hmm, te 'cudze nogi - końskie' to były dosłownie, po prostu pojechałam na rajd konny. a próbę łamania godziny ponowię w sobotę. dzięki wam upewniam się, że bariera istnieje w mojej głowie. jak większość barier zresztą
fajne są wasze opowieści z dłuższych wybiegań. to chyba one stanowią, że ktoś jest 'runnerem'? i chyba nikt nie biegałby, gdyby był tylko ból i nic w zamian. a jest frajda i kupa radości
sobota, 10.07 - pogoda fantastyczna, wichura, i jakieś białe coś z nieba. było 1:30:01 i było ok. jeden gumiś poległ. bardziej niż nogi i płuca muszę teraz 'trenować' głowę , po godzinie co chwilę patrzyłam na zegarek i czułam psychiczne znużenie, choć po chwili przeszło. dzięki raz jeszcze za podpowiedzi i wsparcie!
może to był gumiś-mściciel? a dokładniej, co Ci zrobił? dzięki active, choć prawde mówiąc, od tego rozglądania sę po przyrodzie niejednego orła wywinęłam. ten typ tak ma, ale jak tu się za stadem saren, sową czy dzięciołem zielonym nie obejrzeć? marzy misie towarzystwo od czasu do czasu, ale chyba zostaje paczka.. gumisi..
I to jest problem - podwojenie dystansu. Tez tak sie przyzwyczailem do stalego dystansu i tempa. I ani rusz dalej. Picie i jedzenie konczylo sie kleska/wogole sie nie nadawalem do biegania/. Jesli jestes ogolnie zdrowy nic Ci sie nie stanie po prostu zatrzymasz sie/przerobilem tez i to/. Zaczalem wydluzac dystans o niewielkie odcinki i pomoglo.