Ponad pół roku temu nabawiłam się kontuzji przerzucając się zbyt gwałtownie na ZENki. Na początku chciałam wybiegać kontuzję, potem stwierdziłam, że w zimę odpocznę i będę biegać do 5 km. Bywało lepiej lub gorzej. Na ostatnim treningu jednak nie byłam w stanie w ogóle biec. Zrobiłam USG - podczas badanie lekarz powiedział, że miejsce, w którym mnie boli (okolice płaszczkowatego lub trochę niżej) jest czyste, ew. delikatne przeciążenie ścięgien z tyłu nogi na wysokości kostki. W opisie jednak nie wspomniał o tym. Zalecił RTG. Zrobiłam, zapytałam czy coś widać: "delikatne zgrubienie w tym miejscu, które Pani wskazuje, może jakaś dawna kontuzja/upadek". Opis? Czysto. Nie będę się tu odnosić do tego, że obydwoje nawet słowem nie wspomnieli w opisie o tym, o czym mówili, co jest dla mnie zwykłym partactwem, bo nie po to się naświetlam i tracę zdrowie, żeby na odczepne na papierku i tak o niczym nie wspomnieć. Jednak podczas uciskania, ścięgno (?) nadal mnie boli. Nie biegam już prawie 2 miesiące, nawet nie chcę Wam mówić jak się czuję na widok biegaczy, a nie zanosi się na poprawę. Na początku mroziłam, smarowałam maścią, potem przestałam. Co robić jak lekarze (jak zwykle) nie pomagają? Tyle się mówi o nieodpowiedzialnym samodiagnozowaniu, ale ja się ludziom absolutnie nie dziwię, sama chodzę do lekarza tylko wtedy, gdy wiem, że muszę. I po raz kolejny przekonałam się, że tylko tracę przez to zdrowie... Biegać? Nie biegać?
Na usg i rtg czysto
- Cintra
- Wyga

- Posty: 66
- Rejestracja: 22 lip 2012, 19:02
- Życiówka na 10k: 54:41
- Życiówka w maratonie: brak
- Lokalizacja: Warszawa
Nie znalazłam podobnego wątku, jeśli taki istnieje to proszę o przekierowanie.
Ponad pół roku temu nabawiłam się kontuzji przerzucając się zbyt gwałtownie na ZENki. Na początku chciałam wybiegać kontuzję, potem stwierdziłam, że w zimę odpocznę i będę biegać do 5 km. Bywało lepiej lub gorzej. Na ostatnim treningu jednak nie byłam w stanie w ogóle biec. Zrobiłam USG - podczas badanie lekarz powiedział, że miejsce, w którym mnie boli (okolice płaszczkowatego lub trochę niżej) jest czyste, ew. delikatne przeciążenie ścięgien z tyłu nogi na wysokości kostki. W opisie jednak nie wspomniał o tym. Zalecił RTG. Zrobiłam, zapytałam czy coś widać: "delikatne zgrubienie w tym miejscu, które Pani wskazuje, może jakaś dawna kontuzja/upadek". Opis? Czysto. Nie będę się tu odnosić do tego, że obydwoje nawet słowem nie wspomnieli w opisie o tym, o czym mówili, co jest dla mnie zwykłym partactwem, bo nie po to się naświetlam i tracę zdrowie, żeby na odczepne na papierku i tak o niczym nie wspomnieć. Jednak podczas uciskania, ścięgno (?) nadal mnie boli. Nie biegam już prawie 2 miesiące, nawet nie chcę Wam mówić jak się czuję na widok biegaczy, a nie zanosi się na poprawę. Na początku mroziłam, smarowałam maścią, potem przestałam. Co robić jak lekarze (jak zwykle) nie pomagają? Tyle się mówi o nieodpowiedzialnym samodiagnozowaniu, ale ja się ludziom absolutnie nie dziwię, sama chodzę do lekarza tylko wtedy, gdy wiem, że muszę. I po raz kolejny przekonałam się, że tylko tracę przez to zdrowie... Biegać? Nie biegać?
Iść do rehabilitanta? Problemy zdrowotne konia wypłukały mnie chwilowo z gotówki, więc preferuję tanią opcję. 
Ponad pół roku temu nabawiłam się kontuzji przerzucając się zbyt gwałtownie na ZENki. Na początku chciałam wybiegać kontuzję, potem stwierdziłam, że w zimę odpocznę i będę biegać do 5 km. Bywało lepiej lub gorzej. Na ostatnim treningu jednak nie byłam w stanie w ogóle biec. Zrobiłam USG - podczas badanie lekarz powiedział, że miejsce, w którym mnie boli (okolice płaszczkowatego lub trochę niżej) jest czyste, ew. delikatne przeciążenie ścięgien z tyłu nogi na wysokości kostki. W opisie jednak nie wspomniał o tym. Zalecił RTG. Zrobiłam, zapytałam czy coś widać: "delikatne zgrubienie w tym miejscu, które Pani wskazuje, może jakaś dawna kontuzja/upadek". Opis? Czysto. Nie będę się tu odnosić do tego, że obydwoje nawet słowem nie wspomnieli w opisie o tym, o czym mówili, co jest dla mnie zwykłym partactwem, bo nie po to się naświetlam i tracę zdrowie, żeby na odczepne na papierku i tak o niczym nie wspomnieć. Jednak podczas uciskania, ścięgno (?) nadal mnie boli. Nie biegam już prawie 2 miesiące, nawet nie chcę Wam mówić jak się czuję na widok biegaczy, a nie zanosi się na poprawę. Na początku mroziłam, smarowałam maścią, potem przestałam. Co robić jak lekarze (jak zwykle) nie pomagają? Tyle się mówi o nieodpowiedzialnym samodiagnozowaniu, ale ja się ludziom absolutnie nie dziwię, sama chodzę do lekarza tylko wtedy, gdy wiem, że muszę. I po raz kolejny przekonałam się, że tylko tracę przez to zdrowie... Biegać? Nie biegać?
- Marietto
- Stary Wyga

- Posty: 237
- Rejestracja: 07 sty 2007, 10:48
- Życiówka na 10k: brak
- Życiówka w maratonie: brak
Bardzo enigmatycznie opisałaś dolegliwości ale postaram się trochę naprowadzić. Skoro nie ma zmian w badaniach obrazowych a miejsce jest dość typowe to nasuwa się jedna myśl: piszczelowy tylny krótki i ciągnie mocno za kość. Popukaj kość piszczelową tak jakbyś mocno pukała do drzwi i zobacz jaki będzie efekt. Dodatkowo sprawdź czy boli Cię przywiedzenie stopy(jak masz założoną bolącą nogę na nogę to zaoporuj palucha i spróbuj go aktywnie podnieść w stronę sufitu). Jeśli boli jedno i drugie to niestety przerwa w bieganiu nieuchronna. Jeśli tylko to drugie to fizjoterapia nieuchronna. Przeproś konia bo teraz Ty będziesz potrzebowała dla siebie :D
- Cintra
- Wyga

- Posty: 66
- Rejestracja: 22 lip 2012, 19:02
- Życiówka na 10k: 54:41
- Życiówka w maratonie: brak
- Lokalizacja: Warszawa
Dziękuję za odpowiedź i radę, może rozwinę:
Od razu wskoczyłam w te buty, po 3 miesiącach biegania w jeszcze nie stuningowanych. Dość szybko wystartowałam w zawodach 10k, na ostatnim kilometrze zaczęło boleć mnie to ścięgno. Tydzień później kolejne zawody, 5k. I bez przerwy biegałam sobie 5-10km. Później z naciskiem na 5. Przeważnie w okolicach 5-ego km zaczynało się odzywać, przechodziło, gdy mocno je rozciągnęłam (opierając piętę o ziemię, stopę o drzewo, możliwie pionowo i wyprostowaną nogę przybliżając do drzewa). Zdarzało się, że w ogóle nie bolało. Aż nastał taki etap, że w ogóle nie mogłam biegać. Zrobiłam przerwę, 6-7 tygodni temu. Tylko basen i czasem trochę core stability itp., ale też dużo siedzenia podczas sesji. Jak naciskam na to miejsce - boli, jak pukam - boli! Ale albo niepoprawnie sprawdzam tą drugą metodą, albo faktycznie wtedy nic nie czuję. Aha, drugie ścięgno (prawa łydka) też czasami delikatnie pobolewało. A koń właśnie wyemigrował i mój portfel w końcu odetchnie... :uuusmiech:
Czyli utrzymujesz wizytę u fizjoterapeuty?
Od razu wskoczyłam w te buty, po 3 miesiącach biegania w jeszcze nie stuningowanych. Dość szybko wystartowałam w zawodach 10k, na ostatnim kilometrze zaczęło boleć mnie to ścięgno. Tydzień później kolejne zawody, 5k. I bez przerwy biegałam sobie 5-10km. Później z naciskiem na 5. Przeważnie w okolicach 5-ego km zaczynało się odzywać, przechodziło, gdy mocno je rozciągnęłam (opierając piętę o ziemię, stopę o drzewo, możliwie pionowo i wyprostowaną nogę przybliżając do drzewa). Zdarzało się, że w ogóle nie bolało. Aż nastał taki etap, że w ogóle nie mogłam biegać. Zrobiłam przerwę, 6-7 tygodni temu. Tylko basen i czasem trochę core stability itp., ale też dużo siedzenia podczas sesji. Jak naciskam na to miejsce - boli, jak pukam - boli! Ale albo niepoprawnie sprawdzam tą drugą metodą, albo faktycznie wtedy nic nie czuję. Aha, drugie ścięgno (prawa łydka) też czasami delikatnie pobolewało. A koń właśnie wyemigrował i mój portfel w końcu odetchnie... :uuusmiech:
Czyli utrzymujesz wizytę u fizjoterapeuty?


