W sobote kupiłam butki Nike. Stwierdziłam że akurat w tym wypadku nie będę oszczędzać. Cena wyjściowa- 290zł. Po przecenie- 250. Po chwili rozmowy ze sprzedawcą zapłaciłam 186 ;P
Mam za sobą już trzy marsze, na biegi czy truchty nie mam jeszcze siły. Ale opracowałam cały plan treningowy. I pełna nadzei codziennie wychodzę z domu.
I zostaje gdzieś za mną całe to błoto, wszystkie kłamstwa, umizgi i lizanie pupy, blichtr i udawanie kogoś kim się nie jest. Cały ten bałagan który mam w sobie. Nie płaczę bo muszę złapać oddech, a potem jestem tak zmęczona że zasypiam zanim padnę na poduszkę.
Widzę nad soba gwiazdy i uśmiecham się do nich.
Czasem, pod koniec marszu, przypomina mi się do czego wracam i wtedy zaczynam biec. Galopować. Chciaż w moim planie treningowym tego nie ma... ile można tak uciekać? Można tak gdzieś dobiec?
Co robicie gdy ktoś Wam podetnie skrzydła?
Lepiej biec? Czy zatrzymac się i wsłuchać w siebie?
Teraz JA!
- lezan
- Zaprawiony W Bojach
- Posty: 555
- Rejestracja: 20 cze 2001, 04:17
- Życiówka na 10k: brak
- Życiówka w maratonie: brak
- Lokalizacja: Australia
Zgazda sie - biec a znowu wzlecisz. Niemniej jednak nie ropedzaj sie zbytnio na poczatek i sluchaj samej siebie rowniez. Teraz to nie najwazniejsze jak dlugo czy tez jak szybko. Teraz musisz wytrwac w bieganiu az stanie sie Twoja druga natura.
If God invented marathons to keep people from doing anything more
stupid, triathlon must have taken Him completely by surprise
stupid, triathlon must have taken Him completely by surprise