Witam wszystkich serdecznie po 3 miesięcznej przerwie w udzielaniu się na forum. Wiem, zniknąłem nagle, no cóż, pozostaje mi tylko przeprosić.. Tak naprawdę, to przez czerwiec i lipiec wybiegłem na ścieżki biegowe tylko 2 razy. Spowodowane to bylo upałami, z którymi nie mogłem sobie poradzić (lub nie chciałem tego zrobić). Ciężko było mi wytrzymać to gorąco, nie wiem w ogóle dlaczego. Może potrzebowałem tej przerwy, sam nie wiem. I nagle zaczął się sierpień, wtedy oprzytomniałem z niebiegowego transu i biegałem 5 razy i jeszcze wróciłem na orlikowe granie. Było ok, tempo nie powalało, 5:30/km na 5km, ale traktowałem to jako ponowne przyzwyczajenie się do biegania. Niestety, zachorowałem w ostatnim tygodniu wakacji i do teraz męczy mnie kaszel, a od tygodnia katar. Muszę się wam przyznać, że nie lubie używać lekarstw, jeśli nie jest to absolutnie konieczne, dlatego też nic nie brałem. Dzisiaj, 12 września, czuję się, powiedzmy, średnio. Choroba powoli mija, ale jeszcze daje się we znaki. Właśnie z powodu przeziębienia zrobiłem sobie wolne od biegania i tak już 3 tygodnie się to ciągnie. Na szczęście, teraz już w liceum, mam dobrego w-fistę, który zabrał nas do lasu na bieganie. Według mnie, to była namiastka lasu, ponieważ ja nie uznaję lasu jako betonowych bloków i chodników na jego terenie. Ale wracając do tematu, czułem moc w sobie po biegu. co z tego, że to było raptem 4, no może 5km. We wtorek Pan w-fista nas zaskoczył, mówiąc, że dziś zrobimy sobie test na 1000m. Nie liczyłem na życiówkę z powodu choroby i dlatego założyłem sobie czas 3:40. Mimo to, zacząłęm dość mocno, goniąc czołówkę, która uciekała. Dokłądnie, były to 4 osoby. No dobra, mocno zacząłem, to oby to utrzymać, myślę. Biegnę tak 2 okrążenia z 4 i nagle zaczynam przyspieszać, aż w końcu wyprzedziłem jednego gościa z czołówki na końcu 3 okrążenia. Potem to juz ile fabryka dała. Lecę i wyprzedzam jednego a potem drugiego z czołowki. Zostaje jedna osoba na ostatniej prostej. Niestety, organizm już protestuje, ale się nie poddaję. Ostatecznie byłem 2. na mecie. Tak mnie nogi piekły i bolały, że ledwo po schodach mogłem wejść. Nogi jak z waty miałem. A czas, jaki osiągnąłem, wyniósł 3:20. Jest to poprawa o 17s w porównaniu do czerwcowego 3:37 i 27s poprawa w porównaniu do września 2013, gdzie miałem 3:47. Jestem niezwykle rad z tego osiągnięcia. Pamiętałem o tym, co pisałeś Bylon, nie myśl sobie, że to poszło na marne.
Czas zakończyć moje wypociny, i wracam do szeregów biegowego forum. Chciałbym jeszcze rzec, że ten post umieszczam tutaj, bo niejako tutaj zacząłem moją przygode z forum, to tak tutaj chciałbym ją wznowić. Szacunek dla tych, którzy zdołają przeczytać tą ścianę tekstu powyżej
PS. Tym czasem na 1000m osiągnąłe cel, jaki sobie założyłem w tym roku, a mianowicie 3:20/km. Na przyszły rok liczę na 3:00, a o to może być ciężko, choć z planu, który mi rozpisałeś, Bylon, wykonałem tylko 2 razy 6x200m 38s P'3. Zamierzam w tym roku przepracować zimę w miarę możliwości i być gotowym na życiówkę w przyszłym roku.
Pozdrawiam, Bug Master