potrzebuję pomocy. Mam nadzieję, że wybrałem odpowiedni dział, jeśli nie proszę moderatora o łagodne potraktowanie i przeniesienie do odpowiedniego działu.
Do rzeczy. Zacząłem biegać. Jako, że nigdy nie biegałem postanowiłem biegać według tego planu:

Z tą różnicą, że nie trzy razy w tygodniu a codziennie.
Mój problem zaczął się w środę albo w czwartek pierwszego tygodnia. Zaczął mnie boleć prawy piszczel. Następnego dnia doszedł ból drugiego. [kiedy piszę tego posta jest środa drugiego tygodnia planu] W sumie nie wiem czy to jest piszczel. Czuję taki nieokreślony ból. Niby kość, niby dookoła. Ból czuję pod koniec biegania, w trakcie wydaje się być mniejszy lub nie czuję go wcale. Najgorzej jest na sam koniec mojego "treningu". Wracając do domu idę jak połamany emeryt.
Co może być przyczyną tego bólu? Powiedziano mi, że do takiego biegania jakie osobiście uskuteczniam nie potrzeba rozgrzewki i rozciągania. Czy wprowadzono mnie w błąd?
Usłyszałem też, że zaczął pracować mięsień piszczelowy przedni - gdyż nigdy nie był używany;)
Co do mojej osoby, zacząłem biegać gdyż zwyczajnie poczułem taką chęć;) No i nie ukrywajmy chciałbym zrzucić trochę kilko. Przy wzroście 189 waga 105 nie jest raczej najlepszą. Do biegania i sportu zawsze miałem negatywny stosunek, od podstawówki do studiów. Nigdy nie byłem w nic szczególnie dobry a z biegania zawsze ostatni. Jedyny wysiłek fizyczny jaki tolerowałem to rower. Na rowerze mogę jeździć długo. Ale wydaje mi się, że rower to inne partie mięśni.
Czy ten ból może być spowodowany nadmiernym obciążeniem organizmu? Brakiem rozgrzewki/rozciągania? Czy może faktycznie zaczęły mi kiełkować tam jakieś mięśnie i zwyczajnie muszę zacisnąć zęby i biec dalej?