
Bardziej serio choć ze wstydem: kobieta, 180cm, teraz 104kg - zaczynałam od 110. Nie będę się rozpisywać dlaczego bo wiadomo, że samo się nie wzięło.
Od trzech miesięcy biegam 3 razy w tygodniu, na tą chwilę 10min leciuteńko dla rozgrzania, lekkie rozciąganie, bieg ciągły( tempo żółwie ale zawsze jakieś tempo) 30min, rozciąganie 15min. Moje tętno spoczynkowe to 60 a w biegu 125-140 w zależności od dnia.Spokojnie w miarę oddycham, mogę rozmawiać. Teraz co 2-3 tygodnie chce zwiększać czas biegu o 5min

Na początku borykałam się z bólami piszczeli, ścięgien itd. Wiadomo waga swoje robi ale chyba już w miarę przyzwyczaiłam organizm do wysiłku. Nie przeginam, nie szaleję ot tak truchtam. Staram się pomykać po lesie ale ostatnio drogi asfaltowe wdrażam. Fajnie będzie powoli zrzucać kg, idzie powoli ale jakiejś specjalnej diety nie mam - ot ograniczam się w ilości czyli złota zasada mż.
Fajnie się tak pozytywnie potyrać
