Na początek oczywiście wypada się przywitać, bo choć forum czytam od dłuższego czasu, to jest to mój pierwszy post. A teraz do rzeczy
Jest to moje któreś z kolei podejście do biegania. Ale chyba wreszcie jest tak jak być powinno bo bez biegania powoli przestaje sobie wyobrażać moje kolejne dni.

Wczoraj miałem przyjemność/nie przyjemność pierwszego w 'karierze biegu w gorszych warunkach. Było nieprzyjemne 10 stopni, lekka mgła i delikatny wiaterek. Momentami może nawet leciuteńka mżawka. Ubrałem się zdawało mi się ok. Na nogi skarpety i buty biegowe, legginsy, bieliznę termoaktywną z długim rękawem i na to krótki oddychający ponoć rękaw z decathlona. Wychodząc było lekko chłodno, po jakimś czasie zrobiło mi się cieplutko. Więc niby wszystko w porządku.
Pobiegłem, pobiegłem, wróciłem do domu i popołudniu/wieczorem się zaczęło. Lekkie drapanie w gardle, drobne psikanie, smarkanie. Cóż nie trzeba być jasnowidzem, żeby stwierdzić, że bieganie nie jest tu bez wpływu.
Dodam jeszcze na koniec że podczas biegu czułem się raczej komfortowo pod względem termicznym. Czułem tylko lekki pot na plecach i na głowie. Ale tego raczej nie da się przeskoczyć, w końcu uprawiamy aktywność fizyczną

Proszę o rady! Co zrobiłem źle, co poprawić! Co może być powodem i jak temu zapobiec! W końcu wczoraj w Poznaniu było dopiero 10 stopni, a ja już psikam! Co zrobić jeżeli będzie poniżej zera! Pomóżcie proszę, bo nie chcę rozstawać się z bieganiem!