Czasem się przydaje motywacja negatywna.
Ja tak sobie truchtałam i truchtałam, aż zobaczyłam, że koleżanka, która ledwie buty kupiła, zrobiła 5 km w czasie lepszym od mojej zastarzałej życiówki o jakieś 1,5 minuty.
Zawiązałam buty, wyszłam i nagle poprawiłam 5km o prawie 2 minuty. Może to i małostkowe, ale musiałam być lepsza.
Po prostu wyszłam ze swojej strefy komfortu, przestałam sobie wdzięcznie pomykać i naprawdę zapierrrr... Nie przejmując się tym, co mijani ludzie pomyślą. Od tamtej pory poprawiłam się jeszcze o ponad minutę na 5 km, a 10 km z 1:02:01 zeszłam na 56:53. W tym o ponad 2 minuty między wrześniem a listopadem, a pogoda w czasie Biegu Niepodległości mało sprzyjała.
Musisz po prostu uwierzyć w siebie.
Nie wiem jak ty, ale ja mam zawsze blokadę, że jak za szybko pobiegnę początek, to nie dotrwam do mety. Pomogły mi w tym interwały i teraz już umiem odpoczywać przy swoim "normalnym" tempie.