Od dwóch tygodni boli mnie głowa kości strzałkowej. Moja wina, moja bardzo wielka wina! - pobiegłam 17 km mojego drugiego dnia w tym sezonie, bo czułam ze niby moge wiecej. Zbiegałam wtedy z górki i zaczelo boleć. Biegłam dalej, ból jakoś się nie zwiększał, ale też nie zmniejszał. Powrót do domu. Masakra. Ledwo czułam nogi w ogóle, ta kość nie wydawała mi sie czymś szczegolnym. W sumie nigdy nie miałam żadnych kontuzji, ale też przenigdy nie zaczęłam tak ostro sezonu! (biegam tylko rekreacyjnie) Następnego dnia jednak praktycznie nie moglam schodzić po schodach. Wchodzić okej, bolało też, ale schodzenie - tragedia. Smarowałam maścia na receptę, nosiłam sciagacz na kolano i generalnie po jakis 3-4 dniach moglam normalnie chodzic, chociaż mały bol pozostał. W tym tygodniu biegałam od 6 km do 16 w ściągaczu. Ta głowa kości jednak zawsze trochę boli. Czuję ją jak chodzę, jak biegnę - czy to wolno, czy to w trakcie przebieżek.
Doszłam do wniosku że muszę wzmocnić mięśnie i tak ogólnie zaczęłam się gimnastykować, ale może ktoś poleci mi ćwiczenia specjalnie na tego typu ból? I jakie tu konkretnie mięśnie zawiodły, że się pojawił ból?
A może do jednak nie ta głowa kości strzałkowej? Chciałabym uniknąć wizyty u lekarza, bo jestem biedną studentką (


Aha, dodam że w zeszłym roku jak miałam robione usg kolan wyszło, że mam "nieznacznie wyższe ustawienie rzepki". Może ktoś wie czy na to są jakieś ćwiczenia? Czy miało to wpływ na uraz?