Zaczynam pisać tego posta po raz piąty, dlatego tym razem będzie zwięźle

Mam 22 lata i 20 kg nadwagi (przy wzroście 168cm ważę 88 kg; 10kg już udało mi się zrzucić od 8 stycznia).
Mam także w nogach tysiące kilometrów na nogach, nartorolkach i nartach biegowych. Od pierwszej klasy gimnazjum do ukończenia liceum biegało się w różnych miejscach i warunkach. Jak to zwykle bywa, rozpoczęcie studiów na "niefizycznej" uczelni przysporzyło mi wielu uciech, które z szybkością i siłą błyskawicy pozbawiły mnie zdrowego wyglądu i dobrego snu. Żyłem tak sobie przez 3.5 roku, obrosłem tłuszczem i ogólnie pod względem "fizycznym" się stoczyłem.
Przez ostatnie półtora miesiąca zaglądałem na stronę bieganie.pl i szukałem czegoś, co zmobilizowałoby mnie do wysiłku. No i znalazłem 24-tygodniowy plan do maratonu

Mam do tego wszystkiego pozytywne nastawienie, po bieganiu czuję się wyśmienicie, znam już wstępny plan zajęć na nadchodzący semestr i wiem, że przynajmniej dwa dni w środku tygodnia znajdę na bieganie. I teraz czas na fundamentalne pytanie - czy biegać sobie te rozbiegania i dokładać powoli km celem zrzucenia wagi i zbudowania jakotakiej wytrzymałości, żeby na wakacje móc pobiegać 2 miesiące coś konkretnego przed maratonem, czy dać się stłamsić przez otocznie i biegać byle jak i bezcelowo?
No to chyba będzie na tyle w tym momencie

Dziękuję za uwagę