Hej
Wstępnie chciałem się przywitać ze wszystkimi.
Niedawno rozpocząłem przygodę z bieganiem (10 września, cel był jeden: schudnąć!) i plan 10 tygodniowy wypalił choć musiałem go nieźle zmodyfikować. Pierwsze dwa tygodnie 2 min biegu 4 min marszu (x5) przyprawiały mnie o zawał. Kolejne dwa tygodnie były jedynie z 2 treningami bo wracałem późno z pracy ale już 3 na 3 (x5). Przy przejściu na poziom 4 min biegu i 2 marszu zaczęły się bóle w piszczelach i to spore ale szczęśliwe połączenie z tygodniową delegacją obfitującą w alkohol i imprezy chwilowo zażegnały problem i po tym postanowiłem się wziąć za siebie.
1. zero papierosów (wcześniej paliłem około 10 - weekendowe imprezy).
2. minimum alkoholu (kiedyś piłem dużo teraz max pół kieliszka wina raz na 2-3 tyg).
3. dieta (i tu nie chodzi o to by jeść mało, tylko odpowiednio)
4. trening uzupełniający (od ostatnich 2-3 tyg taniec, basen, w planach jest jeszcze siłowania) - traktuję to jako rekreację nie żeby się zakatować
5. regularność treningów
6. masaże nóg
7. zakup dobrych butów
8.
rozciąganie nie tylko po rozgrzewce, ale też
po treningu (to mnie uwolniło od bólów nóg).
To wszystko dało super rezultaty spadek z 100kg na 92kg (w 1 miesiąc i nie jest to utrata wody) nie mówiąc już o cm w pasie

, biegam już spokojnie 31 min (ostatni tydzień to robiłem już taki "swój" plan 22min 24 min 25 min, ......... ,30min i 31min) bo czułem, że mogę więcej ale bałem się przesadzić by nie nabawić się znów bólu w piszczelach (jak czuję że mogę więcej zwiększam czas o 1-2 min z treningu na trening).
I choć teraz czuję się świetnie, chce mi się żyć, mam masę energii w sobie to jest teraz jeden zasadniczy problem: nie biegam by schudnąć (choć w planie jeszcze 12kg przede mną) biegam bo lubię, naprawdę to lubię!