O rany! Ja biegam!

Stawiasz pierwsze kroki? Tutaj szukaj wsparcia, pomocy i zachęty. Wstąp i podaj rękę tym, którzy dopiero nabierają pędu.
kibuc
Wyga
Wyga
Posty: 132
Rejestracja: 21 gru 2010, 12:23
Życiówka na 10k: 42:12
Lokalizacja: Londyn

Nieprzeczytany post

Witam :)

Mam na imię Grzesiek, mam 28 lat i od zeszłego tygodnia staram się realizować plan 10-tygodniowy. A raczej - starałem się, bo wyszło... hmm, nietypowo.

Zawsze byłem w miarę aktywny i starałem się zmieścić w kalendarzu salę lub boisko przynajmniej dwa razy w tygodniu (koszykówka i piłka nożna, rekreacyjnie nie biegałem nigdy). Niestety, w lecie zeszłego roku podczas gry w piłkę więzadło krzyżowe poszło w diabły i od tego czasu, czyli przez 16 ostatnich miesięcy, jedyną aktywnością było wożenie się z między salami operacyjnymi (jedna operacja na jesieni 2009, druga w lipcu 2010) a gabinetami rehabilitacyjnymi. Od stycznia/lutego (zależy, jak kolano pozwoli) planuję powrót do aktywności, a skoro tak, to uznałem, że trzeba z odpowiednim wyprzedzeniem zadbać o kondycję.

Postanowiłem spróbować planu 10-tygodniowego, głównie dlatego, że zupełnie nie wiedziałem, czego spodziewać się po swoim organizmie. Nie była to moja pierwsza przygoda ani z operacjami kolan, ani z zerwanymi więzadłami, ale z pewnością pierwsza, po której odstawienie od sportu trwało tak długo. Zaopatrzony w buty do piłki halowej wdreptałem na bieżnię i rozpocząłem od 3 minut biegu (6min/km) i 2 marszu (9min/km), sześć powtórzeń. Było świetnie. Do tego stopnia, że zamiast ostatniej serii 3+2 zrobiłem po prostu 5 minut biegu, a po zakończeniu czułem co najwyżej przyjemne rozgrzanie.

Zachęcony sukcesem, postanowiłem przejść od razu na kolejny poziom - 5 + 2:30, a przy okazji zwiększyć tempo do 5:43/km (bieg) i 8:35/km (marsz). Po 5 minutach było jeszcze nieźle, więc postanowiłem biec, aż uznam, że pora na małą przerwę. Na Latającego Potwora Spaghetti! Ostatecznie zrobiłem dwie serie 12 + 3, ale tętno (mierzone "ręcznie") po pierwszej serii wynosiło 164, a po drugiej - 176, zaś przed oczami zaczęły latać kolorowe koła. Dobrze, że mi serducho gardłem nie wyskoczyło.

Boleśnie doświadczony przez życie ;) na trzecim treningu wróciłem do tempa 6min/km, postanawiając biec do oporu, za założeniem, że:

a. spuchnę przed 15. minutą - wówczas przejdę w marsz do 15. i powtórzę serię
b. spuchnę między 15. i 20. minutą - wówczas przejdę w marsz do 20. po czym przebiegnę 10 minut
c. spuchnę po 20. minucie - trudno, za ambicję kara musi być. Przebiegnę 30 minut i zostanę odwieziony prosto na OIOM.

Efekt? Hurrra, przebiegłem pół godziny! Tętno na zakończenie - 172. W 28. minucie pojawił się ból kolana, który - choć niewielki - skutecznie wybił mi z głowy jakiekolwiek wydłużanie dystansu.

Gdy już wytrzeźwiałem po świętowaniu mojego wiekopomnego sukcesu, ułożyłem nowy plan: stopniowe zwiększanie czasu biegu aż do godziny. Wczoraj wykonałem pierwszy krok - 35 minut biegu standardowym tempem 6min/km. Tętno na zakończenie - zaskakująco niskie 160bmp. Kolano w porządku, ale po zejściu z bieżni złapał mnie mocny jednostronny ból pleców nieco nad odcinkiem lędźwiowym. Czyżby wina złej techniki biegania? Z pewnością biegam nierówno, bo zdrowa noga muska bieżnię delikatnie jak promyk słońca o poranku, a operowana za każdy razem wali w nią z mocnym "łup!".

Na dziś planuję kolejny krok, czyli 40 minut biegu. Jest jednak problem: póki co, jeżeli wyłączymy z równania pierwszy, bardzo przyjemny trening, wszystkie pozostałe były WYCZERPUJĄCE oraz bardzo, ale to bardzo NUDNE. Drugie wiąże się z pierwszym, bo zmęczenie nie pozwalało mi czerpać przyjemności z muzyki na uszach, co pewnie dodałoby treningowi nieco kolorytu. Niestety, przy wzroście 187cm bieganie wolniej niż 6min/km sprowadza się do szybkiego marszu, co byłoby sporym krokiem w tył. Nie chcę też wracać na interwały, bo skoro mogę już przebiec pół godziny, byłoby to krokiem w tył równie dużym, jak punk poprzedni. Ile czasu potrzeba, by organizm w miarę przyzwyczaił się do tej nowej formy wysiłku (i do jakiejkolwiek formy wysiłku po tak długiej przerwie) i by do biegania dyskretnie wkradła się przyjemność? A może wy, jako doświadczeni biegacze, nigdy nie mieliście takiego problemu?
PKO
lone
Wyga
Wyga
Posty: 78
Rejestracja: 26 sie 2010, 21:56
Życiówka na 10k: brak
Życiówka w maratonie: brak

Nieprzeczytany post

Ja nie jestem bardzo doświadczony (przebiegłem do tej pory ok. 300 km), ale mam wzrostu prawie tyle samo (186 cm) i chciałbym zapewnić, że da się biegać wolniej, nawet ok. 7 min/km. Jest to bardzo łatwe, gdy biegnie się na dużej kadencji (ok. 180 kroków/min). Wtedy przy wolniejszym tempie kroki są po prostu krótsze. Dodatkowo, takie bieganie mniej obciąża stawy i ścięgna, co po operacji może mieć spore znaczenie. Podsumowując: policz sobie ile robisz kroków na minutę i jeśli robisz mało, ale długich kroków, to postaraj się szybciej kręcić nogami.
diegoramirez
Dyskutant
Dyskutant
Posty: 33
Rejestracja: 05 paź 2010, 22:43
Życiówka na 10k: brak
Życiówka w maratonie: brak

Nieprzeczytany post

wg. mnie główny błąd - zbyt szybkie postępy ;)
im wolniej tym lepiej - musisz przyzwyczAić organizm do regularnych wysiłków, i czasami lepiej jest zrobić "krok w tył" niż wypaść przez jakąś kontuzję, bóle itp, poza bieganiem, ważna jest rozgrzewka plus ćwiczenia - polecam Ci - http://www.bieganie.pl/?show=1&cat=15&id=854

biegasz na bieżni stacjonarnej?
jeśli tak, to nawet do 2x łatwiejsze niż bieg w terenie ;)

Dodatkowo przechodząc cały plan 10tyg - ostatni bieg Cie nie zmęczy, i będzie przyjemny - a poprzedzające tygodnie przygotują również psychikę :)
Awatar użytkownika
Adam Klein
Honorowy Red.Nacz.
Posty: 32176
Rejestracja: 10 lip 2002, 15:20
Życiówka na 10k: 36:30
Życiówka w maratonie: 2:57:48
Lokalizacja: Polska cała :)

Nieprzeczytany post

kibuc pisze:Niestety, przy wzroście 187cm bieganie wolniej niż 6min/km sprowadza się do szybkiego marszu, co byłoby sporym krokiem w tył.
I niestety na początku tak trzeba biegać, nawet 7 min/km. Tylko wtedy będziesz w stanie bez wpadnięcia w przetrenowanie biegać często i długo, z czasem, wraz ze wzrostem poziomu wytrenowania Twoje tempo się podniesie. Dla zmiany monotonii dodawaj 20 sekundowa przyspieszenia co jakiś czas (w tempie jakie wytrzymałbyś przez powiedzmy 90s)
kibuc
Wyga
Wyga
Posty: 132
Rejestracja: 21 gru 2010, 12:23
Życiówka na 10k: 42:12
Lokalizacja: Londyn

Nieprzeczytany post

Cel na dziś (40 minut) zrealizowany. Mimo, że warunki bardziej sprzyjające, niż wczoraj (wtedy biegłem pół godziny po sycącej kolacji, dziś - 2 godziny po lekkim podwieczorku i 40 minut po małym bananie na doładowanie baterii), było trudniej, a tętno końcowe wyniosło 168bpm. Być może to przemęczenie dwoma dniami biegowymi z rzędu - nie wiem, pierwszy raz biegłem dzień po dniu, więc ciężko mi wyrokować. Następne bieganie w czwartek a potem przerwa do poniedziałku, więc będę mógł ocenić, czy to kwestia czasu na regenerację.

Kryzys pojawił się dosyć szybko, bo już po kwadransie. Mając w pamięci wpis lone'go, postanowiłem zmienić kadencję, przy czym nie mogąc już bardziej drobić, postanowiłem spróbować pójść w drugą stronę i wydłużyć krok. Rewelacja! Od razu oddech stał się lżejszy, a w płucach poczułem przyjemny chłód tlenu. Nie mam pojęcia, czemu to przypisać - może temu, że wraz w wydłużeniem kroku automatycznie wyprostowała mi się sylwetka? Oczywiście, nie ma róży bez ognia ani dymu bez kolców - płuca wprawdzie odetchnęły, za to dużo szybciej poczułem zmęczenie nóg, zarówno w udach, jak i w łydkach, a dodatkowo zacząłem uderzać w bieżnię z większą siłą. Kilka następnych treningów pokaże, czy moje stawy są już gotowe na takie obciążenie. Być może pomogą lepsze buty, bo adidasy do halówki raczej nie zostały stworzone do amortyzacji wstrząsów. Drugi problem to to, że muszę być skupionym, by utrzymać wydłużony krok, bo gdy tylko spróbuję odpłynąć myślami, skracam go. Mam nadzieję, że wraz z wydłużeniem mojego stażu biegacza, zacznie mi to przychodzić bardziej naturalnie, w każdym razie z pewnością na najbliższych treningach postaram się poeksperymentować w tym zakresie.

Widzę, że pojawiły się ostrzeżenia przed przetrenowaniem. Czy jest domowy sposób pomagający ocenić, czy faktycznie do niego doszło lub może dojść? Nie dysponuję niestety żadnym przyrządem do pomiaru tętna poza palcami prawej dłoni.

Jeśli chodzi o szybkie postępy - przykro mi, inaczej nie umiem :) Na każdym treningu muszę zrealizować więcej, niż na poprzednim, bo inaczej mam poczucie zmarnowanego czasu. M.in. dlatego tak radykalnie skróciłem plan 10-tygodniowy..
LadyE
Zaprawiony W Bojach
Zaprawiony W Bojach
Posty: 3884
Rejestracja: 28 lut 2010, 19:33

Nieprzeczytany post

raz udalo mi sie namowic tate na bieganie. tlumaczylam mu ze takie pierwsze wyjscie nie moze trwac dlugo. ze bieg powinien przeplatac marszem. nie sluchal. byl szczesliwy ze biegl niemal bez przerwy przez cale 30 minut. nastepnego dnia odezwalo sie kolano. minelo pare miesiecy i nadal ma problemy z chodzeniem. do biegania zniechecil sie wystarczajaco
kibuc
Wyga
Wyga
Posty: 132
Rejestracja: 21 gru 2010, 12:23
Życiówka na 10k: 42:12
Lokalizacja: Londyn

Nieprzeczytany post

O kolana się nie boję, bo znam je jak zły szeląg - bądź co bądź aż czterokrotnie oglądałem je od środka ;) Potrafię rozpoznać, kiedy proszą o przerwę i dostosowuję się do tego. Moje pytanie o przetrenowanie dotyczyło raczej serducha i ogólnie organizmu jako takiego, a nie stawów. Nie mam też zamiaru cały czas tłuc się monotonnym tempem, bo pewnie skisłbym z nudów. Gdy dojdę do godziny przy tempie 6min/km, zacznę przeplatać to co drugi trening interwałami zgodnie z planem 10-tygodniowym na prędkościach 5min/km (bieg) - 7:30min/km (chód/trucht). Jeśli takie rozwiązanie okaże się ciekawsze, wprowadzę do rotacji trzeci typ treningu, z jednominutowymi odcinkami 4min/km. Na krótsze interwały nie ma co liczyć, biorąc pod uwagę czas potrzebny na rozpędzenie bieżni.
Awatar użytkownika
Bawareczka
Zaprawiony W Bojach
Zaprawiony W Bojach
Posty: 1341
Rejestracja: 04 paź 2010, 21:18
Życiówka na 10k: 59'47''
Życiówka w maratonie: brak

Nieprzeczytany post

a buty? dalej biegasz w halowkach??
ze wzgledu na kolano powinienes starannie wybrac nowe pantofle
kibuc
Wyga
Wyga
Posty: 132
Rejestracja: 21 gru 2010, 12:23
Życiówka na 10k: 42:12
Lokalizacja: Londyn

Nieprzeczytany post

W czwartek, niestety, katastrofa. Postanowiłem zadbać o 3 elementy do tej pory raczej pomijane:

1. Rozgrzewka - rowerek + rozciąganie + krążenia (skipy póki co odpadają ze względu na kolano), średnio-niska intensywność
2. Buty - nie, nie kupiłem butów do biegania :) Ale wygrzebałem z szafy stare kapcie do basketu, bodajże Nike Air, które dają przynajmniej częściową amortyzację.
3. Odżywienie i nawodnienie - od poprzedniego treningu nieco podniosłem normę na węglowodany, a na trening zabrałem własnej roboty izotonik (wcześniej piłem dopiero po powrocie do domu).

I co? I... pstro. Sponiewierała mnie grypa żołądkowa :( Dałem radę zrobić jedynie 3 serie interwałów (7+3), pocąc się jak mysz, nim ostatecznie stoczyłem się z bieżni. Niestety, gdy temperatura zaczyna zahaczać o 38 a jedzenie próbuje wyjść z człowieka obiema stronami, ciężko jest realizować choćby i najlepsze plany biegowe. Co do butów - będą potrzebowały rozruchu w warunkach domowych, bo nieco obtarły mi achillesa.

Z plusów całej sytuacji - nie obżarłem się w święta :) Czy będzie dziś atak na 10km, czy może nieco szybsze (i krótsze) interwały, będzie zależało od sił i samopoczucia po południu. Dziś zaopatruję się również w stabilizator kolana, kupowany wprawdzie pod kątem piłki nożnej i basketu, ale lekkie wsparcie rzepki również w bieganiu powinno raczej pomóc, niż zaszkodzić.
kibuc
Wyga
Wyga
Posty: 132
Rejestracja: 21 gru 2010, 12:23
Życiówka na 10k: 42:12
Lokalizacja: Londyn

Nieprzeczytany post

Wczoraj postawiłem ostatecznie na interwały: 3min 7:30/km, 3min 5:00/km, pięć serii. Wcześniej rozgrzeweczka - 5min 7:30/km i garść rozciągnięć.

Biegło się świetnie. Człapało się strasznie. A potem też świetnie. 7:30/km okazało się prędkością przy której przez pierwsze dwie minuty nogi nie wiedzą, co robić i trzeba sterować nimi ręcznie, a przy okazji czuje się bardzo ciężką pracę łydek. Po dwóch minutach wpadają w rytm, w którym można by doczłapać choćby i do Gdańska, ale przy trzyminutowym interwale niewiele pozostaje czasu, by się tym nacieszyć.

Po bieganiu postanowiłem zadbać nieco o siłę i wskoczyłem na maszyny. Dało mi to krótką lekcję o anatomii biegu i mięśniach weń zaangażowanych: czworogłowy, lekko jedynie rozgrzany, pracował jak marzenie przez pięć serii; dwugłowy - zdołałem wykonać pół powtórzenia, nim skurcz niemal oderwał mi mięso od kości. Nie zdawałem sobie sprawy, jak mocno musiał on pracować, zwłaszcza podczas szybkiej części interwału.

Na dziś w planie wybieganie przy 6:00/km, a w czwartek inna próba podejścia do interwałów: kwadrans w pięciu seriach 1 + 2 na prędkościach 3:45/km i 6:00/km. Jeśli dam radę, stanie się to chyba rutyną na najbliższe 2-3 miesiące, podczas których chcę osiągnąć 3 cele: 15km w 90 minut (6min/km), 6km w 30 minut (5min/km) oraz 4km w 15 minut (3:45min/km). Na razie brzmi to nieco utopijnie, ale 3 miesiące to kupa czasu...
Awatar użytkownika
tox123
Dyskutant
Dyskutant
Posty: 29
Rejestracja: 27 maja 2010, 16:39
Życiówka na 10k: 00:37:08
Życiówka w maratonie: brak

Nieprzeczytany post

LadyE pisze:raz udalo mi sie namowic tate na bieganie. tlumaczylam mu ze takie pierwsze wyjscie nie moze trwac dlugo. ze bieg powinien przeplatac marszem. nie sluchal. byl szczesliwy ze biegl niemal bez przerwy przez cale 30 minut. nastepnego dnia odezwalo sie kolano. minelo pare miesiecy i nadal ma problemy z chodzeniem. do biegania zniechecil sie wystarczajaco
to mi się udało namówić mamę do biegania, na początku biegała dość krótkie dystanse, ale teraz jest w stanie przebiec nawet 30 min !!!!
biegam bo lubię :)
kibuc
Wyga
Wyga
Posty: 132
Rejestracja: 21 gru 2010, 12:23
Życiówka na 10k: 42:12
Lokalizacja: Londyn

Nieprzeczytany post

tox123 pisze:
LadyE pisze:raz udalo mi sie namowic tate na bieganie. tlumaczylam mu ze takie pierwsze wyjscie nie moze trwac dlugo. ze bieg powinien przeplatac marszem. nie sluchal. byl szczesliwy ze biegl niemal bez przerwy przez cale 30 minut. nastepnego dnia odezwalo sie kolano. minelo pare miesiecy i nadal ma problemy z chodzeniem. do biegania zniechecil sie wystarczajaco
to mi się udało namówić mamę do biegania, na początku biegała dość krótkie dystanse, ale teraz jest w stanie przebiec nawet 30 min !!!!
U mnie udało się namówić żonę. Początkowo podchodziła sceptycznie, ale po dwóch tygodniach chyba złapała bakcyla i autentycznie wkurza się, gdy zmęczenie/ból nie pozwala jej biegać dzień po dniu.

Wczoraj miało być wybieganie, ale kalendarz dnia nie pozwolił na dłuższe spotkania z bieżnią, więc zrealizowałem zapowiadany interwał: 2 minuty 6min/km, 1 minuta 3:45min/km, pięć powtórzeń. MOC! Taki trening to ja rozumiem - 0% nudy, 100% pawia z wysiłku, a przez kolejne kilka minut przyjemny szum w głowie. Za pierwszym przyspieszeniem nogi próbowały oponować, w końcu nie młóciły tak szybko od półtora roku, jednak później całe ciało weszło w piękny rytm. Po 3 powtórzeniach musiałem zrobić kilka minut szybkiego marszu dla ochłonięcia i dopiero wtedy mogłem zrealizować pozostałe 2, ale pierwsze koty za płoty. W czwartek z pewnością będzie powtórka, mam nadzieję, że tym razem utrzymam przynajmniej 4 serie bez odpoczynku.

Ciekawostka - dzisiaj tyłek boli niemiłosiernie :)

I tylko jedno mnie przeraża: na Cooperze będę musiał biec takim tempem przez 12 minut :szok:
kibuc
Wyga
Wyga
Posty: 132
Rejestracja: 21 gru 2010, 12:23
Życiówka na 10k: 42:12
Lokalizacja: Londyn

Nieprzeczytany post

Wczoraj powtórka z interwałów. Było rewelacyjnie! Pełne pięć serii bez przerw, nogi bez cienia zmęczenia, oddech pod koniec dosyć szybki, ale głęboki i kontrolowany. W ogóle zauważyłem, że z oddechem nie mam problemu podczas szybkiej części interwału, lecz dopiero po zwolnieniu do prędkości regeneracyjnej - staje się wówczas nieco rwany i "sapiący". Możliwe, że jest to efekt utraty koncentracji po wzmożonym wysiłku.

Jutro najprawdopodobniej czeka mnie pierwsza przebieżka w terenie. Oby tylko siły woli wystarczyło :)
kibuc
Wyga
Wyga
Posty: 132
Rejestracja: 21 gru 2010, 12:23
Życiówka na 10k: 42:12
Lokalizacja: Londyn

Nieprzeczytany post

W sobotę zaliczyłem mój biegowy debiut w terenie. Ponieważ jeśli spadać, to z wysokiego konia, postawiłem od razu na bieg w nocy, po śniegu w nieznanym i kiepsko (lub w ogóle) oświetlonym terenie. A co! :)

W równe 45 minut zrobiłem 2,5 km przez park i kolejne 4 po wałach. Było baaardzo fajnie, poza fragmentami na odsłoniętej koronie wałów, gdzie wiatr hulał mi po spoconej głowie - standardowa zimowa czapka się niestety nie sprawdziła. Kilka ciemnych, odludnych, zarośniętych chaszczami miejsc skłaniało do przemyśleń nad kruchą i delikatną naturą ludzkiego żywota, ale najwyraźniej miejscowe elementy nie doszły jeszcze do siebie po Sylwestrze i całą trasę udało się przebyć bez ekscesów.

Jutro interwały (bieżnia), a w czwartek plenerowy atak na dychę. Gdybym miał tłuc się ponad godzinę na bieżni, z nudów wyrzygałbym własne stopy, ale bieganie w terenie chyba ma potencjał, by mnie wciągnąć :)
kibuc
Wyga
Wyga
Posty: 132
Rejestracja: 21 gru 2010, 12:23
Życiówka na 10k: 42:12
Lokalizacja: Londyn

Nieprzeczytany post

Reality check :(

Wybrałem się wczoraj na trening piłkarski - pierwszą taką aktywność od kontuzji w sierpniu 2009. Już po rozgrzewce (3km tempem ok 6:30/km) ciężko łapałem oddech. Po trzech kwadransach gry miałem już oznaki niedotlenienia (spadek koncentracji, lekki szum w głowie, podejmowanie gorszych decyzji na boisku), a kilka minut później pojawiły się skurcze łydek, uniemożliwiające jakiekolwiek przyspieszenia czy wyskoki. Dramat! Ja wiem, że długa przerwa, że intensywny wysiłek, że dieta redukcyjna nie sprzyja, ale mimo wszystko - dramat.

Najbardziej palącym problemem są łydki. Mimo rozgrzewki i rozciągania, skurcze przyszły dość szybko. Od strony diety nie wygląda to źle - jem dużo mięsa, pieczywo wyłącznie z własnego wypieku (żytnie z pełnego przemiału, na zakwasie, z dodatkiem płatków owsianych i otrębów - pycha!), 2 banany dziennie (potas), z napojów gazowanych nie więcej niż litr coli tygodniowo, choć akurat w okresie świąteczno-sylwestrowym było z tym dużo gorzej. Dodatkowo od wczoraj suplement magnez + witamina B6. Myślę, że rozwiązanie problemu leży raczej w treningu, niż w zmianie diety.

Zatem pytanie - jak biegać (lub co innego robić), by poprawić ten element? Bardziej wskazane jest długie, wolniejsze wybiegania, przyzwyczajające mięśnie do długiej pracy, czy intensywne interwały? Podbiegi? Skakanka? Pomóżcie, proszę.
New Balance but biegowy
ODPOWIEDZ