
Jestem nowa. I tutaj, i w ogóle w gronie biegaczy. Zaczęłam dokładnie 2 miesiące temu, 11 maja. Długo się zastanawiałam czy założyć tu wątek bo mimo tych (aż?) dwóch miesięcy, wciąż zastanawiam się czy i jak długo będę regularnie biegać. Początkowy zapał już dawno minął, chociaż nie mówię, że go w ogóle nie ma.

Dlaczego tak właściwie założyłam ten wątek? Nie wiem, może trochę szukam motywacji, dobrych rad i po prostu – wymiany doświadczeń. Zarówno pod względem treningów jak i ogólnego funkcjonowania. Co prawda mam wsparcie i to blisko – mój tata kilka dobrych lat biegał (amatorsko), zrzucił przy tym kilkanaście kg, przebiegł maraton, ale jakiś czas temu przestał. Teraz znowu wraca do formy, chciałby w końcu pójść ze mną na trening bo lubi biegać z kimś… wiem, mogłabym być jego motywatorem ale ja chyba preferuję bieganie indywidualne. :P
Jeśli o mnie chodzi – trenuję co drugi dzień, przez te 2 miesiące może 2 razy złamałam tę regułę (wyjazd, przeziębienie czy niezaplanowane spotkanie) ale zaraz odrobiłam tak, że w tygodniu wychodziły te 3-4 treningi. Pierwszy trening trwał 40 minut (trucht bez przerwy), już dokładnie nie pamiętam ale chyba ok. 6 km wtedy przebiegłam. Potem było 45-50 minut, od jakiegoś miesiąca jest to przeważnie godzina/ 50 minut biegu. W zależności od intensywności i ‘przeznaczenia’ przebiegam wtedy od 7 do 9 km. Najwięcej na razie przebiegłam 10 km (1h 6'), ale jeszcze nie czuję się na siłach aby to był mój domyślny dystans.
Za radą taty i przeczytanych artykułów w tygodniu różnicuję sobie intensywność treningu – 1 dzień w tygodniu są interwały (ale nie jakieś określone – po prostu zmieniam tempo i robię kilka-kilkanaście takich zmian) 45-50 min, potem mam trochę dłuższe treningi – 1h i (no, minimalnie) spokojniejsze – 50 min. Od 24 maja używam Endomondo i na początku moja średnia prędkość wynosiła ok 7.10-7.30 min/km, teraz przeważnie schodzę poniżej 7, w najlepszych treningach zdarzało się nawet <6.30 (rekord dzisiaj, tj. wczoraj - 6.21, co ciekawe często biję swoje rekordy na biegach interwałowych). ale poprawa wyników pewnie spowodowana jest dodatkowo zmianami tras – na początku biegałam tylko na jednej polnej drodze – z wzniesieniami i dołkami, teraz wolę biegać po czymś bardziej równym – droga lub chodnik, chociaż polne drogi też się zdarzają.
Zastanawiam się czy to normalne, ale bywają takie dni, że biegam (jak na mnie) b.dobrze, średnim tempem ok. 6.30-6.50, a potem wyjdę i jest 7.20. nie wiem od czego to zależy, tak mam, biegnie mi się źle, od początku mam ochotę się zatrzymać, a na następnym treningu jest znowu dobrze (zauważyłam, że muzyka dużo daje ale nie zawsze jej słucham bo mi trochę niewygodnie). No ale, cieszę się że w ogóle biegam, nie spinam się i przyjmuję ‘na klatę’ te gorsze dni. Nie idzie szybko? Dobrze, będzie wolno, ale będzie. :D
Dlaczego biegam? Hmm, przymierzałam się już do tego od dawna. Że bieganie – jak ryba – dobre na wszystko. Ważę przy 163 cm 60 kg, co nadwagą nie jest, ale nie powiem żeby było mi dobrze z moimi udami i brzuszkiem i miło by było, gdyby to powoli znikało. Nie jest to mój główny cel, może źle, bo chyba nic nie schudłam przez te 2 miesiące… ale to już jest kolejny problem, o tym może później bo już i tak za dużo napisałam.


Teraz mam wakacje, staram się (nie zawsze wychodzi! Często przegrywa np. z imprezami :P) nawet codziennie ruszać (bieganie i naprzemiennie rower/ rolki/ basen/ tenis/ cokolwiek) ale nie wiem co będzie potem. Jestem istotą z natury ciepłolubną więc boję się, że jak tylko przyjdzie zima to zaszyję się w domu pod kocem, z ciepłą herbatą i ciasteczkami i z chęcią zapomnę, że można założyć adidasy i wyjść pobiegać… cały czas jestem trochę sceptycznie nastawiona do biegania, ale chyba najbardziej do samej siebie. Znam siebie, wiem, że czasem mam słomiany zapał i mimo starań nadal nie czuję tego o czym wy tu tak w kółko piszecie - że bieganie - to jest to. Wydaje mi się (choć jeszcze tego nie zrobiłam i mam nadzieję – szybko nie zrobię), że nadal mogłabym rzucić tę formę aktywności – a wręcz jestem pewna, że nie dam tak długo rady dotrzymać tej regularności. A ona jest chyba kluczem do wszystkiego… staram się, zobaczymy co wyjdzie.
Przepraszam za tak długi post, mam nadzieję, że go ktoś chociaż częściowo przeczyta
