
Przygodę z bieganiem zaczęłam jeszcze w szkole podstawowej. Były niezłe wyniki, zawody, nagrody i takie tam. Dystans zawsze sprintowy. Długie biegi nie były dla mnie. Niestety nie pociągnęłam dalej mojej "kariery" zawodniczej. Ale cały czas sport zajmował ważne miejsce w moim życiu. Głównie rower, duuużo pływania, duuużo nart, przewinęła się nawet gdzieś tam jazda konna i parę innych rzeczy. Bieganie czysto rekreacyjne też było ale nie więcej niż 5 km za jednym razem.
Kilka lat temu zaczęłam pracować przy organizowaniu biegów w Danii. Podczas corocznego obserwowania zawodników kończących maraton myślałam, że jakby to było wspaniale móc doświadczyć takiego uczucia. Na myśleniu się zazwyczaj kończyło. Do tego roku...
Rożne wypadki losowe sprawiły, że postanowiłam sobie, że jak wszystko dobrze się skończy to wystartuję w maratonie w 2010.
Na razie jestem na etapie przygotowań do marcowego półmaratonu.
Kończę drugi tydzień przygotowań zgodnie z planem 18 tygodniowym.
Bieganie nie idzie mi za dobrze. Po pierwsze biegam wolno. Jak czytam, że dla niektórych tempo 5min/km jest rekreacyjne to jestem w szoku. Ostatnio najszybciej biegłam 6,5min/km ale na dystansie 3 km. Dalej nie dałabym rady. Nie męczą mi się nogi ale po prostu nie mam siły. Zaczyna mnie coś tak jakby ściskać z klatce piersiowej. Zaczną się teraz w treningu dłuższe dystanse, a ja się boje, że nie dam rady.
Czy ktoś może mi powiedzieć co ja robię źle? Jestem w stanie sporo (w moim mniemaniu) przebiec ale w ślimaczym tempie. Także nie mam co startować w zawodach, bo w końcu wpakują mnie do samochodu z napisem koniec maratonu. A ja naprawdę bardzo bym chciała wystartować.