Tylko że tutaj są wzięte wyniki tylko z lat 2011-2012 a PZLA musiało te minima przygotować już wcześniej o robiło jakieś średnie z kilku lat.
Czyli bierzesz najlepsze wyniki (z maratonów zazwyczaj komercyjnych bo tam są najlepsze wyniki), ale nie więcej niż po trzy dla danego kraju (bo tylko trzech zawodników z kraju może startować na Igrzyskach).
Akurat w tym który ja zrobiłem wyniki 2:10:30 daje miejsce 35.
Punkt widzenia zależy od punktu siedzenia - jak widać na zdjęciu z poziomu fotela to wygląda tak - jakby p. Haczek miał myśleć o sobie kiedy był w roli zawodnika to by myślał inaczej. 2 lata na zrobienie minimum to ile tych maratonów można pobiec? 4? a ile startów można zrobić na 100m czy 400m w 4 miesiące? 4x4 = 16 i to przy jakim nakładzie czasu, regeneracji... szkoda gadać - działacze swoje - zawodnicy swoje. Apropos - na Olimpiadę czasami jedzie się właśnie żeby się pokazać, a na mistrzostwa, żeby walczyć.
Ale rozmowa z działaczami to jak grochem o ścianę. Pan Haczek nagle zmienił się nie do poznania jak zasiadł w PZLA.
Prawda jest taka, że ciężko jest oddzielić emocje od zdroworozsądkowych argumentów. Wiadomo, każdy walczy o korzystne rozstrzygnięcie, w sprawie o którą walczy. Przykre jest nierówne traktowanie minimów w ujęciu o cały blok konkurencji lekkoatletycznych. Dlaczego minima na każdym dystansie, począwszy od sprintu a skończywszy na biegu na 10000 m, są zgodne z minimami A IAAF, a tylko minimum w maratonie jest tak wyśrubowane i znacznie odbiegające od standardów światowego związku LA? Z drugiej strony podejdźmy do tematu czysto empirycznie, bez emocji. O co to całe zamieszanie? O zawodników, którzy z racjonalnego punktu widzenia, nie maja szansy na spektakularny sukces. Ale czy właśnie nie chodzi o to, aby zbierać bezcenne doświadczenie, które może wydać plony za kilka lat? Zbyt dużo pytań, za mało odpowiedzi. Usłyszałem stanowisko PZLA w tej sprawie, które po części mnie, jako kibica satysfakcjonuje. Sercem jestem z naszymi maratończykami, ale niestety po głębszej analizie dochodzę do wniosków, że nie możemy dopuszczać do precedensów. Ekh... Gdyby aktywna dyskusja zaczęła się tuż po ustaleniu minimów, obecna sytuacja i zamieszanie z nią związane mogłaby wyglądać zupełnie inaczej.
Myślę że w starożytności też mieli minima takie czy siakie i nie jechał każdy kto chciał.
Mimo, iż lubię czytać blog Mariusza i jest to fajny gościu, to nie rozumiem o co ta sprawa.
Są minima, ustalone z góry, wcześniej, nie są wzięte z kosmosu.
Tak jak w życiu, są reguły, trzeba się do nich dostosować, a w wywiadzie bardzo mądrze pokazane jest, że reguły te nie są ustalane zbyt ostro. To że Polacy do nich niedorośli? Przykro mi, ale z tych samych przyczyn na igrzyska nie jadą koszykarze i inni..byli za słabi według takich czy innych kryteriów.
Co więcej, związek jest ratowany przez Szosta. Pokazał, ze da się. I że minima spełniają normy - na IO jadą tylko najlepsi.
Ponadto, myślicie, że gdyby minimum było 2:12:30 to mielibyśmy w tym roku takie wyniki? Nie sądzę, a to znów udowadnia słuszność minimum - było wymagające ale osiągalne.
Rozumiem ból Mariusza i innych, trenowali, mieli nadzieje i nagle motywacja pęka. TO musi byc straszne. Ale sorry - życie.
Zresztą bardzo nie podoba mi się pisanie na tym całym fb "Zakończyły się właśnie polskie kwalifikacje do maratonie na Igrzyskach Olimpijskich w Londynie". A Chabowski? Ok sam w niego nie wierzę, ale kurcze przytarłby im nosa trochę.
A już ostatecznie sądzę, ze takie minima czasowe to dużo lepszy pomysł niż kwalifikacje jednodniowe. Pomyślcie o takim Phelpsie. 8 złotych medali, a wystarczyłby jeden gorszy dzień, zatrucie żołądkowe i wcale by go na igrzyskach nie było. Świetny sposób eliminacji.
PiotrSw pisze:Tak jak w życiu, są reguły, trzeba się do nich dostosować, a w wywiadzie bardzo mądrze pokazane jest, że reguły te nie są ustalane zbyt ostro. To że Polacy do nich niedorośli? (...)
Co więcej, związek jest ratowany przez Szosta. Pokazał, ze da się. I że minima spełniają normy - na IO jadą tylko najlepsi.
I to dopiero jest manipulacja. To nie Polacy nie dorośli, tylko Polacy mają inne minima. Tak dla porządku.
Polskie minima są ustawiane ostro, bo wtedy, kiedy były ustalane ŻADEN z naszych maratończyków nie biegał 2:10:30.
Obiektywnie rzecz ujmując, kiedy ustalano minima, szanse na ich wypełnienie miał tylko Szost, chyba, że nagle objawiłby się jakiś talent.
A cała sprawa idzie przecież o to, żeby na igrzyska pojechali najlepsi. Ale nie jeden - tylko trzech. Najlepszych. Spełniających minimum A IAAF, czyli znowu nie takich nieudaczników.
Cała sprawa idzie o to, że jeśli reguły już są ustalone to się nimi nie manipuluje. A Szost pokazał, że nie były ustawione źle.
I czemu trójka? A może 5? A może i 6 bo też mu niewiele brakuje. Jak na moje może ich tam nawet jechać 15. Przecież, nie o to chodzi, nie raniło by to mnie, nie bolało że 15 Polaków pobiegnie maraton. Nie są to nawet duże koszta, do USA/Kenii pojechali, na Londyn też by było stać ich wysłać.
Kwestią jest to że reguł się przestrzega. A jeśli ktoś sądzi, że minima są złe to akcję tą powinien robić w zimie najpóźniej. Myślisz, że Iwona narzekała by teraz na minima gdyby pobiegła te głupie 40sekund szybciej? Nie sądzę.
Beauty&Beast pisze:Polskie minima są ustawiane ostro, bo wtedy, kiedy były ustalane ŻADEN z naszych maratończyków nie biegał 2:10:30.
Szost biegał.
2:10:27
---------
bardzo dobrze, że pojawiła się ta rozmowa.
mnie argumenty p.Haczka przekonują - przy całej sympatii dla zawodników.
rwJasiu pisze:Dlaczego minima na każdym dystansie, począwszy od sprintu a skończywszy na biegu na 10000 m, są zgodne z minimami A IAAF, a tylko minimum w maratonie jest tak wyśrubowane i znacznie odbiegające od standardów światowego związku LA?
odbiegające od standardów Iaaf, ok.
wyśrubowane - nie.
minima na 10000m i 5000m są w polskiej rzeczywistości dużo bardziej wymagające.
Pan Haczek wydaje się być rozsądnym i opanowanym człowiekiem, który bardzo rzeczowo i bez niepotrzebnych emocji odpowiada na, często bardzo uczuciowo nacechowane, zarzuty ludzi popierających zawodników.
Z tekstu wynika jednak, że IAAF chce, żeby w maratonie startowało więcej zawodników, dlatego "wprowadził w maratonie i chodzie minima niewspółmiernie słabsze niż w innych konkurencjach". Dlaczego zatem PZLA na siłę odrzuca zawodników, których IAAF chce widzieć na igrzyskach?
Tłumaczenie tego wyrównywaniem poziomu minimów z pozostałymi dyscyplinami jest moim zdaniem działaniem na szkodę własnych zawodników.
Dla mnie osobiście argument wprowadzenia takiego minimum dla zwiększenia presji na realne wyniki już mniej pachniał by strzałem w kolano, niż takie sztuczne robienie ukłonu w stronę reszty dyscyplin. Ukłonu który nic reszcie zawodników nie daje.