Projekt Maraton Europa plus - relacja z maratonu w Kiszyniowie (Mołdawia)

Informacje o nowych biegach, wrażenia, przemyślenia, poszukiwanie towarzystwa i inne startowe duperele.
Awatar użytkownika
Przemysław Janecki
Rozgrzewający Się
Rozgrzewający Się
Posty: 14
Rejestracja: 09 kwie 2025, 10:03
Życiówka na 10k: 44:01
Życiówka w maratonie: 3:36:12
Lokalizacja: Warszawa
Kontakt:

Nieprzeczytany post

Na maraton w Kiszyniowie w związku z moim biegowym projektem otrzymałem od organizatorów 50% zniżki. Ogólnie pakiet startowy na ten maraton nie jest drogi; koszt to ponad 100 zł. W tym roku na trasie Warszawa –Kiszyniów zaczęły latać tanie linie lotnicze Wizzair, więc okazało się, że bilety na samolot można również kupić w bardzo atrakcyjnej cenie, czyli nawet za ponad 100 zł. w obie strony. Wcześniej z Warszawy latał tam tylko LOT i cena biletów nie schodziła poniżej 800 zł. W związku z powyższym podjąłem decyzję o starcie w stolicy Mołdawii 🙂
Wybraliśmy się tam w 5 osób; ja i Wojtek, który leciał z Katowic dotarliśmy w czwartek, a Ania, Magda i Dorota dotarły tam w sobotę wieczorem. Nasz pobyt trwał do wtorku. Wynajęliśmy duże mieszkanie w centrum miasta przez stronę Airbnb (koszt ok. 1500 zł. za 6 osób na 6 nocy). Na innych stronach w opiniach czytałem, że po rezerwacji często na miejscu okazuje się, że są to inne mieszkania niż te, które się zarezerwowało lub wynajmujący życzą sobie dodatkowych opłat. d
Dlatego wybraliśmy opcję z wcześniejszą całkowitą
płatnością przez Airbnb.
Po przylocie czekał na mnie Wojtek, który przyleciał do Kiszyniowa kilka godzin wcześniej. Po odprawie paszportowej (wystarczy też sam dowód osobisty) udaliśmy się z lotniska do centrum miasta. Pojechaliśmy tam lokalnym autobusem, na który bilet kosztuje 6 leu, czyli ok. 1,50 zł. Bilety w autobusach miejskich sprzedawane są podczas jazdy przez „konduktora”. Wygląda to tak, że podchodzi on do każdego pasażera, pobiera opłatę i wydaje bilet. Autobusy są dość mocno zatłoczone, bo są po prostu małe 🚎
Na lotnisku można zakupić kartę telefoniczną z miejscowym numerem (250 minut) oraz internetem (100 GB) za 49 leu, czyli niecałe 11 zł. (to dobra cena). Mi na 6 dni wystarczyło to w zupełności i jeszcze dużo zostało. Kartę SIM można zakupić w automacie na zewnątrz hali lotniska, przy wyjściu. Można za nią zapłacić kartą. W kwestii zakupów waluty na lotnisku to kurs jest tam trochę gorszy niż w mieście, ale i tak nie jest tragicznie. Poza tym jeśli chodzi o Kiszyniów, to zazwyczaj wszędzie można płacić kartą. Poza miastem lepiej mieć jakąś gotówkę 💸
Często można też płacić w euro. Do jeżdżenia taksówkami polecam aplikację Yandex Go, to taki tamtejszy Uber i Bolt (też tam jest, ale ma
mało taksówek). Do zarejestrowania się w Yandex Go konieczny jest tamtejszy numer telefonu.
Podczas jazdy do centrum miasta wynajmujący nam mieszkanie przesłał dane do zameldowania się, adres itp. Jak się okazało dane te dotyczyły
zupełnie innego mieszkania niż wynajęliśmy… „Ładnie się zaczyna” – pomyślałem… 🤦
Na szczęście po zwróceniu przez nas uwagi, że to nie jest mieszkanie, które wynajęliśmy; otrzymaliśmy już właściwe dane. Wynajmujący tłumaczył się tym, że pomylił adresy i osoby, bo to drugie mieszkanie było wynajęte również przez Polaków. Dalej z mieszkaniem nie było już problemów i okazało się ono przestronne i wygodne 🙂
Następnego dnia, czyli w piątek udaliśmy się po odbiór pakietu startowego. Miasteczko biegowe było właściwie jeszcze nieczynne. Dostępne były tylko namioty do odbioru pakietów. Odbiór nastąpił szybko i bezproblemowo, bo nie było tam jeszcze zbyt wielu biegaczy. W pakiecie startowym było dużo ulotek i kuponów rabatowych do sklepów itp., numer startowy, koszulka, daktyle, woda, red bull, pas na numer startowy z saszetką oraz worek sportowy (depozytowy).
Ten dzień był deszczowy, więc pokręciliśmy się po prostu trochę po mieście. W sobotę pogoda była już dużo lepsza, więc udaliśmy się do pobliskiego skansenu oraz do miejscowego ZOO.
Wieczorem dotarła reszta ekipy, czyli Ania, Dorota i Magda 🙂
Nazajutrz rano udaliśmy się na start zawodów, który znajdował się tam, gdzie miasteczko biegowe, czyli w samym centrum miasta, przy Łuku Triumfalnym.
Do przejścia mieliśmy ok. 1,5 km. Po dotarciu na miejsce rozgrzewka, trochę zdjęć i wejście do strefy startowej. Pogoda była piękna, słoneczna i ciepła. Dla kibiców wyśmienicie, dla biegaczy gorzej… 🤔
Od samego rana słońce mocno przygrzewało; na początku zawodów temperatura wynosiła ok. 20 stopni, a potem podchodziła już pod 30 stopni… a więc pod tym względem lekko nie było.
Do tego na trasie 2 duże podbiegi, z czego jeden podbieg o długości 2 kilometrów, a drugi o długości ok. 500 metrów.
Start zawodów odbył się przy widowiskowych fajerwerkach, tzw. widowiskowe były pod kątem dźwięku, bo w dzień efekty świetlne są zazwyczaj przeciętne 😉
O tej samej godzinie startowały wszystkie dystanse tj. 5 km, 10 km, półmaraton i maraton, więc na początku było dość tłoczno. Trasa to ponad
10-kilometrowa pętla, czyli dla mnie to były 4 okrążenia. Z jednej strony bieganie w kółko nie jest jakieś super fajne, ale z drugiej strony po pokonaniu pierwszego okrążenia wiadomo dokładnie, co czeka
mnie na kolejnych. W związku z podbiegami i dość wysoką temperaturą wykluczyłem walkę o bicie swojej życiówki… Postanowiłem biec w tempie
pomiędzy 5:00 – 5:30min./km.
Początkowo spokojny start we wspomnianym
już tłumie biegaczy i biegaczek. Dla tych startujących na 5 km nawrót po pokonaniu 2,5 km i bieg do mety. Trasa była podzielona na pół
pachołkami, drugą stroną biegli zawodnicy, którzy dokonali nawrotu. I tutaj zauważyłem duży problem, ponieważ biegaczy, którzy jeszcze nie dotarli do zawrotki zajmowali oba pasy, czyli część z nich biegała po prostu pod prąd… Powodowało to momentami niebezpieczne sytuacje na trasie. Widziałem, że niektórzy ledwo uniknęli zderzenia z zawodnikami biegnącymi z naprzeciwka. Na szczęście po pierwszej pętli tego problemu
już nie było, bo nie było już zawodników na 5 i 10 kilometrów 😉
Od 2 do 4 kilometra długi i dość ciężki podbieg, który mocno spowalniał. Na szczęście po nawrocie te ok. 2 kilometry to był bieg w dół, więc można
było wtedy trochę odpocząć i powrócić do odpowiedniego tempa. Po podbiegach ten powrót do dobrego tempa jest zazwyczaj ciężki, a tutaj
udawało się to bez większego wysiłku i mobilizacji. Drugi, ale już mniejszy podbieg był na ok. 1 kilometr przed strefą start/meta. Na ok. 8 kilometrze okrążenia przebiegało się przez tą strefę i biegło dalej prosto. Następnie po pokonaniu 1 kilometra była nawrót i znów bieg w stronę strefy start/meta. Mapę trasy umieszczę wraz ze zdjęciami z
zawodów. Zaznaczyć trzeba, że niestety na trasie nie było oznaczeń pokonywanych kilometrów, co jak się okazało miało swoje konsekwencje, ale o tym później 😉
Na pierwszej pętli nie było mojej ekipy wyjazdowej, czyli Ani, Magdy, Doroty i Wojtka, bo byli na śniadaniu. Natomiast na kolejnych okrążeniach żywiołowo kibicowali; za każdym razem dodając mi tym dużo energii 😊
Ania dodatkowo podbiegała ze mną kilkaset metrów zbierając dane na temat mojego ogólnego stanu 😉
Na drugim okrążeniu ok. 15 kilometra poczułem dość duży ból w nodze… Do głowy przychodziło mi wtedy żeby poprosić Anię o szybki zakup w aptece
zamrażacza w sprayu, ale wziąłem coś tabletkę przeciwbólową, bo zawsze na wszelki wypadek mam przy sobie na zawodach długodystansowych coś takiego i po jakiś 20 minutach ból przeszedł. Oczywiście potem pojawiły się inne bóle, ale to były już zwyczajne bóle, które towarzyszą po prostu po jakimś czasie na maratonie 😉
Na trasie punkty z wodą były w 3 miejscach, w tym 2 na nawrotach, a 1 na środku trasy, więc w efekcie na każdym okrążeniu można było z "wodopojów"
korzystać aż 4-krotnie. Na jednym z z nich były dodatkowo owoce (banany i pomarańcze). Na trasie była także kurtyna wodna, ale ja ją omijałem ze względu na okulary na nosie… 😉
Aha… był też 1 punkt z RedBullem, z którego 3-krotnie korzystałem 😊
Po pokonaniu 2 okrążeń, czyli dystansu półmaratonu na trasie zrobiło się już luźno, a ja czułem się dość dobrze jak na panującą pogodę (cały czas mocno przygrzewało słońce). Na trasie podczas mijania pozdrawiałem innych Polaków, bo kilku brało udział w zawodach. W okolicy miasteczka biegowego grał zespół rockowy, który żywiołowo i głośno dawał niezłego
czadu😊
Niestety zwinął się dość szybko, bo na ostatnim okrążeniu już go nie było. Na trasie był również zespół ludowy, który tańczył i śpiewał. Podziwiałem i oklaskiwałem ich za każdym razem, jak przebiegałem obok, bo tam przez całe zawody coś ciekawego się działo 😊
Na 3 okrążeniu wcześniej wspomniany 2-kilometrowy podbieg był dla mnie już mocno odczuwalny, ale pokonałem go po raz trzeci i potem ponownie przyspieszyłem zbiegając z niego. Mijając po raz kolejny strefę start/meta moja ekipa wpompowała we mnie znów trochę energii swoim
kibicowaniem, a także deklaracją, że na mecie będzie czekało na mnie zimne piwo 🍻 🍺 😉
Pozostało ostatnie okrążenie, które pokonałem głową, sercem i siłą mięśni, w takiej właśnie kolejności. Jak już miałem za sobą najcięższą część trasy, to byłem prawie pewien, że to będzie maraton, który zamknę poniżej 4 godzin. Nie przewidywałem sytuacji, że coś może mi w tym
przeszkodzić. Chyba nie wspomniałem, że od ok. 30 kilometra trasy moje tempo już trochę spadło, stąd to zadowolenie, że zmieszczę się w 4 godzinach…
Pozostało ostatnie 2,5 kilometra, a moja ekipa kibiców dawała czadu, krzycząc i przybijając piątki oraz wspierając mnie mocno. Ania ponownie
podbiegła ze mną kawał drogi 😊
Mój zegarek wskazywał, że za chwilę pokonam dystans maratonu, ale meta wydawało się jeszcze jakoś strasznie daleko… a czas uciekał i do 4 godzin pozostawało go coraz mniej… ostatnie 400 metrów musiałem pokonać sprintem, wykrzesując z siebie resztki sił, żeby zmieścić się w magicznej granicy z 3 z przodu w wyniku… 😉
Oczywiście finisz z flagą, a za metą musiałem „zejść do parteru”, bo mroczki pojawiły się przed oczami, a i oddech trzeba było wyrównać 🥳
Okazało się, że mój zegarek pokazał dystans 42 km 700 metrów, czyli „oszukałem się” o pół kilometra, co oczywiście często zdarza się na zawodach długodystansowych, w szczególności, gdy zakręty pokonuje się po zewnętrznej stronie.
Po chwili udałem się do miasteczka biegowego, gdzie czekali na mnie: Ania, Dorota, Magda i Wojtek. Tam usiedliśmy przy stoliku, a ja dostałem
od nich obiecane zimne piwo. W zamian otrzymali ode mnie winogrono, które dawano zawodnikom za metą 😊
Po krótkim odpoczynku udaliśmy się do domu na mały odpoczynek i odświeżenie, a następnie na wieczorne zwiedzanie Kiszyniowa.
W pozostałe dni zwiedziliśmy polecane okolice stolicy Mołdawii, m.in. Stare Orhei i Trebujeni (dojechaliśmy tam dwiema taksówkami, a wróciliśmy marszrutką, czyli busikiem), a także poznawaliśmy lokalne klimaty w knajpce,
do której uczęszczają tylko miejscowi, gdzie za szklankę wina płaciliśmy równowartość niecałych 2 zł. 🍷😊 Nie udało nam się zwiedzić żadnej, z tych słynnych mołdawskich winnic… Może następnym razem… 🤔
Zwiedziliśmy też tamtejszy lunapark, w którym można się poczuć, jakbyśmy byli w latach 80-tych. Ale to dla ludzi o mocnych nerwach, bo patrząc na stan urządzeń, nie wiadomo, co może się wydarzyć... 😁😉
Podsumowując maraton i pobyt w Mołdawii trzeba przyznać, że była to fajna przygoda i ciekawe doświadczenie. Kiszyniów jest dość nowoczesnym
miastem, ale widać, że nie jest odpowiednio dofinansowane. Pomimo tego, że jest sporo miejsc nowoczesnych i na europejskim poziomie, to jest też wiele miejsc, które wymagają remontu, odrestaurowania i odświeżenia.
Co do maratonu, to ukończyło go 267 osób, a ja ze swoim czasem 3:59:34 uplasowałem się na 80 miejscu 🙂
Patrząc na imiona i nazwiska na liście startowej, to w zawodach tych startowało włącznie ze mną 8 Polaków. Kilku z nich, którzy mieli na sobie patriotyczne symbole typu flaga, orzełek lub napis POLSKA widziałem i pozdrawiałem na trasie. To było fajne, dlatego na zagranicznych zawodach podczas biegu warto mieć na sobie coś, co pozwoli zidentyfikować narodowość 😊
Na pozostałych dystansach jeśli chodzi o ilość zawodników wyglądało to następująco: półmaraton ukończyło 677 osób, 10 km – 1713 osób, 5 km – 1542 osoby.
O Kiszyniowie i całej Mołdawii można by napisać jeszcze więcej, ale nie będę pisał tego, co można znaleźć w przewodnikach i na podróżniczych blogach 😉🙂
Projekt Maraton Europa plus
(Przemysław Janecki)
New Balance but biegowy
ODPOWIEDZ