Dokładnie. Lepiej 4-5 mniejszych posiłków niż 2-3 duże.krzychooo pisze:ostatnio gdzieś wyczytałem, ze jeden konkretny posiłek tez nie powinien być zbyt kaloryczny gdyż organizm nie przetworzy pozyskanych kcal w energię tylko nadwyżkę odłoży, słyszałem coś o jakiejś granicy 700-800 kcal w jednym posiłku. Co o tym sądzicie ? Czy to bzdura czy jednak uważać i nie pakować naraz więcej jak 800 kcal dokładając w tym przypadku w razie potrzeby (dłuższy trening w danym dniu=większe zapotrzebowanie) czwarty albo i piąty mniejszy posiłek w ciągu dnia niż 3 konkretne ?
Początki ze zdrowym odżywianiem - prośba o naprowadzenie.
- blackfish
- Zaprawiony W Bojach

- Posty: 483
- Rejestracja: 09 wrz 2014, 15:29
-
markosz
- Rozgrzewający Się

- Posty: 10
- Rejestracja: 15 gru 2014, 07:13
- Życiówka na 10k: brak
- Życiówka w maratonie: brak
Do tej pory moje odżywianie opierało się w sumie na kanapkach, czasem jakiś obiad był albo i nie było. Do tego jeśli zaburczało mi w brzuchu walnąłem sobie np paseczek czekoladki albo jakieś inne ciasteczko i było OK.
Na kolację znów kanapki oczywiście posmarowane centymetrowa warstwa masła. Czasem śniadanie jakieś parówki lub jajecznica. No i oczywiście w niedziele obiadek u rodziców, kopa ziemniaków i sosik
Jak było w domu spaghetti to makaron aż się wylewał z talerza
Oczywiście warzyw owoców pojawiało się bardzo mało, czasem ogórek na kanapkę, lub banan na przekąski.
Żołądek mam pewnie rozciągnięty, wielkości wiadra wiec co bym teraz nie jadł to po chwili mam uczucie ssania. Oczywiście staram się to przezwyciężyć i nic nie jeść. Wczoraj jadłem same zdrowie jedzenie, warzywa, owoce. Na obiadek pierś z kurczaka z warzywami. Nie wiem tylko czy smażone warzywa a raczej duszone, na patelni też będą OK ?? Czy raczej ma to być surowizna ?? Na "podwieczorek" sałatka z tuńczykiem. No i na dobranoc pół kostki twarogu z jogurtem słonecznikiem.
Wyszło mi prawie 2000kcal a gdzie tu jeszcze dobić 500 i zrobić nadwyżkę spalonych w ćwiczeniach... To właśnie mój największy problem z ułożeniem sobie takiego jadłospisu aby zaspokoić całe zapotrzebowanie.
Czytam o tych wszystkich dietach sposobach na życie typu LCHF/paleo/HFCL itd i w każdym jest coś czego musiałbym się "wyrzec" a co lubię.... Tzn w każdej z tych diet coś trzeba wykluczyć... A ja w sumie wszystko lubię i mięso i nabiał i warzywa i owoce....
Tu mam więc pytanie czy np. nie było by OK jeśli zmieniłbym sposób mojego odżywiania, jadł mniejsze porcje, nie wciągał tonami słodyczy. Ograniczył browarka i chipsy. Ewentualnie zamienił piwo na wino oczywiście w ograniczonych ilościach.
Rano jadł normalne śniadanie typu płatki jakiś owoc itd. Codziennie normalny obiad a nie kanapki na obiad. Wrzucił do jadłospisu więcej owoców i dużo warzyw. Nie opychał się na noc itd. Oczywiście dorzucę do tego większą aktywność fizyczna której u mnie właśnie w ogóle praktycznie nie było.
Jakoś po prostu nie widzę siebie ważącego ciągłe jakieś produkty i liczącego kalorie. Czy tak ważne jest dostarczenie do organizmu idealnie równej ilości kalorii takiej jak wychodzi na ze wzoru?? Przecież tyle ludzi jakoś bez tego funkcjonuje ?? Sportowcem żadnym na pewno nigdy nie będę, w wielkich zawodach startować tez nie mam zamiaru. Chciałbym tylko pozbyć sie brzucha i nabrać trochę lepszej kondycji.
Czy nie można tego jakoś uprościć z zachowaniem jakiś zasad ??
Jeśli to pytanie wydaje się idiotyczne to przepraszam ale nurtuje mnie to strasznie.
Na kolację znów kanapki oczywiście posmarowane centymetrowa warstwa masła. Czasem śniadanie jakieś parówki lub jajecznica. No i oczywiście w niedziele obiadek u rodziców, kopa ziemniaków i sosik
Żołądek mam pewnie rozciągnięty, wielkości wiadra wiec co bym teraz nie jadł to po chwili mam uczucie ssania. Oczywiście staram się to przezwyciężyć i nic nie jeść. Wczoraj jadłem same zdrowie jedzenie, warzywa, owoce. Na obiadek pierś z kurczaka z warzywami. Nie wiem tylko czy smażone warzywa a raczej duszone, na patelni też będą OK ?? Czy raczej ma to być surowizna ?? Na "podwieczorek" sałatka z tuńczykiem. No i na dobranoc pół kostki twarogu z jogurtem słonecznikiem.
Wyszło mi prawie 2000kcal a gdzie tu jeszcze dobić 500 i zrobić nadwyżkę spalonych w ćwiczeniach... To właśnie mój największy problem z ułożeniem sobie takiego jadłospisu aby zaspokoić całe zapotrzebowanie.
Czytam o tych wszystkich dietach sposobach na życie typu LCHF/paleo/HFCL itd i w każdym jest coś czego musiałbym się "wyrzec" a co lubię.... Tzn w każdej z tych diet coś trzeba wykluczyć... A ja w sumie wszystko lubię i mięso i nabiał i warzywa i owoce....
Tu mam więc pytanie czy np. nie było by OK jeśli zmieniłbym sposób mojego odżywiania, jadł mniejsze porcje, nie wciągał tonami słodyczy. Ograniczył browarka i chipsy. Ewentualnie zamienił piwo na wino oczywiście w ograniczonych ilościach.
Rano jadł normalne śniadanie typu płatki jakiś owoc itd. Codziennie normalny obiad a nie kanapki na obiad. Wrzucił do jadłospisu więcej owoców i dużo warzyw. Nie opychał się na noc itd. Oczywiście dorzucę do tego większą aktywność fizyczna której u mnie właśnie w ogóle praktycznie nie było.
Jakoś po prostu nie widzę siebie ważącego ciągłe jakieś produkty i liczącego kalorie. Czy tak ważne jest dostarczenie do organizmu idealnie równej ilości kalorii takiej jak wychodzi na ze wzoru?? Przecież tyle ludzi jakoś bez tego funkcjonuje ?? Sportowcem żadnym na pewno nigdy nie będę, w wielkich zawodach startować tez nie mam zamiaru. Chciałbym tylko pozbyć sie brzucha i nabrać trochę lepszej kondycji.
Czy nie można tego jakoś uprościć z zachowaniem jakiś zasad ??
Jeśli to pytanie wydaje się idiotyczne to przepraszam ale nurtuje mnie to strasznie.
-
marek84
- Zaprawiony W Bojach

- Posty: 3659
- Rejestracja: 06 sie 2014, 22:31
- Życiówka na 10k: 38:38
- Życiówka w maratonie: stara i nieaktualna
- Lokalizacja: Wroclaw, POL
- Kontakt:
A jak Ci się wydaje (tak na rozum, po znajomych i rodzinie patrząc): czy wszyscy ludzie nie mający większych problemów z nadwagą liczą kalorie codziennie i stosują się do turbo-rygorystycznych diet?markosz pisze:Tu mam więc pytanie czy np. nie było by OK jeśli zmieniłbym sposób mojego odżywiania, jadł mniejsze porcje, nie wciągał tonami słodyczy. Ograniczył browarka i chipsy. Ewentualnie zamienił piwo na wino oczywiście w ograniczonych ilościach.
Rano jadł normalne śniadanie typu płatki jakiś owoc itd. Codziennie normalny obiad a nie kanapki na obiad. Wrzucił do jadłospisu więcej owoców i dużo warzyw. Nie opychał się na noc itd. Oczywiście dorzucę do tego większą aktywność fizyczna której u mnie właśnie w ogóle praktycznie nie było.
Jakoś po prostu nie widzę siebie ważącego ciągłe jakieś produkty i liczącego kalorie. Czy tak ważne jest dostarczenie do organizmu idealnie równej ilości kalorii takiej jak wychodzi na ze wzoru?? Przecież tyle ludzi jakoś bez tego funkcjonuje ?? Sportowcem żadnym na pewno nigdy nie będę, w wielkich zawodach startować tez nie mam zamiaru. Chciałbym tylko pozbyć sie brzucha i nabrać trochę lepszej kondycji.
Czy nie można tego jakoś uprościć z zachowaniem jakiś zasad ??
To, co napisałeś na pewno dużo Ci pomoże. To nie jest tak, że aby nie mieć nadwagi to musisz stosować turbo-cud-miód-malina diety, ale musisz jeść w miarę zdrowe i zbilansowane jedzenie - jeśli dietę urozmaicisz i wywalisz słodycze, piwo, chipsy to już będzie dobrze. Jest tylko jeden warunek: mniej więcej musisz trzymać ilość kalorii. Bo jeśli będziesz jadł więcej niż potrzebujesz, to chocbyś nie wiem co jadł to i tak będzie nadwaga bo organizm sobie odłoży.
Spróbuj dietę oczyścić z syfu, urozmaicić, podzielić na 4-5 mniejszych posiłków, zamiast słodyczy "podjadać" warzywka, nie jeść później niż 3 godz przed położeniem się spać. Do tego: na kalkulatorach oszacuj mniej-więcej ile mają Twoje "nowe" posiłki i policz +/- kalorie żeby nie przejadać się. I nie chodzi o liczenie co do 50 kalorii, chodzi o jedzenie w kolejnych dniach mniej więcej tyle, żeby organizm nie miał nadwyżek, a lekki niedobór (no bo chcesz zrzucić).
biegam ultra i w górach 
- blackfish
- Zaprawiony W Bojach

- Posty: 483
- Rejestracja: 09 wrz 2014, 15:29
Żeby zrzucić kilogramy to ilość kalorii musi być mniejsza niż zapotrzebowanie, więc 2000 kcal jest OK.markosz pisze:(...) Wyszło mi prawie 2000kcal a gdzie tu jeszcze dobić 500 i zrobić nadwyżkę spalonych w ćwiczeniach... To właśnie mój największy problem z ułożeniem sobie takiego jadłospisu aby zaspokoić całe zapotrzebowanie.
Czytam o tych wszystkich dietach sposobach na życie typu LCHF/paleo/HFCL itd i w każdym jest coś czego musiałbym się "wyrzec" a co lubię.... Tzn w każdej z tych diet coś trzeba wykluczyć... A ja w sumie wszystko lubię i mięso i nabiał i warzywa i owoce....
Tu mam więc pytanie czy np. nie było by OK jeśli zmieniłbym sposób mojego odżywiania, jadł mniejsze porcje, nie wciągał tonami słodyczy. Ograniczył browarka i chipsy. Ewentualnie zamienił piwo na wino oczywiście w ograniczonych ilościach.
Rano jadł normalne śniadanie typu płatki jakiś owoc itd. Codziennie normalny obiad a nie kanapki na obiad. Wrzucił do jadłospisu więcej owoców i dużo warzyw. Nie opychał się na noc itd. Oczywiście dorzucę do tego większą aktywność fizyczna której u mnie właśnie w ogóle praktycznie nie było.
Zrób tak jak mówisz. Staraj się ograniczyć, a docelowo wyrzucić z jadłospisu słodycze, chipy(!) i alkohol (zwłaszcza piwo). Jedz więcej mniejszych posiłków i zapomnij o tych skomplikowanych dietach. A później kiedy to opanujesz sam zobaczysz, że łatwiej będzie zrobić kolejny krok w sposobie odżywiania. A może już nie będzie trzeba.
Jeśli chodzi o liczenie tych kalorii to na początek dobrze jest to sobie policzyć. Tak z tydzień (ja wytrzymałem 3 tygodnie, potem starałem się jeść podobne rzeczy i już wiedziałem ile to jest, i czy mogę sobie na coś więcej pozwolić). Policz sobie co jadłeś i co teraz jesz, tak z ciekawości ile to jest kalorii mniej, i ile powinno Ci ubyć kilogramów. Tak ok. 7600 kcal to 1 kg tłuszczu. Przy czym nie jest dobrze tracić więcej niż 0,8 kg na tydzień, czyli ok. 6000 kcal.
Aha, i kup sobie wagę i waż się, nawet codziennie i zapisuj. To motywuje, jak widzisz jak spadają kilogramy albo jak nie spadają to widzisz, że coś może trzeba zmienić. A przede wszystkim biegaj i ćwicz.
Powodzenia i nie zapomnij od czasu od czasu napisać o postępach tu na forum.
-
uebq
- Zaprawiony W Bojach

- Posty: 495
- Rejestracja: 30 kwie 2014, 19:57
- Życiówka na 10k: brak
- Życiówka w maratonie: brak
jasne, przykład z minionego tygodnia:marek84 pisze:Mógłbyś rozwinąć nieco ten wątek? Ja co prawda nie mam jakichś wielkich problemów żywieniowych, ale często mamy z żoną problem "obiadowy" gdy każde wraca z pracy o swojej porze (a czasem nadgodziny...). Jakieś przykłady bazy + posiłków? Linki chociażby, nazwy - to sobie wygoogluję.uebq pisze:gotuję tzw bazę ( trzon posiłków na 6 następnych dni)
makaron farfalle 400g, łosoś sałatkowy 200 g, śmietana 18% 400g, pieprz zielony w zalewie, serek śmierdzielek
łosoś podsmażony na patelni, do tego śmietana i obrany ze skóry śmierdzielek, mieszasz aż się roztopi i połączy ze wszystkim dosypujesz pieprzu wg uznania i masz na 2-3 dni obiady , całość zajmuje 30 minut
dodatkowo
chilli con carne , czyli mięso mielone 500g ( ja z indyka, ale jak kto lubi) rozdrabniam i podsmażam, dodaję przyprawy ( sół pieprz paprykę pieprz cayenne ) , groszek, kukurydzę, czerwoną fasolę, cieciorkę, przecier pomidorowy, czasem żółty ser, ale ostatnio nie.
Jak jest gotowe, dodaję kasze gryczaną 2 x 100g gotowaną z przyprawą curry - w przepisie oryginalnym był ryż, ale ja wole kaszę.
Wygląda tak sobie
uzupełniałem się surowizną, zupą jarzynową,
na śniadanie 2 x w tym tygodniu omlet z mąki, , jajek i wody z serkiem homogenizowanym waniliowyn na wierzchu i plasterkami banana , zamiennie z kanapkami z jajkiem sadzonym lub wędliną i oczywiście surowizną do zapchania
fajne jest mięso z piersi kurczaka - kroję na paski lub w kostkę, przyprawiam gotowymi zestawami z torebek, wdeptuję sok z połowy pomarańczy i zostawiam takie wymieszane w lodówce jako rezerwa, może kilka dni leżeć w takiej marynacie i się nie psuje, a szybko można z tego zrobić cokolwiek, jak zabraknie gotowizny
jest fajnym wkładem do sałatki z pomidorów, ogórka i sałaty lodowej, na kolację - mam niby cały garnek takiego żarcia, a nie tuczy bo ma ujemne kalorie
generalnie w kuchni freestyle
- blackfish
- Zaprawiony W Bojach

- Posty: 483
- Rejestracja: 09 wrz 2014, 15:29
Najlepiej zacząć po świętach... Zawsze kilka dni na zjedzenie czegoś "konkretnego" a nie warzywka...Sghjwo pisze:Koniec grudnia to niezbyt dobry okres start odchudzanie. Po swietach okaze sie ze waga wzrosla i mozna sie zrazic
-
uebq
- Zaprawiony W Bojach

- Posty: 495
- Rejestracja: 30 kwie 2014, 19:57
- Życiówka na 10k: brak
- Życiówka w maratonie: brak
a to już wg mnie zależy od tego jak silną się ma motywację - moim zdaniem święta to tylko pretekst, żeby NIE zacząćSghjwo pisze:Koniec grudnia to niezbyt dobry okres start odchudzanie. Po swietach okaze sie ze waga wzrosla i mozna sie zrazic
-
markosz
- Rozgrzewający Się

- Posty: 10
- Rejestracja: 15 gru 2014, 07:13
- Życiówka na 10k: brak
- Życiówka w maratonie: brak
Dziękuje za wszelkie porady... Naprawdę dożo dla mnie znaczą.
Kolejny dzień z bieganiem i to w deszczu, wiec motywacje i chęci chyba mam ... idzie coraz lepiej
Zrobie tak jak radzicie policzę sobie kilka dni co jak i zobaczę... Wagę mam i się ważę... nie wiem czy to utrata wody (chociaż pije jej sporo) czy co ale już po tych 4 dniach widać lekkie tendencje spadkowe
Zrobię też test z podliczeniem tego jak wyglądał mój dzień przed mocnym postanowieniem poprawy ale chyba, aż się boje podliczać heheh
uebq takie jedzonko to mi się podoba, tak mogę się odżywiać w razie co możesz dawać więcej przykładów
O to, że zjem za dużo w takim trybie odżywiania bez słodyczy raczej chyba sie nie boję a co jeśli bedzie za mało kcal ??
Piszesz, że używasz maki do omletów... to mąka nie jest zła ?? Chleb też jest OK ?? Gdzie nie gdzie jak czytałem to pisano , że chleb beee, mąka beeee, makaron beee....
Co do świąt to właśnie chyba dobry moment bo można wtedy się pohamować trochę a nie pchać w siebie na maxaaa ile sie da.
Najgorzej to będzie z alkoholem bo wiadomo jak to u nas bywa, a jeszcze sylwester po drodze
Kolejny dzień z bieganiem i to w deszczu, wiec motywacje i chęci chyba mam ... idzie coraz lepiej
Zrobie tak jak radzicie policzę sobie kilka dni co jak i zobaczę... Wagę mam i się ważę... nie wiem czy to utrata wody (chociaż pije jej sporo) czy co ale już po tych 4 dniach widać lekkie tendencje spadkowe
Zrobię też test z podliczeniem tego jak wyglądał mój dzień przed mocnym postanowieniem poprawy ale chyba, aż się boje podliczać heheh
uebq takie jedzonko to mi się podoba, tak mogę się odżywiać w razie co możesz dawać więcej przykładów
O to, że zjem za dużo w takim trybie odżywiania bez słodyczy raczej chyba sie nie boję a co jeśli bedzie za mało kcal ??
Piszesz, że używasz maki do omletów... to mąka nie jest zła ?? Chleb też jest OK ?? Gdzie nie gdzie jak czytałem to pisano , że chleb beee, mąka beeee, makaron beee....
Co do świąt to właśnie chyba dobry moment bo można wtedy się pohamować trochę a nie pchać w siebie na maxaaa ile sie da.
Najgorzej to będzie z alkoholem bo wiadomo jak to u nas bywa, a jeszcze sylwester po drodze
-
marek84
- Zaprawiony W Bojach

- Posty: 3659
- Rejestracja: 06 sie 2014, 22:31
- Życiówka na 10k: 38:38
- Życiówka w maratonie: stara i nieaktualna
- Lokalizacja: Wroclaw, POL
- Kontakt:
uebq
Dzięki!
Dzięki!
biegam ultra i w górach 
-
uebq
- Zaprawiony W Bojach

- Posty: 495
- Rejestracja: 30 kwie 2014, 19:57
- Życiówka na 10k: brak
- Życiówka w maratonie: brak
markosz pisze:Dziękuje za wszelkie porady... Naprawdę dożo dla mnie znaczą.
Kolejny dzień z bieganiem i to w deszczu, wiec motywacje i chęci chyba mam ... idzie coraz lepiej
Zrobie tak jak radzicie policzę sobie kilka dni co jak i zobaczę... Wagę mam i się ważę... nie wiem czy to utrata wody (chociaż pije jej sporo) czy co ale już po tych 4 dniach widać lekkie tendencje spadkowe![]()
Zrobię też test z podliczeniem tego jak wyglądał mój dzień przed mocnym postanowieniem poprawy ale chyba, aż się boje podliczać heheh![]()
uebq takie jedzonko to mi się podoba, tak mogę się odżywiać w razie co możesz dawać więcej przykładów![]()
O to, że zjem za dużo w takim trybie odżywiania bez słodyczy raczej chyba sie nie boję a co jeśli bedzie za mało kcal ??
Piszesz, że używasz maki do omletów... to mąka nie jest zła ?? Chleb też jest OK ?? Gdzie nie gdzie jak czytałem to pisano , że chleb beee, mąka beeee, makaron beee....
Co do świąt to właśnie chyba dobry moment bo można wtedy się pohamować trochę a nie pchać w siebie na maxaaa ile sie da.
Najgorzej to będzie z alkoholem bo wiadomo jak to u nas bywa, a jeszcze sylwester po drodze
beee to jest każda skrajność, nie jestem ekstremistą w żadnej dziedzinie - mąka jest ok, to są wolne węgle, potrzebne tak samo jak wszystko inne - grunt to panować nad ilościami
-
kowalus
- Stary Wyga

- Posty: 183
- Rejestracja: 07 sty 2011, 17:31
- Życiówka na 10k: brak
- Życiówka w maratonie: brak
wszystko jest proste. Trzeba wrócić do żywieniowej normalności dla organizmu człowieka.
KLuczowe są NAWYKI NAWYKI NAWYKI. Każdy coach tak doradzi.
NA forum możesz nałapać mętliku w głowie.
Polecam równomiernie do procesu zmiany diety zacząć czytać literaturę, na początek "Jeść by żyć" dr. Fuhrmana.
I dalej np coś z tego: http://www.akademiawitalnosci.pl/category/lektury/
KLuczowe są NAWYKI NAWYKI NAWYKI. Każdy coach tak doradzi.
NA forum możesz nałapać mętliku w głowie.
Polecam równomiernie do procesu zmiany diety zacząć czytać literaturę, na początek "Jeść by żyć" dr. Fuhrmana.
I dalej np coś z tego: http://www.akademiawitalnosci.pl/category/lektury/
- kfadam
- Zaprawiony W Bojach

- Posty: 1270
- Rejestracja: 20 mar 2013, 15:32
- Życiówka na 10k: 1.05
- Życiówka w maratonie: brak
- Lokalizacja: Warszawa
Od roku nagminnie w jednym posiłku przekraczam 1000kcal i nic się nie odłożyło a wręcz przeciwnie.
Kolego to co pisze klanger to najlepszy sposób, albo LHFC albo nieprzetworzone węgle z niskim indeksem glikemicznym, ja od roku na LHFC bardziej w wersji Kwaśniewskiego (optymalna) z tym że produkty mleczne góra raz na tydzień.
tu więcej www.bieganie.pl/forum/viewtopic.php?f=20&t=38940
Kolego to co pisze klanger to najlepszy sposób, albo LHFC albo nieprzetworzone węgle z niskim indeksem glikemicznym, ja od roku na LHFC bardziej w wersji Kwaśniewskiego (optymalna) z tym że produkty mleczne góra raz na tydzień.
tu więcej www.bieganie.pl/forum/viewtopic.php?f=20&t=38940
-
Klanger
- Zaprawiony W Bojach

- Posty: 1241
- Rejestracja: 16 gru 2012, 17:18
- Życiówka na 10k: brak
- Życiówka w maratonie: brak
Kfadam, daj spokój z tym indeksem glikemicznym (IG), bo to jest zbędne komplikowanie sprawy.
Banan dojrzały ma IG bardzo wysoki, jeszcze wyższy mają suszone daktyle - jedzenie niedojrzałych bananów jest po prostu głupie, bo to tak trochę, jakby ktoś zabierał się za jedzenie nieugotowanych ziemniaków (swoją drogą ziemniaki gotowane też mają wyskoki IG), a daktyli i tak za dużo się nie da zjeść na raz (pewnie ze 20 szt), bo słodkie są jak diabli i z tego powodu jednak dość szybko "sycą".
Dość często zajadam daktyle w ilościach dużych wraz z mandarynkami, czy pomarańczami, co pewnie wyrównuje nieco wpływ daktyli na organizm i cholernie dobrze smakuje (oczywiście daktyle nie powinny być błyszczące, czyli polane syropem glukozowo-fruktozowym).
Np. IG fruktozy jest niski, ale jedzenie fruktozy (poza owocami) jest mało sensowne, żeby nie powiedzieć, że raczej bezsensowne.
Jak tego wszystkiego nie zalewasz olejem, oliwą czy innym tłuszczem, to nic tylko jeść, jeść i jeść!
Na to się ma całą tą machinę fizjologiczną, by pracowała, i tak długo jak trzymasz się w miarę produktów "naturalnych" w rozumieniu nieprzetworzonych, tak długo organizm nie powinien mieć z tym problemów. Jak zaczynasz jeść przemysłowo wytworzone jedzenie, no to wtedy bywa już gorzej (ale też bez przesady, jedna tabliczka czekolady krzywdy nikomu nie zrobi, co najwyżej źle się człowiek będzie po niej czuł, i następnym razem zastanowi się czy należy jej tyle zjeść hehe).
Tą różnicę czuć bardzo, gdy przez dłuższy okres czasu nie jesz nic przetworzonego (nic z paczki, no może jedynie groszek lub fasolę z puszki), i wpadnie tobie w ręce jakaś czekolada albo ciacho kupne - organizm kompletnie głupieje i zupełnie nie wyczuwa granic, czyli jesz aż się skończy. Dziwne to jest uczucie, i pokazuje jak niesamowicie dopracowane są produkty sprzedawane na sklepowych półkach - masz tego jeść dużo, bo każdy zjedzony gram to wydana na dany produkt złotówka
Jeśli jednak jesz proste produkty, i nie zalewasz wszystkiego olejem, masłem czy oliwą - bo to przecież też są produkty przetworzone, pomijam kwestię nabiału - to można ładować tyle ile wejdzie do żołądka. Nie ma takiej opcji, żeby ktoś utył nawet na 1kg niesolonych ziemniaków, kalafiorze, i wielkiej misce surowych warzyw (bez majonezu oczywiście, ew. z łyżką musztardy) zjedzonym na jedno posiedzenie.
Po 1 to się nie mieści nawet na największym 1 talerzu - wiem to z własnego doświadczenia - a po 2, w połowie drogi, albo i szybciej nie da się już ani kęsa więcej wepchnąć do buzi, bo człowiek ma wrażenie, że zaraz eksploduje z przejedzenia.
W sumie, z tego co piszesz kfadam wynika, że drogi do sukcesu są dwie:
> mięso jako podstawa kalorii plus dużo warzyw i trochę owoców
> bardzo dużo warzyw, (ew. trochę kasz, ryżu) i bardzo dużo owoców jako podstawa kalorii plus nasiona oleiste itp

Obie drogi wywalają lub prawie całkowicie eliminują nabiał.
Banan dojrzały ma IG bardzo wysoki, jeszcze wyższy mają suszone daktyle - jedzenie niedojrzałych bananów jest po prostu głupie, bo to tak trochę, jakby ktoś zabierał się za jedzenie nieugotowanych ziemniaków (swoją drogą ziemniaki gotowane też mają wyskoki IG), a daktyli i tak za dużo się nie da zjeść na raz (pewnie ze 20 szt), bo słodkie są jak diabli i z tego powodu jednak dość szybko "sycą".
Dość często zajadam daktyle w ilościach dużych wraz z mandarynkami, czy pomarańczami, co pewnie wyrównuje nieco wpływ daktyli na organizm i cholernie dobrze smakuje (oczywiście daktyle nie powinny być błyszczące, czyli polane syropem glukozowo-fruktozowym).
Np. IG fruktozy jest niski, ale jedzenie fruktozy (poza owocami) jest mało sensowne, żeby nie powiedzieć, że raczej bezsensowne.
Jak tego wszystkiego nie zalewasz olejem, oliwą czy innym tłuszczem, to nic tylko jeść, jeść i jeść!
Na to się ma całą tą machinę fizjologiczną, by pracowała, i tak długo jak trzymasz się w miarę produktów "naturalnych" w rozumieniu nieprzetworzonych, tak długo organizm nie powinien mieć z tym problemów. Jak zaczynasz jeść przemysłowo wytworzone jedzenie, no to wtedy bywa już gorzej (ale też bez przesady, jedna tabliczka czekolady krzywdy nikomu nie zrobi, co najwyżej źle się człowiek będzie po niej czuł, i następnym razem zastanowi się czy należy jej tyle zjeść hehe).
Tą różnicę czuć bardzo, gdy przez dłuższy okres czasu nie jesz nic przetworzonego (nic z paczki, no może jedynie groszek lub fasolę z puszki), i wpadnie tobie w ręce jakaś czekolada albo ciacho kupne - organizm kompletnie głupieje i zupełnie nie wyczuwa granic, czyli jesz aż się skończy. Dziwne to jest uczucie, i pokazuje jak niesamowicie dopracowane są produkty sprzedawane na sklepowych półkach - masz tego jeść dużo, bo każdy zjedzony gram to wydana na dany produkt złotówka
Jeśli jednak jesz proste produkty, i nie zalewasz wszystkiego olejem, masłem czy oliwą - bo to przecież też są produkty przetworzone, pomijam kwestię nabiału - to można ładować tyle ile wejdzie do żołądka. Nie ma takiej opcji, żeby ktoś utył nawet na 1kg niesolonych ziemniaków, kalafiorze, i wielkiej misce surowych warzyw (bez majonezu oczywiście, ew. z łyżką musztardy) zjedzonym na jedno posiedzenie.
Po 1 to się nie mieści nawet na największym 1 talerzu - wiem to z własnego doświadczenia - a po 2, w połowie drogi, albo i szybciej nie da się już ani kęsa więcej wepchnąć do buzi, bo człowiek ma wrażenie, że zaraz eksploduje z przejedzenia.
W sumie, z tego co piszesz kfadam wynika, że drogi do sukcesu są dwie:
> mięso jako podstawa kalorii plus dużo warzyw i trochę owoców
> bardzo dużo warzyw, (ew. trochę kasz, ryżu) i bardzo dużo owoców jako podstawa kalorii plus nasiona oleiste itp
Obie drogi wywalają lub prawie całkowicie eliminują nabiał.

