5:00 to całkiem spore tempo jak na początkującego. Ja raczej biegam rzadko, więc postępów u mnie brak, bieganie to taki sport uzupełniający, ale jak po treningu widzę że pobiegłem po 5:45 to się cieszę. A najczęściej mam tempo w okolicach 6:00, bo akurat nie chodzi mi o bicie rekordów.
I nawet w czasach, gdy biegałem piątkę w 20 minut, to najczęstsze średnie tempa z treningów były w okolicach 5:30. Bo zwyczajnie nie traktuję biegania jako wyścigu o złote kalesony, tylko jako źródło przyjemności. Nieco perwersyjnej, ale jednak :P.
Na razie kompletnie nie przejmuj się tempem, wydłużaj dystans. Jak dojdziesz do godziny w miarę swobodnego biegu, to powiedzmy, że będziesz miała taką wytrzymałość, żeby coś bardziej zaawansowanego podziałać. Ale bez jakiejś podstawowej wytrzymałości żadne inne środki treningowe nie zadziałają, bo one wymagają pewnych fundamentów.
W tej chwili ten twój cel przebiegnięcia dychy po 4:50 jest kompletnie nierealistyczny. Pomyśl - chcesz ni mniej ni więcej, ale wytrzymać przez 50 minut tempo, które w tej chwili wytrzymujesz przez 20s
![uśmiech :)](./images/smilies/icon_e_smile.gif)
.
W treningu robi się tak: najpierw buduje się wytrzymałość, tak żeby organizm w ogóle był w stanie wytrzymać wysiłek o zakładanej długości, a najlepiej jeszcze dłuższy, a później w ramach tej wytrzymałości można się pokusić o zwiększanie tempa. Ale nie odwrotnie, bo bez wytrzymałości nie jesteś w stanie uzyskać niczego. Tak że na razie odpuść sobie wszelkie tempówki, podbiegi i inne tabaty.
The faster you are, the slower life goes by.