu. Ogólnie jest OK. Czuję, ze biega się już lżej, tempa wchodzą szybsze mniejszym kosztem, tętna pospadały. Oby tak dalej.
5k.....19:16- IV 2015
10k.....39:40 - IX 2018
21,1k.....1:29:31 - IX 2018
42,2k.....3:17:19 - X 2019
10k.....39:40 - IX 2018
21,1k.....1:29:31 - IX 2018
42,2k.....3:17:19 - X 2019
- krzychooo
- Zaprawiony W Bojach
- Posty: 757
- Rejestracja: 22 mar 2014, 07:22
- Życiówka na 10k: brak
- Życiówka w maratonie: brak
Tydzień drugi planu.
12.01.2016 wtorek
Bieg ogólnoareobowy (BA) + przebieżki - 13,42 km średnio po 5:36 min/km
Tempo jak ten typ treningu trochę wolne ale warunki były fatalne. Tam gdzie pług tylko przejechał to ślizgawica, że aż się błyszczało a tam gdzie dodatkowo sypnęli czymś to zrobiło się błoto pośniegowe. Na koniec zaryzykowałem przebieżki jednak po szóstej kiedy to omal nie wywinąłem orła odpuściłem kolejne.
14.01.2016 czwartek
Bieg ogólnoareobowy (BA) - 16,04km średnio po 5:23 min/km
Trening dobry. Zdecydowałem się na bieganie z czołówką po mniej uczęszczanych drogach, lepszy ubity śnieg momentami śliski niż błoto pośniegowe na chodnikach.
16.01.2016 sobota
BA 6km + TM 13km + BR 2km (bieg regen.) - całość 21,31 km średnio po 4:55
W planie było 21km w tym 13 km w tempie maraton. Pozostałem 8 km rozłożyłem na 6 km biegu ogólnoareobowego na początku i 2 km biegu regeneracyjnego na schłodzenie. Pojechałem w miejsce gdzie latem tłukłem biegi TM, płaski mało ruchliwy asfalt. Okazało się, że jest czarny i warunki super. Trochę się jednak zmarszczyłem bo założyłem buty biegowe z Lidla, które są dosyć twarde i używam ich teraz zimą do biegania po śniegu, błocie, generalnie na ten syf idealne. Spodziewałem się szosy raczej białej z ubitym śniegiem, trzeba było zaczynać tak jak jest. Z lekką obawą ale i ciekawością przystępowałem do niego. Po 6km rozgrzewki rozpocząłem TM asekuracyjnie, spoglądając co jakiś czas na tętno, biegłem po 4:40-4:42 i było luźno, po 8km TMu przyspieszyłem i ostatnie 5km pobiegłem po 4:29-4:32 (takie kilometrówki pokazuje endomondo), tętno skoczyło wyżej ale było spoko cały czas. Jestem mile zaskoczony tym jak poszedł ten trening.
17.01.2016 niedziela
BR (bieg regeneracyjny) 8,09 km średnio po 5:39
Lekki bieg na bardzo fajnym niskim tętnie. Tak jak miało być.
Oprócz tego standard, poniedziałek, środa i piątek ćwiczenia po około 30 minut.
Tydzień planowo zamknięty kilometrażem 58,86 km, jednak nie byłbym sobą gdybym czegoś nie pozmieniał. Już wcześniej zastanawiałem się nad sensem biegów regeneracyjnych w pierwszych 6 tygodniach planu w soboty przed niedzielnymi dłuższymi biegami rzędu 20-24km, raz przed TMami, raz przed biegami średnimi. Po wolnym piątku wydaje mi się to dziwne. Stwierdziłem, że jak mi logistycznie będzie lepiej pasowało to w soboty zrobię dłuższy trening a po nim w niedzielę krótki bieg regeneracyjny. Chyba zresztą ma to większy sens z punktu widzenia regeneracji.
12.01.2016 wtorek
Bieg ogólnoareobowy (BA) + przebieżki - 13,42 km średnio po 5:36 min/km
Tempo jak ten typ treningu trochę wolne ale warunki były fatalne. Tam gdzie pług tylko przejechał to ślizgawica, że aż się błyszczało a tam gdzie dodatkowo sypnęli czymś to zrobiło się błoto pośniegowe. Na koniec zaryzykowałem przebieżki jednak po szóstej kiedy to omal nie wywinąłem orła odpuściłem kolejne.
14.01.2016 czwartek
Bieg ogólnoareobowy (BA) - 16,04km średnio po 5:23 min/km
Trening dobry. Zdecydowałem się na bieganie z czołówką po mniej uczęszczanych drogach, lepszy ubity śnieg momentami śliski niż błoto pośniegowe na chodnikach.
16.01.2016 sobota
BA 6km + TM 13km + BR 2km (bieg regen.) - całość 21,31 km średnio po 4:55
W planie było 21km w tym 13 km w tempie maraton. Pozostałem 8 km rozłożyłem na 6 km biegu ogólnoareobowego na początku i 2 km biegu regeneracyjnego na schłodzenie. Pojechałem w miejsce gdzie latem tłukłem biegi TM, płaski mało ruchliwy asfalt. Okazało się, że jest czarny i warunki super. Trochę się jednak zmarszczyłem bo założyłem buty biegowe z Lidla, które są dosyć twarde i używam ich teraz zimą do biegania po śniegu, błocie, generalnie na ten syf idealne. Spodziewałem się szosy raczej białej z ubitym śniegiem, trzeba było zaczynać tak jak jest. Z lekką obawą ale i ciekawością przystępowałem do niego. Po 6km rozgrzewki rozpocząłem TM asekuracyjnie, spoglądając co jakiś czas na tętno, biegłem po 4:40-4:42 i było luźno, po 8km TMu przyspieszyłem i ostatnie 5km pobiegłem po 4:29-4:32 (takie kilometrówki pokazuje endomondo), tętno skoczyło wyżej ale było spoko cały czas. Jestem mile zaskoczony tym jak poszedł ten trening.
17.01.2016 niedziela
BR (bieg regeneracyjny) 8,09 km średnio po 5:39
Lekki bieg na bardzo fajnym niskim tętnie. Tak jak miało być.
Oprócz tego standard, poniedziałek, środa i piątek ćwiczenia po około 30 minut.
Tydzień planowo zamknięty kilometrażem 58,86 km, jednak nie byłbym sobą gdybym czegoś nie pozmieniał. Już wcześniej zastanawiałem się nad sensem biegów regeneracyjnych w pierwszych 6 tygodniach planu w soboty przed niedzielnymi dłuższymi biegami rzędu 20-24km, raz przed TMami, raz przed biegami średnimi. Po wolnym piątku wydaje mi się to dziwne. Stwierdziłem, że jak mi logistycznie będzie lepiej pasowało to w soboty zrobię dłuższy trening a po nim w niedzielę krótki bieg regeneracyjny. Chyba zresztą ma to większy sens z punktu widzenia regeneracji.
5k.....19:16- IV 2015
10k.....39:40 - IX 2018
21,1k.....1:29:31 - IX 2018
42,2k.....3:17:19 - X 2019
10k.....39:40 - IX 2018
21,1k.....1:29:31 - IX 2018
42,2k.....3:17:19 - X 2019
- krzychooo
- Zaprawiony W Bojach
- Posty: 757
- Rejestracja: 22 mar 2014, 07:22
- Życiówka na 10k: brak
- Życiówka w maratonie: brak
Tydzień trzeci.
19.01.2016 wtorek
Bieg ogólnoareobowy (BA) - 16,16 km średnio po 5,23 min/km
20.01.2016 środa
Bieg regeneracyjny (BR) - 5,63km
To miał być pierwszy tydzień z pięcioma treningami biegowymi. Właśnie w środę wskoczył dodatkowy krótki BR. Dzień był jednak tak napięty, że jedyne co mogłem zrobić, to w oczekiwaniu na koniec zajęć dodatkowych syna, zrobić sobie szybki spacer. Biegu nie było ale taki szybki spacerek w ramach regeneracji lepszy niż nic.
21.01.2016 czwartek
5km BA + 6km bieg progowy + 2km BR - razem 13km.
Z uwagi na fatalne warunki na zewnątrz zdecydowalem się zrobić ten bieg progowy na siłowni na bieżni elektrycznej. Najpierw spokojne 5km po około 5:30, potem właściwy akcent czyli 6km zaczynając od 4:13 i co kilometr 1 sek szybciej kończąc po 4:08. Na koniec 2km biegu na schłodzenie po 5:40. Krótko : masakra ! Milion razy wolę biegać w 3 warstwach, czapkach, rękawiczkach itp przy nawet -10st. niż w tej duchocie na siłce. Trening zrobiony, to najważniejsze. Mam nadzieję, że nie będę musiał zbyt często tego powtarzać.
23.01.2016 sobota
BR - 10,05km średnio po 5:34
24.01.2016 niedziela
BŚr - 23,04km średnio po 5:12
Jeszcze lekki mróz ale już czuć odwilż i wilgoć w powietrzu, warunki na trasie takie sobie, śnieg już nie tak zmrożony i ubity i przez to bardziej grząski co utrudniało. Zgodnie z filozofią tego typu treningu zacząłem od tempa TM + 20% i stopniowo coraz szybciej, czyli od mniej więcej 5:25 do okolo 5:00. Na koniec 2 szybsze km w drugim zakresie. Weszło przyjemnie, biegane na czczo jedynie po kawie. Nie sprawia mi to już żadnego problemu. Na biegi długie to chyba jednak coś wezmę albo polecę jednak po śniadaniu.
Podsumowując tydzień to kilometraż wyszedł 67,88 km, miało być 64km, cos tam dołożyłem w sobotę ale w tej liczbie są też te 5km marszu więc powiedzmy, że jest OK. Oprócz tego standardowe 3 razy w tygodniu ćwiczeń w domu.
Jutro ciekawy dzień. Dawno nic nie pisałem o swojej prawej stopie. Jestem po 2 sesjach dwutygodniowych zabiegów fizykoterapeutycznych, po 2 wizytach u innego ortopedy, zlecił rtg ale nic nie wykazało. No i stwierdził, że wobec tego daje mi skierowanko na rezonans. Facet kuma, że chcę biegać dalej, że nie użalam się bez powodu tylko chcę wiedzieć co jest grane. Jutro mam rezonans, nie wiem czy opis będzie od razu. Sam jestem ciekawy co z tego wszystkiego wyjdzie. Póki co biegam, cos tam w tej kostce już czwarty miesiąc jednak siedzi. Niedługo powinno się sporo wyjaśnić.
19.01.2016 wtorek
Bieg ogólnoareobowy (BA) - 16,16 km średnio po 5,23 min/km
20.01.2016 środa
Bieg regeneracyjny (BR) - 5,63km
To miał być pierwszy tydzień z pięcioma treningami biegowymi. Właśnie w środę wskoczył dodatkowy krótki BR. Dzień był jednak tak napięty, że jedyne co mogłem zrobić, to w oczekiwaniu na koniec zajęć dodatkowych syna, zrobić sobie szybki spacer. Biegu nie było ale taki szybki spacerek w ramach regeneracji lepszy niż nic.
21.01.2016 czwartek
5km BA + 6km bieg progowy + 2km BR - razem 13km.
Z uwagi na fatalne warunki na zewnątrz zdecydowalem się zrobić ten bieg progowy na siłowni na bieżni elektrycznej. Najpierw spokojne 5km po około 5:30, potem właściwy akcent czyli 6km zaczynając od 4:13 i co kilometr 1 sek szybciej kończąc po 4:08. Na koniec 2km biegu na schłodzenie po 5:40. Krótko : masakra ! Milion razy wolę biegać w 3 warstwach, czapkach, rękawiczkach itp przy nawet -10st. niż w tej duchocie na siłce. Trening zrobiony, to najważniejsze. Mam nadzieję, że nie będę musiał zbyt często tego powtarzać.
23.01.2016 sobota
BR - 10,05km średnio po 5:34
24.01.2016 niedziela
BŚr - 23,04km średnio po 5:12
Jeszcze lekki mróz ale już czuć odwilż i wilgoć w powietrzu, warunki na trasie takie sobie, śnieg już nie tak zmrożony i ubity i przez to bardziej grząski co utrudniało. Zgodnie z filozofią tego typu treningu zacząłem od tempa TM + 20% i stopniowo coraz szybciej, czyli od mniej więcej 5:25 do okolo 5:00. Na koniec 2 szybsze km w drugim zakresie. Weszło przyjemnie, biegane na czczo jedynie po kawie. Nie sprawia mi to już żadnego problemu. Na biegi długie to chyba jednak coś wezmę albo polecę jednak po śniadaniu.
Podsumowując tydzień to kilometraż wyszedł 67,88 km, miało być 64km, cos tam dołożyłem w sobotę ale w tej liczbie są też te 5km marszu więc powiedzmy, że jest OK. Oprócz tego standardowe 3 razy w tygodniu ćwiczeń w domu.
Jutro ciekawy dzień. Dawno nic nie pisałem o swojej prawej stopie. Jestem po 2 sesjach dwutygodniowych zabiegów fizykoterapeutycznych, po 2 wizytach u innego ortopedy, zlecił rtg ale nic nie wykazało. No i stwierdził, że wobec tego daje mi skierowanko na rezonans. Facet kuma, że chcę biegać dalej, że nie użalam się bez powodu tylko chcę wiedzieć co jest grane. Jutro mam rezonans, nie wiem czy opis będzie od razu. Sam jestem ciekawy co z tego wszystkiego wyjdzie. Póki co biegam, cos tam w tej kostce już czwarty miesiąc jednak siedzi. Niedługo powinno się sporo wyjaśnić.
5k.....19:16- IV 2015
10k.....39:40 - IX 2018
21,1k.....1:29:31 - IX 2018
42,2k.....3:17:19 - X 2019
10k.....39:40 - IX 2018
21,1k.....1:29:31 - IX 2018
42,2k.....3:17:19 - X 2019
- krzychooo
- Zaprawiony W Bojach
- Posty: 757
- Rejestracja: 22 mar 2014, 07:22
- Życiówka na 10k: brak
- Życiówka w maratonie: brak
Ostatnio robiłem wpisy na zasadzie podsumowania tygodnia. Nie wiem jednak czy będzie co podsumowywać w tym tygodniu.
We wtorek zrobiłem jeszcze planowe 13km z przebieżkami. Wczoraj miał być krótki 6-8km bieg regeneracyjny. W zasadzie od samego początku zaczęło przeraźliwie mocno kłuć w prawym stawie skokowym, po kilkuset metrach stwierdziłem, że to nie ma sensu i wróciłem.
Nie pisałem o tym wcześniej ale jakieś półtora tygodnia temu chyba pogorszyła się sprawa. Wg planu wybrałem się na pierwszy trening tempa maratońskiego. Niby nic strasznego, 6km rozgrzewki, 13km TM i 2km schłodzenia. Pojechałem autem na swoją płaską szosę, gdzie latem śmigałem właśnie tempa. Było wtedy jeszcze pełno śniegu, szosa podrzędna, spodziewalem się białej ubitej śniegiem nawierzchni, kóra jakoś tam amortyzuje. Założyłem buty z lidla, które z powodzeniem używam teraz zimą kiedy biegam po lesie, po śniegu, często po polnych i lesnych miękkich drogach. Ich słabsza amortyzacja w takich warunkach nie przeszkadza, a szkoda mi po prostu na takie syfiaste warunki lepszych butów. No i dojechawszy na miejsce okazało się, że szosa jest czarna odsnieżona. Nie chciało mi się wracać do domu żeby buty przebrać. Wszystko szło dobrze, nic nie bolało, zaczęło dopiero boleć po powrocie do domu i to nie tam gdzie zawsze, a tym razem pod kostką po zewnętrznej stronie stopy. Od tamtej pory pobolewa głownie tam, testem czy boli jest pozycja: staję prosto i prawą stopę przechylam jakby kostką do wewnątrz, wtedy pojawia się ból po zewnętrznej stronie stopy pod kostką. Opuchlizny nie ma. W międzyczasie z mniejszym lub większym dyskomfortem biegałem wg planu, był i bieg progowy 6km i 23 km wybieganie i krótsze biegi.
Tak sobie teraz myślę czy wpływu też nie miała lekko pochylona krawędź tej szosy po której biegłem. Szosy najczęściej są pochylone na zewnątrz, ta podrzędna szosa jest wybitnie pochylona krawędziami na zewnątrz, ja biegłem w obie strony "pod prąd" (tak bezpieczniej w razie mijanki z autem) i prawa stopa cały czas pracowała właśnie w pozycji pochylonej kostki do wewnątrz. Nie wiem czy to właściwy ślad ale coś w tym jest. Tak czy siak, rezonans zlecony był jeszcze jakiś czas temu z uwagi na te pojesienne dolegliwosci stawu, a robiony był w ostatni poniedziałek zatem już po tym opisanym treningu, powinno więc być coś widać gdyby coś sie nowego w kostce stało. Mam nadzieję, że to tylko jakieś przeciążenie.
Dzisiaj miałbyć bieg ogólnoareobowy 16km, jutro wolne, w weekend 24 km bieg średni i krotki bieg regeneracyjny, w poniedziałek wolne. Najlepiej chyba będzie jak do wtorku odpuszczę bieganie, to będzie 6 dni z rzędu odpoczynku. W weekend może jedynie wyskoczę na rower na jakiś spokojny tlenowy trening na miękkim przełożeniu aby nie obciążać zbytnio stawu. Chyba nie mam innego wyjścia, bo biegając dalej tylko pogorszam sprawę.
W piątek jadę po wynik rezonansu, moze samemu coś z opisu będzie można zrozumieć. W przyszły piątek mam wizytę u ortopedy, który próbuje mnie zdiagnozować i powinno być już wszystko jasne.
We wtorek zrobiłem jeszcze planowe 13km z przebieżkami. Wczoraj miał być krótki 6-8km bieg regeneracyjny. W zasadzie od samego początku zaczęło przeraźliwie mocno kłuć w prawym stawie skokowym, po kilkuset metrach stwierdziłem, że to nie ma sensu i wróciłem.
Nie pisałem o tym wcześniej ale jakieś półtora tygodnia temu chyba pogorszyła się sprawa. Wg planu wybrałem się na pierwszy trening tempa maratońskiego. Niby nic strasznego, 6km rozgrzewki, 13km TM i 2km schłodzenia. Pojechałem autem na swoją płaską szosę, gdzie latem śmigałem właśnie tempa. Było wtedy jeszcze pełno śniegu, szosa podrzędna, spodziewalem się białej ubitej śniegiem nawierzchni, kóra jakoś tam amortyzuje. Założyłem buty z lidla, które z powodzeniem używam teraz zimą kiedy biegam po lesie, po śniegu, często po polnych i lesnych miękkich drogach. Ich słabsza amortyzacja w takich warunkach nie przeszkadza, a szkoda mi po prostu na takie syfiaste warunki lepszych butów. No i dojechawszy na miejsce okazało się, że szosa jest czarna odsnieżona. Nie chciało mi się wracać do domu żeby buty przebrać. Wszystko szło dobrze, nic nie bolało, zaczęło dopiero boleć po powrocie do domu i to nie tam gdzie zawsze, a tym razem pod kostką po zewnętrznej stronie stopy. Od tamtej pory pobolewa głownie tam, testem czy boli jest pozycja: staję prosto i prawą stopę przechylam jakby kostką do wewnątrz, wtedy pojawia się ból po zewnętrznej stronie stopy pod kostką. Opuchlizny nie ma. W międzyczasie z mniejszym lub większym dyskomfortem biegałem wg planu, był i bieg progowy 6km i 23 km wybieganie i krótsze biegi.
Tak sobie teraz myślę czy wpływu też nie miała lekko pochylona krawędź tej szosy po której biegłem. Szosy najczęściej są pochylone na zewnątrz, ta podrzędna szosa jest wybitnie pochylona krawędziami na zewnątrz, ja biegłem w obie strony "pod prąd" (tak bezpieczniej w razie mijanki z autem) i prawa stopa cały czas pracowała właśnie w pozycji pochylonej kostki do wewnątrz. Nie wiem czy to właściwy ślad ale coś w tym jest. Tak czy siak, rezonans zlecony był jeszcze jakiś czas temu z uwagi na te pojesienne dolegliwosci stawu, a robiony był w ostatni poniedziałek zatem już po tym opisanym treningu, powinno więc być coś widać gdyby coś sie nowego w kostce stało. Mam nadzieję, że to tylko jakieś przeciążenie.
Dzisiaj miałbyć bieg ogólnoareobowy 16km, jutro wolne, w weekend 24 km bieg średni i krotki bieg regeneracyjny, w poniedziałek wolne. Najlepiej chyba będzie jak do wtorku odpuszczę bieganie, to będzie 6 dni z rzędu odpoczynku. W weekend może jedynie wyskoczę na rower na jakiś spokojny tlenowy trening na miękkim przełożeniu aby nie obciążać zbytnio stawu. Chyba nie mam innego wyjścia, bo biegając dalej tylko pogorszam sprawę.
W piątek jadę po wynik rezonansu, moze samemu coś z opisu będzie można zrozumieć. W przyszły piątek mam wizytę u ortopedy, który próbuje mnie zdiagnozować i powinno być już wszystko jasne.
5k.....19:16- IV 2015
10k.....39:40 - IX 2018
21,1k.....1:29:31 - IX 2018
42,2k.....3:17:19 - X 2019
10k.....39:40 - IX 2018
21,1k.....1:29:31 - IX 2018
42,2k.....3:17:19 - X 2019
- krzychooo
- Zaprawiony W Bojach
- Posty: 757
- Rejestracja: 22 mar 2014, 07:22
- Życiówka na 10k: brak
- Życiówka w maratonie: brak
Wypadałoby napisać co dalej.
Tydzień czwarty planu został przerwany, wszystko dokładnie co było dalej, zostało napisane w komentarzach.
Stan na dzisiaj to: umówiona operacja (rekonstrukcja więzadła ATFL + artroskopia stawu) na 4 kwietnia, w międzyczasie 1 marca konsultacje u wybitnego speca od takich operacji w celu potwierdzenia/wykluczenia/zmiany zakresu tej operacji. Potem ostateczna decyzja aczkolwiek na dzień dzisiejszy jestem zdecydowany na 99% poddać się operacji. Stwierdziłem, że lepiej teraz nawet trochę zaryzykować, zrobić kilku miesięcznę przerwą, zacisnąć zęby i zrobić dobrą rehabilitację i wrócić w pełni zdrowy do biegania i wtedy myśleć o życiówkach, maratonach itp. niż próbować rzeźbić treningi z tego zdrowia co jest i liczyć, ze się uda. Nie mówiąc już o tym, że ta przewlekła niestabilność kiedyś i tak sprawi problemy, nawet jakbym nie biegał.
Przerwy od biegania miałem 8 dni. Ból znacznie ustąpił, biegałem już 3 razy, nie jest źle, czuję że z każdym dniem jest lepiej. Przez te 8 dni niestety odczuwalnie spadła dyspozycja, teraz trzeba to kilkoma treningami przywrócić i iść dalej. Pewnie można by spytać po co, skoro niedługo będę wykluczony z aktywności na minimum 3 miesiące ?
Postanowiłem wykorzystać jednak jakoś tam przepracowany grudzień i styczeń i w ciągu kolejnych 6 tygodniu przygotować się jakoś do półmaratonu w Gdyni, na który jestem już od dawna zapisany. Skoro plany maratońskie na Wings for life musze przerwać, to spróbuję zrobić co się da i na co noga pozwoli pod katem startu w połówce. Celu sobie nie wytyczam, pobiegnę to na co zdążę się przygotować. Mam zamiar biegać tylko 4 razy w tygodniu, robić 2 akcenty i 2 spokojne biegi w tygodniu. Do tego 3 razy ćwiczenia ogólne. Jeden akcent to jakaś wytrzymałość tempowa na intensywnosciach tempa progowego/półmaratońskiego a drugi do bieg wydłużony BNP, takie max 18km z ostatnimi km w drugim zakresie a moze i blizej tempa HM. Dwa pozostałe treningi to oczywiście spokojne biegi regeneracyjne do max 10km. Jak się uda dojechać do 20 marca bez dolegliwości to super.
Dzisiaj na początek chcę trochę popracować nad szybkoscią, planuję machnąć na bieżni 10 albo 12 razy 400m w tempie na 5k. Potem już tylko tempa progowe/HM. Zresztą dwa ciagłe progowe (5km i 6km) zdążyłem już w styczniu zrobić więc nie jest źle.
Jedziemy dalej
Tydzień czwarty planu został przerwany, wszystko dokładnie co było dalej, zostało napisane w komentarzach.
Stan na dzisiaj to: umówiona operacja (rekonstrukcja więzadła ATFL + artroskopia stawu) na 4 kwietnia, w międzyczasie 1 marca konsultacje u wybitnego speca od takich operacji w celu potwierdzenia/wykluczenia/zmiany zakresu tej operacji. Potem ostateczna decyzja aczkolwiek na dzień dzisiejszy jestem zdecydowany na 99% poddać się operacji. Stwierdziłem, że lepiej teraz nawet trochę zaryzykować, zrobić kilku miesięcznę przerwą, zacisnąć zęby i zrobić dobrą rehabilitację i wrócić w pełni zdrowy do biegania i wtedy myśleć o życiówkach, maratonach itp. niż próbować rzeźbić treningi z tego zdrowia co jest i liczyć, ze się uda. Nie mówiąc już o tym, że ta przewlekła niestabilność kiedyś i tak sprawi problemy, nawet jakbym nie biegał.
Przerwy od biegania miałem 8 dni. Ból znacznie ustąpił, biegałem już 3 razy, nie jest źle, czuję że z każdym dniem jest lepiej. Przez te 8 dni niestety odczuwalnie spadła dyspozycja, teraz trzeba to kilkoma treningami przywrócić i iść dalej. Pewnie można by spytać po co, skoro niedługo będę wykluczony z aktywności na minimum 3 miesiące ?
Postanowiłem wykorzystać jednak jakoś tam przepracowany grudzień i styczeń i w ciągu kolejnych 6 tygodniu przygotować się jakoś do półmaratonu w Gdyni, na który jestem już od dawna zapisany. Skoro plany maratońskie na Wings for life musze przerwać, to spróbuję zrobić co się da i na co noga pozwoli pod katem startu w połówce. Celu sobie nie wytyczam, pobiegnę to na co zdążę się przygotować. Mam zamiar biegać tylko 4 razy w tygodniu, robić 2 akcenty i 2 spokojne biegi w tygodniu. Do tego 3 razy ćwiczenia ogólne. Jeden akcent to jakaś wytrzymałość tempowa na intensywnosciach tempa progowego/półmaratońskiego a drugi do bieg wydłużony BNP, takie max 18km z ostatnimi km w drugim zakresie a moze i blizej tempa HM. Dwa pozostałe treningi to oczywiście spokojne biegi regeneracyjne do max 10km. Jak się uda dojechać do 20 marca bez dolegliwości to super.
Dzisiaj na początek chcę trochę popracować nad szybkoscią, planuję machnąć na bieżni 10 albo 12 razy 400m w tempie na 5k. Potem już tylko tempa progowe/HM. Zresztą dwa ciagłe progowe (5km i 6km) zdążyłem już w styczniu zrobić więc nie jest źle.
Jedziemy dalej
5k.....19:16- IV 2015
10k.....39:40 - IX 2018
21,1k.....1:29:31 - IX 2018
42,2k.....3:17:19 - X 2019
10k.....39:40 - IX 2018
21,1k.....1:29:31 - IX 2018
42,2k.....3:17:19 - X 2019
- krzychooo
- Zaprawiony W Bojach
- Posty: 757
- Rejestracja: 22 mar 2014, 07:22
- Życiówka na 10k: brak
- Życiówka w maratonie: brak
Zatrzymałem się ostatnio na 9 lutego. Kilka dni wcześniej wznowiłem treningi biegowe po 8 dniach przerwy. W ciągu 3 dni przebiegłem na spokojnie 38km. Ze stopą nie najlepiej ale trudno, postanowiłem jak się uda dociągnąć do półmaratonu do 20 marca a potem wiadomo. W ciagu tej przerwy raz byłem na basenie i przepłynąłem 1km, raz coś mi do głowy strzeliło i wsiadłem na rower wpięty w trenażer i machnąłem sobie tabatę 10min rozgrzewajacego kręcenia, potem 8x20sek max / 10 sek odpoczynku i na koniec 10 minut schłodzenia. Niezła rzeźnia Coś tam też poćwiczyłem na dywanie, klasyczne pompki, deski, brzuszki itp.
Pierwszy (z sześciu tygodni), kóre pozostały do półmaratonu w Gdyni.
Czasu niewiele, jakaś tam jednak 2 miesięczna baza została zrobiona. Te 8 dni przerwy ostatnio mam nadzieję szybko nadrobić. Chcę się skupić głównie na biegach progowych, "dłuższych" biegach (17-19km) na zasadzie BNP, poprzez II zakres i TM dochodząc na końcówce do tempa połówki. Reszta to będą spokojne biegi. Może w kolejnym tygodniu, kiedy to będę w górach, wykorzystam teren i zrobię trochę siły biegowej.
09.02 wtorek
interwały 10x400m w tempie 3:45-3:50 na przerwach 1min 20 sek, łączny dystans treningu 11,22km
Trening udało się niespodziewanie zrobić około południa, biegało się te tempa bardzo znośnie jak na pierwszy raz w sezonie i niedawną 8 dniową przerwę.
09.02 wtorek
Bieg regeneracyjny 6,08km średnio po 5:48 min/km
Chyba pierwszy raz w życiu zrobiłem 2 treningi biegowe w jednym dniu jeżeli bieg regeneracyjny można nazwać treningiem. Czasu w tym dniu było jakoś więcej i pomyślałem, że taki krótki wolny bieg polepszy regenerację po południowych interwalach. Biegło się bardzo lekko.
11.02 czwartek
Bieg progowy 3x2km po 4:12 na przerwach 2 min, łączny dystans treningu 13,09km
Weszło znośnie jednak na końcówkach powtórzeń widziałem po tętnie, że trochę to jednak za intensywnie było, jeszcze trochę zatem zanim wrócę do własciwej dyspozycji.
12.02 piątek
Bieg regeneracyjny 6,82km średnio po 5:43
Musiałem zmienić nieco konfigurację moich weekendowych wiegów. W niedzielę rano wyjeżdżaliśmy na ferie do Bialego Dunajca zatem biegi przeniosłem na piątek i sobotę.
13.02 sobota
BNP 16,51km średnio po 5:02min/km.
Chyba najfajniejsze BNP w moim życiu. Miało być spokojniej, połowa BS a potem drugi zakres. Po kilku km dużej swobody zacząłem przyspieszać i z każdym km leciutko tempo podnosiłem. Po 10km było już w granicach TM a kończyłem 4:16 czyli blisko tempa HM. Bardzo zadowolony wróciłem z tego treningu.
Tydzień łącznie 54km. Idziemy do przodu.
Pierwszy (z sześciu tygodni), kóre pozostały do półmaratonu w Gdyni.
Czasu niewiele, jakaś tam jednak 2 miesięczna baza została zrobiona. Te 8 dni przerwy ostatnio mam nadzieję szybko nadrobić. Chcę się skupić głównie na biegach progowych, "dłuższych" biegach (17-19km) na zasadzie BNP, poprzez II zakres i TM dochodząc na końcówce do tempa połówki. Reszta to będą spokojne biegi. Może w kolejnym tygodniu, kiedy to będę w górach, wykorzystam teren i zrobię trochę siły biegowej.
09.02 wtorek
interwały 10x400m w tempie 3:45-3:50 na przerwach 1min 20 sek, łączny dystans treningu 11,22km
Trening udało się niespodziewanie zrobić około południa, biegało się te tempa bardzo znośnie jak na pierwszy raz w sezonie i niedawną 8 dniową przerwę.
09.02 wtorek
Bieg regeneracyjny 6,08km średnio po 5:48 min/km
Chyba pierwszy raz w życiu zrobiłem 2 treningi biegowe w jednym dniu jeżeli bieg regeneracyjny można nazwać treningiem. Czasu w tym dniu było jakoś więcej i pomyślałem, że taki krótki wolny bieg polepszy regenerację po południowych interwalach. Biegło się bardzo lekko.
11.02 czwartek
Bieg progowy 3x2km po 4:12 na przerwach 2 min, łączny dystans treningu 13,09km
Weszło znośnie jednak na końcówkach powtórzeń widziałem po tętnie, że trochę to jednak za intensywnie było, jeszcze trochę zatem zanim wrócę do własciwej dyspozycji.
12.02 piątek
Bieg regeneracyjny 6,82km średnio po 5:43
Musiałem zmienić nieco konfigurację moich weekendowych wiegów. W niedzielę rano wyjeżdżaliśmy na ferie do Bialego Dunajca zatem biegi przeniosłem na piątek i sobotę.
13.02 sobota
BNP 16,51km średnio po 5:02min/km.
Chyba najfajniejsze BNP w moim życiu. Miało być spokojniej, połowa BS a potem drugi zakres. Po kilku km dużej swobody zacząłem przyspieszać i z każdym km leciutko tempo podnosiłem. Po 10km było już w granicach TM a kończyłem 4:16 czyli blisko tempa HM. Bardzo zadowolony wróciłem z tego treningu.
Tydzień łącznie 54km. Idziemy do przodu.
5k.....19:16- IV 2015
10k.....39:40 - IX 2018
21,1k.....1:29:31 - IX 2018
42,2k.....3:17:19 - X 2019
10k.....39:40 - IX 2018
21,1k.....1:29:31 - IX 2018
42,2k.....3:17:19 - X 2019
- krzychooo
- Zaprawiony W Bojach
- Posty: 757
- Rejestracja: 22 mar 2014, 07:22
- Życiówka na 10k: brak
- Życiówka w maratonie: brak
Kolejny tydzień, pozostało 5 do półmaratonu.
Tydzień inny niż zazwyczaj. W niedzielę raniutko wyjazd rodzinny na ferie zimowe do Białego Dunajca. Weekendowe bieganie przesunięte było odpowiednio. Cały "górski" tydzień jakoś tam sobie także zaplanowałem biegowo aby było łatwiej trzymać się założeń i dopasować do wszelkich wspólnych atrakcji i aktywności.
Niedziela planowo wypadła z uwagi na podróż.
15.02 poniedziałek
BS + 6 przebieżek, 12,19km średnio po 5:24.
Warunki do biegania słabe, śnieg i błoto pośniegowe na chodnikach, biegane dodatkowo po zmroku. To wymusiło bieganie wzdłuż głownej ulicy Białego Dunajca ciągnącej się do Szaflar.
16.02 wtorek
Bieg progowy 4x2,4km na przerwach 3 min. Łączny dystans 15,38km średnio po 4:47.
Biegane znowu wzdłuż ulicy z Białego do Szaflar, asfalt czysty czarny, po południu ale jeszcze za dnia, brak płaskiego odcinka, albo lekko z górki albo lekko pod. . W związku z tym pierwsze dwa odcinki szybsze (po 4:11) aby trochę podnieść intensywność bliżej progu, drugie dwa wolniejsze (4:17 i 4:16) aby z kolei nie przesadzić. Poczułem ten trening nieźle. Spora w tym zasługa przedpołudniowej wycieczki pieszej 9km po dolinie Kościeliskiej, gdzie połowę drogi musiałem nieść na barach młodszego syna bo marudził, że mu ciężko iść po tym kopnym śniegu Trochę siłki wpadło
18.02 czwartek
Trochę podbiegów i II zakresu. Łącznie 12,05km średnio po 5:16.
Na ten dzień zaplanowałem sobie jakiś ciągły w drugim zakresie. Wiedziałem jednak, że z racji terenu nie będzie to łatwe, wszędzie w górę albo w dół i trzymanie równego tempa i intensywności jest niemożliwe prawie.
Zrobiłem kilka km rozgrzewki, asfalt czysty, już wtedy było sporo w górę, potem zaciekawiła mnie pobliska ulica Batorego. Okazało się ,ze to ponad 1km mocno w górę. Zrobiłem podbiegi na zasadzie : biegnę około 100m i zatrzymuję się na odpoczynek i tak do końca, tak wpadło 7 podbiegów. Średnie nachylenie tego kilometra wyszło 137m (13,7%) . Potem przeszedłem do biegu spokojniejszego jednak trafił się bardziej płaski odcinke gdzie zrobiłem spontanicznie jeszcze 3 km II zakresu. Łącznie wyszło 267m przewyższeń na tych 12km, sporo.Generalnie trening taki trochę z dooopy, ułożony na gorąco, ale fajnie się to biegło, fajne widoki z góry, płuca przedmuchane. Było spoko.
20.02 sobota
Bieg długi 23,36km w tym 10km IIzakres/TM. Średnio wyszło po 5:10.
To trening, na kóry czekałem od początku pobytu. Trasa na Gliczarów Górny ze słynnym podjazdem z Tour de Pologne gdzie jest miejscami nawet 25% nachylenie. W nocy nawaliło sniegu w pip, wiedziałem, ze będzie wesoło. W tym roku trasę zmodyfikowałem i z Gliczarowa pobiegłem jeszcze do Bukowiny i stamtąd przez Poronin wróciłem do Białego Dunajca. Pierwsza połowa pod górkę, kilometry od 30 do 100m przewyższenia. Druga połowa lekko z górki i tutaj przyspieszyłem sobie do tempa TM ale odczuciowo było lżej (bo z górki), taki dobry drugi zakres. Wpadło tak 10km. Super dzień, super pogoda, banan na twarzy. Łącznie na tych 23km wyszło 377m przewyższenia
Niedziela wolna od biegania, powrót do domu.
Górski tydzień biegowo super. Zrealizowane wszystko w 100%. Łącznie wyszło 63km w czterech treningach.
Tydzień inny niż zazwyczaj. W niedzielę raniutko wyjazd rodzinny na ferie zimowe do Białego Dunajca. Weekendowe bieganie przesunięte było odpowiednio. Cały "górski" tydzień jakoś tam sobie także zaplanowałem biegowo aby było łatwiej trzymać się założeń i dopasować do wszelkich wspólnych atrakcji i aktywności.
Niedziela planowo wypadła z uwagi na podróż.
15.02 poniedziałek
BS + 6 przebieżek, 12,19km średnio po 5:24.
Warunki do biegania słabe, śnieg i błoto pośniegowe na chodnikach, biegane dodatkowo po zmroku. To wymusiło bieganie wzdłuż głownej ulicy Białego Dunajca ciągnącej się do Szaflar.
16.02 wtorek
Bieg progowy 4x2,4km na przerwach 3 min. Łączny dystans 15,38km średnio po 4:47.
Biegane znowu wzdłuż ulicy z Białego do Szaflar, asfalt czysty czarny, po południu ale jeszcze za dnia, brak płaskiego odcinka, albo lekko z górki albo lekko pod. . W związku z tym pierwsze dwa odcinki szybsze (po 4:11) aby trochę podnieść intensywność bliżej progu, drugie dwa wolniejsze (4:17 i 4:16) aby z kolei nie przesadzić. Poczułem ten trening nieźle. Spora w tym zasługa przedpołudniowej wycieczki pieszej 9km po dolinie Kościeliskiej, gdzie połowę drogi musiałem nieść na barach młodszego syna bo marudził, że mu ciężko iść po tym kopnym śniegu Trochę siłki wpadło
18.02 czwartek
Trochę podbiegów i II zakresu. Łącznie 12,05km średnio po 5:16.
Na ten dzień zaplanowałem sobie jakiś ciągły w drugim zakresie. Wiedziałem jednak, że z racji terenu nie będzie to łatwe, wszędzie w górę albo w dół i trzymanie równego tempa i intensywności jest niemożliwe prawie.
Zrobiłem kilka km rozgrzewki, asfalt czysty, już wtedy było sporo w górę, potem zaciekawiła mnie pobliska ulica Batorego. Okazało się ,ze to ponad 1km mocno w górę. Zrobiłem podbiegi na zasadzie : biegnę około 100m i zatrzymuję się na odpoczynek i tak do końca, tak wpadło 7 podbiegów. Średnie nachylenie tego kilometra wyszło 137m (13,7%) . Potem przeszedłem do biegu spokojniejszego jednak trafił się bardziej płaski odcinke gdzie zrobiłem spontanicznie jeszcze 3 km II zakresu. Łącznie wyszło 267m przewyższeń na tych 12km, sporo.Generalnie trening taki trochę z dooopy, ułożony na gorąco, ale fajnie się to biegło, fajne widoki z góry, płuca przedmuchane. Było spoko.
20.02 sobota
Bieg długi 23,36km w tym 10km IIzakres/TM. Średnio wyszło po 5:10.
To trening, na kóry czekałem od początku pobytu. Trasa na Gliczarów Górny ze słynnym podjazdem z Tour de Pologne gdzie jest miejscami nawet 25% nachylenie. W nocy nawaliło sniegu w pip, wiedziałem, ze będzie wesoło. W tym roku trasę zmodyfikowałem i z Gliczarowa pobiegłem jeszcze do Bukowiny i stamtąd przez Poronin wróciłem do Białego Dunajca. Pierwsza połowa pod górkę, kilometry od 30 do 100m przewyższenia. Druga połowa lekko z górki i tutaj przyspieszyłem sobie do tempa TM ale odczuciowo było lżej (bo z górki), taki dobry drugi zakres. Wpadło tak 10km. Super dzień, super pogoda, banan na twarzy. Łącznie na tych 23km wyszło 377m przewyższenia
Niedziela wolna od biegania, powrót do domu.
Górski tydzień biegowo super. Zrealizowane wszystko w 100%. Łącznie wyszło 63km w czterech treningach.
5k.....19:16- IV 2015
10k.....39:40 - IX 2018
21,1k.....1:29:31 - IX 2018
42,2k.....3:17:19 - X 2019
10k.....39:40 - IX 2018
21,1k.....1:29:31 - IX 2018
42,2k.....3:17:19 - X 2019
- krzychooo
- Zaprawiony W Bojach
- Posty: 757
- Rejestracja: 22 mar 2014, 07:22
- Życiówka na 10k: brak
- Życiówka w maratonie: brak
Podsumowanie ubiegłego tygodnia.
Poprzednia niedziela była wolna (podróż z ferri do domu), zatem przesunąłem BSa na poniedziałek.
22.02 poniedziałek
BS 10,04km średnio po 5:22
wieczorem dodatkowo 20 minut ćwiczeń w domu
23.02. wtorek
tempo P/HM 3x3,2km - łączny dystans 15,71km, średnie tempo 4:50
Zgodnie z planem kolejne tempówki w tempie ......hmmm..... sam nie wiem jakie to tempo dla mnie na dzień dzisiejszy. Myślę, ze coś pomiędzy progowym a tempem półmaratonu. Rozgrzewka 3 km. Pierwszy odcinek 3,2km wyszedl średnio po 4:14, kolejny po 4:12 a ostatni po 4:10. Przerwy pomiędzy 4 minutowe. Tak trochę badam jak się czuję przy poszczególnych tempach. Generalnie każdy odcinek zaczynam wolniej a kończę szybciej, pewnie lepiej takie treny biegać równo, ale jakoś tak asekuracyjnie wolniej zaczynam i potem muszę nadrabiać, stąd każdy odcinek u mnie to takie swojego rodzaju bnp. Podsumowując to nawet ładnie mi wszedł ten trening, na pełnej kontroli do końca i z tętnem w odpowiednich wartościach. Na dzień dzisiejszy marzy mi się żeby to było moje tempo półmaratonu 20 marca
Środa - ćwiczenia w domu.
25.02 czwartek
BS 12,18km średnio po 5:16
Dzień już dłuższy, postanowiłem to wykorzystać i trening zrobić od razu po pracy póki jeszcze jasno, żeby móc pobiegać gdzieś po lesie a nie walić wzdłuż wiochy tam i spowrotem. Troche niedojedzony chyba byłem od rana, może też jeszcze wtorkowe tempówki siedziały w nogach, bo czułem że ociężale się poruszam. O dziwo tempo było nawet przyzwoite jak na samopoczucie, tętno też nawet niskie. Jakoś to doklepałem.
27.02 sobota
BNP 20,12km
To był mój dzień. Wyspany, lekkie śnaidanko, kawka, wszystko na spokojnie, przed 10:00 pojechałem autem kawałek od domu na fajną płaską trasę. Założenie było zrobić 20km, jakieś 5-7km na spokojnie, potem delikatnie przyspieszać i przez drugi zakres, TM dojsc do tempa półmaratonu. Już od samego początku poczułem, ze biegnie się nadzwyczaj łatwo, pierwsze 2 km po 5:11 odczułem jakbym szedł. Kolejne trochę szybsze i nadal jak spacerek. Od szostego zszedłem z tempem poniżej 5:00 i tak sukcesywnie każdy km kilka sekund szybciej. Cały czas lekko i przyjemnie. Tętno niskie. Dobiegłem do 10km, ostatni km 4:44 i nawrót. Przyspieszałem dalej, już biegłem szybciej niż teoretycznym swoim TMem, 4:32, 4:29, 4:28, 4:27, 4:23, wciąż stosunkowo łatwo. Zostało 5km, z tego 2km na końcu chciałem przeznaczyć na schłodzenie więc ostatnie 3 km jeszcze kontrolnie przyspieszyłem, kolejno 4:12, 4:08 i 4:02. Ostatni km już poczułem ale mogłem to jeszcze ciągnąć, czułem że wystarczyło zwolnić do 4:15-4:10 i mogłem to jeszcze biec i biec. Tyle jednak wystarczy. Potem schłodzenie 2km i jazda do domu. Rewelka. W końcu czuję, że coś idzie do przodu, w gorach biegało się już lepiej, ostatnio tempówki fajnei weszły, teraz to BNP. Oby tak dalej i oby stopa wytrzymała do 20 marca bo jakieś dziwne rzeczy w niej czuję czasami, szybsze tempo i dłuższe biegi jej nie służą, co dziwne nie jest.
28.02 niedziela
BR 8,26km średnio po 5:26.
Krótki bieg regeneracyjny, nogi lekkie, bardzo luźno się to biegło jak na dość mocny BNP dzień wcześniej. Tętno niskie w trakcie biegu.
Tydzień zakończyłem 66,31km. Do półmaratonu zostały 3 tygodnie. Ten tydzień planuję podobnie około 65-68km, dwa akcenty, we środę 2x4,8km P/HM a w sobotę BNP. Potem dwa tygodnie taperingu.
Jutro wyjazd do Gdańska do znanego speca ortopedy od stawów. Jadę skonsultować swój przypadek i potwierdzić lub nie potrzebę operacji.
Poprzednia niedziela była wolna (podróż z ferri do domu), zatem przesunąłem BSa na poniedziałek.
22.02 poniedziałek
BS 10,04km średnio po 5:22
wieczorem dodatkowo 20 minut ćwiczeń w domu
23.02. wtorek
tempo P/HM 3x3,2km - łączny dystans 15,71km, średnie tempo 4:50
Zgodnie z planem kolejne tempówki w tempie ......hmmm..... sam nie wiem jakie to tempo dla mnie na dzień dzisiejszy. Myślę, ze coś pomiędzy progowym a tempem półmaratonu. Rozgrzewka 3 km. Pierwszy odcinek 3,2km wyszedl średnio po 4:14, kolejny po 4:12 a ostatni po 4:10. Przerwy pomiędzy 4 minutowe. Tak trochę badam jak się czuję przy poszczególnych tempach. Generalnie każdy odcinek zaczynam wolniej a kończę szybciej, pewnie lepiej takie treny biegać równo, ale jakoś tak asekuracyjnie wolniej zaczynam i potem muszę nadrabiać, stąd każdy odcinek u mnie to takie swojego rodzaju bnp. Podsumowując to nawet ładnie mi wszedł ten trening, na pełnej kontroli do końca i z tętnem w odpowiednich wartościach. Na dzień dzisiejszy marzy mi się żeby to było moje tempo półmaratonu 20 marca
Środa - ćwiczenia w domu.
25.02 czwartek
BS 12,18km średnio po 5:16
Dzień już dłuższy, postanowiłem to wykorzystać i trening zrobić od razu po pracy póki jeszcze jasno, żeby móc pobiegać gdzieś po lesie a nie walić wzdłuż wiochy tam i spowrotem. Troche niedojedzony chyba byłem od rana, może też jeszcze wtorkowe tempówki siedziały w nogach, bo czułem że ociężale się poruszam. O dziwo tempo było nawet przyzwoite jak na samopoczucie, tętno też nawet niskie. Jakoś to doklepałem.
27.02 sobota
BNP 20,12km
To był mój dzień. Wyspany, lekkie śnaidanko, kawka, wszystko na spokojnie, przed 10:00 pojechałem autem kawałek od domu na fajną płaską trasę. Założenie było zrobić 20km, jakieś 5-7km na spokojnie, potem delikatnie przyspieszać i przez drugi zakres, TM dojsc do tempa półmaratonu. Już od samego początku poczułem, ze biegnie się nadzwyczaj łatwo, pierwsze 2 km po 5:11 odczułem jakbym szedł. Kolejne trochę szybsze i nadal jak spacerek. Od szostego zszedłem z tempem poniżej 5:00 i tak sukcesywnie każdy km kilka sekund szybciej. Cały czas lekko i przyjemnie. Tętno niskie. Dobiegłem do 10km, ostatni km 4:44 i nawrót. Przyspieszałem dalej, już biegłem szybciej niż teoretycznym swoim TMem, 4:32, 4:29, 4:28, 4:27, 4:23, wciąż stosunkowo łatwo. Zostało 5km, z tego 2km na końcu chciałem przeznaczyć na schłodzenie więc ostatnie 3 km jeszcze kontrolnie przyspieszyłem, kolejno 4:12, 4:08 i 4:02. Ostatni km już poczułem ale mogłem to jeszcze ciągnąć, czułem że wystarczyło zwolnić do 4:15-4:10 i mogłem to jeszcze biec i biec. Tyle jednak wystarczy. Potem schłodzenie 2km i jazda do domu. Rewelka. W końcu czuję, że coś idzie do przodu, w gorach biegało się już lepiej, ostatnio tempówki fajnei weszły, teraz to BNP. Oby tak dalej i oby stopa wytrzymała do 20 marca bo jakieś dziwne rzeczy w niej czuję czasami, szybsze tempo i dłuższe biegi jej nie służą, co dziwne nie jest.
28.02 niedziela
BR 8,26km średnio po 5:26.
Krótki bieg regeneracyjny, nogi lekkie, bardzo luźno się to biegło jak na dość mocny BNP dzień wcześniej. Tętno niskie w trakcie biegu.
Tydzień zakończyłem 66,31km. Do półmaratonu zostały 3 tygodnie. Ten tydzień planuję podobnie około 65-68km, dwa akcenty, we środę 2x4,8km P/HM a w sobotę BNP. Potem dwa tygodnie taperingu.
Jutro wyjazd do Gdańska do znanego speca ortopedy od stawów. Jadę skonsultować swój przypadek i potwierdzić lub nie potrzebę operacji.
5k.....19:16- IV 2015
10k.....39:40 - IX 2018
21,1k.....1:29:31 - IX 2018
42,2k.....3:17:19 - X 2019
10k.....39:40 - IX 2018
21,1k.....1:29:31 - IX 2018
42,2k.....3:17:19 - X 2019
- krzychooo
- Zaprawiony W Bojach
- Posty: 757
- Rejestracja: 22 mar 2014, 07:22
- Życiówka na 10k: brak
- Życiówka w maratonie: brak
Kolejny tydzień za mną. Za 2 tygodnie półmaraton.
Ubiegły tydzień wyglądał następujaco:
29.02 poniedziałek
BS +10 przebieżek, razem 13:20km średnio po 5:15
leciutko się biegało
02.03 środa
tempo P/HM 2x5km - łączny dystans 16,55km, średnie tempo 4:44
Zgodnie z planem kolejne tempówki progowo-półmaratonowe. Miało być 2x4,8km ale zaokrągliłem w górę do 5km Rozgrzewka 3km, potem pierwszy odcinek 5km. Poszło po 4:09 ale niełatwo było, ciężko mi się biegło, poza tym z każdą minutą psuła się pogoda, wzmagał się wiatr i zaczynało kropić. Przerwa w truchcie 5minut. Drugi odcinek już w deszczu i porywistym wietrze. Poszło wolniej po 4:11. Potem schłodzenie prawie 3km. Ciężki trening wyszedł. Przesadziłem też z jedzeniem od rana, postanowiłem biegać od razu po pracy i trochę za dużo chyba jeszcze w baku było, bo czułem wszystko w żołądku.
25.02 czwartek
BR 9,31 średnio po 5:33
Bieg Regeneracyjny, bardzo lekko się biegło po wczorajszym ciężkim bieganiu.
27.02 sobota
BNP 20,11km.
Zaplanowałem podobny bieg jak tydzień temu jednak postanowiłem nie lecieć BSem pierwszych 6-7km tylko po dwóch wejść już w drugi zakres. Noga dobrze kręciła, pierwsze 2km po 5:10 i 4:54. Postanowiłem przyspieszyć już. Kolejne 12km przebiegłem średnio tempem maratońskim ale też było to BNP, od 4:45 do 4:26. Czułem siędobrze więc wypadało pobiec trochę bliżej tempa HM. Kolejne km to 4:21, 4:16, 4:14 i 4:08. Było znośnie. Pod kontrolą. Potem 2km schłodzenia.
To był dobry trening.
28.02 niedziela
BR 9,41km średnio po 5:25.
Krótki bieg regeneracyjny, nogi lekkie, bardzo luźno się to biegło jak na dość mocny BNP dzień wcześniej. Tętno niskie w trakcie biegu.
Tydzień zakończyłem 68,58km, miało tyle być. Do półmaratonu zostały 2 tygodnie, bardzo ważne 2 tygodnie. Po sobotnim treningu przyczepiło się jeszcze jakieś przeziębienie, nos zatkany, gardło drapie, ku....wa masakra jakaś
Ubiegły tydzień wyglądał następujaco:
29.02 poniedziałek
BS +10 przebieżek, razem 13:20km średnio po 5:15
leciutko się biegało
02.03 środa
tempo P/HM 2x5km - łączny dystans 16,55km, średnie tempo 4:44
Zgodnie z planem kolejne tempówki progowo-półmaratonowe. Miało być 2x4,8km ale zaokrągliłem w górę do 5km Rozgrzewka 3km, potem pierwszy odcinek 5km. Poszło po 4:09 ale niełatwo było, ciężko mi się biegło, poza tym z każdą minutą psuła się pogoda, wzmagał się wiatr i zaczynało kropić. Przerwa w truchcie 5minut. Drugi odcinek już w deszczu i porywistym wietrze. Poszło wolniej po 4:11. Potem schłodzenie prawie 3km. Ciężki trening wyszedł. Przesadziłem też z jedzeniem od rana, postanowiłem biegać od razu po pracy i trochę za dużo chyba jeszcze w baku było, bo czułem wszystko w żołądku.
25.02 czwartek
BR 9,31 średnio po 5:33
Bieg Regeneracyjny, bardzo lekko się biegło po wczorajszym ciężkim bieganiu.
27.02 sobota
BNP 20,11km.
Zaplanowałem podobny bieg jak tydzień temu jednak postanowiłem nie lecieć BSem pierwszych 6-7km tylko po dwóch wejść już w drugi zakres. Noga dobrze kręciła, pierwsze 2km po 5:10 i 4:54. Postanowiłem przyspieszyć już. Kolejne 12km przebiegłem średnio tempem maratońskim ale też było to BNP, od 4:45 do 4:26. Czułem siędobrze więc wypadało pobiec trochę bliżej tempa HM. Kolejne km to 4:21, 4:16, 4:14 i 4:08. Było znośnie. Pod kontrolą. Potem 2km schłodzenia.
To był dobry trening.
28.02 niedziela
BR 9,41km średnio po 5:25.
Krótki bieg regeneracyjny, nogi lekkie, bardzo luźno się to biegło jak na dość mocny BNP dzień wcześniej. Tętno niskie w trakcie biegu.
Tydzień zakończyłem 68,58km, miało tyle być. Do półmaratonu zostały 2 tygodnie, bardzo ważne 2 tygodnie. Po sobotnim treningu przyczepiło się jeszcze jakieś przeziębienie, nos zatkany, gardło drapie, ku....wa masakra jakaś
5k.....19:16- IV 2015
10k.....39:40 - IX 2018
21,1k.....1:29:31 - IX 2018
42,2k.....3:17:19 - X 2019
10k.....39:40 - IX 2018
21,1k.....1:29:31 - IX 2018
42,2k.....3:17:19 - X 2019
- krzychooo
- Zaprawiony W Bojach
- Posty: 757
- Rejestracja: 22 mar 2014, 07:22
- Życiówka na 10k: brak
- Życiówka w maratonie: brak
Podsumowanie przedostatniego tygodnia. Za tydzeń półmaraton.
08.03 wtorek
3km BS + 5km HM + 4km BS + 3km P + 2km BR razem 17km średnio po 4:42
Z dużą obawą podchodziłem do tego treningu. Od niedzieli coś mnie zaczęło łamać, nos zatkany, w zatokach czuję ciśnienie. Chciałem jednka koniecznie pobiec ten tren. Czuję od jakiegoś czasu, że coś drgnęło z formą do przodu, wkurw na to przeziębienie mnie wziął. Już raz to przerabiałem i to przed maratonem, wtedy niby jakoś się wykaraskałem ale maraton był jednak porażką. Postanowiłem zdecydować w trakcie co pobiegnę, zrobiłem 3km rozgrzewki w kierunku bieżni i tam miałem zacząć tempa i najwyżej odpuścić jakby coś było nie tak. Podczas rozgrzewki już czułem, że jakoś dziwnie łatwo się biegnie, ale to co było na bieżni przerosło moje najśmielsze oczekiwania. Wszedłem na tempo 4:11-4:10 i czułem się jakbym dalej beesa ciągnął, dalej wchodzilo po 4:09 i podobne odczucia. Pięknie. Tętno ledwo przekroczyło 160. Potem zrobiłem 3km BSa w trakcie, którego padła mi bateria w zegarku, kurde pierwszy raz nie sprawdziłem tego wcześniej. Wszystko w okolicy znam jednak na pamięć więc nie było problemu z odległościami. Powróciłem na bieżnie dokręcić 3km w tempie progowym czyli około 4:07-4:08. Szybko przeliczyłem, że 3km to będzie 8 kółek mojej 370 metrowej bieżni plus na koniec pół prostej. Tempo musiałem trzymać na czuja. Czułem jednak, że to co biegłem to było conajmniej 4:05 i to bez odczucia wchodzenia w jakiś beztlen. Normalnie dzień konia. Totalnie na luzie kończyłem trening. Tego dnia życiówkę bym z hukiem trzasnął. Nie wiem o co tu chodzi, jakaś infekcja się toczy a ja robię tren życia wręcz.
10.03 czwartek
BS + 10 przebieżek, razem 13,09km średnio po 5:09
było bardzo lekko, do tego całkiem szybko a tętno nizutkie, idzie ku dobremu, przeziębienie jakoś opanowane aczkolwiek nie jest idealnie. Przebieżki bez napinki a jakoś szybko weszły bo nawet poniżej 3:10.
12.02 sobota
2x3,2km HM/P + 4x200m R razem 15,38km średnio po 4:51
miałem dylemat co biec w ten dzień, na 8 dni przed półmaratonem. Początkowo chciałem pobiec jakieś 15km w tym 5-6km TMu ale stwierdziłem, że to chyba za słabe jest. Robiąc życiówkę w półmaratonie (z planu maratońskiego) na tydzień przed połówką pobiegłem 30km hansonowskim szybszym tempem biegu długiego. Stwierdziłem zatem, że nie ma co się pieścić tylko wrzucić coś w miarę mocnego. Zatem po 3 km rozgrzewki postanowiłem zrobić 3,2km w tempie planowanego półmaratonu, weszło o 2 sek/km za szybko ale leciutko szło. Drugie 3,2km miałem biec progowo (4:07-4:08), weszło po 4:06 i nie było źle. Potem 5 minut beesa i machnąłem dla odmulenia 4 szybkie 200metrowe odcinki na przerwach także 200m w truchciku. Te 200 metrówki poszły po 3:32, 3:23, 3:20, 3:13. Szybko ale pod kontrolą. Na koniec schłodzenie 2km. Dobry tren wyszedł.
13.02 niedziela
BR 8,62km średnio po 5:33
lekki bieg regeneracyjny, wolno i bardzo swobodnie, tętno średnie zaledwie 125 czyli jakieś 65% maxa.
Tydzień zrobiony zgodnie z założeniami. Rozpocząłem już w nim tzw. tapering, zmniejszyłem ilość treningów z 5 do 4, kilometraż wyszedł 54km co w stosunku do maksymalnego kilometrażu 68,5 w poprzednim tygodniu stanowi zmniejszenie o 20%. Intensywność zmniejszyła się nieznacznie. Ostatni tydzień będzie już typowo odpoczynkowy. Zrobię jakieś 35km w 4 dniach przed półmaratonem. We wtorek ostatni akcent 4x1,2km progowo, potem środa i czwartek po 8km z kilkoma przebieżkami, piątek wolny a w sobotę tym razem zrobię krótki rozruch, jakieś 4km z 2-3 przebieżkami. Zawsze dzień przed zawodami nie biegałem ale teraz chcę spróbować inaczej.
08.03 wtorek
3km BS + 5km HM + 4km BS + 3km P + 2km BR razem 17km średnio po 4:42
Z dużą obawą podchodziłem do tego treningu. Od niedzieli coś mnie zaczęło łamać, nos zatkany, w zatokach czuję ciśnienie. Chciałem jednka koniecznie pobiec ten tren. Czuję od jakiegoś czasu, że coś drgnęło z formą do przodu, wkurw na to przeziębienie mnie wziął. Już raz to przerabiałem i to przed maratonem, wtedy niby jakoś się wykaraskałem ale maraton był jednak porażką. Postanowiłem zdecydować w trakcie co pobiegnę, zrobiłem 3km rozgrzewki w kierunku bieżni i tam miałem zacząć tempa i najwyżej odpuścić jakby coś było nie tak. Podczas rozgrzewki już czułem, że jakoś dziwnie łatwo się biegnie, ale to co było na bieżni przerosło moje najśmielsze oczekiwania. Wszedłem na tempo 4:11-4:10 i czułem się jakbym dalej beesa ciągnął, dalej wchodzilo po 4:09 i podobne odczucia. Pięknie. Tętno ledwo przekroczyło 160. Potem zrobiłem 3km BSa w trakcie, którego padła mi bateria w zegarku, kurde pierwszy raz nie sprawdziłem tego wcześniej. Wszystko w okolicy znam jednak na pamięć więc nie było problemu z odległościami. Powróciłem na bieżnie dokręcić 3km w tempie progowym czyli około 4:07-4:08. Szybko przeliczyłem, że 3km to będzie 8 kółek mojej 370 metrowej bieżni plus na koniec pół prostej. Tempo musiałem trzymać na czuja. Czułem jednak, że to co biegłem to było conajmniej 4:05 i to bez odczucia wchodzenia w jakiś beztlen. Normalnie dzień konia. Totalnie na luzie kończyłem trening. Tego dnia życiówkę bym z hukiem trzasnął. Nie wiem o co tu chodzi, jakaś infekcja się toczy a ja robię tren życia wręcz.
10.03 czwartek
BS + 10 przebieżek, razem 13,09km średnio po 5:09
było bardzo lekko, do tego całkiem szybko a tętno nizutkie, idzie ku dobremu, przeziębienie jakoś opanowane aczkolwiek nie jest idealnie. Przebieżki bez napinki a jakoś szybko weszły bo nawet poniżej 3:10.
12.02 sobota
2x3,2km HM/P + 4x200m R razem 15,38km średnio po 4:51
miałem dylemat co biec w ten dzień, na 8 dni przed półmaratonem. Początkowo chciałem pobiec jakieś 15km w tym 5-6km TMu ale stwierdziłem, że to chyba za słabe jest. Robiąc życiówkę w półmaratonie (z planu maratońskiego) na tydzień przed połówką pobiegłem 30km hansonowskim szybszym tempem biegu długiego. Stwierdziłem zatem, że nie ma co się pieścić tylko wrzucić coś w miarę mocnego. Zatem po 3 km rozgrzewki postanowiłem zrobić 3,2km w tempie planowanego półmaratonu, weszło o 2 sek/km za szybko ale leciutko szło. Drugie 3,2km miałem biec progowo (4:07-4:08), weszło po 4:06 i nie było źle. Potem 5 minut beesa i machnąłem dla odmulenia 4 szybkie 200metrowe odcinki na przerwach także 200m w truchciku. Te 200 metrówki poszły po 3:32, 3:23, 3:20, 3:13. Szybko ale pod kontrolą. Na koniec schłodzenie 2km. Dobry tren wyszedł.
13.02 niedziela
BR 8,62km średnio po 5:33
lekki bieg regeneracyjny, wolno i bardzo swobodnie, tętno średnie zaledwie 125 czyli jakieś 65% maxa.
Tydzień zrobiony zgodnie z założeniami. Rozpocząłem już w nim tzw. tapering, zmniejszyłem ilość treningów z 5 do 4, kilometraż wyszedł 54km co w stosunku do maksymalnego kilometrażu 68,5 w poprzednim tygodniu stanowi zmniejszenie o 20%. Intensywność zmniejszyła się nieznacznie. Ostatni tydzień będzie już typowo odpoczynkowy. Zrobię jakieś 35km w 4 dniach przed półmaratonem. We wtorek ostatni akcent 4x1,2km progowo, potem środa i czwartek po 8km z kilkoma przebieżkami, piątek wolny a w sobotę tym razem zrobię krótki rozruch, jakieś 4km z 2-3 przebieżkami. Zawsze dzień przed zawodami nie biegałem ale teraz chcę spróbować inaczej.
5k.....19:16- IV 2015
10k.....39:40 - IX 2018
21,1k.....1:29:31 - IX 2018
42,2k.....3:17:19 - X 2019
10k.....39:40 - IX 2018
21,1k.....1:29:31 - IX 2018
42,2k.....3:17:19 - X 2019
- krzychooo
- Zaprawiony W Bojach
- Posty: 757
- Rejestracja: 22 mar 2014, 07:22
- Życiówka na 10k: brak
- Życiówka w maratonie: brak
Tydzień startowy
15.03 wtorek
3km BS + 4 x 1,2km P + 3km BR razem 12,13km średnio po 5:02
Standartowy zestaw przedstartowy. Od paru dni mam jakąś infekcję ale jeszcze pod kontrolą. Wszystko poszło planowo. Odcinki zrobiłem juz typowo progowo (4:08, 4:07, 4:06) a nie "półmaratonowo" a ostatni lekko szybciej (4:04). Pomimo zrobienia tego 45 minut po restauracyjnym obiedzie (urodziny żony) to posżło znośnie.
16.03 środa
BS + 6 przebieżek, razem 8,43km średnio po 5:18
17.03 czwartek
BS + 4 przebeiżki, razem 7,5km średnio po 5:20
Wahałem się czy wyjść na ten krótki trening, moja infekcja nie daje za wygraną, imbiry, miody, cytryny, inhalacje niewiele dają, zwykłe leki na przeziębienie też nie. Na treningu się fajnie przewentylowałem za to kilka godzin później mnie rozłożyło. Nocka był słaba, dzisiaj w robocie wyglądam jak zombie, oczy i nochal czerwone, w uszach szumi, korek w nosie. Wkurw niesamowity mam. Tak się nastawiłem na ten start, idealnie wpisał mi się terminowo jeszcze przed operacją. Do tego w ostatnich 2 tygodniach poczułem, że forma mocno drgnęła i zwietrzyłem szanse na fajny wynik, życiówkę conajmniej.
W obecnej sytuacji nie wiem co dalej. Mam piatek i sobotę na poprawę zdrowią i w niedzielę rano ostateczna decyzja. Nawet gdyby było trochę lepiej to nie wiem na ile to pozwoli powalczyć o wynik, a przyznam szczerze, że nic innego mnie nie interesuje i gdybym miał pewność że będzie źle to nawet nie staję na starcie.
15.03 wtorek
3km BS + 4 x 1,2km P + 3km BR razem 12,13km średnio po 5:02
Standartowy zestaw przedstartowy. Od paru dni mam jakąś infekcję ale jeszcze pod kontrolą. Wszystko poszło planowo. Odcinki zrobiłem juz typowo progowo (4:08, 4:07, 4:06) a nie "półmaratonowo" a ostatni lekko szybciej (4:04). Pomimo zrobienia tego 45 minut po restauracyjnym obiedzie (urodziny żony) to posżło znośnie.
16.03 środa
BS + 6 przebieżek, razem 8,43km średnio po 5:18
17.03 czwartek
BS + 4 przebeiżki, razem 7,5km średnio po 5:20
Wahałem się czy wyjść na ten krótki trening, moja infekcja nie daje za wygraną, imbiry, miody, cytryny, inhalacje niewiele dają, zwykłe leki na przeziębienie też nie. Na treningu się fajnie przewentylowałem za to kilka godzin później mnie rozłożyło. Nocka był słaba, dzisiaj w robocie wyglądam jak zombie, oczy i nochal czerwone, w uszach szumi, korek w nosie. Wkurw niesamowity mam. Tak się nastawiłem na ten start, idealnie wpisał mi się terminowo jeszcze przed operacją. Do tego w ostatnich 2 tygodniach poczułem, że forma mocno drgnęła i zwietrzyłem szanse na fajny wynik, życiówkę conajmniej.
W obecnej sytuacji nie wiem co dalej. Mam piatek i sobotę na poprawę zdrowią i w niedzielę rano ostateczna decyzja. Nawet gdyby było trochę lepiej to nie wiem na ile to pozwoli powalczyć o wynik, a przyznam szczerze, że nic innego mnie nie interesuje i gdybym miał pewność że będzie źle to nawet nie staję na starcie.
5k.....19:16- IV 2015
10k.....39:40 - IX 2018
21,1k.....1:29:31 - IX 2018
42,2k.....3:17:19 - X 2019
10k.....39:40 - IX 2018
21,1k.....1:29:31 - IX 2018
42,2k.....3:17:19 - X 2019
- krzychooo
- Zaprawiony W Bojach
- Posty: 757
- Rejestracja: 22 mar 2014, 07:22
- Życiówka na 10k: brak
- Życiówka w maratonie: brak
START - I Półmaraton Gdynia.
Do Gdyni ruszyłem jak zawsze w piątek. Po czwartkowym mocnym nawrocie infekcji jedynym rozsądnym rozwiązaniem na piątek i sobotę było leżenie pod kocem i leczenie się wszelkimi możliwymi sposobami. Chciałem po raz pierwszy wypróbować zrobienie w dzień przed startem krótkiego rozruchu w postaci 3-4km spokojnych plus 2-3 przebieżki, jednak w mojej sytuacji rozsądniej było leżeć w domu.
Przyszła niedziela rano, oceniłem sytuację, jest źle, w zasadzie bez zmian. Chwila wahania i decyzja : biegnę. Żona tylko popukała się w czoło z politowaniem Ogarnąłem się, śniadanko, kawka, o 9 wyszliśmy spacerem w kierunku startu. Po drodze rozebrałem się do postaci startowej, pożegnałem z żoną i siostrą i rozpocząłem rozgrzewką. Standard w tym przypadku to około 2-2,5km w tym 2 przebieżki. Ustawiłem virtual partnera na garminie na tempo 4:13 dające mi łamanie 1:29.( Szkoda, że jak zwykle nie uwzględniłem różnicy dystansu z garmina z oznaczeniami z trasy. O dziwo do 9 km pikał mi w zasadzie przy tabliczkach, potem nagle się rozjechał na 10-tym i dalej coraz bardziej ).
Wszedłem do sektora 10 minut przed startem, było mi przeraźliwie zimno pomimo dopiero co skończonej rozgrzewki. Start pod wiatr i po kilkuset metrach skręt na południe w Świętojańską i bieg po górę prawie 1 km. Dalej ciągle minimalnie pod górkę. Rozpocząłem planowo wolno te 3 km, odpowiednio 4:24, 4:14 i 4:19. Czwarty kończył się znacznym zbiegiem więc poszło po 4:02, z kolei piąty to nawrót i pod tą górkę i poszło po 4:18. Kolejne 3km to pętla wokół stadionu Arki, stadionu rugby, hali Gdynia i tu poszło po 4:10, 4:07, 4:15. Zaczęła się długa prosta na płn-zachód, wiało z zachodu. Te 3km prostej poszły szybko, za szybko, co pewnie wyszło później. Odpowiednio po 4:03, 4:09, 4:05. Dychę w międzyczasie kończyłem po 42:00, o 36 sek szybciej niż przy życiówce. Czasowo zatem było dobrze do tego momentu, czułem się jednak jakoś dziwnie bo były momenty gdzie leciałem w granicach 4:05 jak na jakims haju, i były takie gdzie rzeźbiłem i dyszałem w granicach 4:15.
Na 12km skręciliśmy na zachód, zaczęło się pod wiatr i pod górę. Tempo siadło do na 2km do 4:16 i 4:24. Te 2km mnie zmasakrowały. Potem nawrót i błoga cisza, szkoda że byłem tak wyjebany poprzednimi dwoma km, że nie było z czego przyspieszyć. Kolejne 2km weszły po 4:15 i 4:17. Na 15km miałem 1:03 z groszem. Czułem, że zaczyna się robić bardzo źle a przede mną za chwilę ponad 1,5km świętojańską pod górkę. Nagle poczułem żołądek podchodzący do góry, w głowie się zakręciło, nie wiem jak i skąd ale bez ceregieli zwalniając na chwilę do truchtu puściłem pawia na chodnik, pare tekstów i śmiechów usłyszalem ale średnio cokolwiek do mnie docierało. Jak się ogarnałem jakoś to wtem usłyszałem za sobą jakieś mocne tupanie, jakaś grupa pomyślałem, patrzę a to baloniki na 1:30 z ludźmi. Załamka. Wtopiłem się w grupę i tak rzeźbiłem pod świętojańską. Szło wolno, 4:20, 4:20, 4:19, potem zaczęło się płasko i z górki, odżyłem. Padło hasło od pejsów że dociskają. Grupa zaczęła się rwać. Kolejny km poszedł po 4:07. Wbiegliśmy na bulwar nadmorski, znowu wiatr z ukosa w twarz, grupy już nie było, nie wiem jak i skąd ale zebrałem się i wyprzedziłem pejsów. Dwudziesty km poszedł po 4:11 pod wiatr. Wiedziałem jednak, że będzie ciężko o życiówkę bo to wszystko tempa z garmina, do tabliczek brakowało na oko już ponad 100m. Walczyłem z wiatrem i ze sobą. Skręt na skwer kościuszki i niby z wiatrem, jestem jednak tak wyjebany ze nic mi to nie daje. Cisnę ale garmin cały czas pokazuje tempo ostatniego powyżej 4min/km. Słabiutki finisz. W końcu widzę metę, zegar pokazuje 1:29:30, cisnę ile mogę, kreskę mijam coś w granicach 1:29:50 czyli mojej aktualnej życiówki. Garmin pokazuje 1:29:41, przecież liczy się netto, taki też jest oficjalny czas. Jest życiówka poprawiona o całe 9 sekund. Kilka metrów za kreską padm na pysk, po minucie się podnoszę bo słyszę krzyki żony i siostry zza barierek. Zwlekam się, biorę medal, picie. Siadam koło nich i dostaję takich dreszczy, że nie mogę się opanować. Biorę plecak z ciuchami chowam się w namiocie szatni, trzęsąc się próbuję się przebrać w suche ciuchy. Trwa to chyba z 15 minut. Dziewczyny myślały, ze tam padłem w tej szatni. Jakoś się ubrałem, wypiłem trochę gorącej herbaty, zrobiło się lepiej. Patrzę na garmina, średnie tempo 4:13, no ładnie, tak miało być żeby łamać 1:29, tyle że garmin zmierzył 170 metrów więcej a to około 40 sekund biegu. Tak to jest jak się nie lapuje przy tabliczkach. Inna sprawa, że nie byłem w stanie dzisiaj ugrać nic lepszego. To i tak sukces, że to dobiegłem w takim stanie i że zrobiłem symboliczną życiówkę. To tylko dowodzi, że forma była (jest?) tylko to przeziębienie pokrzyżowało plany. Wracając do domu poczułem się znowu źle, w domu u siostry miałem 39,5 st gorączki. Apap i pod koc. Jak się trochę poprawiło to zebraliśmy się do auta i do domu, na szczęście żona prowadziła a ja kimałem.
Co dalej.
Za 2 tygodnie szpital, operacja, rehabilitacja i dalej wielka niewiadoma kiedy i jak wrócę do biegania, najpierw zapewne do roweru.
Tymczasem wymyśliłem jeszcze sobie, że za 2 tygodni spróbuję się na 5k na parkrunie. Tak się składa, ze będę wtedy znowu w Gdyni więc czemu nie, a potem po dwóch dniach do szpitala.
W związku z tym teraz do niedzieli ze 3 beesy regeneracyjne. Potem może zmieszczę jeszcze przed parkrunem jakieś interwały dla pobudzenia i to by było na tyle.
Do Gdyni ruszyłem jak zawsze w piątek. Po czwartkowym mocnym nawrocie infekcji jedynym rozsądnym rozwiązaniem na piątek i sobotę było leżenie pod kocem i leczenie się wszelkimi możliwymi sposobami. Chciałem po raz pierwszy wypróbować zrobienie w dzień przed startem krótkiego rozruchu w postaci 3-4km spokojnych plus 2-3 przebieżki, jednak w mojej sytuacji rozsądniej było leżeć w domu.
Przyszła niedziela rano, oceniłem sytuację, jest źle, w zasadzie bez zmian. Chwila wahania i decyzja : biegnę. Żona tylko popukała się w czoło z politowaniem Ogarnąłem się, śniadanko, kawka, o 9 wyszliśmy spacerem w kierunku startu. Po drodze rozebrałem się do postaci startowej, pożegnałem z żoną i siostrą i rozpocząłem rozgrzewką. Standard w tym przypadku to około 2-2,5km w tym 2 przebieżki. Ustawiłem virtual partnera na garminie na tempo 4:13 dające mi łamanie 1:29.( Szkoda, że jak zwykle nie uwzględniłem różnicy dystansu z garmina z oznaczeniami z trasy. O dziwo do 9 km pikał mi w zasadzie przy tabliczkach, potem nagle się rozjechał na 10-tym i dalej coraz bardziej ).
Wszedłem do sektora 10 minut przed startem, było mi przeraźliwie zimno pomimo dopiero co skończonej rozgrzewki. Start pod wiatr i po kilkuset metrach skręt na południe w Świętojańską i bieg po górę prawie 1 km. Dalej ciągle minimalnie pod górkę. Rozpocząłem planowo wolno te 3 km, odpowiednio 4:24, 4:14 i 4:19. Czwarty kończył się znacznym zbiegiem więc poszło po 4:02, z kolei piąty to nawrót i pod tą górkę i poszło po 4:18. Kolejne 3km to pętla wokół stadionu Arki, stadionu rugby, hali Gdynia i tu poszło po 4:10, 4:07, 4:15. Zaczęła się długa prosta na płn-zachód, wiało z zachodu. Te 3km prostej poszły szybko, za szybko, co pewnie wyszło później. Odpowiednio po 4:03, 4:09, 4:05. Dychę w międzyczasie kończyłem po 42:00, o 36 sek szybciej niż przy życiówce. Czasowo zatem było dobrze do tego momentu, czułem się jednak jakoś dziwnie bo były momenty gdzie leciałem w granicach 4:05 jak na jakims haju, i były takie gdzie rzeźbiłem i dyszałem w granicach 4:15.
Na 12km skręciliśmy na zachód, zaczęło się pod wiatr i pod górę. Tempo siadło do na 2km do 4:16 i 4:24. Te 2km mnie zmasakrowały. Potem nawrót i błoga cisza, szkoda że byłem tak wyjebany poprzednimi dwoma km, że nie było z czego przyspieszyć. Kolejne 2km weszły po 4:15 i 4:17. Na 15km miałem 1:03 z groszem. Czułem, że zaczyna się robić bardzo źle a przede mną za chwilę ponad 1,5km świętojańską pod górkę. Nagle poczułem żołądek podchodzący do góry, w głowie się zakręciło, nie wiem jak i skąd ale bez ceregieli zwalniając na chwilę do truchtu puściłem pawia na chodnik, pare tekstów i śmiechów usłyszalem ale średnio cokolwiek do mnie docierało. Jak się ogarnałem jakoś to wtem usłyszałem za sobą jakieś mocne tupanie, jakaś grupa pomyślałem, patrzę a to baloniki na 1:30 z ludźmi. Załamka. Wtopiłem się w grupę i tak rzeźbiłem pod świętojańską. Szło wolno, 4:20, 4:20, 4:19, potem zaczęło się płasko i z górki, odżyłem. Padło hasło od pejsów że dociskają. Grupa zaczęła się rwać. Kolejny km poszedł po 4:07. Wbiegliśmy na bulwar nadmorski, znowu wiatr z ukosa w twarz, grupy już nie było, nie wiem jak i skąd ale zebrałem się i wyprzedziłem pejsów. Dwudziesty km poszedł po 4:11 pod wiatr. Wiedziałem jednak, że będzie ciężko o życiówkę bo to wszystko tempa z garmina, do tabliczek brakowało na oko już ponad 100m. Walczyłem z wiatrem i ze sobą. Skręt na skwer kościuszki i niby z wiatrem, jestem jednak tak wyjebany ze nic mi to nie daje. Cisnę ale garmin cały czas pokazuje tempo ostatniego powyżej 4min/km. Słabiutki finisz. W końcu widzę metę, zegar pokazuje 1:29:30, cisnę ile mogę, kreskę mijam coś w granicach 1:29:50 czyli mojej aktualnej życiówki. Garmin pokazuje 1:29:41, przecież liczy się netto, taki też jest oficjalny czas. Jest życiówka poprawiona o całe 9 sekund. Kilka metrów za kreską padm na pysk, po minucie się podnoszę bo słyszę krzyki żony i siostry zza barierek. Zwlekam się, biorę medal, picie. Siadam koło nich i dostaję takich dreszczy, że nie mogę się opanować. Biorę plecak z ciuchami chowam się w namiocie szatni, trzęsąc się próbuję się przebrać w suche ciuchy. Trwa to chyba z 15 minut. Dziewczyny myślały, ze tam padłem w tej szatni. Jakoś się ubrałem, wypiłem trochę gorącej herbaty, zrobiło się lepiej. Patrzę na garmina, średnie tempo 4:13, no ładnie, tak miało być żeby łamać 1:29, tyle że garmin zmierzył 170 metrów więcej a to około 40 sekund biegu. Tak to jest jak się nie lapuje przy tabliczkach. Inna sprawa, że nie byłem w stanie dzisiaj ugrać nic lepszego. To i tak sukces, że to dobiegłem w takim stanie i że zrobiłem symboliczną życiówkę. To tylko dowodzi, że forma była (jest?) tylko to przeziębienie pokrzyżowało plany. Wracając do domu poczułem się znowu źle, w domu u siostry miałem 39,5 st gorączki. Apap i pod koc. Jak się trochę poprawiło to zebraliśmy się do auta i do domu, na szczęście żona prowadziła a ja kimałem.
Co dalej.
Za 2 tygodnie szpital, operacja, rehabilitacja i dalej wielka niewiadoma kiedy i jak wrócę do biegania, najpierw zapewne do roweru.
Tymczasem wymyśliłem jeszcze sobie, że za 2 tygodni spróbuję się na 5k na parkrunie. Tak się składa, ze będę wtedy znowu w Gdyni więc czemu nie, a potem po dwóch dniach do szpitala.
W związku z tym teraz do niedzieli ze 3 beesy regeneracyjne. Potem może zmieszczę jeszcze przed parkrunem jakieś interwały dla pobudzenia i to by było na tyle.
5k.....19:16- IV 2015
10k.....39:40 - IX 2018
21,1k.....1:29:31 - IX 2018
42,2k.....3:17:19 - X 2019
10k.....39:40 - IX 2018
21,1k.....1:29:31 - IX 2018
42,2k.....3:17:19 - X 2019
- krzychooo
- Zaprawiony W Bojach
- Posty: 757
- Rejestracja: 22 mar 2014, 07:22
- Życiówka na 10k: brak
- Życiówka w maratonie: brak
Tydzień po półmaratonie.
Półmaraton zaliczony, symboliczna życiówka jest, apetyt był o wiele większy, no ale wyszło jak wyszło. Bezpośrednio po półmaratonie w niedzielne popołudnie i wieczór czułem się fatalnie, bałem się, że choroba powróciła ze zdwojoną siłą. W poniedziałek rano jednak wstałem z dużo lepszym samopoczuciem. Pojawiła się szansa, że szybko będzie dobrze. Pomimo, że jestem już w zasadzie po sezonie 2016 postanowiłem w tygodniu tym normalnie się zregenerować biegowo w razie możliwości.
21.03 poniedziałek
Bieg regeneracyjny 7,6km średnio po 5:49
Było trochę czasu, zdrowotnie nie najgorzej, więc postanowiłem iść trochę nogi rozruszać gdyż dość mocno czułem mięśnie. Przyznam, ze dałem sobie w kość tym półmaratonem. Pomimo nie najlepszego zdrowia dałem z siebie maxa i nogi na drugi dzień drewniane. Jakoś przetuptałem te ponad 7km.
23.03 środa
Bieg regeneracyjny 10,24km średnio po 5:35
Tego dnia już sporo lepiej. Nogi już całkiem sprawne.
24.04 czwartek
Spacer 8,64km
Miałem iść na kolejny spokojny bieg ale jakoś tak wyszło, że skończyło się na spacerze po okolicy z żoną i pieskiem
W piątek zastanawiałem się jak tu wcisnąć coś biegowego w Święta. Myślałem nad czymś szybszym ale krótkim pod kątem parkruna, kórego wymyśliłem za tydzień. Stwierdziłem jednak, że i tak nic sensownego nie nabiegam na tym parkrunie, a jeden czy dwa szybkościowe treningi w ostatnim tygodniu nic nie zmienią. Postanowiłem w sobotę z rana pobiec sobie coś dłuższego spokojnego, dla przyjemności, a parkrun pobiec z tego co jest albo może nie pobiec, się zobaczy.
26.03 sobota
I kwidzyński prywatny maraton - 42,21km - czas 3:47:56 - średnio po 5:24 - średnie tętno 143
Wstałem rano w dobrym samopoczuciu, wyspany. W trakcie śniadanka pomyślałem: a może pobiec by naprawdę coś długiego ? Już za tydzień operacja i kilku miesięczna przerwa od biegania, w tym czasie rehabilitacja a potem dopiero jakieś nieśmiałe krótkie rozbieganka (oby). Niech będzie coś oprócz tej operacji, z czym mi się biegowo ten 2016 rok będzie kojarzył. Oznajmiłem żonie przy śniadaniu, że za 2 godziny idę pobiegać i nie będzie mnie nawet 4 godziny. Że co ? Że ile ? Dostałem jednak jej błogosławieństwo i w razie czego zapewnienie transportu gdybym gdzieś zwątpił na trasie. Odpaliłem google mapy, wyznaczyłem traskę, która fajnie wychodziła bo około 42-43km. Pogoda fajna, 6stopni, pochmurno, wiatr do przeżycia - wiało w twarz do połowy.
Zatankowałem dwie buteleczki wody po 250ml do pasa biegowego, wziąłem 6 szt. krówek bo niestety nie miałem nic lepszego, słuchaweczki i mp3 i około 10:30 ruszyłem. Zaplanowałem biec cały czas spokojnie w granicach 5:30, może końcówkę troszkę przyspieszyć jak będzie mi się chciało bo ostatnie kilka km większość pod górę.
Ruszyłem. Około 4-5km otwieram pierwszą krówkę i ........ ku...wa ......... mordoklejka memłałem ją w gębie chyba ze 300 metrów. Kolejne później to samo. Generalnie bajka. Muza na uszach, nigdzie mi się nie spieszy, nie walczę o nic, po prostu bięgnę przed siebie, jest pięknie. Kilometry wchodzą tak jak miało być, ale nawet tego nie kontroluję, samo idzie. Nawet się spostrzegłem jak 20km zeszło. Teren zrobił się bardziej otwarty, biegłem pod płn-zach wiatr, tak kilka km. Potem zmieniając kierunek na powrotny warunki się poprawiły. Około 30km skończyło mi się picie a kasy nie wziąłem. Biegłem cały czas w granicach 5:20-5:30, tętno spokojne w granicach 140-145, cały czas pierwszy zakres. O dziwo zacząłem czuć czwórki. Tempo wolne ale czas swoje robi. Inna sprawa to pewnie nie bez znaczenia jest też fakt, że to raptem 6 dni po mocnym półmaratonie. Niby rano nogi świeże ale po 30km wyszło, że jeszcze coś tam nie tak. Od 30km do 35km biegłem z lekkim wiaterkiem w plecy, wrażenie kompletnej ciszy, nic mnie nie chłodziło, wody brak. Wbiegłem do miasta i pit stop w pierwszym sklepie i prośba o kranówkę połowę od razu wypiłem, reszta na drogę. Zaczęło się pod górkę, pomyslałem mimo to, że w sumie to można troszkę mocniej tą końcówkę. Tętno trochę skoczyło (do 2 zakresu), biegłem bliżej 5:00, ostatni 4:52. Dystans 42,20 odhaczyłem kilkaset metrów od domu to się nazywa zaplanowanie trasy Te kilkaset metrów zrobiłem dla rozluźnienia truchcikiem i marszem.
Po co mi to było ? Żadnej wartosci treningowej taki bieg nie ma, wręcz przeciwnie. Tyle, że ja już do niczego nie trenuję. Za to czułem naprawdę przyjemność z biegu. Pomimo, że po 30km zajebiscie mnie suszyło i czwórki już trochę bolały to i tak fajnie było. Tym oto akcentem zakończyłem biegowo pierwszą połowę roku 2016. Mam nadzieję, że będzie jeszcze o czym pisac tu na blogu w tym roku.
Na koniec statystyki - rok 2016 to 703 km (może jeszcze kilkanaście wpadnie w tym tygodniu) i mam nadzieję w drugiej połowie roku (sierpień,wrzesień) wrócę do biegania. Wcześniej pewnie w ramach rehabilitacji coś pokręcę rowerem.
Półmaraton zaliczony, symboliczna życiówka jest, apetyt był o wiele większy, no ale wyszło jak wyszło. Bezpośrednio po półmaratonie w niedzielne popołudnie i wieczór czułem się fatalnie, bałem się, że choroba powróciła ze zdwojoną siłą. W poniedziałek rano jednak wstałem z dużo lepszym samopoczuciem. Pojawiła się szansa, że szybko będzie dobrze. Pomimo, że jestem już w zasadzie po sezonie 2016 postanowiłem w tygodniu tym normalnie się zregenerować biegowo w razie możliwości.
21.03 poniedziałek
Bieg regeneracyjny 7,6km średnio po 5:49
Było trochę czasu, zdrowotnie nie najgorzej, więc postanowiłem iść trochę nogi rozruszać gdyż dość mocno czułem mięśnie. Przyznam, ze dałem sobie w kość tym półmaratonem. Pomimo nie najlepszego zdrowia dałem z siebie maxa i nogi na drugi dzień drewniane. Jakoś przetuptałem te ponad 7km.
23.03 środa
Bieg regeneracyjny 10,24km średnio po 5:35
Tego dnia już sporo lepiej. Nogi już całkiem sprawne.
24.04 czwartek
Spacer 8,64km
Miałem iść na kolejny spokojny bieg ale jakoś tak wyszło, że skończyło się na spacerze po okolicy z żoną i pieskiem
W piątek zastanawiałem się jak tu wcisnąć coś biegowego w Święta. Myślałem nad czymś szybszym ale krótkim pod kątem parkruna, kórego wymyśliłem za tydzień. Stwierdziłem jednak, że i tak nic sensownego nie nabiegam na tym parkrunie, a jeden czy dwa szybkościowe treningi w ostatnim tygodniu nic nie zmienią. Postanowiłem w sobotę z rana pobiec sobie coś dłuższego spokojnego, dla przyjemności, a parkrun pobiec z tego co jest albo może nie pobiec, się zobaczy.
26.03 sobota
I kwidzyński prywatny maraton - 42,21km - czas 3:47:56 - średnio po 5:24 - średnie tętno 143
Wstałem rano w dobrym samopoczuciu, wyspany. W trakcie śniadanka pomyślałem: a może pobiec by naprawdę coś długiego ? Już za tydzień operacja i kilku miesięczna przerwa od biegania, w tym czasie rehabilitacja a potem dopiero jakieś nieśmiałe krótkie rozbieganka (oby). Niech będzie coś oprócz tej operacji, z czym mi się biegowo ten 2016 rok będzie kojarzył. Oznajmiłem żonie przy śniadaniu, że za 2 godziny idę pobiegać i nie będzie mnie nawet 4 godziny. Że co ? Że ile ? Dostałem jednak jej błogosławieństwo i w razie czego zapewnienie transportu gdybym gdzieś zwątpił na trasie. Odpaliłem google mapy, wyznaczyłem traskę, która fajnie wychodziła bo około 42-43km. Pogoda fajna, 6stopni, pochmurno, wiatr do przeżycia - wiało w twarz do połowy.
Zatankowałem dwie buteleczki wody po 250ml do pasa biegowego, wziąłem 6 szt. krówek bo niestety nie miałem nic lepszego, słuchaweczki i mp3 i około 10:30 ruszyłem. Zaplanowałem biec cały czas spokojnie w granicach 5:30, może końcówkę troszkę przyspieszyć jak będzie mi się chciało bo ostatnie kilka km większość pod górę.
Ruszyłem. Około 4-5km otwieram pierwszą krówkę i ........ ku...wa ......... mordoklejka memłałem ją w gębie chyba ze 300 metrów. Kolejne później to samo. Generalnie bajka. Muza na uszach, nigdzie mi się nie spieszy, nie walczę o nic, po prostu bięgnę przed siebie, jest pięknie. Kilometry wchodzą tak jak miało być, ale nawet tego nie kontroluję, samo idzie. Nawet się spostrzegłem jak 20km zeszło. Teren zrobił się bardziej otwarty, biegłem pod płn-zach wiatr, tak kilka km. Potem zmieniając kierunek na powrotny warunki się poprawiły. Około 30km skończyło mi się picie a kasy nie wziąłem. Biegłem cały czas w granicach 5:20-5:30, tętno spokojne w granicach 140-145, cały czas pierwszy zakres. O dziwo zacząłem czuć czwórki. Tempo wolne ale czas swoje robi. Inna sprawa to pewnie nie bez znaczenia jest też fakt, że to raptem 6 dni po mocnym półmaratonie. Niby rano nogi świeże ale po 30km wyszło, że jeszcze coś tam nie tak. Od 30km do 35km biegłem z lekkim wiaterkiem w plecy, wrażenie kompletnej ciszy, nic mnie nie chłodziło, wody brak. Wbiegłem do miasta i pit stop w pierwszym sklepie i prośba o kranówkę połowę od razu wypiłem, reszta na drogę. Zaczęło się pod górkę, pomyslałem mimo to, że w sumie to można troszkę mocniej tą końcówkę. Tętno trochę skoczyło (do 2 zakresu), biegłem bliżej 5:00, ostatni 4:52. Dystans 42,20 odhaczyłem kilkaset metrów od domu to się nazywa zaplanowanie trasy Te kilkaset metrów zrobiłem dla rozluźnienia truchcikiem i marszem.
Po co mi to było ? Żadnej wartosci treningowej taki bieg nie ma, wręcz przeciwnie. Tyle, że ja już do niczego nie trenuję. Za to czułem naprawdę przyjemność z biegu. Pomimo, że po 30km zajebiscie mnie suszyło i czwórki już trochę bolały to i tak fajnie było. Tym oto akcentem zakończyłem biegowo pierwszą połowę roku 2016. Mam nadzieję, że będzie jeszcze o czym pisac tu na blogu w tym roku.
Na koniec statystyki - rok 2016 to 703 km (może jeszcze kilkanaście wpadnie w tym tygodniu) i mam nadzieję w drugiej połowie roku (sierpień,wrzesień) wrócę do biegania. Wcześniej pewnie w ramach rehabilitacji coś pokręcę rowerem.
5k.....19:16- IV 2015
10k.....39:40 - IX 2018
21,1k.....1:29:31 - IX 2018
42,2k.....3:17:19 - X 2019
10k.....39:40 - IX 2018
21,1k.....1:29:31 - IX 2018
42,2k.....3:17:19 - X 2019
- krzychooo
- Zaprawiony W Bojach
- Posty: 757
- Rejestracja: 22 mar 2014, 07:22
- Życiówka na 10k: brak
- Życiówka w maratonie: brak
Tydzień poświąteczny.
Po moim prywatnym spokojnym maratonie w Wielką Sobotę w niedzielę wielkanocną nic nie robiłem, jedynie krótki spacerek.
W poniedziałek już wypadało wstać od stołu więc poszliśmy z żoną z naszym pieskiem na 10km spacer po lesie. Potem wyskoczyłem jeszcze na krótki 6km bieg regeneracyjny.
We wtorek zero biegania, za to sporo wiosennych prac ogrodowych. Musiałem porobić co nie co, gdyż niedługo nie będę w stanie.
Środa znowu ogródek. Wieczorem ywykoczyłem na krotki bieg, chciałem coś szybciej ale jakoś mnie w prawym posladku pociągnęło i udzie więc sobie odpuściłem. Po 4,5km całości dałem spokój.
Czwartek znowu ogródek.
Piątek wyjazd rodzinny do Gdyni.
W sobotę rano poszedłem pobiegać, 10km jakoś zleciało aczkolwiek było ciężko, ospale, bez entuzjazmu. Myślami jestem już chyba gdzie indziej. Stweirdziłem, że kończę. W niedzielę już się nie będę męczył.
Tym sposobem ostatni tydzień zamknąłem oszałamiającym dystansem biegowym 20,7km oraz 10km spacerem. Tydzień nerwowy, leniwy. Przybrałem po półmaratonie przez 2 tygodnie 2,5kg. Czas się ogarnąć.
Pisząc to jestem już na oddziale urazowo-ortopedycznym, jestem po badaniach, wizycie anastezjologa, jutro około 10 operacja.
Wpisy biegowe się skończyły na jakiś czas ale od czasu do czasu skrobnę coś co u mnie się dzieje. Pozdrowienia dla wszystkich i życzę udanego sezonu biegowego.
Po moim prywatnym spokojnym maratonie w Wielką Sobotę w niedzielę wielkanocną nic nie robiłem, jedynie krótki spacerek.
W poniedziałek już wypadało wstać od stołu więc poszliśmy z żoną z naszym pieskiem na 10km spacer po lesie. Potem wyskoczyłem jeszcze na krótki 6km bieg regeneracyjny.
We wtorek zero biegania, za to sporo wiosennych prac ogrodowych. Musiałem porobić co nie co, gdyż niedługo nie będę w stanie.
Środa znowu ogródek. Wieczorem ywykoczyłem na krotki bieg, chciałem coś szybciej ale jakoś mnie w prawym posladku pociągnęło i udzie więc sobie odpuściłem. Po 4,5km całości dałem spokój.
Czwartek znowu ogródek.
Piątek wyjazd rodzinny do Gdyni.
W sobotę rano poszedłem pobiegać, 10km jakoś zleciało aczkolwiek było ciężko, ospale, bez entuzjazmu. Myślami jestem już chyba gdzie indziej. Stweirdziłem, że kończę. W niedzielę już się nie będę męczył.
Tym sposobem ostatni tydzień zamknąłem oszałamiającym dystansem biegowym 20,7km oraz 10km spacerem. Tydzień nerwowy, leniwy. Przybrałem po półmaratonie przez 2 tygodnie 2,5kg. Czas się ogarnąć.
Pisząc to jestem już na oddziale urazowo-ortopedycznym, jestem po badaniach, wizycie anastezjologa, jutro około 10 operacja.
Wpisy biegowe się skończyły na jakiś czas ale od czasu do czasu skrobnę coś co u mnie się dzieje. Pozdrowienia dla wszystkich i życzę udanego sezonu biegowego.
5k.....19:16- IV 2015
10k.....39:40 - IX 2018
21,1k.....1:29:31 - IX 2018
42,2k.....3:17:19 - X 2019
10k.....39:40 - IX 2018
21,1k.....1:29:31 - IX 2018
42,2k.....3:17:19 - X 2019
- krzychooo
- Zaprawiony W Bojach
- Posty: 757
- Rejestracja: 22 mar 2014, 07:22
- Życiówka na 10k: brak
- Życiówka w maratonie: brak
Jestem po operacji i jestem już w domku a działo się ostatnio tak:
Poniedziałek, dzień przyjęcia do szpitala, bardzo się dłużył. Leżenie i oczekiwanie na wtorek na operację. Około 17:00 ostatnie jedzenie, picie max do 22:00. Wcześniej hmmm.....czopek glicerynowy na wypróżnienie........ żeby nie było niespodzianki nazajutrz na stole operacyjnym
Wtorek od rana przygotowania, przywdziałem śmieszy fartuszek do operacji, założono velfron, kroplówka nawadniająca, potem jakiś lek uspokajający. Lekarz poprzedniego dnia mówił, że jestem drugi w kolejce czyli około 9:00-10:00 powinienem trafić na stół. Sprawa się przeciągnęła gdyż przywieziono jakiś nagły przypadek. Zaczęło mnie zmulać lekko po tej tabletce. Nagle budzi mnie piguła, że jedziemy na blok operacyjny, było przed 11stą. Od razu się rozbudziłem. Na bloku już w sali czekała ekipa, "mój" ortopeda plus dwóch innych, anastezjolog którego poznałem dzień wcześniej i jakieś jeszcze z 5 osób w kitlach. Wyglądało to poważnie, strach mnie obleciał, nigdy jeszcze nie byłem w takiej sytuacji. Poprosiłem anastezjologa o jakiegoś usypiacza żeby nie wiedzieć co się dzieje. Powiedział, że nie ma sprawy, w każdej chwili jak będę chciał przyłoży mi maskę i odjadę. Zaczęło się od zrobienia znieczulenia podpajęczynówkowego czyli po prostu jakiegoś zastrzyku w dolny odcinek pleców, po którym zrobiło mi się ciepło w dupsko, potem mrówki i za chwilę nic nie czułem. Usłyszałem jak "mój' ortopeda demostrował moją nogę pozostalym ortopedom i ich komentarze na temat luzów (niestabilności) w moim stawie skokowym jakie stwierdzili. Chwila przygotowań i usłyszałem "zaczynamy". Zerknąłem na zegar na ścianie, była 11:30. W zasięgu wzroku miałem też monitor od kamery tej całej artroskopii. Stwierdziłem, że ...........popatrzę a jak coś to poproszę o "jasia". Usłyszałem, że zaczynają od artroskopu. Po chwili patrzę na monitor a tam już coś (shaver) penetruje jakieś tkanki. Nawet to "fajnie" wyglądało, nie prosiłem o "jasia". Po jakichś 30 minutach bezpośrednia transmisja z usuwania zmian kostnych się skończyła Przystąpili do operacji naprawy więzadła skokowo strzałkowego przedniego (atfl). Dla ciekawskich operacja ta nosi fachową nazwę Brostrom-Gould. Można sobie poczytać a nawet filmik na youtube obejrzeć Od tej chwili już nic nie widziałem, słyszałem jedynie od czasu do czasu jakieś słowa, których znaczenia w większości nie znałem Zerkałem co jakiś czas na zegar na ścianie. Około 13-stej usłyszałem "dziękuję, skończone". Ortopeda zaszedł od mojej strony i powiedział mi, że wszystko poszło planowo a więzadła to praktycznie nie miałem, tylko jakieś pozrastane resztki no i że ogarnęli to.
Dalej to chyba standardowa procedura, sala pooperacyjna, monitoring parametrów przez jakiś czas, potem transport do mojej sali. Acha, pod koniec operacji anastezjolog przestrzegł mnie przed zbyt wczesnym podnoszeniem głowy z pozycji płaskiej. Przez 6 h minimum radził leżeć plackiem bo inaczej grozi to potwornym bólem głowy nawet przez 2-3 dni. Wziąłem to do siebie. Leżałem plackiem bo i tak nic nie czułem od pasa w dół. Piguły przyniosły kaczkę i poinformowały, że dobrze by było z niej skorzystać w ciągu 6-8 godzin po operacji bo jak nie to będą musiały cewnikować
No fajnie, tyle że czas mijał a ja dalej nic nie czułem. Po 3-4 h coś jednak zaczynało puszczać, powoli, o dziwo najpierw w nogach puszczało. Po 6h już jakby nogi czułem, natomiast dupsko i ....reszta wogóle, jak w takim układzie myśleć o kaczce Już oczyma wyobraźni widziałem to cewnikowanie Około 20-21 wreszcie w miarę czułem całe ciało, co z tego jak siku nadal się nie chciało. Na szczęście w następnych 2h jakoś się udało, a do rana to chyba ze 3 kaczki napełniłem Ulżyło.
Jeszcze późnym wieczorem jak znieczulenie puściło to pojawił się potworny ból w operowanej nodze. Piguły zapodały mi dożylnie ketonal. Niewiele to jednak pomogło, w nocy spałem może ze 2h.
We środę nad ranem poprosiłem o kolejny ketonal. Po obchodzie wreszcie coś zjadłem. Nie jadłem ponad 40 h.
Zaczynałem dochodzić do siebie. Piguła dała zastrzyk przeciwzakrzepowy w brzuch, poinstruowała też jak je wykonywać bo mam to robić sobie w domu raz dziennie przez 14 dni. Przyszedł mój ortopeda i fizjoterapeuta. Powiedzieli, że na mailu mam już procedurę rehabilitacyjną po mojej operacji. W skrócie przez pierwsze 2-3 tygodnie całkowite odciążenie nogi, stopa usztywniona specjalnym butem (zamiast gipsu), chodzenie o kulach, ruszanie palcami w miarę możliwości oraz uginanie nogi w kolanie do pełnego zakresu aby nie narobić innych problemów przy okazji. Na fotce poniżej widać co to za but, synowie mówią, że mam buta Ironmana
Dalej stopniowe włączanie ćwiczeń. Przede mną długi i żmudny proces rehabilitacji.
Po ich wizycie mogłem w końcu wstać z łóżka. Fizjoterapeuta przyniósł kule i nauczył jak przy nich chodzić, było też chodzenie po schodach. Ale to kurna męczące. Ciekawe jakie mam tempo maratońskie o kulach
Przed południem dostałem wypis, zwolnienie lekarskie, recepty na leki, instrukcje co dalej. Za 2 tygodnie kontrola i ściągniecie szwów. Przez ten czas leżeć i pachnieć
Już zdążyłem się przekonać jak kłopotliwe są pewne proste czynności życiowo-domowe. Ubranie się, toaleta, zrobienie prostego posiłku czy doniesienie kawy to nie lada wyzwanie. Do tego cały czas coś tam boli, momentami !@#$% mocno, tabletki pbólowe obowiązkowe.
Ale się rozpisałem, pewnie kiedyś, za kilka lat, ten wpis przypomni mi szczegóły całej akcji. Przede mną ciężki okres. Pogoda za oknem piękna, żal mi, że jestem uziemiony. Może to był błąd i powinienem to przełożyć na jesień, na listopad, kiedy kiepsko na zewnątrz. Trudno. Jest jak jest. Może na jesieni będę już mógł zaczynać przygotowania do wiosny 2017.
Poniedziałek, dzień przyjęcia do szpitala, bardzo się dłużył. Leżenie i oczekiwanie na wtorek na operację. Około 17:00 ostatnie jedzenie, picie max do 22:00. Wcześniej hmmm.....czopek glicerynowy na wypróżnienie........ żeby nie było niespodzianki nazajutrz na stole operacyjnym
Wtorek od rana przygotowania, przywdziałem śmieszy fartuszek do operacji, założono velfron, kroplówka nawadniająca, potem jakiś lek uspokajający. Lekarz poprzedniego dnia mówił, że jestem drugi w kolejce czyli około 9:00-10:00 powinienem trafić na stół. Sprawa się przeciągnęła gdyż przywieziono jakiś nagły przypadek. Zaczęło mnie zmulać lekko po tej tabletce. Nagle budzi mnie piguła, że jedziemy na blok operacyjny, było przed 11stą. Od razu się rozbudziłem. Na bloku już w sali czekała ekipa, "mój" ortopeda plus dwóch innych, anastezjolog którego poznałem dzień wcześniej i jakieś jeszcze z 5 osób w kitlach. Wyglądało to poważnie, strach mnie obleciał, nigdy jeszcze nie byłem w takiej sytuacji. Poprosiłem anastezjologa o jakiegoś usypiacza żeby nie wiedzieć co się dzieje. Powiedział, że nie ma sprawy, w każdej chwili jak będę chciał przyłoży mi maskę i odjadę. Zaczęło się od zrobienia znieczulenia podpajęczynówkowego czyli po prostu jakiegoś zastrzyku w dolny odcinek pleców, po którym zrobiło mi się ciepło w dupsko, potem mrówki i za chwilę nic nie czułem. Usłyszałem jak "mój' ortopeda demostrował moją nogę pozostalym ortopedom i ich komentarze na temat luzów (niestabilności) w moim stawie skokowym jakie stwierdzili. Chwila przygotowań i usłyszałem "zaczynamy". Zerknąłem na zegar na ścianie, była 11:30. W zasięgu wzroku miałem też monitor od kamery tej całej artroskopii. Stwierdziłem, że ...........popatrzę a jak coś to poproszę o "jasia". Usłyszałem, że zaczynają od artroskopu. Po chwili patrzę na monitor a tam już coś (shaver) penetruje jakieś tkanki. Nawet to "fajnie" wyglądało, nie prosiłem o "jasia". Po jakichś 30 minutach bezpośrednia transmisja z usuwania zmian kostnych się skończyła Przystąpili do operacji naprawy więzadła skokowo strzałkowego przedniego (atfl). Dla ciekawskich operacja ta nosi fachową nazwę Brostrom-Gould. Można sobie poczytać a nawet filmik na youtube obejrzeć Od tej chwili już nic nie widziałem, słyszałem jedynie od czasu do czasu jakieś słowa, których znaczenia w większości nie znałem Zerkałem co jakiś czas na zegar na ścianie. Około 13-stej usłyszałem "dziękuję, skończone". Ortopeda zaszedł od mojej strony i powiedział mi, że wszystko poszło planowo a więzadła to praktycznie nie miałem, tylko jakieś pozrastane resztki no i że ogarnęli to.
Dalej to chyba standardowa procedura, sala pooperacyjna, monitoring parametrów przez jakiś czas, potem transport do mojej sali. Acha, pod koniec operacji anastezjolog przestrzegł mnie przed zbyt wczesnym podnoszeniem głowy z pozycji płaskiej. Przez 6 h minimum radził leżeć plackiem bo inaczej grozi to potwornym bólem głowy nawet przez 2-3 dni. Wziąłem to do siebie. Leżałem plackiem bo i tak nic nie czułem od pasa w dół. Piguły przyniosły kaczkę i poinformowały, że dobrze by było z niej skorzystać w ciągu 6-8 godzin po operacji bo jak nie to będą musiały cewnikować
No fajnie, tyle że czas mijał a ja dalej nic nie czułem. Po 3-4 h coś jednak zaczynało puszczać, powoli, o dziwo najpierw w nogach puszczało. Po 6h już jakby nogi czułem, natomiast dupsko i ....reszta wogóle, jak w takim układzie myśleć o kaczce Już oczyma wyobraźni widziałem to cewnikowanie Około 20-21 wreszcie w miarę czułem całe ciało, co z tego jak siku nadal się nie chciało. Na szczęście w następnych 2h jakoś się udało, a do rana to chyba ze 3 kaczki napełniłem Ulżyło.
Jeszcze późnym wieczorem jak znieczulenie puściło to pojawił się potworny ból w operowanej nodze. Piguły zapodały mi dożylnie ketonal. Niewiele to jednak pomogło, w nocy spałem może ze 2h.
We środę nad ranem poprosiłem o kolejny ketonal. Po obchodzie wreszcie coś zjadłem. Nie jadłem ponad 40 h.
Zaczynałem dochodzić do siebie. Piguła dała zastrzyk przeciwzakrzepowy w brzuch, poinstruowała też jak je wykonywać bo mam to robić sobie w domu raz dziennie przez 14 dni. Przyszedł mój ortopeda i fizjoterapeuta. Powiedzieli, że na mailu mam już procedurę rehabilitacyjną po mojej operacji. W skrócie przez pierwsze 2-3 tygodnie całkowite odciążenie nogi, stopa usztywniona specjalnym butem (zamiast gipsu), chodzenie o kulach, ruszanie palcami w miarę możliwości oraz uginanie nogi w kolanie do pełnego zakresu aby nie narobić innych problemów przy okazji. Na fotce poniżej widać co to za but, synowie mówią, że mam buta Ironmana
Dalej stopniowe włączanie ćwiczeń. Przede mną długi i żmudny proces rehabilitacji.
Po ich wizycie mogłem w końcu wstać z łóżka. Fizjoterapeuta przyniósł kule i nauczył jak przy nich chodzić, było też chodzenie po schodach. Ale to kurna męczące. Ciekawe jakie mam tempo maratońskie o kulach
Przed południem dostałem wypis, zwolnienie lekarskie, recepty na leki, instrukcje co dalej. Za 2 tygodnie kontrola i ściągniecie szwów. Przez ten czas leżeć i pachnieć
Już zdążyłem się przekonać jak kłopotliwe są pewne proste czynności życiowo-domowe. Ubranie się, toaleta, zrobienie prostego posiłku czy doniesienie kawy to nie lada wyzwanie. Do tego cały czas coś tam boli, momentami !@#$% mocno, tabletki pbólowe obowiązkowe.
Ale się rozpisałem, pewnie kiedyś, za kilka lat, ten wpis przypomni mi szczegóły całej akcji. Przede mną ciężki okres. Pogoda za oknem piękna, żal mi, że jestem uziemiony. Może to był błąd i powinienem to przełożyć na jesień, na listopad, kiedy kiepsko na zewnątrz. Trudno. Jest jak jest. Może na jesieni będę już mógł zaczynać przygotowania do wiosny 2017.
5k.....19:16- IV 2015
10k.....39:40 - IX 2018
21,1k.....1:29:31 - IX 2018
42,2k.....3:17:19 - X 2019
10k.....39:40 - IX 2018
21,1k.....1:29:31 - IX 2018
42,2k.....3:17:19 - X 2019