Chodzi o to, że mi pyka w ścięgnie Achillesa. Zwykle w prawym, ale może też być i w lewym. To pykanie występuje mniej więcej na wysokości kostki (może troszkę wyżej). Pojawia się ono gdy sobie trochę pobiegam (powiedzmy 3 km lub więcej). Zanika po około dobie, na ogól wtedy gdy przestaję już czuć bieganie w nogach. Najczęścięj to występuje gdy na przykład kucam. Nie jest to bolesne, ale niepokojące, bo w końcu normalnie nic nie pyka mi w tym miejscu:). Efekt jest podobny do przeskakującego ścięgna na kostkach zaciskanej pięści, tylko to na ścięgnie Achillesa czuję znacznie wyraźniej. Co mi doradzicie, czy to niebezpieczne?
EDIT: Nikt nie odpowiada, bo być może nie popełniał podobnych błędów jak ja. Dzisiaj biegałem stawiając płasko stopę, a nie jak dotychczas najpierw przód (palce). I nie zauważyłem problemów ze ścięgnem. Więc wychodzi na to, że mój styl biegania był odpowiedzialny za moje problemy. Kupiłem dziś buty Adidas Spectrum, które mają bardzo dużo dwukolorowej
