Ale spokojnie, pomalutku, delektuj się bieganiem
Grubasy - tylko dla Was
-
aolesins
- Zaprawiony W Bojach

- Posty: 391
- Rejestracja: 09 sie 2007, 09:29
- Życiówka na 10k: brak
- Życiówka w maratonie: brak
- Lokalizacja: Warszawa
endorfinki działają.
Ale spokojnie, pomalutku, delektuj się bieganiem
Ale spokojnie, pomalutku, delektuj się bieganiem
[url=http://runmania.com/rlog/?u=aolesins][img]http://runmania.com/f/1f8a6a254b727ad4b3be2d11bf661f5a.gif[/img][/url]
10K - 46:23
15K - 1:17:33
21.097K - 1:42:15
10K - 46:23
15K - 1:17:33
21.097K - 1:42:15
-
ruh hożuf
- Zaprawiony W Bojach

- Posty: 710
- Rejestracja: 26 gru 2007, 09:56
- Życiówka na 10k: brak
- Życiówka w maratonie: brak
Witajcie, mija właśnie około 4 miesięcy od rozpoczęcia mojej przygody z bieganiem, więc czas na małe podsumowano.
Po pierwsze – waga. Było 127-128, jest 118 więc jak dla mnie rewelacja. Oczywiście wiem że jeszcze wiele przede mną ale… powolutku. Wyraźnie zmniejszył się też obwód w pasie – nie wiem ile centymetrów bo nie mierzyłem, jedyne odniesienie to 5 dziurek w pasku i spodnie, które kiedyś zapinałem na „pełnym wdechu” a teraz zapinają się bez żadnego problemu.
Powiem szczerze że akurat na mnie ważenie działa baaardzo demotywująco – zawsze jak się zważyłem i było te 1 czy 2 kilo mniej, to następnego dnia miałem „światowy dzień obżarstwa” – ale to akurat nie na każdego tak musi działać.
Kilka wniosków, faktów i mitów – może ktoś skorzysta, lub coś doradzi.
Po pierwsze – dieta – organizm sam naturalnie „przestawia się” na zdrowsze odżywianie. Ja potwierdzam. Nie wiem czy to wynik ciągłego przebywania na www.bieganie.pl i czytania artykułów i forum, czy organizm jakoś sam się reguluje – u mnie to działa, kiedyś nie potrafiłem wyobrazić sobie śniadania bez bułek, obiadu bez frytek lub ziemniaków, dnia bez batonika czy pączka a teraz spoko, nawet nie pomyślę o tym. Na śniadanko ciemne pieczywo, obiad: mięsko + surówki i spoko.
Żeby nie było za różowo to przyznaję że do tej pory nie jestem w stanie przestać opychać się wieczorami – ale myślę że to też z czasem przyjdzie. Na szczęście opycham się jakimiś rybami, serem, wyłącznie ciemnym chlebem – dobre i to na początek.
Obserwuję także bardzo duży spadek zapotrzebowania na spożywanie alkoholu – nigdy nie byłem jakoś specjalnie pijącym, ale jak przychodził weekend i impreza no to nie było pomiłuj, a teraz po prostu nie mam ochoty.
Aha i jeszcze jedno, chyba bardzo ważne – nie chodzi tylko o to co się je, ale także o to jak się to robi. Zwróciłem uwagę, że zarówno ja, jak i wielu zaobserwowanych przeze mnie ludzi grubych nie je, tylko połyka pożywienie, napycha się, kłapnie dwa razy zębami i dalej. Mi pomogła moja żona, która wielokrotnie zwracała mi na to uwagę, aż któregoś razu po kryjomu nagrała mnie jak wciągałem kolację. Polecam – jak obejrzałem to najpierw mi się chciało wymiotować i płakać, a potem od razu zacząłem jeść jak człowiek i powiem Wam, że jedząc bardzo powoli można zjeść połowę tego co normalnie i się najeść „po kokardkę”. Pozy tym jak jem wolno to duuuużo dłużej nie czuję głodu.
Generalnie jem 3 razy dziennie (5 to nie dla mnie, nie mam technicznych możliwości), jem dużo wolniej, dużo mniej i dużo zdrowiej – przyszło mi to samo, chyba jako naturalny skutek biegania.
Grubasów (sam nim też jeszcze długo pozostanę) przestrzegam przed 2 rzeczami: pierwsza to tzw. syndrom ostatniej wieczerzy – „jeszcze dzisiaj się nażrę ale już od jutra jem zdrowo i normalnie” – to jutro nigdy nie nadchodzi, a jeżeli nawet, to bardzo szybko mija; i druga – ja to nazywam „syndromem spalacza” – nażrę się, zjem pączka (batonika, frytki, kiełbase… itp.) bo przecież biegam więc i tak to spalę – nie da się spalić 4, 5 czy 8 tys. kcal biegając nawet 3 godziny dziennie, więc trochę rozsądku i silnej woli jest niezbędne.
Samo bieganie: powtórzę to co na tym forum można przeczytać setki razy: powoli, systematycznie, bez przeciążeń, bez zwiększania dystansów i prędkości, bez szaleństw i z jakimś planem. Pewnie że jak się czyta jak Jar Stary czy Leo po półtora roku od rozpoczęcia biegania pobiegli maraton, jak jeden czy drugi kolega zrobił 10 km w jakimś rewelacyjnym czasie, to się człowiek napala i też by chciał, ale… spoko, na wszystko przyjdzie czas, nie od razu. Jak pierwszy raz zmierzyłem sobie czas i okazało się że przebiegnięcie kilometra zajęło mi 12miut (tak! dwanaście!) to się lekko osłabiłem, zwłaszcza czytając forum, ale odpuściłem wyścigi, powoli biegałem swoje i już zszedłem poniżej 10min/km bez żadnego forsowania tempa, po prostu samo się biegnie. Zrobiłem plan 10-tygodniowy, teraz biegam 3-4 razy w tygodniu po 35-45 minut bez przerwy + jakieś małe rozciąganie. Poza tym raz w tygodniu 2 godziny tenisa (polecam) i raz w tygodniu 2 godziny basen + sauna + bąbelki. Niedziela dla rodziny, chociaż wieczorem ciągnie mnie na stadion.
Pulsometr – 3 x tak, polecam. Pomaga, zabezpiecza, pilnuje, motywuje - jak dla mnie rewelacja – dzięki Ci kochana żonko za wspaniały prezent (wypasiony POLAR RS200 )
Buty – tak, dobre buty na wagę złota, zwłaszcza dla grubasa.
Bieganie to nałóg – tak, mnie wciągnęło, nie mogę się doczekać następnego treningu, a jak nie biegam kilka dni np. z powodu choroby to dostaję małpiego rozumu i żeby nie żona to bym biegał z gorączką i za przeproszeniem gilem do pasa.
To chyba tyle tak na gorąco. A no i jeszcze marzenia, bo bez nich po co żyć. Więc: (nie zaczyna się zdania od „więc” mówiła moja Pani od polskiego) do wakacji jeszcze ze 4-6 kilo w dół, do końca roku może „klub dwóch cyferek” – jakby się udało to by chyba był najszczęśliwszy rok w moim życiu, zaraz po tym w którym wziąłem ślub i po tych kiedy się urodziły moje dzieci.
Pozdrawiam wszystkich i trzymam za Was kciuki. Piszcie, opowiadajcie – to pomaga i motywuje, nie wiem czy bez forum i tzw. „Grubasów” na tym forum dałby radę.
P.S. Idzie wiosna, bo wczoraj na bieżni gdzie zawsze biegam był tłok jak pod supermarketem, a do tej pory jak spotkałem kogoś raz na tydzień to była rewelacja.
O kurcze, ale się rozpisałem, mam nadzieję że Ojciec Instruktor mnie nie wykasuje
Po pierwsze – waga. Było 127-128, jest 118 więc jak dla mnie rewelacja. Oczywiście wiem że jeszcze wiele przede mną ale… powolutku. Wyraźnie zmniejszył się też obwód w pasie – nie wiem ile centymetrów bo nie mierzyłem, jedyne odniesienie to 5 dziurek w pasku i spodnie, które kiedyś zapinałem na „pełnym wdechu” a teraz zapinają się bez żadnego problemu.
Powiem szczerze że akurat na mnie ważenie działa baaardzo demotywująco – zawsze jak się zważyłem i było te 1 czy 2 kilo mniej, to następnego dnia miałem „światowy dzień obżarstwa” – ale to akurat nie na każdego tak musi działać.
Kilka wniosków, faktów i mitów – może ktoś skorzysta, lub coś doradzi.
Po pierwsze – dieta – organizm sam naturalnie „przestawia się” na zdrowsze odżywianie. Ja potwierdzam. Nie wiem czy to wynik ciągłego przebywania na www.bieganie.pl i czytania artykułów i forum, czy organizm jakoś sam się reguluje – u mnie to działa, kiedyś nie potrafiłem wyobrazić sobie śniadania bez bułek, obiadu bez frytek lub ziemniaków, dnia bez batonika czy pączka a teraz spoko, nawet nie pomyślę o tym. Na śniadanko ciemne pieczywo, obiad: mięsko + surówki i spoko.
Żeby nie było za różowo to przyznaję że do tej pory nie jestem w stanie przestać opychać się wieczorami – ale myślę że to też z czasem przyjdzie. Na szczęście opycham się jakimiś rybami, serem, wyłącznie ciemnym chlebem – dobre i to na początek.
Obserwuję także bardzo duży spadek zapotrzebowania na spożywanie alkoholu – nigdy nie byłem jakoś specjalnie pijącym, ale jak przychodził weekend i impreza no to nie było pomiłuj, a teraz po prostu nie mam ochoty.
Aha i jeszcze jedno, chyba bardzo ważne – nie chodzi tylko o to co się je, ale także o to jak się to robi. Zwróciłem uwagę, że zarówno ja, jak i wielu zaobserwowanych przeze mnie ludzi grubych nie je, tylko połyka pożywienie, napycha się, kłapnie dwa razy zębami i dalej. Mi pomogła moja żona, która wielokrotnie zwracała mi na to uwagę, aż któregoś razu po kryjomu nagrała mnie jak wciągałem kolację. Polecam – jak obejrzałem to najpierw mi się chciało wymiotować i płakać, a potem od razu zacząłem jeść jak człowiek i powiem Wam, że jedząc bardzo powoli można zjeść połowę tego co normalnie i się najeść „po kokardkę”. Pozy tym jak jem wolno to duuuużo dłużej nie czuję głodu.
Generalnie jem 3 razy dziennie (5 to nie dla mnie, nie mam technicznych możliwości), jem dużo wolniej, dużo mniej i dużo zdrowiej – przyszło mi to samo, chyba jako naturalny skutek biegania.
Grubasów (sam nim też jeszcze długo pozostanę) przestrzegam przed 2 rzeczami: pierwsza to tzw. syndrom ostatniej wieczerzy – „jeszcze dzisiaj się nażrę ale już od jutra jem zdrowo i normalnie” – to jutro nigdy nie nadchodzi, a jeżeli nawet, to bardzo szybko mija; i druga – ja to nazywam „syndromem spalacza” – nażrę się, zjem pączka (batonika, frytki, kiełbase… itp.) bo przecież biegam więc i tak to spalę – nie da się spalić 4, 5 czy 8 tys. kcal biegając nawet 3 godziny dziennie, więc trochę rozsądku i silnej woli jest niezbędne.
Samo bieganie: powtórzę to co na tym forum można przeczytać setki razy: powoli, systematycznie, bez przeciążeń, bez zwiększania dystansów i prędkości, bez szaleństw i z jakimś planem. Pewnie że jak się czyta jak Jar Stary czy Leo po półtora roku od rozpoczęcia biegania pobiegli maraton, jak jeden czy drugi kolega zrobił 10 km w jakimś rewelacyjnym czasie, to się człowiek napala i też by chciał, ale… spoko, na wszystko przyjdzie czas, nie od razu. Jak pierwszy raz zmierzyłem sobie czas i okazało się że przebiegnięcie kilometra zajęło mi 12miut (tak! dwanaście!) to się lekko osłabiłem, zwłaszcza czytając forum, ale odpuściłem wyścigi, powoli biegałem swoje i już zszedłem poniżej 10min/km bez żadnego forsowania tempa, po prostu samo się biegnie. Zrobiłem plan 10-tygodniowy, teraz biegam 3-4 razy w tygodniu po 35-45 minut bez przerwy + jakieś małe rozciąganie. Poza tym raz w tygodniu 2 godziny tenisa (polecam) i raz w tygodniu 2 godziny basen + sauna + bąbelki. Niedziela dla rodziny, chociaż wieczorem ciągnie mnie na stadion.
Pulsometr – 3 x tak, polecam. Pomaga, zabezpiecza, pilnuje, motywuje - jak dla mnie rewelacja – dzięki Ci kochana żonko za wspaniały prezent (wypasiony POLAR RS200 )
Buty – tak, dobre buty na wagę złota, zwłaszcza dla grubasa.
Bieganie to nałóg – tak, mnie wciągnęło, nie mogę się doczekać następnego treningu, a jak nie biegam kilka dni np. z powodu choroby to dostaję małpiego rozumu i żeby nie żona to bym biegał z gorączką i za przeproszeniem gilem do pasa.
To chyba tyle tak na gorąco. A no i jeszcze marzenia, bo bez nich po co żyć. Więc: (nie zaczyna się zdania od „więc” mówiła moja Pani od polskiego) do wakacji jeszcze ze 4-6 kilo w dół, do końca roku może „klub dwóch cyferek” – jakby się udało to by chyba był najszczęśliwszy rok w moim życiu, zaraz po tym w którym wziąłem ślub i po tych kiedy się urodziły moje dzieci.
Pozdrawiam wszystkich i trzymam za Was kciuki. Piszcie, opowiadajcie – to pomaga i motywuje, nie wiem czy bez forum i tzw. „Grubasów” na tym forum dałby radę.
P.S. Idzie wiosna, bo wczoraj na bieżni gdzie zawsze biegam był tłok jak pod supermarketem, a do tej pory jak spotkałem kogoś raz na tydzień to była rewelacja.
O kurcze, ale się rozpisałem, mam nadzieję że Ojciec Instruktor mnie nie wykasuje
- Ciernograf
- Stary Wyga

- Posty: 174
- Rejestracja: 02 gru 2007, 21:17
- Życiówka na 10k: brak
- Życiówka w maratonie: brak
- Lokalizacja: Chorzów
- Kontakt:
Nie no jak ja czytam te wasze zdarzenia tzn. postępy w bieganiu te łezka w oku się kręci;). Ja nie widzę siebie chudszego niż jestem, ale też nie chcę się doprowadzić do stanu takiego jak poszczególne osoby. Dlatego też biegam;]. Poza tym ciągle marzę i widzę siebie samego jak biegam i za parę ładnych lat jak będę pędził na maratonie;)
-
estevez
- Rozgrzewający Się

- Posty: 12
- Rejestracja: 29 sie 2007, 22:48
- Życiówka na 10k: brak
- Życiówka w maratonie: brak
- Lokalizacja: beskid żywiecki
No i dzisiaj skończyłem pierwszy tydzień z planu 10-cio tygodniowego. dzisiejsze 30 minut w deszczu tak mnie podbudowało że poszedłbym jeszcze raz pobiegać. Jak potrafiłem się zmotywować do biegania w taką pogode to teraz może być tylko lżej. Moje wrażenia po pierwszym tygodniu są takie że nareszcie wziąłem się za siebie. Nogi trochę bolą ale to normalne. od poniedziałku 3 minuty biegu i postaram sie biegać rano bo przy zapadającym zmroku po lesie trochę źle się biega. Poza tym powoli zmieniam swoje nawyki żywieniowe- prawie zero ziemniaków, do obiadu biorę zawszę jakąś sałatka lub surówka, jakieś warzywo zdarza mi sie przegryźć na 2 śniadanie,kolacja przed 18, powoli odstawiam cukier. Mam nadzieje że wytrwam.
- salezian
- Dyskutant

- Posty: 41
- Rejestracja: 09 gru 2007, 08:54
- Życiówka na 10k: brak
- Życiówka w maratonie: brak
- Lokalizacja: Warszawa
Szacunek dla kolegi
. Wiem ile trzeba potu włożyć aby dojść do takich rezultatów. Ja dzisiaj złamałem magiczne 90kg
. I ważę 89.3
)). Lekką ręką jestem lżejszy o jakieś 25 kg od początku mojej drogi. Ale to co mnie najbardziej cieszy to mój rezultat w teście Coopera. Wczoraj wykonałem taki test i przebiegłem 2330 m
. A to oznacza że mój pułap tlenowy wynosi pod 52ml/kg/min (czyli OK). A jeszcze 4 miechy temu nie byłem w stanie przebiec 4 minut truchtem.
Do boju koledzy i koleżanki !!!!!. Bieganie naprawdę to magiczny sposób na uporządkowanie własnego życia.
P.S
Aha no i dzisiaj zrobiłem 12 km po łosiowych błotkach.
Do boju koledzy i koleżanki !!!!!. Bieganie naprawdę to magiczny sposób na uporządkowanie własnego życia.
P.S
Aha no i dzisiaj zrobiłem 12 km po łosiowych błotkach.
-
bubble
- Wyga

- Posty: 113
- Rejestracja: 13 gru 2007, 08:29
- Życiówka na 10k: brak
- Życiówka w maratonie: brak
- Lokalizacja: warszawa, wola
2008 - 196,3 km. W lutym rekord bo aż 109 km !
Ból Kostki minął, trochę bolą kolana ale poważnym problemem staje sie powoli ból pośladka. Mam wrażenie, że to jakieś początki rwy kulszowej - raz udało mi się (albo to był przypadek) rozciągnąć, ale wróciło. No to rozciągam, ćwiczę i kicha, ale na razie nie pomaga. Bezpośrednio po ćwiczeniach mniej boli. Boli jak siedzę, wstaję, stoję. Ale jak biegnę (rozgrzany) to nie boli
Korci mnie co by zwiększyć dystans albo intensywność ale boję się kontuzji.
Ból Kostki minął, trochę bolą kolana ale poważnym problemem staje sie powoli ból pośladka. Mam wrażenie, że to jakieś początki rwy kulszowej - raz udało mi się (albo to był przypadek) rozciągnąć, ale wróciło. No to rozciągam, ćwiczę i kicha, ale na razie nie pomaga. Bezpośrednio po ćwiczeniach mniej boli. Boli jak siedzę, wstaję, stoję. Ale jak biegnę (rozgrzany) to nie boli
Korci mnie co by zwiększyć dystans albo intensywność ale boję się kontuzji.
-
aolesins
- Zaprawiony W Bojach

- Posty: 391
- Rejestracja: 09 sie 2007, 09:29
- Życiówka na 10k: brak
- Życiówka w maratonie: brak
- Lokalizacja: Warszawa
bubble, a przypadkiem nie przechłodziłeś pośladka na treningu? Biegasz w ciepłych rajtkach?:)
[url=http://runmania.com/rlog/?u=aolesins][img]http://runmania.com/f/1f8a6a254b727ad4b3be2d11bf661f5a.gif[/img][/url]
10K - 46:23
15K - 1:17:33
21.097K - 1:42:15
10K - 46:23
15K - 1:17:33
21.097K - 1:42:15
-
bubble
- Wyga

- Posty: 113
- Rejestracja: 13 gru 2007, 08:29
- Życiówka na 10k: brak
- Życiówka w maratonie: brak
- Lokalizacja: warszawa, wola
kurde, o tym nie pomyślałem.aolesins pisze:bubble, a przypadkiem nie przechłodziłeś pośladka na treningu? Biegasz w ciepłych rajtkach?:)
Jakoś specjalnie ciepło sie nie ubieram, już po 15 minutach biegu wyglądam jak buchajacy parą czajnik. W sumie miejsce które boli jest zakryte, ale ... obmacam się
Dzięki za poradę. Profilaktycznie "ocieplę" się i zobaczę jak będzie.
- vulpecula
- Dyskutant

- Posty: 28
- Rejestracja: 19 mar 2007, 15:11
- Życiówka na 10k: brak
- Życiówka w maratonie: brak
- Lokalizacja: okolice Łodzi
Hej bubbleFaktem jest, że jak właże pod prysznic to boki na wysokości brzucha mam odczuwalnie zimniejsze od reszty ciała.
pozdrowienia dla reszty walczących grubasów
"Nasze pragnienia powinny przerastać możliwości, inaczej niebo nie byłoby potrzebne"
Robert Browning i Ja =O)
Robert Browning i Ja =O)
- Ciernograf
- Stary Wyga

- Posty: 174
- Rejestracja: 02 gru 2007, 21:17
- Życiówka na 10k: brak
- Życiówka w maratonie: brak
- Lokalizacja: Chorzów
- Kontakt:
Naprawdę również życzę powodzenia innym, którzy chcą schudnąć... tylko tu nastaje pytanie. Czy trzeba było się doprowadzić do stanu nadwagi aby zacząć biegać ;>? Chyba nie.
-
ksiegowy
- Stary Wyga

- Posty: 221
- Rejestracja: 28 cze 2007, 11:01
- Życiówka na 10k: brak
- Życiówka w maratonie: brak
- Lokalizacja: Dąbrowa Górnicza
Ciernograf -ponoć dla towarzystwa cygan dał się powiesic a ty
"wkładasz ręke pomiędzy drzwi a futrynę"
Jak mówił Jar- chudy grubego nigdy nie zrozumie ,kończąc "wyczerpującą wypowiedz na twoje pytanie.
"wkładasz ręke pomiędzy drzwi a futrynę"
Jak mówił Jar- chudy grubego nigdy nie zrozumie ,kończąc "wyczerpującą wypowiedz na twoje pytanie.
-
-lisio-
- Stary Wyga

- Posty: 213
- Rejestracja: 19 wrz 2007, 11:36
- Życiówka na 10k: brak
- Życiówka w maratonie: brak
- Lokalizacja: Wa-wa
Na razie Ciernograf masz 15 lat i metbolizm pędzący niczym ekspres Warszawa-Berlin (no może to akurat zły przykładCiernograf pisze:Naprawdę również życzę powodzenia innym, którzy chcą schudnąć... tylko tu nastaje pytanie. Czy trzeba było się doprowadzić do stanu nadwagi aby zacząć biegać ;>? Chyba nie.
[url=http://runmania.com/rlog/?u=-lisio-][img]http://runmania.com/f/af7d2d3ee37f231c2dc1c7cdf67f4d04.gif[/img][/url]
-
ruh hożuf
- Zaprawiony W Bojach

- Posty: 710
- Rejestracja: 26 gru 2007, 09:56
- Życiówka na 10k: brak
- Życiówka w maratonie: brak
Coś cię kolego filozoficzny nastrój ogarnął, chomik Ci zdechł czy co? Dzieki za dobre słowo, a czy trzeba był to możemy podyskutować za 20 lat, jak posiedzisz po 12 godzin za biurkiem i w samochodzie.Ciernograf pisze:Naprawdę również życzę powodzenia innym, którzy chcą schudnąć... tylko tu nastaje pytanie. Czy trzeba było się doprowadzić do stanu nadwagi aby zacząć biegać ;>? Chyba nie.
Pozdrawiam
- JarStary
- Zaprawiony W Bojach

- Posty: 927
- Rejestracja: 14 lis 2006, 16:06
- Życiówka na 10k: brak
- Życiówka w maratonie: brak
- Lokalizacja: Skierniewice
Ciernograf pisze:Naprawdę również życzę powodzenia innym, którzy chcą schudnąć... tylko tu nastaje pytanie. Czy trzeba było się doprowadzić do stanu nadwagi aby zacząć biegać ;>? Chyba nie.
A się na spodobało cytowanie tej wypowiedzi.
Tak koledzy już Ci napisali jak to jest Wałęsa kiedyś powiedział: " nie chce, ale musze" ja bym powiedział tak: nie chcieliśmy - samo tak wyszło. Jednak w gruncie rzeczy przyznaję Ci rację nie trzeba było się doprowadzać do takiego stanu, ale z drugiej strony jakby tak nie było może byśmy nigdy nie zaczęli biegać. Niech się na ten temat Tomasz wypowie On filozof może to jakoś wytłumaczy. A Ty biegaj i się ciesz, że brzuch biegnie razem z Tobą, a nie przed Tobą
Pozdrawiam wszystkich gorąc już czuć wiosnę.
PS. Gratulacje ruh hożuf i salezian - super wyniki
Chwalę Boga każdym przebiegniętym metrem
ZZTOP Skierniewice: każda sobota 13:30 vis-a-vis kasyna!
ZZTOP Skierniewice: każda sobota 13:30 vis-a-vis kasyna!

