Pozwolicie moi drodzy, że się przedstawię. Nie jest to mój pierwszy post tutaj - ale pierwszy jako biegacza.
Mam 29 lat i tryb życia osiadły niczym australijski leniwiec. (czyt. jestem przedstawicielem handlowym - czyli najdłuższa droga jaką pokonywałem w trakcie dnia to dystans dom - samochód)
Ponieważ zawsze lubiłem biegać (tylko jakoś nie mogłem się zebrać) postanowiłem po lekturze biegaj.pl wziąć się za siebie.
Zaczynałem pd koniec września oczywiście wg planu 10 tyg. Początki były straszne - moje rachityczne nóżki musiały dźwigać 104 kg cielska, co za tym idzie przebiegnięcie 2 minut bez zadyszki (czyt wypluwania płuc) leżało w sferze marzeń.
Dziś jest ciut lepiej - wskazówka na wadze zatrzymuje się przed 93 kg

Do treningów od początku przykładałem się jak należy. Na początku biegałem 3 a nie 4 razy w tygodniu, ale nie odpuszczałem. Potem dodałem jeszcze jeden dzień i biegało mi się całkiem fajnie. Trapiony przeziębieniami i drobnymi kontuzjami musiałem jednak z czasem odpuścić (łącznie chyba 3 tygodnie)
Ale do rzeczy. Tak jak było napisane w opisie planu stosowałem powtórki tygodni jeśli po ich zakończeniu czułem zmęczenie. Teraz wiem, że to był cykor albo resztki lenia. Po czym wnoszę, a no po tym, że przed ostatnią kontuzją (2 tyg temu) zakończyłem na tygodniu 3x 8b+2m.
I dziś (właściwie wczoraj) poszedłem na lekką przebieżkę celem pobudzenia organizmu i przygotowania go do powrotu na trasy.
Założenie pierwotne było takie: przebiegnij się chłopie ze 3 x po 5 minut i do domku. Życie jednak potoczyło się innaczej. Przebiegłem 10 minut - stwierdziłem że dobiję do 15, jak zerknąłem na stoper okazało się że minęły już 22 m. ponieważ czułem się całkiem ok. szarpnąłem się na te magiczne 30 minut. I kurcze przebiegłem

Po pewnym czasie poczułem coś w klatce - nie żeby jakiś ostry ból za mostkiem czy coś w tym stylu, ale coś czułem. Nie wiem czy to pompa czy może po prostu mięśnie (o ile można je tak nazwać) klatki.
No i tu pytanie do Was: Co robić? Czy biegać sobie spokojnie te 30 minutówki i jeśli tak to co dalej? (nie śmię porywać się na maraton w 2009 ale połówkę i kilka dyszek bym trachnął)
Czy może dobiegać ten 10 tygodniowy plan do końca???
Pozdrawiam, czekam na odpowiedzi i oficjalnie witam w klubie biegacza

p.s.
wybaczcie długość i miernotę stylistyczną tego elaboratu, ale (jak zauważyłem u niektórych z was również) od tego całego biegania jakoś ze spaniem u mnie na bakier.