Biegalem już kiedyś, po problemach z kolanem wrocilem do tego głównie dla sylwetki i zdrowia.
Regularne wypady zacząłem pod koniec sierpnia. Biegam co drugi dzień. Na początek było to 5 km, które szło ciężko pokonać bez odpoczynku. Po kilku takich treningach dalem jednak rade. Dystans stopniowo zwiększalem. Obecnie jestem na takim etapie ze spokojnie jestem w stanie przebiec 11,3 km (tak wychodzi moja trasa). Ten dystans bieglem dziś juz 7 raz i nie sprawia mi problemów.
Moim celem nie jest bicie rekordów a topienie tłuszczu. Przy wzroscie 176 cm ważę obecnie 87kg(było 90,5kg). Ograniczylem zle nawyki żywieniowe. To one plus brak ruchu były przyczyną pojawienia się bębna

Teraz będzie pytanie: zastanawiam się co robić dalej. Czy cały czas zwiększać stopniowo dystans czy spróbować jakiegoś planu na półmaraton? Do tej pory nie biegalem z planem. Po prostu przychodził dzień, wyskakiwałem, przebieglem spokojnie swoją trasę (z treningu na trening biegam szybciej. Chyba organizm sie przyzwyczaja i podświadomie szukam tempa które jestem w stanie wytrzymać). To mi wystarczało, bo spadek masy jest widoczny. Gdy czułem że jeszcze nie czas to dawalem sobie dodatkowy dzień przerwy.
Chciałbym poznać wasze zdanie w kwestii tego czy lepiej zwiększać kilometry na "wyczucie" i czy to może mieć jakieś złe skutki, czy jednak trzymać się jakiegoś planu?
Dodam, ze fajnie byloby przebiec półmaraton ale nie jest to mój główny cel biegania.