Okej, zacznę krótkim prologiem - od zawsze byłem grubaskiem, bez pociągu do sportu. Grubaskiem dosyć nietypowym, bo choć ręce i nogi miałem w miarę szczupłe, barki dosyć wąski, to brzuchal duży. Trochę odżyłem w harcerstwie, tam na obozach chudłem po ok.10 kg [co potem nadrabiałem w ciągu roku]. Od liceum zacząłem chodzić na siłownię i biegać. To były piękne trzy lata, gdy dawałem z siebie wszystko, w szkole mi się powodziło, dostałem się na studia i bęc. Ważyłem 76 kg, przy wzroście 183 cm, cienkie kości, niezła masa, potrafiłem wycisnąć 100kg 3 razy, przebiec 20 okrążeń stadionu [który mam pod nosem] w dobrym tempie 40 minut [tj.8km]. Wszystko było cacy. Dopóki nie dorwały mnie studia i dziewczyna - od tamtego czasu minął rok.
Utyłem o 16 kg, przy lekkiej przebieżce do tramwaju wypluwam płuca [choć już w samym tramwaju twardo obstaję przy spokojnym oddechu, by nie dyszeć na ludzi], na siłownie nie chodzę [brak pieniędzy]. Jedynie w domu podciągam się na drążku [przy wadze 76 kg podciągałem się 25 razy, teraz 20 razy - wybaczcie, muszę się pochwalić chociaż tym

]. Nie biegam. W zasadzie nic nie robię. Dużo jem. Widzę jak mnie to zmieniło, choć w głowie dalej mam obraz siebie - który zwyciężyłem brzuch i byłem jak ten młody bóg. Zero pokory.
Do rzeczy:
czy ktoś może mi poradzić od czego zacząć? Jak poszedłem ostatnio biegać, to nie wierzyłem, że nie dam rady przebiec 5 km. Ale po 4 okrążeniach - padłem, i mam wstręt do biegania. Chciałbym szybko wrócić do starego stanu - jak najlepiej to zrobić? [chodzi oczywiście o bieganie, kondycję]. Tak żeby się nie przetrenować, ale żeby nie zaczynać od zera..
Pozdrawiam,
Staszek