zaczęłam biegać...

Stawiasz pierwsze kroki? Tutaj szukaj wsparcia, pomocy i zachęty. Wstąp i podaj rękę tym, którzy dopiero nabierają pędu.
Awatar użytkownika
wisnia
Zaprawiony W Bojach
Zaprawiony W Bojach
Posty: 317
Rejestracja: 11 lip 2011, 00:20
Życiówka na 10k: brak
Życiówka w maratonie: brak

Nieprzeczytany post

Witam wszystkich ;)

Jestem nowa. I tutaj, i w ogóle w gronie biegaczy. Zaczęłam dokładnie 2 miesiące temu, 11 maja. Długo się zastanawiałam czy założyć tu wątek bo mimo tych (aż?) dwóch miesięcy, wciąż zastanawiam się czy i jak długo będę regularnie biegać. Początkowy zapał już dawno minął, chociaż nie mówię, że go w ogóle nie ma. ;)
Dlaczego tak właściwie założyłam ten wątek? Nie wiem, może trochę szukam motywacji, dobrych rad i po prostu – wymiany doświadczeń. Zarówno pod względem treningów jak i ogólnego funkcjonowania. Co prawda mam wsparcie i to blisko – mój tata kilka dobrych lat biegał (amatorsko), zrzucił przy tym kilkanaście kg, przebiegł maraton, ale jakiś czas temu przestał. Teraz znowu wraca do formy, chciałby w końcu pójść ze mną na trening bo lubi biegać z kimś… wiem, mogłabym być jego motywatorem ale ja chyba preferuję bieganie indywidualne. :P

Jeśli o mnie chodzi – trenuję co drugi dzień, przez te 2 miesiące może 2 razy złamałam tę regułę (wyjazd, przeziębienie czy niezaplanowane spotkanie) ale zaraz odrobiłam tak, że w tygodniu wychodziły te 3-4 treningi. Pierwszy trening trwał 40 minut (trucht bez przerwy), już dokładnie nie pamiętam ale chyba ok. 6 km wtedy przebiegłam. Potem było 45-50 minut, od jakiegoś miesiąca jest to przeważnie godzina/ 50 minut biegu. W zależności od intensywności i ‘przeznaczenia’ przebiegam wtedy od 7 do 9 km. Najwięcej na razie przebiegłam 10 km (1h 6'), ale jeszcze nie czuję się na siłach aby to był mój domyślny dystans.

Za radą taty i przeczytanych artykułów w tygodniu różnicuję sobie intensywność treningu – 1 dzień w tygodniu są interwały (ale nie jakieś określone – po prostu zmieniam tempo i robię kilka-kilkanaście takich zmian) 45-50 min, potem mam trochę dłuższe treningi – 1h i (no, minimalnie) spokojniejsze – 50 min. Od 24 maja używam Endomondo i na początku moja średnia prędkość wynosiła ok 7.10-7.30 min/km, teraz przeważnie schodzę poniżej 7, w najlepszych treningach zdarzało się nawet <6.30 (rekord dzisiaj, tj. wczoraj - 6.21, co ciekawe często biję swoje rekordy na biegach interwałowych). ale poprawa wyników pewnie spowodowana jest dodatkowo zmianami tras – na początku biegałam tylko na jednej polnej drodze – z wzniesieniami i dołkami, teraz wolę biegać po czymś bardziej równym – droga lub chodnik, chociaż polne drogi też się zdarzają.
Zastanawiam się czy to normalne, ale bywają takie dni, że biegam (jak na mnie) b.dobrze, średnim tempem ok. 6.30-6.50, a potem wyjdę i jest 7.20. nie wiem od czego to zależy, tak mam, biegnie mi się źle, od początku mam ochotę się zatrzymać, a na następnym treningu jest znowu dobrze (zauważyłam, że muzyka dużo daje ale nie zawsze jej słucham bo mi trochę niewygodnie). No ale, cieszę się że w ogóle biegam, nie spinam się i przyjmuję ‘na klatę’ te gorsze dni. Nie idzie szybko? Dobrze, będzie wolno, ale będzie. :D

Dlaczego biegam? Hmm, przymierzałam się już do tego od dawna. Że bieganie – jak ryba – dobre na wszystko. Ważę przy 163 cm 60 kg, co nadwagą nie jest, ale nie powiem żeby było mi dobrze z moimi udami i brzuszkiem i miło by było, gdyby to powoli znikało. Nie jest to mój główny cel, może źle, bo chyba nic nie schudłam przez te 2 miesiące… ale to już jest kolejny problem, o tym może później bo już i tak za dużo napisałam. ;) Ale chcę też po prostu się poruszać, odkąd pamiętam lubiłam aktywność fizyczną ale od kilku lat takie wypady były zdecydowanie za rzadkie w porównaniu do czasu spędzonego przy komputerze. Więc zanim zaczęłam biegać nie byłam taką totalną łamagą, chociaż wysportowaną też już nie mogę się nazwać. :)

Teraz mam wakacje, staram się (nie zawsze wychodzi! Często przegrywa np. z imprezami :P) nawet codziennie ruszać (bieganie i naprzemiennie rower/ rolki/ basen/ tenis/ cokolwiek) ale nie wiem co będzie potem. Jestem istotą z natury ciepłolubną więc boję się, że jak tylko przyjdzie zima to zaszyję się w domu pod kocem, z ciepłą herbatą i ciasteczkami i z chęcią zapomnę, że można założyć adidasy i wyjść pobiegać… cały czas jestem trochę sceptycznie nastawiona do biegania, ale chyba najbardziej do samej siebie. Znam siebie, wiem, że czasem mam słomiany zapał i mimo starań nadal nie czuję tego o czym wy tu tak w kółko piszecie - że bieganie - to jest to. Wydaje mi się (choć jeszcze tego nie zrobiłam i mam nadzieję – szybko nie zrobię), że nadal mogłabym rzucić tę formę aktywności – a wręcz jestem pewna, że nie dam tak długo rady dotrzymać tej regularności. A ona jest chyba kluczem do wszystkiego… staram się, zobaczymy co wyjdzie.

Przepraszam za tak długi post, mam nadzieję, że go ktoś chociaż częściowo przeczyta ;) i pozdrawiam.
PKO
Awatar użytkownika
mariuszbugajniak
Zaprawiony W Bojach
Zaprawiony W Bojach
Posty: 2131
Rejestracja: 02 lip 2011, 11:48
Życiówka na 10k: 37.29
Życiówka w maratonie: 2.59.02
Lokalizacja: Włoszczowa

Nieprzeczytany post

ja przeczytałem, masz wciągający styl pisania :taktak:

ja dopiero wczoraj przebiegłem swoje pierwsze 30min w około 5,15min/km i ze mną było tak:

różne rzeczy mi do głowy przychodziły, wiele lat jeździłem na motocyklach sportowych, ścigałem się nawet na torze w poznaniu na wyścigach, potem trochę przerzuciłem się na crossa, wcześniej był rower i częste śmiganie, od 4 miesięcy mieszkam wreszcie na swoim i postanowiłem coś zmienić w swoim życiu bo obudziłem się z 89kg sadełka przy 185cm

chyba od czerwca zacząłem biegać, ale nieregularnie, około 2-3km i do tego rower oporowo 40-70km w tempie 23-25km/h, do tego zdrowa dieta, od drugiej połowy czerwca plan 6 tygodniowy zastosowałem, do tego termogenik i l-karnityna i dziś mam już 30min biegu za sobą, waże 79kg, jest mi dobrze, czuje się świeżo! wczoraj po biegu ledwo się zataszczyłem na 4 piętro, a po 15 minutach już byłem na rowerze i na rozciągnięcie 20km strzeliłem... do tego jeszcze jedna fantastyczna rzecz, jazda konna, daje maksymalny kontakt z naturą i wyciszenie... na tą chwile moge powiedzieć, że bieganie, rower i konie to 3 rzeczy, które sprawiaja mi największą frajde w życiu, a najlepsze jest to, że praktycznie wszystkie te rzeczy są za darmo :hej: bo niech nikt się nie pyta ile kosztowały mnie wyścigi motocyklowe :hej: :hej: :hej:

TAKŻE BIEGAJ I MOTYWUJ SIĘ TYM, ŻE TY MOŻESZ, A 95% LUDZI NIE BO PO 100M MAJĄ ZADYSZKE :hej:
10km - 37.08 / 21km - 1.23.18 / 42km - 2.59

KOMENTARZE
Aniad1312
Zaprawiony W Bojach
Zaprawiony W Bojach
Posty: 4291
Rejestracja: 18 kwie 2010, 21:03

Nieprzeczytany post

Witamy "Nową" ;)
Życzę wytrwałości!
Awatar użytkownika
pełnazapału
Wyga
Wyga
Posty: 108
Rejestracja: 05 cze 2011, 09:15
Życiówka na 10k: brak
Życiówka w maratonie: brak
Lokalizacja: Warszawa

Nieprzeczytany post

witaj na forum!
ja swoją przygodę z bieganiem zaczęłam z tydzień później niż Ty, więc mniej więcej jesteśmy na podobnym etapie (z tym, że ja zaczęłam z gorszą kondycją i zdecydowanie większą wagą). Powiem Ci, że z motywacją też u mnie czasami ciężko, ale to forum mi bardzo pomaga- mogę z czystym sumieniem polecić! Co do treningów, powiem Ci, że widzę po sobie, że czasami warto odpuścić- ostatnio zamieniłam jedno bieganie na basen, bo po prostu nie czułam się na siłach i na prawdę dobrze mi to zrobiło :)
w każdym razie- powodzenia i niesłabnącego zapału życzę (uda nam się!)
Obrazek
Awatar użytkownika
wolf1971
Zaprawiony W Bojach
Zaprawiony W Bojach
Posty: 1815
Rejestracja: 18 sty 2011, 09:43
Życiówka na 10k: brak
Życiówka w maratonie: brak
Lokalizacja: Piastów>Łódź>Płońsk

Nieprzeczytany post

Dobrać plan (taki akurat dla Twoich możliwości), rozpisać w kalendarzu na ścianie, a na zimę kupić odpowiednie ciuchy i konsekwentnie, systematycznie biegać, biegać i jeszcze raz biegać. Zobaczysz jak będziesz dumna z siebie za pół roku :) Życzę powdzenia!
Awatar użytkownika
kachita
Zaprawiony W Bojach
Zaprawiony W Bojach
Posty: 6639
Rejestracja: 22 maja 2011, 19:26
Życiówka na 10k: brak
Życiówka w maratonie: brak
Lokalizacja: Wrocław

Nieprzeczytany post

Bieganie zimą ma swoje niewątpliwe uroki :taktak: I nie musisz się bać, że będzie Ci za zimno, od biegania się od razu rozgrzejesz ;)
Powodzenia!
[url=http://www.bieganie.pl/forum/viewtopic. ... ead#unread]Wyznania kobiety szurającej[/url] || [url=http://bieganie.pl/forum/viewtopic.php? ... ead#unread]Komentarze[/url]

[color=#BF0080][size=85]A minute on the lips, a lifetime on the hips.[/size][/color]
Awatar użytkownika
wisnia
Zaprawiony W Bojach
Zaprawiony W Bojach
Posty: 317
Rejestracja: 11 lip 2011, 00:20
Życiówka na 10k: brak
Życiówka w maratonie: brak

Nieprzeczytany post

Dzięki!

żadnego konkretnego planu nie realizuję, może warto by zacząć. na razie realizuję swój plan, tj. zwiększanie tempa i... regularność. z tymi ciuchami to dobry motyw - teraz biegam w zwykłych bawełnianych koszulkach i zwykłych krótkich spodenkach (to, co mam w szafie) + adidasy, które mają chyba z 8 lat, ale rozmiar nadal pasuje i stan nienajgorszy. jakieś Reeboki, wyglądają na biegowe i dobrze spełniają swoją funkcję. nie pocę się prawie wcale więc nie narzekam na razie na strój, ale jak będzie chłodniej nie będę już mogła biegać w byle czym.

@kachita, bardzo chciałabym już się przekonać jakie to uroki i czy rzeczywiście JA je docenię :> no, ale mam nadzieję, że sprawdzę za kilka miesięcy!

@mariuszbugajniak, naprawdę schudłeś 10 kg od czerwca? :szok: ja bym chciała chociaż dwa :lalala:

no bo ja żadnej diety nie mam... to znaczy staram się jeść dobrze, zwracam (zawsze zwracałam) uwagę na to, żeby nie opychać się byle czym, ale mój problem polega na tym, że ja czasem po prostu muszę to byle co zjeść, z pełną tego świadomością. uwielbiam słodycze i nie mogę się bez nich obejść. próbowałam... umiem ograniczyć, ale po 2 tygodniach ograniczania miałam taki napad, że przez następne dwa jadłam za dwóch :niewiem:
jem to, co je się w domu, czyli standardowe obiady, zdarza mi się zjeść na śniadanie parówkę :jatylko: a kolację godzinę przed snem. do McDonalda nie chodzę, chipsy jem... na imprezach na których wypijam pewnie więcej piwa niż powinnam.

z jedzeniem mam zdecydowanie większy problem niż z ruchem, ja po prostu lubię jeść :) i stwierdziłam, że powoli bo powoli ale bez żadnej określonej diety (MŻ+większe pilnowanie się) da radę coś tracić na wadze. bo jeśli kiedyś jadłam tyle samo i nie tyłam, to teraz jedząc nadal to samo + dodatkowo ruszając się, ogólny bilans kaloryczny będzie mniejszy?
tak?
inna sprawa to fakt, że przez ostatni miesiąc chyba nadrabiałam wybiegane kalorie, strasznie polepszył mi się apetyt. :echech:

jakieś metody na poskromienie wilczego apetytu?
Awatar użytkownika
wolf1971
Zaprawiony W Bojach
Zaprawiony W Bojach
Posty: 1815
Rejestracja: 18 sty 2011, 09:43
Życiówka na 10k: brak
Życiówka w maratonie: brak
Lokalizacja: Piastów>Łódź>Płońsk

Nieprzeczytany post

Słodycze.... Też lubię, ale u mnie sprawdza sie metoda na miod. Zawsze jak mam ochote to sobie cos tam wrzuce na ruszt :hahaha: Czy to w postaci miodu ze sloika czy w postaci piwa miodowego. Zacznij regularnie biegac, a zobaczysz sama czego organizm potrzebuje. Ja sam po biegu czesto mam tak, ze zjadam tabliczke czekolady....
Kocham parówkim czipsy itd. Wszystko jest dla ludzi. Nawet Mak. Tylko wszystko w granicach rozsadku. I biegac biegac biegac.... Tez w granicach rozsadku, dlatego pisalem o planie i systematycznosci.
Chudniecie.... To moim zdaniem jest zalezne od organizmu kazdego z nas. Ja juz nie chudne. Biegam duzo i nie chudne. Mam swoje lata, swoj metabolizm i mam to w d....e. bo najwazniejsze jest bieganie. Jesli nie wrzucisz do pieca, jak to mawia Moja Kobieta, to nie pobiegniesz. Przebiegajac 10K spalam 1000 kalorii wg Garmina. Pewnie sa jakiesz przeklamania itd, ale to swiadczy tylko o tym ile trzeba napalic pod kotlem zeby pobiec :hahaha: Diety sa OK, ale dostosowane indywidualnie do potrzeb biegacza. Biegam od niedawna, ale wiem, ze trzeba posluchac organizmu. On mi powie, ze chce tego i tego. Ja tak mam :oczko:
I jeszcze raz. Buty. Plan dla Ciebie (żeby uniknąć kontuzji). Wytrwałość i konsekwencja. Wiem po sobie, że ciężko jest na początku. Jednak mina ludzi kiedy biegniesz w deszczu czy śniegu, satysfakcja z każdego osiągniętego celu w planie .... :taktak: A efekty przyjdą później: spadek wagi, rewelacujna chęć do życia działnia, zero chorób.... Powolutku, małymi kroczkami, a osiągniesz swój malutki cel. A później sama zobaczysz jak sie rozkręcisz, tak jak większośc z Nas na tym forum. Tylko wytrwałość i konsekwencja :hej: .
iściak
Wyga
Wyga
Posty: 149
Rejestracja: 16 cze 2011, 19:41
Życiówka na 10k: brak
Życiówka w maratonie: brak

Nieprzeczytany post

Takie stare powiedzenie jest /Śniadanie zjedz sam, obiadem podziel się z przyjacielem, a kolacje oddaj wrogowi/ :bum: U mnie wyglada to tak, że z rana jem ile mam ochotę, obiad skromny, a na kolacje napiję się wody. :hej: I chudnę /chociaż nie bardzo mam z czego/.
A żeby się wkręcić w bieganie najłatwiej jest ustalić sobie cel. Ja np. dałem sobie rok na przygotowana do maratonu. I od kiedy mam cel nie czuję już żadnych problemów z motywacją. :hejhej:
Powodzenia.

@wolf1971
Ja mam inne zdanie co do butów - wg. mnie nie potrzebne są specjalne - kupiłem i żałuję. Teraz biegam na zmianę w biegowych i w tenisówkach. Warunek to bieganie /ze śródstopia/.
Pozdrawiam.
Awatar użytkownika
mszary
Zaprawiony W Bojach
Zaprawiony W Bojach
Posty: 630
Rejestracja: 27 wrz 2010, 07:32
Życiówka na 10k: brak
Życiówka w maratonie: brak
Lokalizacja: Witkowo Drugie

Nieprzeczytany post

@nie - masz normalne wątpliwości, jak każdy kto zaczynał przygodę z bieganiem. No przynajmniej ja takie miałem, a to czy zima będzie mi się chciało, czy schudnę, czy dam rade biegać regularnie skoro lubię imprezy i alkohol...

Teraz nie wyobrażam sobie nie biegać zimą, nie wyobrażam sobie żebym nie wykorzystał okazji pobiegania podczas burzy i deszczu (a bieganie w ulewie sprawia mi największą frajdę :)), po długim okresie biegania już nawet specjalnie diety nie trzymam i chudnę, chociaż mam okresy "ściany", kiedy waga nie spada nawet gram. Co do imprez i piw to po takim okresie już dawno sobie wszystko przewartościowałem i wolę wypić herbatę lub jedno, góra dwa piwa i iść nast. dnia pobiegać niż upijać się i jeść jak głupi. A przyjaciele już tak się przyzwyczaili do mojej pasji, że już nawet im nie przeszkadza jak na imprezie piję jako jedyny bezalkoholowe.

Także trzymaj się tego co sobie zakładasz, zimy się nie bój a będzie dobrze. :usmiech:
Awatar użytkownika
wisnia
Zaprawiony W Bojach
Zaprawiony W Bojach
Posty: 317
Rejestracja: 11 lip 2011, 00:20
Życiówka na 10k: brak
Życiówka w maratonie: brak

Nieprzeczytany post

iściak pisze:Takie stare powiedzenie jest /Śniadanie zjedz sam, obiadem podziel się z przyjacielem, a kolacje oddaj wrogowi/ :bum: U mnie wyglada to tak, że z rana jem ile mam ochotę, obiad skromny, a na kolacje napiję się wody. :hej: I chudnę /chociaż nie bardzo mam z czego/.
i tutaj mam problem bo jestem raczej nocnym markiem, wieczorem ożywam, także w kwestii "żołądkowej" :D
mój apetyt rośnie wprost proporcjonalnie do pory dnia, pomijając wakacje (podczas których zawsze tyję...) śniadanie bywało mniejsze niż kolacja. śniadania umiem sobie odmówić, kolacji - nigdy! chociaż nie mówię, generalnie udaje mi się wytrzymać te 3 h przed snem bez jedzenia. tylko po prostu pewnie za dużo jem na kolację.
chcąc się zmierzyć z tym problemem - przeczytałam, że wzmożony wieczorny apetyt może być wynikiem niedojadania w pierwszej części dnia. i to by się u mnie zgadzało - za dnia jestem zajęta, poza domem - nie myślę o jedzeniu. jem, ale w normie, to nie jest tak, że nie odczuwam apetytu.
od czasu treningów bardziej skupiam się na śniadaniu (i budzę się głodna, gdzie zdarzało mi się regularnie wyjść z domu bez zjedzenia niczego), ale wieczorny apetyt nadal jest :( i pewnie chodzi o to, że siedzę w domu, zrelaksowana, lodówka blisko... :lalala:

i co jeszcze jest u mnie dziwne i mnie najbardziej przeraża w kwestii odchudzania się... mam takie "okresy", podczas których albo jem bardzo dużo albo bardzo mało. np. zimą (podczas której zazwyczaj chudnę) ważyłam bez żadnego ruszania się 57-58 kg. bo po prostu nie miałam apetytu, coś tam jadłam ale bez szału. potem zaczęłam jeść znowu normalnie, aż w końcu przerodziło się to w objadanie się, które właśnie teraz ograniczam. i takie okresy potrafią trwać 2 tygodnie, ale potrafią też miesiąc, dwa.
teraz ważę to swoje 60, nie wiem ile by było bez biegania, bo przez ostatnie 2 tygodnie potrafiłam naprawdę zjeść dużo. obiad, zaraz potem paczka ciastek. chwila przerwy i kanapka... i tak szło.
ostatnie wakacje zakończyłam chyba z wynikiem 63 (albo więcej?) kg. ale bez tragedii, wiedziałam że jak tylko zacznę mieć rano zajęcia, po południu jakieś rzeczy do zrobienia to przestanę tak często myśleć o jedzeniu i powrócę do normalnej wagi.

teraz waga stoi. zaczynając biegać (wtedy jadłam b. dobrze jak na mnie, nie tylko pod względem ilościowym ale jakościowym) może spadła przez chwilę na 58-59, ale potem zaczęło się jedzenie i teraz nawet czasem jest powyżej 60. nie chcę 6 na początku, więc wiem, że muszę przestać wp!@#$%ć :bum:
Awatar użytkownika
wolf1971
Zaprawiony W Bojach
Zaprawiony W Bojach
Posty: 1815
Rejestracja: 18 sty 2011, 09:43
Życiówka na 10k: brak
Życiówka w maratonie: brak
Lokalizacja: Piastów>Łódź>Płońsk

Nieprzeczytany post

Ja nie wyobrażam sobie nie zjeść śniadania. Jak można z samego rana "nie dorzucić do pieca"? Organizmu nie oszukasz i dlatego upomina się o swoje wieczorem. Tak jak w bieganiu i w jedzeniu potrzeba regularności. Jem mało tzn. akurat, tyle ile mi trzeba, ale kilka razy dziennie. Jem to na co mam ochotę, ale się nie obżeram. Jacek Fedorowicz kiedyś napisał, że biegacz powinien jeść tak, aby czuć, że jeszcze byłby gotów coś zjeść:) Coś w tym jest ...
Awatar użytkownika
mariuszbugajniak
Zaprawiony W Bojach
Zaprawiony W Bojach
Posty: 2131
Rejestracja: 02 lip 2011, 11:48
Życiówka na 10k: 37.29
Życiówka w maratonie: 2.59.02
Lokalizacja: Włoszczowa

Nieprzeczytany post

nie możesz żyć w ten sposób, że nie jesz śniadania! zmień sposób odżywiania na śniadanie, obiad i bez kolacji... dasz rade bo ja dałem :taktak:
10km - 37.08 / 21km - 1.23.18 / 42km - 2.59

KOMENTARZE
Awatar użytkownika
kachita
Zaprawiony W Bojach
Zaprawiony W Bojach
Posty: 6639
Rejestracja: 22 maja 2011, 19:26
Życiówka na 10k: brak
Życiówka w maratonie: brak
Lokalizacja: Wrocław

Nieprzeczytany post

Eee tam, ja na przykład nie przepadam za obfitymi śniadaniami, bo po prostu zaraz po obudzeniu nie jestem w stanie za bardzo jeść. A potem już jestem w pracy, więc jakieś superśniadanie odpada. Generalnie chodzi o to, żeby bilans kaloryczny był na minus i raczej nie zrobi mi większej różnicy, czy te kalorie zjem rano czy wieczorem.
A jeśli chodzi o napady gastrofazy ;), to też czasem tak mam. Staram się wtedy pożerać coś niskokalorycznego, a zapychającego typu arbuz, ogórki, marchewki, kalarepa, ewentualnie ciasteczko owsiane (mało cukru, dużo błonnika).
[url=http://www.bieganie.pl/forum/viewtopic. ... ead#unread]Wyznania kobiety szurającej[/url] || [url=http://bieganie.pl/forum/viewtopic.php? ... ead#unread]Komentarze[/url]

[color=#BF0080][size=85]A minute on the lips, a lifetime on the hips.[/size][/color]
Qba Krause
Zaprawiony W Bojach
Zaprawiony W Bojach
Posty: 11474
Rejestracja: 16 kwie 2008, 22:31

Nieprzeczytany post

olbrzymią różnicę czyni to kiedy się poszywa kalorie, rano czy wieczorem.

rano dają energię na cały dzień, wieczorem niemetabolizowane odkładają się w tkance tłuszczowej.
być jak brad pitt w Indiana Jonesie.

Do Things Always.

komentarze do bloga
blogspot
New Balance but biegowy
ODPOWIEDZ