W liceum były sprawdziany, na studiach zaliczenia, wszystko to do biegania skutecznie mnie zniechęcało. Mało tego, słabe wyniki tych wszystkich pseudo zawodów utrwaliły mi w głowie jedną myśl " nie umiesz biegać". Kiedy ktoś proponował mi bieganie, pukałem się głowie i dawałem mu jasno do myślenia co o nim myślę.
Niestety czas płynie nieubłaganie, a z nim lata i w moim przypadku kilogramy. Ze szupłego młodzieńca stałem się hmm... mniej szczupłym mężczyzną. Postanowiłem coś ze sobą zrobić i odkryłem na nowo rower! Jakie to wspaniałe urządzenie. Dziarsko zabrałem się za robienie kilometrów, niezależnie od pory roku. Jeździłem do pracy, po pracy, jeździłem ile się dało i tak mi upłynęły ostatnie 3 lata przy okazji szlifując kondycję, ale nie za bardzo udało się pozbyć kilogramów.
W zeszłym roku na jesieni moja żona namówiła mnie na wspólne szybsze spacery, potem podstępem wciągnęła mnie w jakieś truchtanie. Jakie to było męczące ! Nie dawałem rady, a wszelkie mądre programy tylko pogarszały sprawę - Biegnij 1 min i 1 min idź, potem biegnij 2 min i 2 min idź... masakra. Kolejny raz w mojej głowie zaświeciła się lampką "nie umiesz biegać". Odpuściłem sobie z przekonaniem, że wiem czego w życiu nie będę robił - nie będę biegał.
Wróciłem do roweru, jeździłem jeszcze więcej, coraz szybciej i coraz dalej , aż do września tego roku kiedy to mój ukochany bicykl się zepsuł - właściwie to go prawie zajeździłem. Jako, że jestem do niego mocno przywiązany nie chciałem go zastępować innym, ale musiałem znaleźć sobie jakiś środek zastępczy bo pojawiły się objawy przeraźliwie wielkiej konieczności ruszenia 4 liter z domu na powietrze. Jako, że nie miałem ochoty inwestować w inne sporty postanowiłem ruszyć zad i dać sobie ostatnią szansę w bieganiu.
Znowu zacząłem od planów w Internecie (3 min biegu potem 2 marszu itd) i znowu męczyłem się jak głupi. Zacząłem patrzeć na biegających w koło ludzi i zacząłem zastanawiać się jak oni to robią ? I w końcu do mnie dotarło. A może wystarczy tylko... biec. Bez planów, programów, wychodzę z domu i biegnę. Możecie się śmiać, ale dla mnie to było odkrycie. Naprawdę.
Zacząłem po prostu biegać ! Nie przejmowałem się tempem, programem, czasem wskazaniem pulsometru. Po prostu wyłączałem się i biegłem, zostawiając za sobą wszelkie problemy. Zacząłem czerpać z biegania ogromną przyjemność. Aż po kilku biegach przyszedł dzień przebiegnięcia jednym ciągiem pierwszych 3 km, potem 5 km, potem 7km w końcu pękła dyszka

Aha, wracając do meritum:
Krzysiek - Szczecin, biegam wieczorami, uzależniony od 2 miesięcy, od tego czasu licznik wskazuje 134km, średnie tempo 7:40/km wiem że ślimacze to dopiero początki :D
Pozdrawiam