Zacząłem przygodę z bieganiem jakieś 7 miesięcy temu, w grudniu ubiegłego roku dokończyłem plan od 0 do 60 min ciągłego biegu. Obecnie tak jak przez cały czas staram się utrzymywać 4 treningi tygodniowo, choć przyznam że od momentu biegania powyżej 10 km na treningu mam wrażenie, że organizm ma za mało czasu żeby się zregenerować i pod koniec tygodnia (szczególnie kiedy treningi wypadają w sobotę i niedzielę) przybiegam styrany jak koń po Westernie, ale może to też kwestia aury, uwielbiam biegać po lesie (po asfalcie częściej mam problemy ze stawami) a teraz kiedy wszystko jest raz zamarznięte a raz zamarznięte i mokre tracę trochę więcej siły na ślizganiu się i trzymaniu pionu

Jestem typem raczej samotnika, odczuwam ogromną przyjemność z biegania samemu ale ostatnio coraz częściej zastanawiam się nad zawodami - początkowo powstał projekt półmaratonu jakoś w okolicy sierpnia br. ale zastanawiam się też nad bezpieczniejszą i osiągalną już teraz 10 km wycieczką. Nie nastawiam się na bicie rekordów (na treningu zdarzało się pobiec 10 km w 55 min. ale najczęściej jest to jakieś 57-58 min), chciałbym po prostu pobiec, dobiec i zobaczyć jak to jest, bo ponoć jest w tym jakaś "magiczna siła".
Obawiam się tylko siebie i swojego charakteru, mam chyba momentami zbyt ambitne podejście szczególnie na krótszych odcinkach za co płacę później, np. widzę biegacza przed sobą - nie wiem na jakim jest etapie czy trenuję od dzisiaj czy już od 5 lat, czy dopiero się rozgrzewa czy już kończy trening ale jakimś dziwnym trafem za wszelką cenę staram się go dogonić (czasem jest to niemożliwe a czasem się udaję
