f.lamer pisze:staszewskiego akurat bardziej zabolał wpis jednej z femiblogerek niż reakcja samej "anny"
i temu staszewski dał upust w powyższych cytatach. patrz komenty do "Moja Sportowa Ciąża" [...] a wogle to nie dałoby się w tym temacie nikogo zaocznie nie linczować?
Żartujesz chyba. W powyższych cytatach nasz biedaczyna-"chodząca empatia" przylatuje do Internetu poskarżyć się, że "buu, buu", nikt mu tak nie "dowalił jak zgwałcona biegaczka z Kabat" (vide pierwsze zdanie wpisu), by na koniec poświęconej jej części swego wpisu wyrazić nadzieję, że zgwałcona dziewczyna zniknie ze świata biegowego. To ostatnie zdanie jest moim zdaniem okrutne, brutalne i wiele mówi o autorze. Używając wyważonej [kpina] retoryki Staszewskiego - wiernie ją cytując, by nie narażać się już na zarzuty, że "linczuję" - "trzeba być kompletnie ślepym, bardzo głupim albo strasznie skrzywdzonym" żeby tak napisać. Zauważ, że nie jest to jakiś początkujący blogger, lecz dziennikarz z ponad 20-letnim stażem.
Poniżej całość przemyśleń Staszewskiego z tego wpisu:
Dawno nikt mi tak nie dowalił, jak "Anna", zgwałcona biegaczka z Kabat. Półtora tygodnia temu miałem poczucie, że zdobywam właśnie jeden z ważniejszych medali w dziennikarstwie i to w kategorii "misja".
Dotarłem do "Anny", zaproponowałem rozmowę, spotkaliśmy się. Byłem przy tym chodzącą empatią, pozostawałem też pod wrażeniem spokoju mojej rozmówczyni. W poniedziałek rozmowa autoryzowana przez "Annę" ukazała się w "Newsweeku".
I nagle okazuje się, że Staszewski jest największym ch*jem. Jak się przyjrzeć pytaniom, to widać w nich męski szowinizm, można sobie z tego nieźle poszydzić. Właściwie to Staszewski jest kumplem gwałcicieli, ta myśl znalazła się nawet w komentarzach do poprzedniego odcinka.
Co jest pretekstem do takiej napaści na Staszewskiego? Okładka "Newsweeka", na której redakcja zamieściła kwintesencję jej przekazu. Bo o tym mówi "Anna" - że została trzykrotnie zgwałcona: przez zwyrodnialca, a także, metaforycznie, przez policję i internautów. Gdyby opowieść "Anny" dotyczyła tylko jednego gwałtu, tego leśnego, redakcja nie uznałaby tego z pewnością za temat okładkowy (a to jest podkreślenie rangi i ważności tekstu). Sorry, codziennie zdarza się w Polsce statystycznie pięć gwałtów - i czytelnik wzruszyłby tylko ramionami, niezależnie jak dramatyczny jest gwałt dla ofiary. To dlatego trafiło na okładkę, że "Anna" opowiedziała także o tym, czego doznała od policji i od internautów.
Można dyskutować, czy ta okładka jest tabloidowa, czy jest prostacka, czy jest ostra, czy jest mocna, czy jest przegięta. Proszę bardzo, dyskutujcie.
Ale zamiast tego "Anna" i feministki (feministki są to kobiety, które na określenie ich feministkami reagują pianą na ustach) walą z magazynków demagogii w Staszewskiego. Potraktował jak towar, wykorzystał dla kasy.
Czy ja piszę o "Annie" na płotach, że wykorzystała mnie i "Newsweeka" do nacisków na policję i prokuraturę? Przecież policja już zarządziła wewnętrzną kontrolę, a prokuratura będzie rozpatrywała jej zażalenie na umorzenie śledztwa. Otóż nie piszę, bo nie przyszłoby mi to do głowy. Jestem dorosły, wiem, jakie korzyści może osiągnąć moja rozmówczyni i kibicuję jej w tym.
Rozumiem, że Anna ma w sobie traumę gwałtu. Że chciała ją z siebie wyrzucić, a jednocześnie wolała ukryć przed światem. Była w rozmowie tak spokojna, opanowana, że - jak mówią psychologowie - zacząłem za nią przeżywać te emocje. Trzeba być kompletnie ślepym, bardzo głupim albo strasznie skrzywdzonym, żeby nie widzieć, że jestem sojusznikiem zgwałconych kobiet, pomiatanych kobiet, kobiet skrzywdzonych przez mężczyzn. Ten tekst to nie była tylko opowieść dla rozrywki, zaangażowałem się w sprawę bardziej niż dziennikarz albo jak dziennikarz z poczuciem misji.
Dlatego atak z tej strony boli. Mam nadzieję, że "Anna" przerzuci się na inną aktywność i zniknie ze świata biegowego.
{pierwsze 9 całostek z wpisu pt."Siła biegowa" z 4 lutego 2014 na blogu "Wojtek Staszewski Biega"}