Ja już zawsze będę uważała się za grubaskę. Nawet jak pozbędę się wszystkich resztek tłuszczyku z mojej jeszcze okrągłej postaci.
Bo bycie grubym, to coś więcej niż zbędne kilogramy na szkielecie.
Odkąd pamiętam byłam piętnowana. Jak zresztą każdy grubasek - za to że byłam za gruba. Jakby miało to wpływ na to jakim jest się człowiekiem. I jakby tylko człowiek szczupły mógłby być urodziwy...
Zmagałam się z takim myśleniem, z codzienną 'dietą' ( czyli wyrzutami sumienia przy każdym kęsie zjedzonego prowiantu ), wstydem i brakiem poczucia własnej wartości i godności. Zmagałam się tak przez ponad dwadzieścia lat.
Wstydziłam się uprawiać jakikolwiek sport. Tak jak wstydziłam się publicznie jeść, czy ubierać się w kuse ciuszki.
Trochę musiałam przeżyć, żeby poukładać sobie w głowie i nauczyć się cenić i kochać samą siebie.
Każdy z nas wie, jak ciężką walkę trzeba stoczyć. Z samym sobą.
Wsiadłam na rower, bo nie mogłam na siebie patrzeć w lustrze. Bo nie mogłam innym spojrzeć w oczy.
Dzisiaj bieganie, rower - to mój sposób na życie, a nie na walkę ze swoim wyglądem. Bo już nie czuję, że trzeba coś zmienić.
Bieganie pomaga - przede wszystkim na głowę.