Oho - temat dla mnie.

Mam nadzieję, że nie umarł śmiercią naturalną i ktoś jeszcze jest w nim aktywny.
Zawsze byłam "papuśna". Prawie całe dzieciństwo mieszkałam z babcią, a wiadomo jak jest. Gdy byłam dzieckiem niespecjalnie mi to przeszkadzało, sytuacja zmieniła się dopiero gdy zaczęłam dojrzewać. Sytuację pogarszał fakt, że w międzyczasie musiałam zażywać nie do końca dobrze dopasowane leki hormonalne co dopełniło mojego obrazu rozpaczy. W ciągu ostatniego roku (z niewielkimi przerwami) udało mi się schudnąć 32 kg. Aktualnie ważę 74 kg przy wzroście 177 cm. Nie zawsze robiłam to mądrze i nie zawsze odpowiedzialnie - zdarzyło mi się z tego powodu odwiedzać szpitale - ale na szczęście teraz poszłam po rozum do głowy i od kwietnia stopniowo zaczynałam coraz bardziej interesować się bieganiem jako dopełnieniem diety i szansą na wyrobienie jako-takiej kondycji. Pierwsze treningi były... No, niezbyt udane. Ale zacisnęłam zęby i trenowałam dalej. Aktualnie jestem na etapie na którym bieganie zaczyna dawać pewną przyjemność i próbuję w międzyczasie realizować plan Pumy. Nie mam problemów z marszobiegami, ale z ciągłym biegiem przez czas dłuższy niż dwie minuty już tak.
Swoje postępy mierzę przy pomocy Endomondo i run-logu. Strasznie motywująca sprawa.
Póki co odbyło się bez żadnych kontuzji, mimo że nie biegam w wybajerzonych butach - na początku były to Ekideny 50, teraz przestawiłam się na model 75 i wyjątkowo mi podpasowały.
Po rozpoczęciu biegania nie nastąpił jakiś spektakularny spadek wagi. Co więcej, mam wrażenie że od jakiegoś czasu stoi ona w miejscu, ale... Ciało się zmienia. Staje się bardziej proporcjonalne, wysportowane. Może kilogramy nie ubywają, ale centymetry już tak.
