Dlaczego taki tytuł wątku? Bo film z którego pochodzi ten cytat jest jednym z moich ulubionych, a ja zrobiłem to samo co Forrest, pewnego dnia postanowiłem pobiegać

Oczywiście nie było mi tak łatwo jak jemu w filmie

W zamierzchłej przeszłości trochę próbowałem, ale szybko się zniechęcałem. Pod koniec ubiegłego roku postanowiłem jednak wziąć się za siebie na poważnie. Tym bardziej że mam 43 lata, a waga pokazała 104 kg przy wzroście 176 cm

Zacząłem od diety. Wyrzuciłem z niej słodycze (niestety lubię), fastfoody (niestety lubię) oraz coca-colę (też niestety lubię). Dodatkowo wyeliminowałem białą mąkę i staram się nie jeść produktów wysokoprzetworzonych. Dodając do tego pracę w której dość dużo chodzę (5-10 km) i to w warunkach które można porównać do chodzenia po górach

efekty przyszły szybko. Zrzuciłem 10 kg i kiedy moja waga pokazała 94 zacząłem biegać. Założenie było takie, że choćby skały s... biegam co drugi dzień

I od 8 marca tylko raz zrobiłem wyjątek i przesunąłem trening o jeden dzień (wyjątkowa ulewa i zimno). Zacząłem od planu 6-tygodniowego, ale okazało się że nie jest ze mną tak źle. Po tygodniu byłem już w stanie przebiec 30 minut ciągłego biegu. Oczywiście w tempie dość wolnym, ale zawsze to sukces. To pomyślałem sobie, że następnym celem będzie 10 km. Udało się po trzech tygodniach. I od tego czasu biegam te dziesiątki. Regularnie czytam forum i obawiałem się czy taki szybki przyrost dystansu nie spowoduje problemów z nogami, ale okazało się że nie. Być może pomogło w tym to moje częste chodzenie, dzięki któremu mięśnie jednak jakoś się wyrobiły. Wyznaczyłem sobie dwa nowe cele, 5km poniżej 30 minut i 10km poniżej 1h. Pierwszy udało mi się zrealizować w poniedziałek, drugi wczoraj. Z czasów jest duuuuużo do urwania, ale urwanie 7 minut z obu dystansów daje mi niesamowitą frajdę

Teraz dałem sobie trochę czasu na regularne bieganie tych dziesiątek (co trzeci trening będę starał się biegać coś więcej - na razie udało mi się 12 km), a potem się zobaczy. Na pewno będę biegał dłużej

Tak ogólnie to bieganie miało być celem do zrzucenia wagi, po bardzo krótkim czasie stało się jednak bardziej celem samym w sobie i daje mi niesamowitą frajdę. Czasami w dni niebiegowe, nie mogę doczekać się chwili kiedy będę mógł pobiec przed siebie

Z tej niecierpliwości zapisałem się nawet na bieg nocny w Krakowie, 16 maja. Limit czasu to 1h30m więc raczej sięzmieszczę, a po cichu liczę na to że ostatni nie będę
A na razie idąc za radą z innego wątku będę sobie biegał te 10km i urywał z czasu tyle ile się da. A waga przy okazji też leci w dół, 11 kwietnia pokazała już tylko 91 kg
