Z Agą Korpal o Tomku Kowalskim i ultramaratonie jego imienia

czyli o rywalizacji na najwyższym poziomie, zarówno na szosie jak i w gó®ach
Qba Krause
Zaprawiony W Bojach
Zaprawiony W Bojach
Posty: 11474
Rejestracja: 16 kwie 2008, 22:31

Nieprzeczytany post

czyli jak widać nie tylko motywacje się różnią ale również nasze potrzeby zrozumienia czy informacji na temat innych.
być jak brad pitt w Indiana Jonesie.

Do Things Always.

komentarze do bloga
blogspot
New Balance but biegowy
tajt28
Zaprawiony W Bojach
Zaprawiony W Bojach
Posty: 282
Rejestracja: 10 sty 2013, 16:09
Życiówka na 10k: 39:48 min
Życiówka w maratonie: 3:05:30
Lokalizacja: Polska B

Nieprzeczytany post

Qba Krause pisze:czyli jak widać nie tylko motywacje się różnią ale również nasze potrzeby zrozumienia czy informacji na temat innych.
A to chyba po ludzku naturalne jest.
Obrazek
Awatar użytkownika
Gump
Zaprawiony W Bojach
Zaprawiony W Bojach
Posty: 258
Rejestracja: 04 paź 2011, 14:53
Życiówka na 10k: brak
Życiówka w maratonie: brak
Lokalizacja: Bieszczady piękna kraina
Kontakt:

Nieprzeczytany post

Może ten filmik z wyprawy na K2 trochę rozjaśni temat najbardziej zacietrzewionym :spoczko:
http://www.youtube.com/watch?v=zV3nk82T1ZU
Legio Patria Nostra
Pozdrawia was Ostatni Mohikanin z Ustrzyk Górnych
http://www.noclegi-ustrzykigorne.pl/
montalb
Stary Wyga
Stary Wyga
Posty: 223
Rejestracja: 04 kwie 2013, 17:12
Życiówka na 10k: brak
Życiówka w maratonie: brak

Nieprzeczytany post

snail75 pisze:
Adam Klein pisze: W Himalaje też chyba często wchodzą ludzie, którzy sa bardzo daleko od umiejętności technicznego wspinania. Nie wiem czy Martyna Wojciechowska coś takiego potrafi? Czy chcąc wejść na Mont Everest to jest potrzebne?
Na Everest wchodzą ludzie "z ulicy" bowiem przed sezonem miejscowe agencje zabezpieczają całą trasę stawiając w trudniejszych miejscach drabinki czy rozwieszając liny poręczowe do których można się potem wpiąć dzięki czemu się nie spadnie. Do tego turyści wynajmują sobie Szerpów, którzy targają za nich cały dobytek, a na większych wysokościach używają tlenu z butli, niektórzy całkiem spore ilości. Tym sposobem całkiem spora liczba osób wchodzi na Everest, ale nazywanie ich himalaistami jest dużym nadużyciem.
Tego typu wyprawy komercyjne nazywane bywają przez himalaistów "udeptywaniem śniegu". Dobra kondycja fizyczna (i psychiczna), odporność na ekspozycję, no i tak z 50k dolców (Everest) :bum: Prawdopodobieństwo wejścia znaczne, ryzyko śmierci relatywnie znikome (według statystyk zdaje się około 1/100) .

Poręczówki wykorzystują również stosunkowo szeroko "prawdziwi" himalaiści. Zasadniczą chyba różnicą jest użycie przez komercyjnych wspinaczy tlenu często już od wysokości 6000 metrów albo i niżej. Prawdziwy himalaizm (rozumiany jako SPORT o tej nazwie) uprawia się natomiast OBECNIE bez wykorzystania butli z tlenem (chyba, że w sytuacjach awaryjnych). Tymczasem na wysokości 8k ciśnienie jest trzy razy niższe, niż na poziomie morza, wskutek czego ilość tlenu, którą wdycha człowiek jest również trzy razy mniejsza. Krew jest niedotleniona, więc poruszanie się jest znacznie utrudnione (znacznie bardziej męczące), co więcej pojawia się ryzyko obrzęku mózgu (zaburzenia koncentracji, świadomości, widzenia) i płuc. I tak dalej. Nie ma sensu się rozpisywać, jak ktoś ciekaw, to o roli tlenu i innych bardzo interesujących kwestiach związanych z deterioracją organizmu w "strefie śmierci" (powyżej 7,5-8k) można sobie posłuchać profesora Ryna w podlinkowanym przez Gumpa filmie.
Adam Klein pisze: Nie chodziło mi o ryzyko śmierci w przypadku maratonu czy ultramaratonu.
Chodziło raczej o to, że do ultra nie trzeba potrafić szybko biegac na krótkich dystansach.
Ale właśnie w górach wysokich trzeba "potrafić chodzić szybko" (oczywiście relatywnie). Zwłaszcza w Himalajach zmniejsza się dzięki temu czas przebywania "w strefie śmierci", co jest kluczowe. No i można zejść z często najbardziej niebezpiecznych partii szczytowych jeszcze przed zapadnięciem zmroku.

Wiele wypadków lub niebezpiecznych sytuacji w górach wysokich (i nie tylko) było związanych z tym, że wspinacze byli zbyt powolni, a zarazem bardzo chcieli wejść na szczyt (bo np. byli klientami na wyprawie komercyjnej i zapłacili słono za "przygodę życia"), więc nie zawracali zawczasu i schodzili po zmroku, przy słabej widoczności, gdy drogę pomylić mogą nawet wytrawni przewodnicy. Dodatkowo przedłużony pobyt na górze powoduje, że kończy się tlen. I nagle taki klient, krańcowo już zmęczony, musi oddychać bez wspomagania w rozrzedzonym powietrzu (nawet na "lajtowej" wysokości 5k - np. w Andach - ciśnienie jest wciąż dwa razy niższe, niż na poziomie morza - czyli wdycha się dwa razy mniej tlenu). Osoby, którym się to przytrafiło, porównują to do wyciągnięcia wtyczki z kontaktu. A tu jeszcze np. trzeba walczyć z ryzykiem hipotermii. Itd, itp.
LDeska pisze:można się uśmiechnąć czytając tą listę polskich "osiągnięć" - to naprawdę kamienie milowe w historii rozwoju gatunku ludzkiego.
Leszku z przyjemnością podyskutuję z Tobą o kamieniach milowych w historii rozwoju gatunku ludzkiego. Ale to raczej w dziale "Melanż". Tu jednak mówimy o sukcesach w alpinizmie i rzeczywiście my Polacy mamy na tym polu wielkie sukcesy i powody do dumy. Nie mam problemu ze zrozumieniem, że Ciebie nie napawają one dumą, nie rozumiem jednak, po co próbujesz je dyskredytować? Wcześniej ironicznie napisałem, że sport nie jest Ci obcy, co Cię jak widzę podkurwiło. Sorewicz :bum: Ale to mnie właśnie dziwi, bo akurat sportowiec powinien mieć szacunek do niebywałych osiągnięć innych sportowców. Podkreślam - "osiągnięć", a nie "wyborów życiowych" czy "motywacji". A w żadnej chyba dziedzinie sportu Polacy nie dominowali tak bardzo, jak właśnie w himalaizmie w latach '80. Próbę wyjaśnienia, dlaczego tak się stało, masz m.in. w wypowiedzi prof. Ryna w filmiku Gumpa. Jak chcesz cudzoziemców, to możesz np. sięgnąć po wydaną w zeszłym roku po polsku "Ucieczkę na szczyty" ("Freedom Climbers") Kanadyjki Bernadette McDonald (momentami ciężkostrawna - za dużo lukru).

pzdr
montalb
BYĆ JAK MEL GIBSON W "CZEGO PRAGNĄ KOBIETY"
Ludziowiec
Stary Wyga
Stary Wyga
Posty: 189
Rejestracja: 26 lut 2013, 08:20
Życiówka na 10k: 42:02
Życiówka w maratonie: 3:20:20
Lokalizacja: Poznań

Nieprzeczytany post

Bywa od dłuższego czasu, że biegam z Osobą, która i po Górach wysokich chodziła (jakieś wielotysięczniki - chyba), a po niskich prowadzi szkolenia. W każdym bądź razie, środowisko polskich alpinistów, himalaistów zna od wielu lat.
Któregoś dnia, podczas biegu zacząłem przeżywać, jakie to myśli może mieć człowiek, który będąc w górach, szczególnie wysokich, myśli, odczuwa w chwilach dla niego tragicznych i fatalnych. Na moje przeżywanie (hipotetyka włączyła się u mnie, ja u większości laików) zaproponował, że spróbuje sobie przypomnieć... Zdarzenie miało miejsce przed wielu laty, wyskoczył/odblokował się hak, czy lina..., leciał w jakąś rozpadlinę, jakaś półka i czekan w ręce...
Po słowach kolegi coś tam powiedzieliśmy biegnąc w Naszym gronie, po czym wycofałem się z rozmowy zupełnie pogrążony w myślach...
Wiele osób mówi, pisze o pasji, o byciu w elicie, o temacie w towarzystwie...
Niektórzy o bilansach zyskowo- jakiś tam, co jest nieporozumieniem, bo nie o element wymierny tutaj chodzi.
Statystyki, które często wykorzystywane są gorzej niż..., jak mawiał na wykładach jeden z Profesorów (oczywiście także zawieszając głos w "odpowiednim momencie).\
Żonglowanie porównaniami, które w rzeczywistości wcale nie mają za zadanie czegokolwiek porównać, także nie są stosowane by uwypuklić. Stosowane często jako żonglerka słowna, flirtowanie emocjami cudzym kosztem.
Przez niektórych i dla niektorych nie ma cala ta rozmowa charakteru wymiany poglądów, a wyłącznie przekonanie, udowodnienie o swojej racji.

Z wspomnień kolegi zbudowany został w mojej wyobraźni obraz himalaisty, alpinisty, jako człowieka... uzależnionego. Chodzi tu jednak o emocje, o wrażenia, o przeżywanie czegoś, czego w innych miejsca - wydaje się - nie można doznać. Chodzi o miejsce wyjątkowe, w którym człowiek znalazł się może i wyjątkowy (choć przecież jeden z wielu), w którym do pewnego momentu, do pewnego czasu myśli powstają i płyną inaczej...

Nie wszystkie wrażenia można opisać i nie wszystkie powinno się opisywać.

Na koniec słowo o Partnerach życiowych. Ja zostałem powalony luparą. Zdarza się i tyle. Miałem farta. Żona długie biegi traktuje jako niezrozumiałą dla niej formę masochizmu, który pozwala zastanowić się na kondycją psychiczną, intelektualną Partnera - minimum obserwować. Moje plany UTMB wypowiadam powoli, by siebie i Rodzinę przygotować do nich. Podobnie jak do biegów długich w kraju. Ale jak zostało powiedziane: Rodzina i bieganie... Wstać bez planu, bez celu, gdy człowiek wchodzi w kolejny okres życia jest najgorszą męką człowieka myślącego, czującego, sprawnego... Poza końcem wystawionej spod kołdry nogi MUSI być cel i SENS życia. Każdego dnia i w każdym miejscu.

Pozdrawiam
Jeśli pokonasz co wcześniej nie znałeś, to poznanie właśnie rozpocząłeś od siebie.
gocu
Zaprawiony W Bojach
Zaprawiony W Bojach
Posty: 763
Rejestracja: 05 gru 2011, 14:38
Życiówka na 10k: brak
Życiówka w maratonie: brak

Nieprzeczytany post

"w 2012 roku w ciągu 15 dni objechała wszystkie 28 szczytów Korony Gór Polskich ... na rowerze" - skończcie powtarzać tę bzdurę. Nie wjechała, a pchała na niektóre, a na Rysy wniosła rower w kawałkach, w dodatku nie sama. Marketing posunity do granic absurdu.
Awatar użytkownika
kulawy pies
Zaprawiony W Bojach
Zaprawiony W Bojach
Posty: 1911
Rejestracja: 29 sie 2010, 11:38
Życiówka na 10k: słaba
Życiówka w maratonie: megasłaba
Lokalizacja: hol fejmu

Nieprzeczytany post

czekaj, czekaj... czy to znaczy że według twojej pięknej teorii spiskowej Maja Włoszczowska też nie jeździ na rowerze???
Obrazek

--------
PWN powiada:

objechać
(...)
3. pot. «podróżując, odwiedzić wiele miejsc lub osób»


zrobiła to z rowerem.
--------------------------------
przypomina mi to nieśmiertelne dyskusje o tym, kto jest, a kto nie jest maratończykiem....
temat z gatunku: odkryj w sobie wewnętrznego Macierewicza...

zdrówko
mastering the art of losing. even more.
ODPOWIEDZ