20 Maja w wieku 36 lat kupiłem sobie buty do biegania.
Od tamtego czasu staram się z nich korzystać regularnie. Czyli minimum 4 razy w tygodniu. Powody są bardzo podobne do tych, co podają zazwyczaj wszyscy początkujący dodający sobie odwagi na forach: nadwaga, papierosy etc. Ja dodatkowo stoję przed ważnymi zmianami w życiu ( na moja własną, skromną miarę), więc pomysł na trochę samodyscypliny nie wydawał się zły, a wizja czasu do swobodnych rozmyślań kusząca.
Po pierwsze starałem się sobie sam nie zaszkodzić. Dlatego moje początki były marne. I bardziej patrzenie na obrotomierz niż prędkościomierz. Regułą był bardziej czas spędzony na bieganiu niż dystans czy prędkość. Tym nie mniej, los obdarzył mnie terenem do biegania lekko pofałdowanym. Trucht robiłem pod górę/pagórek ( być może dla panów to niewiele -powiedział Lord Vetinari - ale w tej chwili to wszystko na co miasto stać) a marsze z.
I tak krok po kroku, dzien po dniu, jestem w tym miejscu. 40 min truchtu ciągłego i "zaciągam ręczny". Jak fantazja ułańska po koniec treningu wstępuję, mam taką górkę - dla mnie mont ventoux - ciągle niezdobyta, ale chyba zmienię trasę i wezmę ją w środku biegania.
Jeszcze nie jestem fanatykiem biegania.
Szumnie opisywane endorfiny chyba przeoczyłem albo na to za wcześnie.
To teraz pytania:
Myśląc o jakimś starcie (półmaraton, maraton) powinienem powoli przechodzić na twarde podłoże (asfalt a nie bruk - jak wyczytałem na którymś wątku)
Czy maraton na jesieni to zbyt szumne wyzwanie?
Z taką kondycją i jeszcze ciągłem paleniem papierosów nie bedzie to szarżowanie? Wiem, kto nie ryzykuje ten w kozie nie siedzi, ale nie chciałbym zrywać z bieganiem z powodu własnej głupoty (cytując klasyka -bolesny rozdźwięk między możliwościami a chęciami )
Ciekaw jestem opinii Państwa,
pozdrawiam,
czy czas na twarde?
-
- Zaprawiony W Bojach
- Posty: 776
- Rejestracja: 20 paź 2007, 11:48
- Życiówka na 10k: brak
- Życiówka w maratonie: brak
- Lokalizacja: Kraków
Na pewno przed startami na asfalcie warto pobiegać po takiej nawierzchni. Dużo czytałem o przypadkach że osoby na co dzień biegające po lesie, nie kończyły maratonów bo ich mięśnie nie były przyzwyczajone do biegania po asfalcie.
Natomiast jeśli chodzi o maraton na jesieni to nie wiem czy to jest dobry pomysł... Wydaje mi się żeby być dobrze przygotowanym do tego dystansu potrzeba pół roku regularnych treningów, 2,5-3 miesiące to jest trochę mało czasu. Choć oczywiście każdy jest inny, ale co jednemu może się udać drugiemu niekoniecznie. Dużo zależy od poziomu z jakiego się startuje, a 40 minut truchtu to według mnie trochę za mało. Wydaje mi się że lepiej swoich sił spróbować w maratonie wiosennym, do których zostało jeszcze bardzo dużo czasu bo ponad 9 miesięcy (jak dobrze liczę). Przez te 9 miesięcy będzie szansa by przygotować się bardzo dobrze, w okresie zimowym zbuduje się solidną podstawę po to by maraton na wiosnę przebiec bez żadnych problemów. Natomiast teraz na jesieni spróbować swoich sił na zawodach na dystansach 5,10km. Stopniowo zwiększać przebiegany dystans i jeśli szło by dobrze to spróbować za 2 miesiące swoich sił w półmaratonie.
Natomiast jeśli chodzi o maraton na jesieni to nie wiem czy to jest dobry pomysł... Wydaje mi się żeby być dobrze przygotowanym do tego dystansu potrzeba pół roku regularnych treningów, 2,5-3 miesiące to jest trochę mało czasu. Choć oczywiście każdy jest inny, ale co jednemu może się udać drugiemu niekoniecznie. Dużo zależy od poziomu z jakiego się startuje, a 40 minut truchtu to według mnie trochę za mało. Wydaje mi się że lepiej swoich sił spróbować w maratonie wiosennym, do których zostało jeszcze bardzo dużo czasu bo ponad 9 miesięcy (jak dobrze liczę). Przez te 9 miesięcy będzie szansa by przygotować się bardzo dobrze, w okresie zimowym zbuduje się solidną podstawę po to by maraton na wiosnę przebiec bez żadnych problemów. Natomiast teraz na jesieni spróbować swoich sił na zawodach na dystansach 5,10km. Stopniowo zwiększać przebiegany dystans i jeśli szło by dobrze to spróbować za 2 miesiące swoich sił w półmaratonie.