Jestem zadowolony i to bardzo

Nie dość, że nowa życiówka w półmaratonie na ciężkiej trasie to rok do roku na tej samej trasie poprawiłem się o ponad minutę.
Pobiegłem inaczej taktycznie niż tydzień temu na 10km. Tempo w półmaratonie, tym bardziej na takiej trasie jest dla mnie łatwiejsze do utrzymania niż na dychę, jest ono bliższe moim tempom treningowym, bliższe progowi mleczanowemu. Jak już pisałem mój trening nie przygotowuje mnie za bardzo na ból biegu powyżej progu. W sobotę w Sobótce miałem średnie tętno 165, gdzie 160 jest szacowany u mnie próg mleczanowy. Na takim tętnie mogę długo i mocno biec, nie boję się czy dam radę utrzymać tempo na całym dystansie.
Trasa ma taki profil, że tutaj patrzenie na międzyczasy nic nie daje, tętno również na podbiegach idzie mocno w górę, na zbiegach spada, ciężko po nim szacować. Trzeba biec na samopoczucie. Tak też zrobiłem.
Ukształtowała się grupka. W odróżnieniu od Andrzeja ja znałem wszystkich w niej biegnących, wiedziałem kto jakie ma możliwości

.
Z grupy pięciu osób, matematyczne szanse miałem tylko z Oleksandrem Labziukiem, pod warunkiem, że zgubię go po drodze, bo zwykle ogrywa mnie na finishu. Reszta poza zasięgiem. Ale biegło się dobrze, do Tąpadeł biegłem nawet ze sporym zapasem, przynajmniej psychicznym. Kuba Burghardt co chwilę próbował się urwać, delikatnie atakował, testował cały czas

Jednak doklejaliśmy do niego i grupka w całości dobiegła do początku podbiegu na Tąpadła.
Tam tempo wzrosło. Ja o dziwo na podbiegu czułem się dobrze, miałem nawet przebłyski żeby dać zmianę i jeszcze pociągnąć mocniej. Sił mi przybyło gdy Oleksandr i Andrzej zaczęli słabnąć, poczułem, że trzeba odskoczyć jak najdalej.
Za Tąpadłami od razu mocne 2km zbiegu i tam moje czwórki dostały za mocno. Przytrzymałem jeszcze Kubę do końca zbiegu, pędząc w dół jak szalony, kręcąc nogami prędkości raczej nie spotykane na treningach

Ale czwórki zniszczyłem, pouszkadzały się mocno. Za zbiegiem z Tąpadeł od razu lekkie, kilkuset metrowe ale delikatne podejście. Około 13km Kuba przyspieszył, ja za to miałem straszny kryzys. Nogi ciężkie i ogromne zmęczenie. Dobrze, że potem trasa prowadziła dosyć długo i łagodnie w dół, jakoś doszedłem do siebie. W międzyczasie Paweł Piotraschke, który został lekko pod koniec podbiegu na Tąpadła, minął mnie tuż przed 15km biegnąc coś blisko 3:00/km. Chłopaki zaczęli się oddalać, a jakoś psychicznie pogodziłem się z tym, że to nie mój poziom wynikowy i nie ma sensu ich gonić, bo i tak bez problemu mnie ograją. Nie oglądałem się za siebie, miałem nadzieję, że Andrzej i Oleksandr też mają problemy.
Chodzić nie mogę już drugi dzień... Czwórki zmasakrowane. Ten zbieg mi je załatwił, kto wie gdybym trochę wolniej zbiegał może miałbym więcej sił na końcówkę. Ale z drugiej strony, pewnie Andrzej by mnie wtedy dogonił. Biegnąc razem wynik jeszcze byśmy wyśrubowali, ale wtedy to raczej na ostatnich metrach nie dałbym mu rady.