Młoda jesteś, nie katuj się maratonem

Przyjdzie na to czas. Spokojnie sobie przepracuj zimę (tj. biegaj powoli wybiegania, trochę ćwiczeń ogólnorozwojowych, core, siłownia itp). Na wiosnę pobiegaj sobie trochę zawodów na 5-10km, zobaczysz jak to wygląda, oswoisz się ze stresem i startem itp. Później na jesieni wybierz sobie jakiś półmaraton, przygotuj się do niego. Przed nim / po nim pobiegaj jakieś 5km, 10km - to są naprawdę fajne biegi, poczujesz atmosferę, może nawet coś wygrasz bo w kategoriach kobiet na różnych biegach bywa różnie. Na maratony to masz jeszcze czas. Jeśli to nie chwilowa moda i chcesz coś osiągnąć (cokolwiek: waga, sprawność, poprawić kondycję, itp) to powoli i z głową. Rzucanie się od razu na maraton - no można, tylko po co? Żeby sobie/komuś coś udowodnić? No jak chcesz, ale ja bym się nie pchał. Ja mam sporo kilometrów więcej od Ciebie przebiegniętych w życiu i jakoś do maratonu mi nie spieszno.
Ostatnio trafiłem przypadkowo na bloga:
http://spam/about/
Facet ileś lat biega, życiówka 10km w 32 minuty, półmaraton w 1:11 i dopiero w tym roku podszedł do maratonu, a i tak nie wyszło jak planował...
Masz czas jeszcze. Po co to piszę? Bo jeśli naprawdę chcesz się przygotować do maratonu, to trening jest żmudny, ciężki, bywa nudny i zamulający, po drodze z dużym prawdopodobieństwem napotkasz na podobne wątpliwości/kontuzje jak dotychczas. Jak będziesz robić to zgodnie z planem = po 15 tygodniach się możesz zniechęcić (będzie wtedy styczeń/grudzień a Ty 4x w tygodniu trening...), jak będziesz robić po 2 treningi tygodniowo albo biegać je za szybko = z dużą dozą pewności męki na maratonie.
A Ty młoda jesteś - ciesz się życiem i bieganiem, a nie tam maratonami zajmuj
