
Za miesiąc zaczynam ostatni rok studiów, chyba najcięższy z dotychczasowych (trochę niefortunnie wybrałam porę na początek biegania, ale uznałam, że teraz albo nigdy). Pesymistycznie zakładam, że czas na treningi będzie tylko rano, przy czym niestety maksymalnie do 30 minut, jak najbliżej domu jak się da, bo zajęcia mam zawsze na 8.00. W weekendy może być lepiej.
Czy w takiej sytuacji, kiedy żaden sensowny plan nie wchodzi w grę, dam radę do zimy coś poprawić? Po śniegu raczej szarżować nie będę, chociaż nie zamierzam wtedy zaniechać biegania
