Jescze jedna historia

Stawiasz pierwsze kroki? Tutaj szukaj wsparcia, pomocy i zachęty. Wstąp i podaj rękę tym, którzy dopiero nabierają pędu.
yew
Rozgrzewający Się
Rozgrzewający Się
Posty: 1
Rejestracja: 01 lip 2013, 22:39
Życiówka na 10k: 49:30
Życiówka w maratonie: brak

Nieprzeczytany post

Cześć Wszystkim!

Kategoria forum to "Zacznij biegać!". Biegam już jakieś 4 lata z różnymi przerwami, ale myślę że w głowie i technice wciąż jestem początkujący...

(dla tych, którzy nie mają ochoty na czytanie moich wypocin, na końcu jest główne pytanie :))

Zacznę od początku. Obecnie mam 31 lat. Kilka lat temu, stwierdziłem, że czas zacząć się troszkę poruszać, bo waga rośnie nie w tą stronę co powinna. Nie byłem otyły, ani nie miałem jeszcze problemów z nadwagą (ważyłem około 83kg przy wzroście 180cm). Więc to nie jest kolejna historia jak zejść ze 100kg do maratonu. W młodości też sporo ruszałem się (grałem w tenisa stołowego zawodowo), więc raczej nie prowadziłem koczowniczego trybu życia.

Wybór trochę z przypadku, może też dzięki modzie, padł na bieganie. Pełny zapału kupiłem sobie pierwsze buty do biegania: Nike Vomero (chyba 3), głównie dlatego bo mi się podobały (o supinacji, pronacji atakże butach minimalistycznych czy amortyzujących) nie wiedziałem prawie nic... Tak jak sobie kupiłem te buty to nauczyłem się biegać... od nowa (wtedy nie wiedziałem tego) na piętach, ciesząc się z cudownych poduszek moich "najków". Nawet pamiętam, że jak miałem zwykłe buty i próbowałem biegać, to nie dało się wcale a wcale (za twardo mi było - nic dziwnego jak lądowałem w trampeczkach na piętach...). No więc tak sobie biegałem czasami regularnie, czasem mniej. Kilka razy zrobiłem dychę, raz nawet zawziąłem się bardziej i udało mi się złamać 50 min na 10km (co wtedy wydało mi się nie lada wyczynem, teraz myślę, że to wcale nie taki wyczyn). Wszystko było dobrze, aż do listopada/grudnia 2011, kiedy stwierdziłem że na poważniej się wezmę za biegania i może by zrobić półmaraton, a w perspektywie coś więcej. Zrobiłem w ciągu miesiąca około 130km (co było znacznym zwiększeniem kilometrażu, bo wcześniej robiłem 70-80km maksymalnie). Kiedy wydawało mi się, że wszystko jest ok, dopadła mnie "magiczna" kontuzja. Po którymś biegu trochę mnie kostka bolała. Więc poczekałem kilka dni, aby się uspokoiło, następnie przebiegłem 5km.. i bieganie skonczyło się na następne pół roku :/ Byłem u ortopedy, na RTG na USG, ale nikt nic nie widział. Wszystko było ok wg wszelkich badań... Mogłem chodzić (baa nawet na nartach zasuwać), ale nie mogłem biegać.

Stwierdziłem, że przeczekam aż się samo uspokoi. W międzyczasie (w końcu?) zacząłem troszkę czytać o bieganiu, aby coś się dowiedzieć o teorii. Dowiedziałem się, że są inne techniki biegania. Że na pięcie to nienaturalnie, że lepiej jest ze śródstopia. Napaliłem się na to śródstopie... poszedłem do sklepu (ergo-sklep w Warszawie), uprzejmy Pan sprawdził mi mój bieg (wyszlo neutralny z małą tendencją do pronacji) po czym doradził inne buty: Brooks Pure Cadence. Zadowolony, że teraz wszystko będzie super, zacząłem biegać znowu. Tym razem na "śródsotpiu". W cudzysłowiu, bo najpierw to biegałem na prawie samych palcach, aby tylko prawie nie dotknąć piętą ziemi bo to podobno źle (w sumie im więcej czytałem o różnych technikach biegania, tym bardziej byłem skolowany). Lecz, co więcej udało mi się przebiec (więcej niż 20km w tygodniu) to co chwilę mnie ta noga, która była kontuzjowana bolała. Raz w jednym, innym razem w drugim miejscu. Tak z przerwami sobie dotruchtałem do zeszłej zimy, którą również sobie przetruchtałem (aby nie stracić formy, przy okazji nauczyłem się że przy -10 też da się biegać). Po zimie też sobie dalej truchtałem, aż w końcu znalazłem cel (półmaraton we wrześniu), motywację i pewność, że nie mam żadnej kontuzji. To było ponad miesiąc temu (w połowie maja), więc zacząłem biegać bardzo regularnie (około 4x w tygodniu, wychodziło około 30km), aż do wczoraj, kiedy po przedwczorajszym biegu, wstałem rano i jakbym miał siniaka po zewnętrznej stronie zaraz obok pięty... Przechyliło to czarę goryczy. Najpierw pogadałem z kumplem (dość dobry zapalony biegacz, raczej swoje już w życiu wybiegał, więc raczej też się zna troszkę na temacie), który stwierdził (zdalnie przez internet ;)), że moje buty to raczej dla mnie nie jest najlepsza opcja (zbyt minimalistyczne, polecił za to nike lunarglide), a potem już całkiem skołowany, stwierdziłem, że może zapytam się większego gremium, tych co się lepiej znają ode mnie... i tak trafiłem tutaj (może o 4 lata za późno, ale lepiej późno niż wcale).

No i tak doszedłem do sedna mojej opowieści, czyli pytania (dla tych którzy nie czytali długiej historyjki i tak mogą odpowiedzieć).

Używając nomenklatury internetowej TL;DR:
Czy znacie kogoś z Wrocławia kto (nawet odpłatnie), mógłby się spotkać, zobaczyć jak biegam, jakie mam buty i doradzić? Mieszkam generalnie poza Wrocławiem (ba poza Polską nawet), ale często tam bywam.

Z góry dzięki za zainteresowanie i odpowiedzi.
PKO
Awatar użytkownika
Adam Klein
Honorowy Red.Nacz.
Posty: 32176
Rejestracja: 10 lip 2002, 15:20
Życiówka na 10k: 36:30
Życiówka w maratonie: 2:57:48
Lokalizacja: Polska cała :)

Nieprzeczytany post

yew pisze: Czy znacie kogoś z Wrocławia kto (nawet odpłatnie), mógłby się spotkać, zobaczyć jak biegam, jakie mam buty i doradzić? Mieszkam generalnie poza Wrocławiem (ba poza Polską nawet), ale często tam bywam.
Znamy. W każdą sobote we Wrocławiu odbywają się zajęcia BiegamBoLubię, gdzie są doświadczeni trenerzy:
Wrocław Stadion AWF Wrocław, al. Ignacego Jana Paderewskiego 35. Sobota 9:30
New Balance but biegowy
ODPOWIEDZ