Za bieganie zabierałem sie juz od dluzszego czasu. Musialem zabrac sie za jakis sport. siłownia jest chyba najnudniejsza rzeczą jaką można robic, rower- choc uwielbiam niewiele daje widocznych efektów, wiec za namową biegajacych znajomych zaczałem biegać. znalazlem ten cudowny plan. Każdy tydzien robiłem z małą dokładką - tzn. jak plan konczyl sie gdzies daleko od domu to robilem jeszcze tyle powtorzen ile trzeba bylo, i dobiegałem w ten sposób do domu. I tak doszedlem do tygodnia -4x5 min, 2.30 marszu. Pech albo raczej traf chciał ze pobieglem do lasu i gdzies po 4 - piątce stwierdzilem ze troche sie zgubilem i nie wiem ggdzie jestem

)), skonczylo sie na tym ze do domu trafiłem ale zamiast 4 x5 zrobiłem w sumie 12 powtórzen co dało w/g mojego pulsometru 14 kilometrow

.
Byłem wykonczony ale szczesliwy. Dzis, znowu pobieglem do lasu, z planem 4x5 plus ewentualnie jeszcze ze dwa powtórzenia. Jak wyrobiłem już normę zacząłem biec, 1 piątka, 2 piątka - bez przerwy. to juz bylo 10 minut bez przerwy, potem, pomyslalem ze fajnie byloby przebiec 15 minut bez przerwy, wiec sie nie zatrzymalem. to samo przy 20 minutach, 25, i tak dobieglem 30 !!!!
Dodam że waze 103 kg, mam 190 cm, palę papierosy, nie odzywiam sie sałatkami.
Więc warto, jestem z siebie mega dumny.
Pytanie co dalej? czy mam dalej sobie robicten plan w/g zalozen, a potem biec ile bede mial ochote, czy przejsc do jakiegos innego planu?
pozdrowienia!