
Ostatnie ściganie cyfr w tym roku za mną, tak jak pisałem tydzień temu założeniem było zawalczyć o poprawienie życiówki na tym dystansie, a dodatkowo rano pojawił się nowy bodziec. Przyjąłem zakład z córkę o to że uplasuję się w pierwszej 10-ce open, w przeciwnym wypadku składanie prania łącznie z parowaniem skarpet należy do mnie

Mimo że od miesiąca nie robię żadnego ostrzenia pod "szybkie" bieganie to cele te nie wydawały mi się tak odległe.
Mając je na uwadze stanąłem na starcie w pierwszej linii, a co se będę żałował

Pośrodku w pstrokatych getrach zwycięzca biegu Pan Jagoda, po lewej w różowym Wanda Panfil, po prawej w czerwonym ja.

Nastąpił start po którym spadłem gdzieś w okolice dwudziestego miejsca, spoglądam na zegarek po kilkudziesięciu metrach i jeszcze lekko zwolniłem.
Nigdy nie paliłem zawodów, ale teraz dodatkowo po letnich przygotowaniach jestem w stanie określić z bardzo małym odchyłem jakie tempo na danym dystansie jestem w stanie utrzymać i jedynie ukształtowanie terenu lub warunki atmosferyczne mogą wpłynąć na to w większym stopniu.
Toteż początkowa dalsza pozycja nie zachwiała moich założeń, trzymałem taktykę którą było muskać 3:50/km lub ciut poniżej.
Pierwszy kilometr idealnie, drugi ciut za szybko co być może odbiło się na feralnym trzecim, w międzyczasie systematycznie piąłem się w górę, na półmetku z czasem 9:30 sek. zajmowałem 11 pozycję. Niestety trzeci kilometr był pod górę i dodatkowo przeciwny wiatr, przez co na nim pogrzebałem szansę na życiówkę. Czwarty kilometr wg. planu z utratą 1-2 sekund na nadrobionych metry po delikatnym zbłądzeniu, nie było już nikogo przede mną (zawodnik pozycję niżej od mojej przybiegł ponad minutę szybciej ode mnie), a obserwacja otoczenia na totalnym zmęczeniu nie jest moją mocną stroną. Ostatni kilometr też planowo, niestety na jego znaczniku nie przełączyłem zegarka na tablice z czasem całkowitym aby sprawdzić w ile muszę go przebiec. Dodatkowo po słabiutkim trzecim nie liczyłem już na sukces i z braku tej wiary ale też sił nie "wyplułem" płuc na finiszu, ale też nie mam już szybszego przełożenia w nogach jak 3:00/km.
Po półmetku wyprzedziłem jeszcze dwie osoby i zameldowałem się na 9/137 pozycji open i 2/9 w kategorii M40 z czasem 19:27, co córka radośnie

Koniec końców trochę w domu jej pomogłem, bowiem był to bieg dodatkowy przy biegu głównym na 15km, więc obsada to tylko 137 uczestników.
Relive https://www.relive.cc/view/g15664583817

Mimo że ponownie brakło niewiele to jestem zadowolony z rezultatu gdyż na przestrzeni trzech miesięcy uzyskałem trzy praktycznie jednakowe wyniki (19:24, 19:28, 19:27), co pokazuje wypracowaną formę i jej stabilizację w długim okresie czasu. Nie wiem natomiast czy jej szczyt nie powinien trwać krócej i być bardziej uwypuklony, ale to wymagało by chyba jednak już specjalistycznego podejścia z podziałem na mezocykle.
Takim zakończeniem doszedłem do kresu możliwości na ten rok, ściany - którą w przyszłym sezonie trzeba będzie zburzyć
